czwartek, 27 marca 2025

Grochem o ścianę, głową w mur



Czyli dlaczego „bloguję”?

27 stycznia 2003 ukazała się sieci moja strona internetowa http://www.pospoliteruszenie.org. Myślałem wówczas naiwnie, że dzięki niej uda mi się zorganizować grupę ludzi rozsądnych, myślących i zatroskanych o los Polski.

W zamierzeniu miało to być pospolite ruszenie światłych obywateli, zorganizowane w celu obrony polskich interesów narodowych.

Życie brutalnie zweryfikowało moje naiwne rachuby: na taką inicjatywę nie było społecznego oczekiwania. Swojemu rozczarowaniu dałem wyraz modyfikując nazwę strony dodając do pospoliteruszenia: grochem o ścianę, głową w mur!

Dlaczego pomimo fatalnej porażki nadal prowadzę stronę?

Gdyż ze zdumieniem zorientowałem się, że moje pisanie „trafia pod strzechy” w nie zrozumiały dla mnie sposób i choć „nie zbawię Polski”, to jednak w jednostkowych przypadkach pomagam ludziom potwornie krzywdzonym przez system polityczny.

Podam kilka przykładów które mnie samego zszokowały i utwierdziły w przekonaniu, że moje pisanie nie jest tak całkowicie bezsensowne..

W 2011r polskie ścierwo media rozpoczęły wściekłą nagonkę na Jana Kobylańskiego, gdyż ten w publicznych wystąpieniach dał się poznać jako „antysemita”.
Zacytuję fragment artykułu z roku 2011, całość tutaj: http://www.pospoliteruszenie.org/Jak%20sedzia%20Zak%20sadownictwo%20zreformowal.htm 

„…88-letni obecnie Jan Kobylański (milioner, założyciel i szef organizacji polonijnej w Ameryce Południowej, b. konsul honorowy RP w Urugwaju), czując się dotknięty tekstami w „Gazecie Wyborczej”, „Rzeczpospolitej”, „Newsweeku” i „Polityce” z lat 2004-2005, skierował prywatny akt oskarżenia wobec szefów tych mediów oraz ich dziennikarzy, a także b. ambasadorów: Jarosława Gugały i Ryszarda Schnepfa.

Dotyczył on tekstów i wypowiedzi, w których przedstawiono Kobylańskiego jak szmalcownika wydającego Niemcom (za pieniądze) Żydów w czasie II wojny światowej, jako szpiega rosyjskiego i niemieckiego, który w czasie wojny wysługiwał się hitlerowcom jako kapo w obozie koncentracyjnym, w którym (jak napisał inny dziennikarz) nigdy go nie było, itp. itd. Kobylański chciał, by każdy z oskarżonych wpłacił 100 tys. zł na cel charytatywny.

Pan sędzia Andrzej Ż, od marca 2009 roku, tak jakoś sprytnie prowadził sprawę z powództwa pana Kobylańskiego, że 8 grudnia 2011r. zarzuty postawione przez niego szkalującym go dziennikarzom i dyplomatom…przedawniły się! A skoro się przedawniły, to pan sędzia Andrzej Ż, z czystym sumieniem, zgodnie z prawem polskim, unijnym, światowym (w tym i azjatyckim), sprawę….umorzył!

Osoby nie znające się na prawie polskim, unijnym, światowym i azjatyckim, próbują krytykować pana sędziego Ż, sugerując, że sprawę którą on umorzył, mógł rozstrzygnąć w ciągu tygodnia. Jeśli bowiem jeden dziennikarz napisał w gazecie, że pan Kobylański był w czasie II wojny światowej kapo w obozie koncentracyjnym, zaś inny dziennikarz napisał, że pan Kobylański nigdy nie był w żadnym obozie koncentracyjnym, zaś całą historię „obozową” wymyślił (zapewne aby wyłudzić odszkodowanie), to jeden z tych dziennikarzy z całą pewnością łże jak pies, a niewykluczone, ze obaj „mijają się z prawdą” jak to się teraz ładnie określa łgarstwa!

Gdyby pan sędzia Ż. zażądał, aby jeden dziennikarz pokazał dokumenty (albo wskazał świadków) z których wynika, że pan Kobylański był w obozie koncentracyjnym kapo, zaś drugi przedstawił papiery z których by wynikało, że Kobylańskiego jednak w obozie nigdy nie było, to już miałby co najmniej jednego oszczercę w garści. Co prawda pan Kobylański to spryciarz jakich mało, ale umiejętności przebywania jednocześnie w dwóch miejscach chyba jednak nie posiadł, co powinno przekonać sędziego Ż, że co najmniej jeden dziennikarz zełgał i powinien za to ponieść karę! …”

Nie wiem jakim cudem mój artykuł dotarł do pana Kobylańskiego, który skontaktował się ze mną i w dowód wdzięczności przesłał mi pięknie wydany album o Urugwaju. Pan Kobylański był wzruszony a jednocześnie zaskoczony, że ktoś w Polsce stanął w jego obronie!

W roku 2007 napisałem artykuł pod tytułem: „Beksiak i spółka, czyli dlaczego „uwalono” lustrację akademików” (całośc tutaj: Beksiak i spółka, czyli dlaczego „uwalono” lustrację akademików
„…„Gazeta Polska” w wydaniu z dnia 16 czerwca 2007roku, (P.Lisiewicz „Skazany za kawał” ) przedstawia jedną z takich karier, obecnego profesora nauk ekonomicznych, Janusza Beksiaka.

Człowiek ten zrobił w PRL-u błyskawiczną karierę naukową: doktorat, habilitacja, profesura. Był doradcą ekonomicznym Edwarda Gierka, oraz premiera J.K. Bieleckiego. Nauczał w warszawskim SGPiS-sie, Uniwersytecie Jagiellońskim, obecnie pracuje w Wyższej Szkole Handlu i Prawa w Warszawie. Karierę naukowa rozpoczął Beksiak w Wyższej Szkole Handlu Morskiego w Sopocie.

Razem z nim studiował (i miał pecha przyjaźnić się z Beksiakiem) Tadeusz Golis, były żołnierz armii Andersa. Na jednej ze studenckich imprez, Golis zaśpiewał piosnkę: „Jedzie Stalin na karowie, a Woroszyłow na byku. Kuda jedziesz byku krasny? W Polszu po mliku”…

Ktoś z uczestników studenckiej zabawy doniósł na UB, że Golis znieważył Stalina. Wszczęto śledztwo, w wyniku którego Golis trafił do więzienia na 2 lata i został wydalony z uczelni! Decydującym „dowodem” w sprawie Golisa, okazały się zeznania Beksiaka. Człowiek ten pogrążył swoimi zeznaniami Golisa, choć pozostali uczestnicy imprezy bronili go jak mogli!

Zeznania Beksiaka zrujnowały Golisowi życie. Po wyjściu z więzienia nie mógł on znaleźć żadnej pracy, otrzymał też „wilczy bilet” który przez długie lata uniemożliwił mu dokończenie studiów. Sprawca nieszczęścia Golisa, obywatel Beksiak, zrobił błyskawiczną karierę naukową!

Opisane wydarzenia – po latach – ujrzały światło dzienne w wyniku starań syna Golisa (jego ojciec zmarł w roku 1976), który dotarł do archiwalnych dokumentów i udostępnił je redakcji „Gazety Polskiej”.

W jaki sposób syn Golisa natrafił na mój artykuł nie wiem. Napisał do mnie dziękując mi za przypomnienie historii jego ojca, którego zniszczyli komunistyczni bandyci i ich pomagierzy tacy jak Beksiak!.

„Po drodze” napisałem jeszcze wiele artykułów biorąc w obronę prześladowanych ludzi (co zaprowadziło mnie dwukrotnie przed oblicze sądów, jednak obie sprawy wygrałem)

Mój ostatni tego typu artykuł napisałem kilka dni temu, biorąc w obronę Jerzego Ziębę, wściekle flekowanego przez media i środowisko medyków, autora książek o tematyce medycznej. (artkuł tutaj: http://www.pospoliteruszenie.org/zieba.html )

Również pan Zięba jakoś dotarł do mojego artykułu i w dowód wdzięczności przesłał mi swoje cztery książki. W rewanżu przesłałem mu swoją książkę „A to Polska właśnie”.

Takie drobne „sukcesy” utwierdzają mnie w przekonaniu, że warto tracić czas i pieniądze na działalność publicystyczną. W jednostkowych przypadkach pomogę, podtrzymując na duchu prześladowanych ludzi. Pospoliteruszenie.org w wymiarze krajowym poniosło klęską, waląc głową w mur i rzucając grochem o ścianę.

Anthony Ivanowitz
16.03.2025r.
http://www.pospoliteruszenie.org
https://anthony.neon24.net

Szara eminencja Kremla

Kiriłł Dmitriew to specjalny przedstawiciel Kremla ds. współpracy inwestycyjnej i gospodarczej z zagranicą. Został włączony do rosyjskiej de...