W zeszły czwartek odbyła się kolejna konferencja Klubu Dyskusyjnego „Wałdaj”. To kluczowa impreza, a w zasadzie kluczowy think-tank kształtowania refleksji i narracji rosyjskich elit o Rosji wobec świata zewnętrznego oraz o relacjach międzynarodowych.
Think-tank ma formułę Fundacji Rozwoju i Wsparcia Międzynarodowego Klubu Dyskusyjnego „Wałdaj”, której założycielami są rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, Rada Spraw Zagranicznych i Obrony, Moskiewski Państwowy Instytut Stosunków Międzynarodowych (MGIMO) i Narodowy Uniwersytet Badawczy-Wyższa Szkoła Ekonomii (NIU-WSzE).
Na bieżąco think-tank wydaje periodyk „Rosja w polityce globalnej”, a dyrektor prac naukowych klubu, Fiordor Łukianow ma regularny program publicystyczny „Ogląd międzynarodowy” w państwowej telewizji Rossija-24. Oprócz tego Łukianow jest również szefem prezydium Rady Spraw Zagranicznych i Obrony.
W moim przekonaniu to właśnie to środowisko jest głównym środowiskiem odzwierciedlającym rzeczywistą intelektualną dyplomację Kremla.
Tradycyjnie w ramach konferencji odbyło się spotkanie dyskusyjne z Putinem. Był w dobrej formie. Reagował spokojnie, ale stanowczo. Dobrze radził sobie z pytaniami, które jednak nie były wymagające, niewygodnych prawie nie było.
Putin wyraził przekonanie, że mamy do czynienia z przełomowym czasem budowy całkowicie nowego porządku międzynarodowego, na miarę westfalskiego czy jałtańskiego. Podkreślał ideologiczne przesłanki polityki Zachodu, uznając, że kierująca nią ideologia liberalna stała się ideologią radykalnej „nietolerancji wobec jakiejkolwiek alternatywy, jakiejkolwiek suwerennej i niezależnej myśli”.
Ocenił, że Zachód nadal żyje przekonaniem o swojej wyjątkowości a w ramach niej dąży obecnie do zadania Rosji „strategicznej klęski”. Mówił o „pełzającej interwencji” Zachodu przeciw jego państwu, jak opisał konflikt geopolityczny na Ukrainie.
Wskazywał na BRICS jako formułę zarządzania relacjami międzynarodowymi odporną na wpływ Zachodu i rządy „złotego miliarda” – jak przedstawił finansową pozycję zachodnich elit. W tym kontekście wyraźnie reklamował rolę Rosji jako partnera mocarstw niezachodnich oraz Globalnego Południa.
Putin komplementował Trumpa jako prawdziwego mężczyznę, człowieka, który pokazał swoje cnoty w czasie zamachu na jego życie, mówił o gratulacjach, choć wcześniej jego administracja zapewniała, że żadnych formalnych ani nieformalnych gratulacji nie było, oraz wyraził nadzieję na to, że Trump będzie realizował zapowiadane wcześniej ruchy, w kwestii wojny na Ukrainie.
To słowa znacznie bardziej pozytywne, niż padające w kwestii Trumpa wcześniej z ust rosyjskiej elity. Sugerujące otwartość na negocjacje. Podkreślał gotowość normalizacji relacji z USA, ale bez żadnych warunków wstępnych.
O relacjach z Chinami mówił jako będących na bezprecedensowo wysokim poziomie – „poziom zaufania w relacjach jest historycznie najwyższy”. Cieszył się z szybkiego wzrostu udziału handlu z Chinami w ogólnych zagranicznych obrotach handlowych Rosji. Nastawał na wymianę technologii. Podkreślał znaczenie rosyjskich surowców energetycznych i sektora energetyki atomowej dla ChRL. Chwalił mieszany system gospodarczy ChRL, jako łączenie wolnego rynku i gospodarki planowej. Twierdził, że „chińska gospodarka działa efektywniej niż inne”. Podkreślał wspólnotę sytuacji nacisku USA.
Odpowiadając na pytanie japońskiego dziennikarza dosłownie nazwał Chiny „sojusznikiem”. Tym mianem określił również Indie. Współpracy gospodarczej z tymi drugimi także poświęcił wiele miejsca. Nota bene pytania od chińskich dziennikarzy były najliczniejsze. Gdy saudyjski dziennikarz mówił o „trzech światowych mocarstwach” (USA, Chiny i Rosja) Putin natychmiast dodał, że należy do tej rangi zaliczyć także Indie.
„Czym większy kryzys, tym więcej planu” – mówił o sytuacji w gospodarce. Możliwość taką wiązał jednak z rzeczywistą suwerennością, niezależnością od zewnętrznych interesów polityczno-gospodarczych. Jest to wymuszone realiami przesunięcie w narracji Putina, który przez wiele lat swoich rządów był liberalnym monetarystą.
Putin zrzucił na Zachód odpowiedzialność za załamanie się traktatów o kontroli zbrojeń atomowych. Sprzeciwił się wciąganiu do nich Chin, podkreślając, że nie mają one do tej pory parytetu z USA i Rosją, co było kolejnym wyraźnym gestem w kierunku Pekinu.
Jednocześnie mówił o wzroście potencjału strategicznego Wielkiej Brytanii i Francji, co zapisywał na konto kolektywnego Zachodu. Wyraźnie widoczny był brak gotowości do rozmów na tej płaszczyźnie, którą Rosja najpewniej będzie wiązać z rozmowami na innych płaszczyznach, na których chce rozmawiać już teraz.
Putin proponował „nową platformę inwestycyjną”, którą promował już na październikowym szczycie BRCIS w Kazaniu. Miałaby być ona mechanizmem inwestowania środków czołowych gospodarek bloku w państwach słabiej rozwiniętych. Platforma miałaby jednak oznaczać nie tylko transfer kapitału finansowego, ale też kadr, co sugeruje, że część pieniędzy wracałyby do firm i instytucji z Chin, Rosji, Arabii Saudyjskiej, ZEA.
Prezydent podkreślał, że dwie trzecie rosyjskiego handlu zagranicznego i 88 proc. obrotów z państwami BRICS odbywa się z pominięciem dolara. Podkreślał konieczność ustanowienia systemu płatności elektronicznej w miejsce SWIFT. Natomiast dystansował się na ten moment od pomysłu jakkolwiek rozumianej waluty BRICS.
Odniósł się również do kwestii kulturowych. Ceremonię otwarcia igrzysk w Paryżu nazwał „obraźliwą” dla chrześcijan. Krytykował ostro włączanie tak zwanych „kobiet” płci męskiej do zawodów sportowych kobiet, odwołując się m.in. do algierskiej „pięściarki” na ostatniej olimpiadzie. Powiedział, że „bronić własnych wartości należy wszystkimi dostępnymi środkami”.
Odrzucił sugestię manewru „odwróconego Kissingera”, o jaki zapytał chiński dziennikarz. Stwierdził, że relacje z Chinami to nie tylko wspólnota wielu interesów, ale też wspólnota wartości. Podkreślał, że sytuacja w Azji Wschodniej staje się coraz bardziej napięta.
Jednak bronił Chin, twierdził, że ich polityka jest „wstrzemięźliwa” i defensywna i winę za to przypisał polityce USA „tworzącej bloki” i „formalnemu włażeniu NATO” do regionu. Wzywał japońskiego dziennikarza do szukania kompromisu, tak jak według niego przebiega rozwój relacji chińsko-indyjskich.
Twierdził, że USA robią swoją polityką „prowokacji” na Tajwanie, tak jak wcześniej zrobiły to na Ukrainie.
Japońskiego dziennikarza potraktował zresztą dość ostro pytając o to, dlaczego pyta o współpracę Rosji z Chinami we wspólnych ćwiczeniach wojskowych na Dalekim Wschodzie, skoro Tokio wspólnie z Zachodem obłożyło Rosję sankcjami i od dekad utrzymuje amerykańskie siły zbrojne. Dość obcesowo wypowiadał się do tego dziennikarza twierdząc, że Japonia nałożyła sankcje na Rosję „na komendę Waszyngtonu”.
Przemknął szybko po temacie tegorocznej quasi-sojuszniczej umowy z KRLD bagatelizując ją retorycznie jako prostą kontynuację wcześniej podpisywanych układów, jeszcze w czasach ZSRR, choć nie wykluczył oficjalnie wspólnych ćwiczeń wojskowych.
Podkreślał gotowość Rosji do inwestycji na kontynencie afrykańskim (wymienił przykład – elektrownia atomowa w Egipcie) i po raz kolejny przypominał, że Moskwa nigdy nie kolonizowała i nie „eksploatowała” Afryki a także „wspierała ruchy niepodległościowe” (odwołanie do polityki ZSRR). Tłumaczył zaangażowanie wojskowe na kontynencie inicjatywą samych afrykańskich państw. Przyznał, że Rosja szkoli afrykańskich wojskowych i funkcjonariuszy bezpieczeństwa w wybranych państwach.
Wypowiadając się na temat Bliskiego Wschodu przyjął pozycję krytyczną wobec Izraela, jako strony łamiącej rezolucje Rady Bezpieczeństwa i Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Podkreślił znaczenie rozwiązania dwupaństwowego. Zasugerował w zawoalowany sposób, że odpowiedź Izraela na atak Hamasu okazała się nieproporcjonalna. Wypowiadał się jednak ostrożnie, wyraźnie nie chcąc nadwyrężać relacji z Tel Awiwem.
Wojnę z Ukrainą tłumaczył tym, że Rosja uznawała jej granice pod warunkiem neutralności tego kraju. Stwierdził również, że interwencja zbrojna była sposobem wsparcia ludzi broniących swoich interesów przed „zamachem stanu”, jak określił rewolucję Majdanu.
Powoływał się na Statut ONZ i przedstawiał się jako obrońca prawa do samostanowienia Krymu i Donbasu. Powoływał się na casus Kosowa i uznania jego niepodległości przez Sąd ONZ. Aneksję tych obszarów przedstawił jako wolę ich mieszkańców, wobec „rozpoczętych przez kijowski reżim działań zbrojnych”. „Jeśli nie będzie neutralności, trudno sobie wyobrazić dobrosąsiedzkie relacje między Rosją i Ukrainą, ponieważ w takich warunkach Ukrainą będzie narzędziem w cudzych rękach […] Sytuacja będzie się rozwijać w nieprzewidywalnych kierunku” – to w sumie ważna deklaracja dotycząca warunków rozmów pokojowych.
Rosja wyraźnie nie zadowoli się aneksją już kontrolowanych terytoriów ukraińskich, ale zdecydowanie dąży do co najmniej neutralizacji Ukrainy, czyli nie wstąpienia do NATO będzie jej fundamentalnym warunkiem. Putin wyrażał pewność siebie w perspektywie dalszej wojny na wyczerpanie.
Pytanie od niemieckiego dziennikarza wywołało u Putina peany na rzecz Gerharda Schrödera, jako człowieka „mającego swoje zdanie”. Chwalił jego sprzeciw wobec amerykańskiej inwazji na Irak. Poczytywał jego zaangażowanie w budowę Nord Stream jako zasługę dla Europy i działanie „w interesie narodu niemieckiego”. To jasny sygnał pod adresem Berlina, w zawoalowany sposób wskazujący na zasoby Rosji jako ratunek przed kryzysem wywoływanym przez politykę zielonego ładu.
Wszystko podawał w sosie „świata wielobiegunowego” i „zbalansowanego”, w czym widział gwarancję pokojowego charakteru stosunków międzynarodowych.
W konferencji dziennikarzy z Zachodu było niewielu. Zdecydowanie najwięcej, sądząc po pytaniach, było Chińczyków i Hindusów. Putin, jak już napisałem, w dobrej formie (nie wyglądał na umierającego co najmniej od trzech lat) i z pewnością siebie manifestował odwrót Rosji od Europy.
Krystian Kamiński
Autor jest członkiem Zarządu Głównego Konfederacji, był posłem na Sejm RP IX kadencji, tekst za fb
https://myslpolska.info/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz