W Niemczech od kilku lat większość partii politycznych przechodzi do systemu wieloosobowego kierownictwa. Dotyczy to również Alternatywy dla Niemiec, konserwatywno-narodowej opozycji.
Na ostatnim partyjnym zjeździe, tradycyjnie oprotestowanym przez środowiska tęczowej lewicy, wybrano liderów, którzy odzwierciedlają zastosowanie zasady parytetu: jeden z nich pochodzi z Niemiec zachodnich, a drugi – z byłej Niemieckiej Republiki Demokratycznej.
Rosnące znaczenie Alternatywy rodzi też coraz częstsze dywagacje na temat roli tego pozasystemowego dziś ugrupowania w systemie partyjnym Niemiec.
10 Parteitag AfD wybrał nowe władze ugrupowania, na czele których stoi dwóch partyjnych „rzeczników”. W strukturach niemieckich ugrupowań coraz częściej takim właśnie terminem zastępuje się tradycyjne nazewnictwo będące do tej pory w użytku – rzecznik ma być funkcją nieco odmienną od przewodniczącego czy prezesa, choć wszystko – rzecz jasna – zależy od zdolności przywódczych i autorytetu polityka.
Zgodnie bowiem z prawem opisanym jeszcze w ubiegłym stuleciu przez niemieckiego socjologa Roberta Michelsa (praca „Zur Soziologie des Parteiwesens in der modernen Demokratie. Untersuchungen über die oligarchischen Tendenzen des Gruppenlebens”, Leipzig 1911), każda, nawet najbardziej demokratyczna organizacja polityczna z czasem kształtuje w sposób naturalny cieszące się największym autorytetem i władzą grupy bądź jednostki przywódcze.
Należy zatem przyjąć, że ten sam proces zachodzi w przypadku mających coraz częściej kolektywne i rozmyte strukturalnie kierownictwo współczesnych partii niemieckich, choć jednocześni kryzys instytucji ugrupowania politycznego sprawia, że dziś mechanizm może kształtować się w oparciu o nieco odmienne niż niegdyś procesy.
Oczywiście, niemieckie organizacje będą z cała mocą odżegnywały się od zasady Führerprinzip, choć w istocie każdej brakuje dziś czytelnego, transformacyjnego przywództwa. Czasy obdarzonych charyzmą i cieszących się niekwestionowaną pozycją liderów skończyły się już na początku XXI wieku, wraz ze zmierzchem najpierw Helmuta Kohla, a następnie Gerharda Schrödera.
Mimo to, w Alternatywie rolę człowieka spajającego większość wewnątrzpartyjnych nurtów i wyrażającego poglądy charakterystyczne dla większości aktywu i elektoratu partii przez ostatnie lata sprawował dr Alexander Gauland, prawnik i politolog, wieloletni członek CDU.
Po grudniowym kongresie pozostawił on sobie rolę przewodniczącego honorowego ugrupowania (jednak w tym przypadku – „przewodniczącego”!) i zapewne dalszy, teraz już nieformalny, wpływ na stery AfD. Jego większą aktywność ogranicza wszakże wiek (rocznik 1941), choć najpewniej pozostanie kimś w rodzaju duchowego i intelektualnego przewodnika i autorytetu niemieckiej prawicy narodowej.
Jego poglądy z pewnością warte są szerszej analizy odbiegającej od kalek powielanych w mediach głównego nurtu, ekscytujących się jego kontrowersyjnymi wypowiedziami na temat III Rzeszy.
Gaulanda na stanowisku współrzecznika AfD zastąpił polityk dużo młodszy (rocznik 1975), pochodzący z serbołużyckiego Jabłońca (Gablenz) w Saksonii Tino Chrupalla. Ten wschodnioniemiecki polityk wywodzi się z chadeckiej młodzieżówki Junge Union i przez lata związany był właśnie z CDU, by w okresie kryzysu spowodowanego w 2015 roku imigracyjną polityką otwartych drzwi Angeli Merkel przystąpić do rosnącej wówczas w siłę AfD. Brał już wtedy udział w masowych protestach ruchu Pegida (Patriotyczni Europejczycy Przeciwko Islamizacji Zachodu). Wkrótce stanął na czele powiatowych struktur Alternatywy w górnołużyckiej Białej Wodzie (Weißwasser) oraz wszedł do landowych władz partyjnych w Saksonii. Objął też szefostwo powiatowej organizacji ugrupowania w Zgorzelcu (Görlitz) i właśnie z tego okręgu we wrześniu 2017 roku uzyskał mandat deputowanego do Bundestagu, pokonując jednego z liderów saksońskiej CDU.
Po wyborach został dodatkowo wybrany na jednego z wiceprzewodniczących klubu parlamentarnego. Wówczas też, podobnie jak wielu innych polityków partii pozasystemowych w Niemczech, znalazł się w polu zainteresowania niemieckiego Urzędu Ochrony Konstytucji, który zwrócił uwagę na wywiad internetowy przeprowadzony z nim na kanale YouTube „Der Volkslehrer” („Nauczyciel Ludowy”) Nikolaia Nerlinga, oskarżanego przez niemieckie służby o antysemityzm. Była to właściwie jedyna odnotowana medialnie styczność Chrupalli ze środowiskami uznawanymi za skrajnie prawicowe.
Wkrótce jednak, podobnie jak pod adresem innych posłów AfD, pod adresem jego licznych wypowiedzi zaczęły padać oskarżenia o ekstremizm. Jako mieszkaniec terenów graniczących z Polską zwracał on m.in. uwagę na przestępczość wynikającą z przygranicznego położenia wschodnich powiatów Saksonii.
Inną istotną kwestią w jego wypowiedziach politycznych są konsekwencje sankcji gospodarczych przeciwko Rosji; Chrupalla jednoznacznie opowiada się za ich zniesieniem, wskazując na ich opłakane efekty m.in. dla saksońskiego przemysłu metalurgicznego.
Głównym przesłaniem jego politycznej aktywności pozostaje jednak niezmiennie sprzeciw wobec polityki imigracyjnej Belina.
W odróżnieniu od swojego poprzednika i mentora Gaulanda, Chrupalla nie jest typem partyjnego ideologa i intelektualisty. Z zawodu jest mistrzem malarskim i nie legitymuje się wyższym wykształceniem, stąd niektórzy twierdzą, że reprezentuje „ludowe” skrzydło partii, jak sam mówi, „jestem i pozostanę rzemieślnikiem i ma to dla mnie ogromną wartość”.
Jego błyskawiczna kariera w szeregach AfD stanowi przecież sama w sobie dowód, że w nowych formacjach pozasystemowych ścieżki awansu wyglądają zdecydowanie odmiennie niż w ustabilizowanych partiach establishmentu. Jak stwierdził w jednym z wywiadów sam zainteresowany, „w AfD wszystko jest możliwe”.
Tino Chrupalla wydaje się prezentować w swojej formacji opcję centrową, ostrożnie odcinając się od uznawanych za radykalną prawicę Andreasa Kalbitza, a przede wszystkim cieszącego się sporą popularnością, utalentowanego mówcy wiecowego Björna Höcke.
Nowy współrzecznik narodowej prawicy uznaje, że jego ugrupowanie powinno stanowić reprezentację drobnych kupców, rzemieślników i niemieckiej klasy średniej. Jego zdaniem, reprezentację taka stanowiła niegdyś CDU, która jednak poszła w kierunku centrowym, przekształciła się w partię neoliberalną, a na dodatek wywołała świadomie kryzys imigracyjny.
Jego wybór w zasadzie uznawany jest za spełnienie życzenia Gaulanda, stąd wielu twierdzi, iż faktycznie to ten weteran niemieckiej polityki i dotychczasowa pierwszoplanowa postać AfD w istocie zachował pakiet kontrolny we władzach Alternatywy.
Chyba rzeczywiście tak jest, biorąc pod uwagę fakt, że drugi z „rzeczników” reprezentujących partię, poseł do Parlamentu Europejskiego Jörg Meuthen kojarzony jest raczej z liberalnym skrzydłem AfD. Ten ekonomista, przeciwnik unii monetarnej, niegdyś zbliżony był raczej do liberalnej FDP, a po przejściu do Alternatywy reprezentował w niej wraz z współzałożycielami ugrupowania, antyetatystyczne i antybiurokratyczne skrzydło, prowadzące go w stronę miękkiego eurosceptycyzmu.
Zresztą główną swoją aktywność Meuthen ogniskuje na Brukseli i Strasburgu, stąd raczej trudno oczekiwać, by mógł przyćmić medialnie swojego niezwykle aktywnego w nowych mediach i budzącego żywe emocje „ludowego” partnera we władzach AfD. Przyszłą rolę Chrupalli tak właśnie widzi niemiecki dziennikarz, redaktor miesięcznika „Zuerst!”, politolog Manuel Ochsenreiter.
W wypowiedzi dla „MP” uznał on, że „Alexander Gauland opowiadał się za suwerennymi Niemcami, a Chrupalla był jego kandydatem. Chrupalla najprawdopodobniej będzie więc kontynuował jego politykę, promując hasła wolnej, niezależnej i suwerennej polityki Niemiec pozostających w pokojowych relacjach nie tylko ze swoimi europejskimi sąsiadami, ale również z Federacją Rosyjską. Można mieć nadzieje, że Chrupalla zdoła być wyrazicielem poglądów coraz większej liczby Niemców”.
Faktycznie, można zatem stwierdzić, że to właśnie pochodzący z Saksonii poseł do Bundestagu stanie się kluczową postacią w AfD w ciągu najbliższych lat, jeśli wykluczyć wewnętrzne tarcia i konflikty, które wprawdzie się w partii zdarzały, ale dziś zagrożenie rozłamami jest nieco mniejsze, choćby w związku z cementującym ją czynnikiem, jakim są rosnące słupki sondażowego poparcia.
Chrupalla jest przekonany, że w ciągu 2-3 lat kordon sanitarny innych ugrupowań wokół AfD zacznie się powoli kruszyć i jego ugrupowanie wejdzie do rządów koalicyjnych, początkowo na poziomie landów. W jego ocenie zdarzy się to w pierwszej kolejności w landach wschodnich takich, jak Turyngia, Saksonia czy Brandenburgia, gdzie partie głównego nurtu będą musiały po prostu arytmetycznie liczyć się z rosnąca w siłę Alternatywą.
Część polityków Alternatywy liczy na to, że po sforsowaniu blokad na poziomie regionalnym, ugrupowanie uzyska potencjał koalicyjny również na szczeblu federalnym. Miałoby się to też wiązać z konsekwentnym spadkiem poparcia chadeków i socjaldemokratów, czyli na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat dwóch wiodących nad Renem i Łabą formacji. Jeśli faktycznie następowałby ich powolny zmierzch, AfD dążyć będzie prawdopodobnie w kierunku politycznego centrum, starając się przejąć elektorat CDU, co zresztą już częściowo jej się udało.
Z lewej strony podobne kroki podjąć może Lewica, stopniowo konsumująca bazę elektoralną socjaldemokratów. Istnieją jednak jeszcze dwie tradycyjne partie parlamentarne, które walczyć będą o podobne cele. Na spadku poparcia dla chadecji swój kapitał powiększyć usiłowali będą liberałowie z FDP, zaś korzyści z upadku SPD przejąć już teraz starają się Zieloni. W przyszłości jest zatem do wyobrażenia powstanie dwóch bloków w polityce niemieckiej. W jednym z nich, obok chadecji i liberałów, znajdzie się AfD; w drugim – obok socjaldemokratów i ekologów – Lewica.
Warto jednak przy tym pamiętać, że jakakolwiek współpraca Alternatywy z partiami systemowymi, doprowadzić może do odpływu od niej wyborców protestu liczących na to, że właśnie ona stanie się przewietrzającą scenę polityczną nową siłą. Moment potencjalnych koalicji z chadekami i liberałami będzie zatem chwilą niezwykle niebezpieczną i ryzykowną z punktu widzenia Alternatywy. Może zakończyć się nawet jej upadkiem, bo przecież trudno oczekiwać, by w zakulisowych grach z doświadczonym politycznym partnerem mogła liczyć na większe powodzenie. Inną otwartą opcją jest konsekwentne pozostawanie w opozycji i dążenie do uzyskania pułapu poparcia pozwalającego na samodzielne sprawowanie władzy w którymś z landów, prawdopodobnie na wschodzie kraju.
Niezależnie od dalszego rozwoju sytuacji u naszego zachodniego sąsiada, musimy pamiętać, że najbliższe lata z cała pewnością nie przyniosą stabilizacji na niemieckiej scenie politycznej. System niemiecki będzie raczej rozchwiany, co sprzyjać będzie przewartościowaniom i nowym pomysłom także w sferze polityki zagranicznej. Prawie wszystkie ugrupowania postulują tak, czy inaczej rozumianą, suwerenizację polityki wewnętrznej i zagranicznej Niemiec.
Wszystkie chcą, by Berlin stał się szanowanym, samodzielnym graczem nie tylko na arenie europejskiej, ale i poza nią. Jakie ten gracz będzie miał oblicze i jaką politykę będzie prowadzić, zależy od ewolucji tamtejszych partii politycznych. Dlatego AfD i jej nowemu kierownictwu warto się uważnie przyglądać, bo ich rosnące poparcie nie jest raczej zjawiskiem przejściowym, a najpewniej określoną stałą tendencją polityki niemieckiej, sceny politycznej, której zabetonowanie trwało wprawdzie przez całe powojenne dekady, ale w której ten stary beton właśnie jest rozkruszany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz