Nie po to pani minister Nowacka od tylu lat jest politykiem, żeby teraz inni mówili jej, czego dzieci mają się uczyć.
Pani minister Nowacka została ministrem właśnie po to, żeby to ona mówiła rodzicom, czego ich dzieci mogą się uczyć – powiedział w najnowszym odcinku swojego programu publicysta „Najwyższego Czas-u!” Radosław Piwowarczyk.
– Minister edukacji Barbara Nowacka była gościem TVN24, gdzie zapowiedziała, że będzie wprowadzony do szkół nowy obowiązkowy przedmiot edukacja zdrowotna, który ma zastąpić wychowanie do życia w rodzinie – zaczął Piwowarczyk.
– Na antenie TVN24 niezwykle dociekliwy redaktor Konrad Piasecki zauważył, że Ordo Iuris przekonuje, że jeśli zostanie wprowadzona edukacja zdrowotna i rodzice nie będą chcieli, żeby ich dzieci uczestniczyły w zajęciach dotyczących edukacji seksualnej, to będzie wspierało tych rodziców i broniło ewentualnie ich przed sądem – kontynuował publicysta.
– No i tutaj pani minister Nowacka zareagowała bardzo stanowczo, jak na minister przystało, czy tam na ministrę, ciężko teraz powiedzieć, bo to taka reakcja stanowcza, nie wiem, czy ona bardziej do ministra, czy do ministry pasuje, to państwo sami będą musieli ocenić – kpił z lewicowej nowomowy Piwowarczyk.
Następnie redaktor przytoczył wypowiedź Nowackiej. Minister edukacji w TVN24 powiedziała, że „nie obchodzi ją, co boli Ordo Iuris”, ale „obchodzi ją, żeby dziecko, które chodzi do szkoły dostawało kompleksową wiedzę o swoim zdrowiu”.
– Kompleksowa wiedza to jest wiedza, którą zatwierdzą urzędnicy. To nie jest byle jaka wiedza, którą każdy może komuś przekazać, dowiedzieć się. To jest wiedza, która będzie zatwierdzona przez polityków, będzie odpowiednio ustawiony program, jeden dla całej Polski i żeby tam żadnych wyłomów w tym nie było, żeby każdy wiedział dokładnie to samo – wyjaśnił Piwowarczyk.
W dalszej części programu Nowacka dodała, że „będzie to przedmiot obowiązkowy bez względu na to, co jedna czy druga organizacja będą uważały”.
– No a jakżeby inaczej. Będzie obowiązkowy, bez względu na to, co inni będą uważali. Nie po to pani minister Nowacka od tylu lat jest politykiem. Musiała wchodzić w różne koalicje, układy, układziki, żeby się w końcu dochrapać do tego ministerstwa, żeby objąć fuchę, żeby teraz inni jej mówili, co tutaj dzieci mają się uczyć, a czego nie i może jeszcze rodzice by tam wskazywali jakieś oczekiwania swoje, jakieś pomysły, jakieś zażalenia. No przecież nie po to pani minister Nowacka została ministrem. Pani minister Nowacka została ministrem właśnie po to, żeby to ona mówiła rodzicom, czego ich dzieci mogą się uczyć – powiedział publicysta.
Sprzeciw Ordo Iuris
– Ordo Iuris, o którym wspomniał redaktor Piasecki, na swojej stronie internetowej wypunktowało zastrzeżenia, jakie ma do nowego przedmiotu wprowadzanego przez ministerstwo pod wodzą pani Nowackiej – zauważył Piwowarczyk. Na stronie organizacji możemy przeczytać m.in., że:
„dzieci, które ukończyły 9 lat, niezależnie od woli rodziców, mają być oswajane z tematyką seksualności”;
„uczniowie szkoły podstawowej będą uczyć się m.in. o masturbacji jako »normie medycznej”«, o tym, »co wpływa na libido«, o szeroko rozumianej »orientacji psychoseksualnej« (w tym homoseksualnej, biseksualnej, aseksualnej) oraz o »tożsamości płciowej, cispłciowości, transpłciowości«, a także »opisywać zaburzenia i dysfunkcje seksualne«”.
– Przyznają Państwo, że od samego czytania tego, czego mają się uczyć dzieci w ramach edukacji tzw. zdrowotnej, można dostać zawrotu głowy. No ale niezależnie od tego, jak to dokładnie będzie, tutaj trzeba zwrócić uwagę przede wszystkim na jedną sprawę, bo część rodziców powie: tak, super, edukacja seksualna to szkół, część powie: nie, absolutnie, nasze dzieci mają się tego nie uczyć – wskazał Piwowarczyk.
– W Polsce mamy obecnie taką sytuację, że kiedy rządzi Prawo i Sprawiedliwość, to taka edukacja nie będzie wprowadzana i zamiast tego na przykład będzie przedmiot HiT, który się nie będzie podobał dużej części rodziców. Kiedy rządzi uśmiechnięta koalicja,to tylnymi drzwiami pod nieco inną nazwą będzie wprowadzana edukacja seksualna, co z kolei nie będzie podobało się konserwatywnym rodzicom. Jedna i druga sitwa chce mieć kontrolę nad edukacją, bo to jest kontrola nad przyszłym pokoleniem, możliwość wpływania na wychowywanie przyszłych wyborców – podkreślił publicysta.
Piwowarczyk zwrócił uwagę, że gdyby nie istniał jeden państwowy program nauczania, to rodzice konserwatywni mogliby posyłać dzieci do szkół, gdzie wykładany jest HiT i religia, a ci bardziej postępowi do szkół, w których uczono by genderyzmu.
– W ramach takiej wolnej konkurencji zobaczylibyśmy, który model edukacyjny przynosi lepsze rezultaty – wskazał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz