Szczególnie dużo informacji na temat Słowian i początków ich ekspansji w kierunku Bałkanów zawdzięczamy Prokopiuszowi z Cezarei, który zresztą był już tu wielokrotnie cytowany.
Urodził się on na przełomie V/VI wieku w Cezarei Nadmorskiej w Palestynie. Po studiach humanistycznych w Cezarei i Berytos w roku 527 przeniósł się do Konstantynopola. Następne 15 lat spędził w sztabie głównego wodza Cesarstwa Bizantyjskiego Belizariusza, jako jego doradca i sekretarz, towarzysząc mu w wojnach na granicy perskiej, w Afryce i Italii.
Jest on autorem szeregu dzieł, w których zawarł wiele bezcennych informacji na interesujący nas temat. Tak na przykład w De bello Gothico znajdujemy taką oto informację:
„Zatoka Meotycka wpada do Pontu Euxyńskiego. Mieszkańcy tamtejsi, przedtem Cymmerami zwani, już teraz nazywają się Utigurami. Dalsze krainy na północ zajmują nieprzeliczone narody Antów.”
Tak więc w rejonie Zatoki Meotyckiej (Morze Azowskie) mieszkać mieli bułgarscy Utigurowie, a na północ od nich siedziby zajmować miały nieprzeliczone narody Antów, którzy z kolei sąsiadować mieli ze Sklawenami. Ale wróćmy do tego, co napisał Prokopiusz z Cezarei:
„Albowiem te plemiona, Sklawinowie i Antowie, nie podlegają władzy jednego człowieka, lecz od dawna żyją w ludowładztwie i dlatego zawsze wszystkie pomyślne i niepomyślne sprawy załatwiane bywają na ogólnym zgromadzeniu. A także co tyczy się innych szczegółów te same mają, krótko mówiąc, urządzenia i obyczaje jedni i drudzy ci północni barbarzyńcy. Uważają bowiem, że jeden tylko bóg, twórca błyskawicy, jest panem całego świata i składają mu w ofierze woły i wszystkie inne zwierzęta ofiarne.
O przeznaczeniu nic nie wiedzą, ani nie przyznają mu żadnej roli w życiu ludzkim, lecz kiedy śmierć im zajrzy w oczy, czy to w chorobie, czy na wojnie, ślubują wówczas, że jeśli jej unikną, złożą bogu natychmiast ofiarę w zamian za ocalone życie, a uniknąwszy śmierci, składają ją, jak przyobiecali, i są przekonani, że kupili ocalenie za tę właśnie ofiarę. Oddają ponadto cześć rzekom, nimfom i innym jakimś duchom i składają im wszystkim ofiary, a w czasie tych ofiar czynią wróżby.
Mieszkają w nędznych chatach rozsiedleni z dala jedni od drugich, a przeważnie każdy zmienia kilkakrotnie miejsce zamieszkania. Stając do walki, na ogół pieszo idą na nieprzyjaciela, mając w ręku tarczę i dzidę, pancerza natomiast nigdy nie wdziewają. Niektórzy nie mają ani koszuli, ani płaszcza, lecz jedynie długie spodnie podkasane aż do kroku i tak stają do walki z wrogiem.
Obydwa plemiona mówią jednym językiem niesłychanie barbarzyńskim. A nawet i zewnętrznym wyglądem nie różnią się między sobą, wszyscy bowiem są rośli i niezwykle silni, a skóra ich i włosy nie są ani bardzo białe względnie płowe, ani też nie przechodzą zdecydowanie w kolor ciemny, lecz wszyscy są rudawi. Życie wiodą twarde i na najniższej stopie, jak Massageci i brudem są stale okryci tak jak oni.
A przecież bynajmniej nie są niegodziwi z natury i skłonni do czynienia zła, lecz prostotą obyczajów przypominają Hunów. Także i imię mieli z dawien dawna jedno Sklawinowie i Antowie; jednych i drugich bowiem zwano dawniej Sporami, sądzę że dlatego, ponieważ rozproszeni, z dala od siebie zamieszkują swój kraj. Dlatego też mają tam u siebie wiele ziemi; po drugiej stronie Istru bowiem przeważnie oni mieszkają.”
Tymczasem zajrzyjmy do dzieła z przełomu VI/IVII wieku, którego autorstwo dawniej przypisywano bizantyjskiemu cesarzowi Maurycjuszowi, co jednak nowsze badania poddają w wątpliwość. Oto czytamy w nim:
„Terytoria Sklawenów i Antów leżą jedne za drugim, wzdłuż rzek i łączą się między sobą tak, że nie ma między nimi żadnej znaczniejszej przerwy. Mieszkają w lasach, wśród rzek, bagien, moczarów i mając rozliczne wyjścia ze swoich siedzib ze względu na mogące ich spotkać niebezpieczeństwa, wszystko, co im jest potrzebne, składają w ukryciu, nie trzymając nic zbytecznego na widoku.”
Pierwsze najazdy Antów i Sklawenów na Cesarstwo Bizantyjskie, podejmowane przeważnie wspólnie z ludami tureckimi, odnotowane zostały za panowania cesarza Justyna I, zasiadającego na tronie cesarskim w latach 518 – 527. Nasiliły się one za jego następcy – Justyniana I.
Rzućmy w tym miejscu okiem, co na ten temat pisał znany nam już Prokopiusz z Cezarei, tym razem jednak nie w De bello Gothico, ale w Historii Sekretnej (Historia arcana):
„Odkąd zaś Justynian wstąpił na tron, Hunowie, Sklaweni i Antowie niemal co rok najeżdżali Illirię i całą Trację – wszystko od Zatoki Jońskiej aż do samych przedmieść Bizancjum, wraz z Grecją i Chersonezem – i w straszliwy sposób gnębili tamtejszą ludność. Przy każdym takim zagonie ponad dwieście tysięcy Rzymian musiało, jak sądzę, stracić życie lub pójść w niewolę, w wyniku czego cały ten kraj stał się istną „scytyjską pustynią”.”
W 540 roku Sklawenowie wspólnie z bułgarskimi Kutigurami dotarli aż do bram Konstantynopola. W obliczu ciągłych najazdów na rozkaz Justyniana wzniesiono system twierdz nad Dunajem, które miały chronić Cesarstwo przed barbarzyńcami.
W 549 roku Sklawenowie podjęli samodzielną wyprawę, w trakcie której spustoszyli Ilirię oraz Trację, docierając do wybrzeży Morza Egejskiego. W następnym roku „wielka liczba Sklawinów, jakiej nigdy nie było wcześniej” najechała Dalmację i Trację, przy czym po raz pierwszy pozostała w granicach Cesarstwa na zimę. Wysłane przeciw nim wiosną 551 roku wojska bizantyjskie poniosły druzgoczącą klęskę pod Adrianopolem.
W 558 roku Antowie i Sklawenowie wzięli udział w wielkim najeździe Kutigurów na Bizancjum, docierając do Konstantynopola i przez Termopile wdarli się w głąb Grecji. W tym czasie liczne grupy Sklawinów poczęły osiedlać się w granicach Cesarstwa w charakterze sprzymierzeńców podejmując służbę w armii cesarskiej.
Ale przejdźmy do tego, co działo się na ziemiach polskich. Przypomnijmy sobie w szczególności to, co pisał Jordanes. Niezwykle ważna jest dla nas zwłaszcza informacja, iż siedziby Wenedów sięgały w tamtym czasie, tj. ok. połowy VI wieku, czy też raczej nieco wcześniej, górnej Wisły. Przyjrzyjmy się w związku z tym stosownym ustaleniom archeologów. Oto Michał Parczewski pisze:
„Wzorzec kultury słowiańskiej z VI – VII w. jest całkowicie odmienny od modelu typowego dla dawniejszych kultur w kręgu środkowoeuropejskim (Godłowski 1979, s. 8 – 16; Parczewski 1988b, s. 92 – 96; tam dalsza literatura). W VI w. (a być może jeszcze u schyłku V w.) ziemie Polski południowo – wschodniej znalazły się w zasięgu tzw. praskiej prowincji kulturowej, utożsamianej z kopalnymi pozostałościami Sklawinów – zachodniego odłamu Słowian w początkach wczesnego średniowiecza.
Do pewnego stopnia odmienny charakter ma inny krąg znalezisk wczesnosłowiańskich, na razie słabo zdefiniowany, który obejmuje część Mazowsza, Kujawy, Wielkopolskę, część Pomorza Zach., Ziemię Lubuską i północno – zachodni skrawek Dolnego Śląska. Wielu badaczy uznaje, że już od przełomu V/VI w. funkcjonował tutaj tzw. drugi nurt kształtowania się kultury Słowian, synchroniczny z najstarszymi przejawami kultury praskiej w Małopolsce. Pogląd ten został ostatnio przez autora zakwestionowany na podstawie weryfikacji wartości źródłowej poszczególnych znalezisk archeologicznych.
Aktualnie żaden z zespołów wczesnosłowiańskich w Polsce – poza klasycznymi obiektami kultury praskiej [tj. tymi z terenu Małopolski] – nie posiada należycie udokumentowanej metryki wcześniejszej niż schyłek VI w. (Parczewski 1988b, s. 97 – 105; 1989, s. 44 – 49). […] Nie budzące wątpliwości archaiczne pochówki wczesnosłowiańskie odkryto natomiast w Siemoni na pograniczu Małopolski i Górnego Śląska, w dorzeczu Przemszy (Parczewski 1988a, s. 186, tabl. LXXXI: 4, 5).”
Mamy tu więc do czynienia z zadziwiającą zgodnością danych pochodzących z wykopalisk archeologicznych z przekazem Jordanesa. W zasadzie trudno mieć więc wątpliwości co do zasięgu osadnictwa słowiańskiego na ziemiach polskich w tamtym czasie.
W kolejnych latach następujące po sobie fale ludności słowiańskiej zasiedlały dalsze tereny – dzisiejszą Słowację, Czechy i Morawy, a także pozostałe ziemie polskie oraz wschodnią część Niemiec. Osadnictwo słowiańskie nie tylko bowiem dotarło do Łaby, ale w wielu miejscach ją przekroczyło.
Ale czy istniał związek pomiędzy ekspansją Słowian a opuszczeniem przez Hreidgotów dzisiejszych ziem polskich? Zdaniem Andrzeja Kokowskiego, na obszarze najdokładniej przez niego przebadanym, tj. w Kotlinie Hrubieszowskiej, osadnictwo gockie przetrwało do drugiej dekady VI wieku, przy czym do zniszczenia go mieli przyczynić się nie Słowianie, ale Herulowie, którzy – wyparci ze swych siedzib przez Longobardów – ruszyli zewnętrznym łukiem Karpat na północ, a następnie na półnowcny-zachód, by, zwróciwszy się znów na północ, ostatecznie dotrzeć do Skandynawii.
Wedle Andrzeja Kokowskiego, Herulowie mieli zatrzymać się w tym marszu na przeciąg kilku lat na terenie powiatu tomaszowskiego (śladem ich bytności na tym terenie miałoby być cmentarzysko w Ulowie), przy czym mieli oni doprowadzić do zniszczenia nie tylko omawianej enklawy osadniczej z Kotliny Hrubieszowskiej, ale całego osadnictwa wielbarskiego na prawym brzegu Wisły.
Do mnie osobiście hipoteza ta nie przemawia. Owszem, mogę sobie wyobrazić, że w trakcie marszu Herulów przez ziemie polskie mogło dochodzić do wojen z „tubylcami”, ale trudno mi przyjąć, żeby było to wydarzeniem na taką aż skalę. Prokopiusz z Cezarei w taki oto sposób opisuje wspomnianą wędrówkę Herulów:
„Kiedy Herulowie pokonani w bitwie przez Longobardów opuścili ojczyste siedziby, część z nich, jak już wspomniałem, zamieszkała na terenie Illirii, pozostali nie chcieli się przeprawiać przez Dunaj, lecz osiedlili się na samych krańcach zamieszkanego świata. Pod wodzą wielu ludzi królewskiej krwi przemierzyli po kolei wszystkie ziemie Sklawenów, następnie przeszli przez rozległe bezludne tereny, w końcu dotarli do ludu zwanego Warnami. Potem przeszli przez tereny Danów, nie doznając żadnej krzywdy ze strony tamtejszych barbarzyńców. Ostatecznie dotarli nad Ocean i dalej pożeglowali na wyspę Thule, gdzie pozostali.”
Czyżby Prokopiusz z Cezarei nie zauważył tak wielkiej wojny, jaka, zdaniem Andrzeja Kokowskiego, miała mieć w trakcie tego marszu miejsce? Czytamy tu o przejściu przez Herulów wszystkich ziem Sklawenów (z czego płynie wniosek, iż trasa ich wędrówki – zgodnie ze świadectwem Jordanesa w kwestii rozległości siedzib tychże – biegła zewnętrznym łukiem Karpat), za którymi miały rozciągać się „rozległe bezludne tereny”. Nic o Gotach czy Gepidach.
Do tego – jak wielki potencjał demograficzny i militarny mogli sobą reprezentować owi Herulowie? Nie negując faktu, że mogło gdzieś lokalnie (na przykład w Kotlinie Hrubieszowskiej) dojść do „wyrżnięcia” miejscowych Hreidgotów przez Herulów, trudno sobie wyobrazić, by właśnie to wydarzenie miało być przyczyną emigracji resztek Hreidgotów do Szwecji.
Należy dodać, że zdaniem Michała Parczewskiego owe „rozległe bezludne tereny”, do których mieli dotrzeć Herulowie, przemierzywszy „wszystkie ziemie Sklawenów”, to opuszczony przez Silingów, a nie zasiedlony jeszcze przez Słowian Śląsk, co brzmi dość przekonująco. Ale to by znaczyło, że trasa wędrówki Herulów ominęła ówczesne siedziby Gotów.
Dodam, że Andrzej Kokowski swoją hipotezę zbudował w oparciu o wyniki badań prowadzonych przez Barbarę Niezabitowską. Tymczasem sama zainteresowana pisze na ten temat w taki oto sposób:
„Być może nieco światła na ten nurtujący archeologów i historyków problem [tj. w sprawie trasy przemarszu Herulów] rzucą rozpoczynające się dopiero wykopaliska w Ulowie koło Tomaszowa Lubelskiego, na Roztoczu Środkowym. Badania wykopaliskowe dostarczyły nam jak dotąd dowodów na istnienie tam precyzyjnie rozplanowanego cmentarzyska ciałopalnego. Większość pozyskanych w trakcie badań materiałów archeologicznych datować należy na fazę C3 okresu rzymskiego.
Powodem rozpoczęcia wykopalisk w Ulowie było jednak inne ważne odkrycie. Otóż poszukiwacze uzbrojenia z okresu II wojny światowej posługujący się wykrywaczami metali na terenie cmentarzyska i w bezpośredniej jego okolicy znaleźli kilkaset metalowych zabytków archeologicznych. Część z nich bezsprzecznie datować można na jakże słabo rozpoznany na terenie ziem polskich okres wędrówek ludów, a dokładniej na wiek V. Wśród tych przedmiotów jest przede wszystkim dziesięć brązowych bądź żelaznych sprzączek z pogrubioną ramą, dwa żelazne groty włóczni, siedem brązowych i żelaznych fibul, dwa brązowe języczkowate okucia końca pasa, dwa brązowe dziobowate okucia końca pasa, trzy krzesiwa oraz kolec ostrogi.”
W zasadzie trudno nawet zrozumieć, dlaczego osadnictwo z rejonu Ulowa wiązane tu jest z Herulami. Jak zauważa Barbara Niezabitowska, większość znalezionych tam przedmiotów pochodzi z okresu C3, tj. z połowy IV wieku naszej ery. Jedynie część można datować na wiek V. A przecież wędrówka Herulów miała mieć miejsce w wieku VI.
Warto w tym miejscu odnotować to, że Longobardowie, którzy byli sprawcami owej wędrówki Herulów i którzy – jak pamiętamy – na przełomie I/II wieku naszej ery zamieszkiwali okolice dolnej Łaby (choć w pewnej odległości od jej ujścia do Morza Północnego), z czasem przenieśli się na ziemie polskie (podejrzewam, iż rzecz dotyczy Ziemi Lubuskiej oraz zachodniej Wielkopolski) i dopiero stąd przenieśli się w okolice dolnego Wagu, zasiedlając kraj Rugiów. Paweł Diakon, autor dzieła o dziejach Longobardów pisze o tym:
„I wyszli stąd Longobardowie i przybyli do Golaidy, a później posiedli Anthaib i Bainaib czy to Burgundaib i jak wieść niesie wybrali sobie króla imieniem Agilmund, syna Agiona, z rodu Gugingów. A po nim panował Laiamicho z rodu Gugingów. A po nim Lethuk, który według tradycji panował lat około czterdziestu. Po nim panował Aldihok, syn Lethuka. A po nim panował Godehok. W owym czasie wyruszył z Rawenny król Odoaker, z wojskiem złożonym z Alanów i przybył do Rugilandii i napadł na Rugiów i zabił ich króla Theuvane i poprowadził do Italii wielu jeńców. Wówczas Longobardowie wyszli ze swej ziemi i zamieszkali w Rugilandii na kilka lat.”
Początkowo Longobardowie czuć się musieli na tyle niepewnie, że uznawali nad sobą zwierzchnictwo Herulów, którym płacili nawet regularny trybut. W ciągu dwudziestu lat, które upłynęły od przybycia do nowych siedzib (Longobardowie opuścili terytorium dzisiejszej Polski i udali się na południe w roku 487), umocnili się na tyle, że zdecydowali się wystąpić zbrojnie przeciwko Herulom, których to nie tylko zdołali pokonać, ale których omal doszczętnie nie wytępili. Resztki Herulów podjęły znaną nam już z opisu Prokopiusza z Cezarei wędrówkę.
Ale zostawmy Longobardów i powróćmy do Hreidgotów oraz do kultury wielbarskiej. Poważny cios musieli zadać im Bałtowie, którzy najwyraźniej wykorzystali fakt, iż część ich hufców odeszła do Kotliny Karpackiej, co musiało wpłynąć na osłabienie żywiołu gockiego w ich mateczniku, tj. w okolicach dolnej Wisły. W Prahistorii ziem polskich czytamy:
„Wszystko wskazuje na to, że obszar położony pomiędzy dolną Wisłą a Pasłęką zmienił w czasach ok. połowy V w. lub nieco później swoją przynależność kulturową i wszedł w skład zespołu zachodniobałtyskiego. Najprawdopodobniej zjawisko to związane było z przesunięciem się na zachód grup ludności sambijsko – natangijskiego odłamu kultury zachodniobałtyjskiej i zapewne asymilacją przez nie pozostałych tam potomków ludności kultury wielbarskiej. […]
Ślady rozszerzania się ku zachodowi terytorialnego zasięgu kulturowego zespołu zachodniobałtyjskiego obserwujemy w drugiej połowie V w., również na obszarach położonych dalej na południe – na terenie formującej się w tym czasie grupy olsztyńskiej, obejmującej częściowo dawne terytorium kultury wielbarskiej (J. Okulicz 1973, s. 470, 476 – 477). Grupa ta, której rozwój obejmuje, jak się wydaje, cały VI w. i przynajmniej część VII w., utrzymywała zwłaszcza w starszej fazie swojego istnienia bardzo ożywione kontakty z odległymi obszarami naddunajskimi, nadczarnomorskimi oraz zachodnim kręgiem merowińskich cmentarzysk rzędowych.”
Ostateczny koniec kultury wielbarskiej to pierwsza połowa VI wieku. Oto co na ten temat pisze Ryszard Wołągiewicz:
„Do datowania schyłku starożytnego osadnictwa na Pomorzu ważne źródło stanowią znane ze skarbów i znalezisk drobnych solidów (H. Bollnow 1935, s. 65 n.; W. Lega 1958; J. Żak 1962; A. Kunisz 1973). Napływ ich rozpoczął się emisją Walentyniana I (364 – 375) i zakończył solidami Anastazjusza (491-518). Skarby solidów wyznaczają dwa horyzonty czasowe: starszy zakończony solidami Walentyniana III (+455) i młodszy zakończony solidami Anastazjusza (+518). Ponieważ napływ solidów rozpoczął się w ciągu fazy D, należy przyjąć, że tezauryzacja była dziełem ludności grupy dębczyńskiej na wybrzeżu zachodnim i kultury wielbarskiej na wybrzeżu wschodnim oraz że końcowa data ukrycia najpóźniejszych skarbów wyznacza cezurę między starożytnym i wczesnośredniowiecznym cyklem rozwoju kulturowego na Pomorzu, przypadającą przed połową VI w. n.e.”
Wypada w tym miejscu raz jeszcze zajrzeć do Herwararsagi, która kończy się informacją o opuszczeniu przez Hreidgotów, na czele których stał wówczas niejaki Ivar Vidfami, Hreidgotalandu i udaniu się przez nich do Szwecji:
„Długo panował Angantyr w Hreidgotalandzie. Był on bogaty i bardzo wojowniczy. Od niego wywodzi się wiele królewskich rodów. Synem jego był Heidrekr Ulfshamr, który potem długo był królem w Hreidgotalandzie. Miał on córkę, która nazywała się Hilda. Ona była matką Halfdanara sniaili, ojca Iwara Vidfadmi. Iwar Vidfadmi przyszedł ze swym wojskiem do Szwecji, jak się o tym opowiada w sadze królewskiej.”
Kiedy panował nad Hreidgotami, o ile jest on postacią historyczną, Angantyr? Kiedy i jak długo panować mógł nad nimi Heidrekr Ulfshamr? Z całą pewnością Heidrek wstąpił na tron po roku 375, jako że musiało się to stać już po zdobyciu stepów ukraińskich przez Hunów. Kiedy zmarł, Hlödr, syn jego i Sifki, był już dorosły, zaś jego córka Hervör była co najmniej nastolatką. Możemy stąd wnosić, że wojna pomiędzy Hreidgotami i Hunami, wieńcząca tekst Herwararsagi miała miejsce nie wcześniej niż na przełomie IV i V wieku.
Potomkowie Heidreka, Angantyr i Heidrekr Ulfshamr, mieli rządzić długo. Co to znaczy? Zapewne to, że każdy z nich rządził nie krócej niż kilkanaście lat (ale pewnie i nie dłużej niż lat dwadzieścia kilka). Jeśli więc przyjmiemy, że rządy ich trwały łącznie około 35 – 40 lat, to by znaczyło, że dobiegły one końca około połowy V wieku lub niewiele wcześniej.
Z przekazu Jordanesa wiemy, że na początku drugiej połowy V wieku rządził Gepidami Ardaryk. To on miał nimi dowodzić w bitwach na Polach Katalaunickich i nad rzeką Nedao. Czy Hilda, córka Heidrekra Ulfshamra, żyła za panowania Ardaryka? A czy Gjuki oraz Gunnar, których imiona przewijają się w pieśniach zgromadzonych w Eddzie Poetyckiej, to postacie historyczne? A co z Granmarem, którego synowie polec mieli w bitwie pod Frekasteinem? Czy istniał naprawdę? Są to pytania, na które trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Jeśli Gjuki i Gunnar istnieli, to winniśmy okres ich panowania lokować gdzieś pomiędzy śmiercią lub utratą władzy przez Heidrekra Ulfshamra a dojściem do władzy Ardaryka.
Tak czy inaczej, Halfdanar sniaili, syn Hildy, który to jednak najwyraźniej nie był władcą Hreidgotów, ale jednym z możnych, prawdopodobnie żył gdzieś w drugiej połowie V wieku. Jego synem był Iwar Vidfami, który udał się na czele jakiejś części Hreidgotów na emigrację do południowej Szwecji. Wydarzenie to musiałoby mieć miejsce pod koniec V stulecia, względnie na początku stulecia VI.
Informacja o udaniu się Hreidgotów do Szwecji na przełomie V/VI wieku zdaje się znajdować potwierdzenie w treści inskrypcji runicznej znalezionej w Rök w Őstergotland, która datowana jest na VIII wiek i która lokuje to wydarzenie (o ile dobrze zrozumiałem intencje autora) dziewięć pokoleń wcześniej.
Oczywiście, jakaś część ludności gockiej musiała pozostać na ziemiach polskich. Nigdy bowiem w migracjach, nawet w tych najbardziej masowych, nie bierze udziału ogół ludności danego plemienia. Możemy więc z niemal całkowitą pewnością założyć, że w tym przypadku też tak było.
Odnotujmy w tym miejscu, że sytuowanie opuszczenia przez Hreidgotów rejonu ujścia Wisły na przełomie V/VI wieku pozostawałoby w zgodzie z przekazem Jordanesa, jako że – jak wynika z treści jego dzieła – kilkadziesiąt lat później już ich tam nie było. Swoje siedziby bowiem mieli tam mieć wówczas Widiwariowie.
Nazwa Widiwariowie (Vidivari) składa się z dwóch członów: wywodzonego z prawdopodobnie z języka bałtyjskiego rdzenia „Wid” oraz z germańskiego „vari”- informującego nas, że mamy do czynienia z grupą etniczną (jak w przypadku takich plemion germańskich jak: Amsivari, Raetovari czy Baiuvari). Jordanes zwraca przy tym uwagę na mieszany charakter Widiwariów, których określił jako „zlepek różnych szczepów”.
Odnotujmy przy okazji to, że angielski król Alfred, który panował w latach 872 – 899, w przekładzie dzieła Pawła Orozjusza Historia adversum paganos, które to – tłumacząc – uzupełnił był między innymi o opis wybrzeża Bałtyku, zawarł następującą informację: „Wisła ta jest wielką rzeką i przez to dzieli Witland i kraj Słowian. A Witland należy do Estów”. Czy ów Witland (kraj „Wit”) ma coś wspólnego z Widiwariami (ludem „Wid”)? Jest to co najmniej prawdopodobne.
Ale powróćmy raz jeszcze do Dacji, którą to Gepidowie opanowali w roku 455. Niewiele ponad sto lat trwało ich panowanie na tym obszarze. Katastrofa nastąpiła w roku 567, kiedy to do konfliktu pomiędzy znanymi nam już Longobardami a Gepidami włączyli się Awarowie.
Awarowie, uchodząc przed innymi Turkami, w roku 557 przybyli na północne przedgórze Kaukazu. W latach 558 – 560 podbili Sabirów i Barsilów – plemiona huńskie zamieszkujące tereny między Morzem Kaspijskim i Kubaniem. Następnie zwrócili się przeciwko Utigurom, panującym na rozległych stepach międzyrzecza Donu i Wołgi, oraz Kutigurom, których siedziby rozciągały się na zachód od dolnego Donu. Ujarzmiwszy oba te ludy, zwrócili się przeciwko słowiańskim Antom. W ten sposób powstało kolejne, utworzone przez przybyłych z Azji nomadów, potężne imperium, które zaczęło zagrażać Cesarstwu Bizantyjskiemu.
W tym czasie państwo Gepidów obejmowało Siedmiogród oraz wschodnią część Wielkiej Niziny Węgierskiej (mniej więcej po Cisę). Gepidowie obsadzali też Sirmium, ważną twierdzę między Dunajem a Sawą. Longobardowie z kolei od ok. 526 roku zajmowali obszar Panonii. Pomiędzy obydwoma ludami raz za razem dochodziło do wojen, przerywanych krótkimi okresami pokoju.
Do decydującego starcia doszło w roku 567. Longobardowie zwrócili się do Awarów, którym za pomoc w walce z Gepidami obiecali 1/10 wszystkiego swego bydła, połowę przyszłych łupów i całe terytorium gepidzkie. Wojna zakończyła się całkowitą klęską Gepidów. Terytorium ich państwa objęli w posiadanie Awarowie, którzy rok później opanowali Panonię, którą to Longobardowie porzucili, przenosząc się do Italii.
W 574 roku Awarowie, którym towarzyszyli Słowianie, opanowali część ziem położonych wokół naddunajskiej twierdzy Sirmium. Wtedy to jednak słowiański wódz noszący prawdopodobnie imię Dobręta (w źródłach greckich widniejący jako Daurentios lub Dauritas), wykorzystując to, że większość Awarów przeniosła się znad dolnego Dunaju do Panonii, podniósł przeciwko nim bunt, odmawiając płacenia haraczu. Posłowie kagana, domagający się uiszczenia daniny, zostali na jego rozkaz zamordowani.
Około roku 578 Słowianie, których miało być około sto tysięcy, opuścili ziemie na lewym brzegu Dunaju i ruszyli na Bałkany, wdzierając się aż do Grecji, niszcząc i pustosząc wszystko na swej drodze. Cesarz Tyberiusz zaproponował wówczas sojusz Awarom. Kagan Bajan przyjął propozycję i mszcząc się za śmierć swoich posłów, uderzył na dackich Sklawenów. Nie udało mu się jednak ich podbić i jedynie Słowianie panońscy uznali jego zwierzchnictwo, godząc się na płacenie Awarom daniny i wystawianie wojsk posiłkowych na ich wyprawy wojenne. Przy tym o ile wojska awarskie składały się głównie z konnicy, to formacje piechoty we wspólnej armii stanowili przede wszystkim Słowianie.
W roku 582 padła twierdza Sirmium, którą zdobyli Awarowie. Dwa lata później podobny los spotkał kolejne bizantyjskie twierdze naddunajskie: Viminacium, Augustę i Singidunum. Już wcześniej Słowianie pod przywództwem Awarów zasiedlili niemal całą zachodnią część Półwyspu Bałkańskiego. W latach 584 i 585 dwukrotnie oblegali Tessalonikę. Tymczasem nie podlegający kaganowi awarskiemu Słowianie daccy zawarli z nim sojusz i współdziałając z Awarami zasiedlili terytorium dzisiejszej Bułgarii.
W 591 roku cesarz Maurycjusz, zakończywszy wojnę z Persją, podjął działania wojenne przeciw Awarom i Słowianom, chcąc ich przegnać z Półwyspu Bałkańskiego. W tym celu zawarł sojusz z germańskimi Longobardami i słowiańskimi Antami. Teofilakt Symokatta, cesarski sekretarz, przekazał nam informację, iż wojska bizantyjskie pod wodzą Priskosa uderzyły na Sklawenów, którym przewodził Ardagast, przy czym wojska jego pokonał, a sam Ardagast zdołał się uratować, uciekając z pola bitwy. Zbrojnej pomocy próbował wówczas Ardagastowi udzielić inny wódz sklaweński – Musokios, który to jednak na skutek zdrady został pojmany i trafił do niewoli.
W poważnych tarapatach znaleźli się natomiast Antowie, którzy walczyli wówczas po stronie Bizancjum. Menander we Fragmenta Historicum Graecorum pisze:
„Kiedy władcom Antów niedobrze się wiodło i wbrew swym nadziejom znajdowali się na dnie upadku, zaraz Awarowie grabili ich ziemie i łupili kraj. Utrapieni najazdami nieprzyjaciół Antowie wysłali do nich poselstwo, wybrawszy w tym celu Medzamirosa, syna Idaridziosa a brata Kalagastosa i prosili, aby wykupił kilku wziętych do niewoli współplemieńców.
Medzamiros tedy przybywszy w poselstwie do Awarów, a będąc człowiekiem wymownym i lubiącym górnolotne słowa, przemawiał do nich trochę dumnie i hardo. Wtedy ów Kotagir, sprzyjający Awarom, a knujący jak najgorsze zamysły przeciw Antom, skoro Medzamiros mówił zbyt wyzywająco jak na posła, powiedział do chagana: „ten człowiek posiada u Antów największe wpływy i potrafi w każdym wypadku stawić czoło swoim wrogom; trzeba go zatem zgładzić, aby na przyszłość bez przeszkód najeżdżać na ich ziemie”.
Za jego namową Awarowie podeptali przywileje poselskie i za nic mając sprawiedliwość zamordowali Medzamirosa. Od tego czasu jeszcze więcej niż przedtem pustoszyli ziemie Antów i nie przestawali uprowadzać stamtąd ludzi i zdobyczy.”
Po trwających jedenaście lat walkach, prowadzonych ze zmiennym szczęściem, Maurycjusz zdołał odzyskać utracone ziemie i przywrócić dawną granicę na Dunaju. W 602 roku armia bizantyjska przekroczyła Dunaj, przenosząc działania wojenne do siedzib Słowian dackich. Ale kiedy cesarz zażądał od swoich żołnierzy, by kolejną zimę spędzili w Dacji, ci podnieśli bunt.
Maurycjusz został obalony, a zbuntowane wojsko pomaszerowało do Konstantynopola, by osadzić na tronie przywódcę buntu – setnika Fokasa. Ale oto kolejna wojna z Persją zmusiła nowego cesarza do przerzucenia tam swoich wojsk. Już w roku 610 Fokas został obalony, a na tron wstąpił Herakliusz.
Panujący chaos wykorzystali Awarowie i Słowianie, którzy przez niebronioną granicę na Dunaju wtargnęli na Bałkany, pustosząc w kolejnych latach cały półwysep, aż po południową Grecję. Najeźdźcy splądrowali Peloponez i wyspy Morza Egejskiego. Na stałym lądzie oparła im się tylko Tessalonika, zwana przez Słowian Sołuniem, oraz nieliczne miasta nadbrzeżne.
Grupy wołoskich, iliryjskich i trackich rolników porzucały swe gospodarstwa, chroniąc się wysoko w górach, dając w ten sposób początek ludom pasterskim – Wołochom i Albańczykom.
W 626 roku Awarowie i Słowianie oblegli Konstantynopol. Cesarstwo chwiało się w posadach, bowiem od wschodu do stolicy cesarstwa zbliżały się wojska perskie. Decydujące o losach kampanii okazały się działania na morzu, gdzie flota grecka rozgromiła złożoną z niewielkich, wydrążonych w pniach, łódek flotyllę słowiańską.
Zniechęceni doznaną klęską Słowianie zaczęli się buntować przeciw Awarom. Zapewne nie bez wpływu na ich postawę miała dyplomacja bizantyjska, starająca się wbić klina między Awarów i Słowian. Na czele buntu stanął frankijski kupiec Samon, prawdopodobnie pochodzący z Galii. Okazał się on dobrym organizatorem i przywódcą, tworząc potężny związek plemion słowiańskich, którego centrum znajdowało się na Morawach oraz w południowych Czechach i w północnej Panonii, na ziemi Dulebów.
W latach 629–639 państwo Samona stoczyło wojnę z frankijskim królem Dagobertem I, dwukrotnie skutecznie odpierając jego najazdy. Szczególne znaczenie miała wielka wyprawa Franków z roku 631, która zakończyła się ich klęską pod Wogastisburgiem. Po tym zwycięstwie Słowianie spustoszyli Turyngię, a książę serbski Derwan zrzucił zwierzchnictwo Dagoberta i podporządkował się Samonowi.
W walkach przeciwko Awarom i Frankom brali też udział, obok wspomnianych przed momentem Serbów, także Chorwaci. Wojownicy serbscy oraz chorwaccy osiedlili się potem w zachodniej części Półwyspu Bałkańskiego – stąd dzisiejsze państwa Serbia i Chorwacja.
Nas w sposób szczególny interesują tu Chorwaci, bowiem przybyli oni na Bałkany z ziem polskich. Co więcej, większość ich współplemieńców pozostała na ojczystej ziemi. Jako pierwszy wspominał o Chorwatach, którzy nie wzięli udziału w ekspedycji na Bałkany, ale pozostali na ziemiach polskich, król angielski Alfred Wielki, którego dzieło powstało ok. roku 890. Wspomniał on w nim mianowicie o ludzie Horiti, który miał mieć swoje siedziby w rejonie na wschód od Dalemińców i na północ od Wielkich Moraw, .
Przede wszystkim jednak sporo wiedzy o żyjących na ziemiach polskich Chorwatach zawdzięczamy cesarzowi bizantyjskiemu Konstantynowi Porfirogenecie, który był tu już wielokrotnie przywoływany. Otóż pisał on:
„Awarowie, uznając tę ziemię jako najpiękniejszą, osiedlili się na niej. Jednak w tamtym czasie Chorwaci mieszkali poza Bawarią, gdzie teraz są Belo-Chrobaci. Od nich odłączyła się rodzina składająca się z pięciu braci: Kloukas, Lobelos, Kosentzis, Mouchlo, Chrobatos i były też dwie siostry, Touga i Bouga; przybyli oni ze swoim ludem do Dalmacji i dowiedzieli się, że Awarowie są w posiadaniu tej ziemi. Po kilku latach walk ze sobą, Chorwaci zwyciężyli i zabili część Awarów, a resztę z nich zmusili do poddaństwa. Odtąd ziemia ta była w rękach Chorwatów, a nawet teraz są tam jeszcze tacy, którzy wywodzą się od Awarów i są rozpoznawani jako tacy.”
Na Bałkany przybyli wówczas nie tylko Chorwaci, ale także, o czym była już mowa, sąsiadujący z nimi Serbowie, którzy zamieszkiwali Łużyce, a także północne Czechy i – prawdopodobnie – Dolny Śląsk. Ponownie oddajmy głos Konstantynowi Porfirogenecie:
„Serbowie pochodzą od nieochrzczonych Serbów, zwanych także „białymi”, którzy żyją poza Turcją w miejscu zwanym przez nich Boiki, gdzie ich sąsiadem jest państwo frankijskie, podobnie jak Wielka Chorwacja, nieochrzczona, również zwana „białą”; również w tym miejscu pierwotnie mieszkali Serbowie.”
Trudno jest w sposób jednoznacznie stwierdzić, gdzie dokładnie znajdowały się siedziby Białych Chorwatów. Pewną wskazówką jest tu inny fragment dzieła Konstantyna Porfirogenety:
„Chorwaci, którzy obecnie żyją w regionie Dalmacji, pochodzą od nieochrzczonych Chorwatów, zwanych także „białymi”, którzy żyją poza Turcją i obok państwa frankijskiego, a ich słowiańskimi sąsiadami są nieochrzczeni Serbowie.”
Dowiadujemy się stąd, że w czasach, gdy Konstantyn Wielki spisywał swe dzieło, tj. ok. połowy X wieku, czy też raczej kilka – kilkanaście lat wcześniej, jako że wieści nie rozchodziły się wówczas zbyt szybko, Chorwaci zamieszkujący ziemie polskie wciąż jeszcze byli poganami, a nadto że żyli „poza” Węgrami (Turcją) i graniczyli z Niemcami (Frankami) i Serbami. Z kolei w innym miejscu Konstantyn Porfirogeneta stwierdza, iż „po stronie gór Chorwaci graniczą z Turkami [Węgrami]”.
Z powyższego zdaje się wynikać, iż Biała Chorwacja winna była obejmować Małopolskę oraz Śląsk, albo przynajmniej znaczące ich części. Musimy przy tym pamiętać, że w interesującym nas okresie Czechy (z krótką przerwą) podlegały władcom Niemiec, a więc jak najbardziej Śląsk ówcześnie graniczył z Niemcami.
O znacznych rozmiarach Białej Chorwacji zdaje się też świadczyć kolejny fragment dzieła Konstantyna Porfirogenety, z którego to dowiadujemy się, że kraj Chorwatów najeżdżali nie tylko Niemcy i Węgrzy, których sąsiedztwo z Chorwacją wynika z wcześniej przedstawionych cytatów, ale także Pieczyngowie, żyjący ówcześnie na ukraińskich stepach, gdzie się oni osiedlili pod koniec IX wieku:
„Wielka Chorwacja, zwana także „białą”, do dnia dzisiejszego pozostaje nieochrzczona, podobnie jak Serbowie, którzy są jej sąsiadami. Mniej konnych wystawia i mniej piechoty niż ochrzczona Chorwacja, ponieważ jest coraz częściej najeżdżana przez Franków, Turków i Pieczyngów. Nie mają tam ani galer, ani kutrów, ani statków kupieckich, gdyż morze znajduje się daleko; z tych terenów podróż nad morze trwa 30 dni, a morze, do którego docierają po tych 30 dniach, jest nazywane „ciemnym”.”
Z kolei zajrzyjmy do Dokumentu Praskiego, który w taki oto sposób określił granice biskupstwa praskiego według stanu z 973 roku:
„Granice północne są następujące: Pszowianie, Chorwaci [jedni] i Chorwaci [drudzy], Ślęzanie, Trzebowianie, Bobrzanie, Dziadoszycy aż do środka lasu, gdzie zbiegają się granice z Milczanami.”
Tak więc mamy tu wymienione plemiona wyznaczające północną granicę biskupstwa praskiego. Jako że lokalizację Ślężan, Trzebowian, Bobrzan oraz Dziadoszycy możemy wskazać bez trudu, bowiem chodzi o znane także z innych źródeł plemiona dolnośląskie, wymienione tu w porządku ze wschodu na zachód, więc Chorwatów siłą rzeczy musimy lokować na wschód od Ślężan, tj. gdzieś na Opolszczyźnie (w ten sposób byliby oni tożsami z Opolanami, których nazwa pojawia się u Geografa Bawarskiego, a nie występuje tutaj). Z kolei na wschód od Chorwatów mieliby siedziby mieć Pszowianie.
Dodajmy, że na wschód od Pszowian rozciągał się kraj Kraków, który również ówcześnie miał należeć do biskupstwa praskiego, jako że w dalszej części cytowanego Dokumentu Praskiego możemy przeczytać:
„Stąd w kierunku wschodnim te są rzeki graniczne: a mianowicie Bug i Styr, łącznie z krajem Kraków i z terytorium, któremu na imię Wag, i wszystkimi krainami należącymi do wymienionego kraju, który nazywa się Kraków.”
Jerzy Jankowski, w oparciu o występowanie toponimów obronnych, wskazuje na istnienie na terenie Górnego Śląska kilku organizmów plemiennych, między innymi: opolskiego, nyskiego, opawskiego i kochłowickiego. Plemię „opolskie” z konieczności musimy łączyć z Opolanami, zaś plemię „nyskie” (obejmujące Wyżynę Głubczycką) – ze znanym z Geografa Bawarskiego plemieniem Lupiglaa.
Warto przy tej okazji zwrócić jeszcze uwagę na wydzielenie przez Jankowskiego plemienia lublinieckiego, które Łowmiański (wykorzystujący w swych badaniach nazwy patronimiczne) uważał za część terytorium Opolan. Biorąc pod uwagę niewielką ilość grodów przypisywanych Opolanom przez Geografa Bawarskiego, należałoby tu zgodzić się z Jankowskim, że skupisko lublinieckie raczej należy traktować oddzielnie. Z drugiej jednak strony Jankowski uznał, że mogło z czasem dojść do wchłonięcia plemienia lublinieckiego przez Opolan (a może odwrotnie – do jego wydzielenia się?). Niewykluczone, że tu właśnie mamy owych drugich Chorwatów..
A gdzie należy lokować Pszowian? Otóż wiązałbym ich z plemieniem „kochłowickim”. Zdaje się też na to wskazywać istnienie na Górnym Śląsku, posiadającego bardzo dawną metrykę, miasteczka Pszów, leżącego koło Wodzisławia Śląskiego, które to jednoznacznie kojarzy się z Pszowianami. Rzut oka na mapę wskazuje, iż Pszów ów znajdujemy na granicy terytoriów plemiennych „opawskiego” i „kochłowickiego”, ale wszak ów toponim wcale nie musiał oznaczać „stolicy” Pszowian, ale na przykład punkt graniczny.
Tak czy inaczej – w Dokumencie Praskim nazwa Chorwatów odnosi się jedynie do dwóch niewielkich plemion górnośląskich, zaś Małopolska lub też jakąś istotna jej część, sięgająca na wschodzie po Bug i Styr, wraz z północną Słowacją tworzyły odrębny kraj o nazwie Kraków. Oczywiście, nie należy wyciągać stąd wniosku, iż kraju Kraków plemiona chorwackie nie zamieszkiwały.
Dodajmy jeszcze, kończąc ten wątek, iż na terytorium Chorwatów – jak możemy dowiedzieć się z Żywotu św. Wacława – schroniła się księżna czeska Drahomira po zabójstwie jej syna, księcia czeskiego Wacława I. Miało to miejsce w roku 929 lub 935. Niewątpliwie Chorwacja musiała stanowić wówczas ośrodek polityczny niezależny od Czech, a wręcz z nimi skonfliktowany, przy tym dostatecznie silny, by odważyć się na udzielenie azylu Drahomirze.
A co stało się z Gepidami? Istnieje wiele przekazów o życiu Gepidów pod panowaniem awarskim, nigdy już jednak nie było im dane zaistnieć w roli niezależnego czynnika politycznego, a z czasem zupełnie roztopili się w masie ludności – najpierw awarskiej i słowiańskiej, a w końcu węgierskiej.
Zapewne podobnie musiało stać się na ziemiach polskich, które to w ciągu VI – VII wieku w całości niemal (za wyjątkiem północno – wschodniego ich skrawka, gdzie na długie lata usadowili się Bałtowie) opanowane zostały przez Słowian.
Jest to fragment opracowania autorstwa Wojciecha Kempy „Co przed Mieszkiem?”, które jest do nabycia tutaj:
https://sklep.magnapolonia.org/produkt/co-przed-mieszkiem-wojciech-kempa/
https://sklep.magnapolonia.org/produkt/co-przed-mieszkiem-wojciech-kempa/
Wojciech Kempa
https://www.magnapolonia.org
https://www.magnapolonia.org
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz