Wielki przegrany.
Nie milkną echa po spotykaniu prezydenta USA i b. prezydenta Ukrainy. „Silni ludzie tworzą pokój, słabi ludzie wywołują wojny” – tak skomentował premier Węgier Viktor Orban kłótnię w Białym Domu, która wywiązała się między prezydentem Stanów Zjednoczonych Donaldem Trumpem, a byłym prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim.
Oczywistością jest to, że oglądaliśmy teatr. Zapewne do niego przygotowały się obie strony. Prezydent Trump potrzebował argumentu pokazującemu sojusznikom i amerykańskiemu społeczeństwu kto jest hamulcem rozmów pokojowych. Przywódca Ukrainy chciał po raz kolejny zagrać trzyletnią kartą – bronimy świat euroatlantycki przed Rosją.
Batalię wygrał bezsprzecznie Donald Trump. Wyglądało to tak – przyjeżdża do prezydenta USA zblatowany z byłą i nieprzychylną obecnemu administracją, były prezydent znajdujący się w tarapatach. Jest namawiany do podpisania mało korzystnej dla jego kraju umowy, od której jednak może zależeć „być, albo nie być jego kraju”.
Przed dziennikarzami wykłóca się niczym przekupa, polemizuje i mówi rzeczy stawiające gospodarzy w mało komfortowej sytuacji. Tak nie zachowuje się odpowiedzialny polityk, maż stanu, człowiek rozumiejący realpolitykę. Tak się przede wszystkim nie może zachować polityk dbający o biologiczne przetrwanie swojego narodu i rozumiejący wagę krwi.
Roman Dmowski w fundamentalnej pracy „Polityka polska i odbudowanie państwa” pisał „Bytu Polski ryzykować, jej przyszłości przegrywać nie wolno ani jednostce, ani organizacji jakiejkolwiek, ani nawet całemu pokoleniu”. Zełenski pism Romana Dmowskiego zapewne nie zna, ale samą zasadę powinien znać. Zwłaszcza biorąc pod uwagę sytuację w jakiej się od dłuższego czasu znajduje.
Potrafię zrozumieć tych, którzy w postawie b. prezydenta państwa ukraińskiego widzą odwagę, ideowość, bezkompromisowość i hardość. To jak zwykle stronnicy romantycznych zrywów, wszelakich powstań, i marzyciele śniący dla rewolucji dla samej rewolucji i wiecznie trwającej wojny. Taki patriotyzm serca, zawsze w Polsce miał ogrom stronników. To było naszym wielkim problemem w 1930, 1863, 1905, 1944 roku. Tak było w powojniu, i tak było przed stanem wojennym. Jeśli dana sprawa upadła, przelano hektolitry daremnej krwi i można było się pławić przez kolejne dziesięciolecia cierpieniem – to pojawiała się szaleńcza definicja „moralnego zwycięstwa”. Dzisiaj znów słyszę z różnych stron o tym, że Ukraina moralnie zwyciężyła.
Dla mnie te insurekcyjne ramoty to tylko puder przykrywający porażki. Ja wiedzę w postawie byłego prezydenta Ukrainy desperację i strach przed własnym narodem. Nie dziwię się jego strachowi. Przez ostatnie lata liczne ośrodki amerykańskie i europejskie hartowały w nim butną postawę, zapewniając go o dozgonnej przyjaźni. Polscy politycy i wojskowi dołożyli do tego swoją cegiełkę.
On zaś postawił wszystko na jedna kartę, mówiąc ukraińskiemu społeczeństwu o powrocie do zajętych przez Rosjan terenów i pokonaniu Federacji Rosyjskiej rządzonej przez prezydenta Władimira Putina. Nie odrobił lekcji z historii. Stany Zjednoczone nie są szczególnie przekonane do tych, których czasowo popierają. Najlepszymi przykładami są Irak i Libia. Natomiast prawie zawsze – i na szczęście dla ludzkości – mocarstwa w momentach krytycznych zasiadają do stołu.
Stany Zjednoczone zażądały dużo, nawet bardzo dużo. Gdybym był Ukraińcem gorzko bym zapłakał. Można to nazywać gangsterskim posunięciem. Ale bądźmy poważni, polityka jest brutalna. Zakulisowo jest brzydka, i były prezydent Ukrainy doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
USA były i są państwem imperialistycznym, ale obecny prezydent jest twardym człowiekiem biznesu. Jest odwrotnością swojego sklerotycznego poprzednika Joe Bidena, który firmował politykę szaleńczych internacjonalistycznych pomysłów. Dla Trumpa liczy się geszeft.
Będący blisko prezydenta USA Elon Musk jasno wskazywał, że cięcia są konieczne. Alarmował że, dług USA wynosi już ponad 36 bln dolarów, co stanowi 123 proc. PKB. Mówił o możliwym bankructwie USA. Wściekał się na korupcyjne praktyki na Ukrainie czy ładowanie pieniędzy w dziwaczne organizacje pozarządowe. Ta wojna przestała być dla USA opłacalna. Ameryka nie chce wydawać takiej ilości pieniędzy, których odzyskanie staje się coraz bardziej wątpliwe.
Tylko kompletny idiota mógł uwierzyć w bajki opowiadane przez śliskich działaczy Partii Demokratycznej – o to, że idzie o demokrację i prawa człowieka. Nikt z stronników polityki prowojennej nie wspomniał przez ponad dekadę o mordowanej ludności rosyjskojęczynej na Ukrainie przez nazistowskie bojówki czerpiące z ideologii banderowskiej.
Z pierwszoplanowych polityków III RP, tylko były premier Leszek Miller miał taką odwagę. Nikt nie chciał słuchać ludzi, którzy od dawna ostrzegali, że tak właśnie potoczy się wojna na Ukrainie.. W naszym kraju nazywano wszystkich realistów z lewa i prawa „ruskimi onucami”. Tłumaczono, że tylko stronnik prezydenta Putina może wątpić w niezwyciężoną armię ukraińską broniącą Europy przez sowieckimi hordami. Jestem ciekaw jak za kilka miesięcy wszyscy stronnicy trwania tej bezsensownej wojny, spojrzą w twarze tych, którzy stracili swoich bliskich.
Zełenski przegra wojnę na Ukrainie. Pytanie jak to zrobi? Jeśli teraz skruszeje i zgodzi się na amerykańskie warunki, to z całą pewnością będą one mniej korzystne dla ukraińskiej strony, niż te proponowane poprzednio. Ukraina straci wschodnią część kraju. Pozwoli to jednak usiąść do stołu negocjacyjnego w najbliższych tygodniach przez przedstawicieli USA i Rosji.
Jeśli dalej będzie hardo się upierał przy swoim i walczył siłami ukraińskimi z pomocą krajów europejskich, to zapewne wojna potrwa jeszcze kilka miesięcy. Zakończy się jednak jeszcze większymi stratami terytorialnymi i znacznie większą ilością trupów. Rosja będzie zachęcona tym, że Zełęski stracił bezwzględne oparcie w zaoceanicznym mocarstwie. Stany Zjednoczone nie odpuszczą i będą dociekliwie pytać na co poszły pieniądze, które były im pożyczane. Moim zdaniem w takim wypadku, sami Ukraińcy wymuszą na nim dymisje. Może się to dla niego skończyć bardzo niedobrze.
Nie przeżywam porażki byłego prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. Interesuje mnie to co naród polski może na tej sytuacji stracić lub zyskać. Trwanie tej wojny, a tym bardziej jej rozlanie się na inne państwa nie jest w naszym narodowym interesie. Dalsze ładowanie pieniędzy, w wojenny kijowski worek bez dna, jest zupełnie bezsensowne.
Ukraina nie zrobiła w stosunku do Polski nic, by realnie odwdzięczyć się za ogromną pomoc. Poza rytualnymi podziękowaniami, nie było żadnych konkretów. Pomoc za która bezrefleksyjnie optowały zarówno rządy PiS-owskie, jak i te związane z KO nie została obwarowana żadnymi konkretnymi oczekiwaniami.
Ukraina przez trzy lata nie pozwoliła pochować pomordowanych naszych rodaków w latach 1939-1947. Na Ukrainie dalej kwitnie kult Stepana Bandery i Romana Szuchewycza. Władze nic nie robią z ukraińskimi skrajnymi szowinistami, którzy na listach tzw. myrotworcu umieściły dwóch kandydatów na prezydenta naszego kraju czyli Sławomira Mentzena i Grzegorza Brana, wydawcę „Myśli Polskiej” Przemysława Piastę czy niezmordowaną w walce o polską pamięć Katarzynę Sokołowską.
Nie padam również z zachwytu nad bezkompromisowością duetem Donald Trump & James David Vance. Kibicuje im oczywiście w sprawach, które pokazują również Polakom jaką drogę należy obrać – zielony ład, tęczowa rewolucja czy poprawność polityczna. Na dzień dzisiejszy z aprobatą obserwuje ich działanie na rzecz wygaszenia wojny na Ukrainie. Konfliktu, który żeby była jasność, jest rezultatem miedzy innymi działań amerykańskich, i za który Ukraina będzie słono płacić jeszcze wiele dziesięcioleci.
Ale to nie jest nasz główny polski problem. My pod żadnym pozorem nie powinniśmy być sługami czy adwokatami Ukrainy. Nie możemy być miejscem zgniotu i arena walki świata zachodniego ze wschodnim.
My powinniśmy wykorzystać nasze znakomite położenie geograficzne. Należy przestać bredzić o przekleństwie graniczenia z Niemcami i Rosją i myśleć jak wykorzystać przyszłą powojenną sytuację. Powinniśmy spróbować – co będzie bardzo trudne – odbudować nasze stosunki z Białorusią i Rosją. Jest to możliwe – popatrzmy na Gruzję czy Czeczenię.
To właśnie Polska powinna być klamrą spinającą Zachód ze Wschodem. Powinna być miejscem spotkań, prowadzenia negocjacji i ubijania interesów między państwami i narodami. Powinna brać przykład z mniejszych, ale znacznie mądrzej rządzonych państw jak Węgry czy Słowacja.
Trzeba przebudować naszą świadomość. Odrzucić wszystkie mrzonki o byciu Chrystusem narodów, powinnościami wobec obcych, koniecznością prowadzenia krucjaty przeciwko Moskalom. Trzeba przestać traktować Unie Europejską jak bożka, któremu należą się ofiary i uwielbienie. Trzeba trzeźwej głowy i chłodnej kalkulacji. Należy dążyć do pokoju i spokoju w Europie.
Trzeba wykorzystać to, ze u sterów USA jest biznesmen, a nie szalony ideolog. To się po Donaldzie Trumpie może długo nie powtórzyć. Więcej realizmu i egoizmu narodowego, nawet gdy burzy to mitologię o naszym wyjątkowej roli w Europie.
Łukasz Jastrzębski
https://myslpolska.info