2 grudnia ruszył wielki gazowy rurociąg Siła Syberii, tego dnia prezydenci Putin i Xi w czasie telekonferencji otworzyli zawory projektu odwracającego gazową geopolitykę na skalę całej Eurazji.
Zasoby energetyczne Rosji zostały rzucone na nienasycone rynki Azji.
Rosja, jako największy do niedawna (dzisiaj zajęły to miejsce USA) producent gazu ziemnego, była skierowana w eksporcie tego surowca na jeden tylko kierunek – na zachód. Cały eksport szedł na Europę.
Nagłaśniane nieprzytomnie hasło „uzależnienie Europy od Rosji” było oczywiście fałszywe. Jeszcze 5 lat temu, gdy na rynku nie pojawił się w dużych ilościach gaz LNG, to właśnie Rosja była uzależniona od Europy. Nie odwrotnie, jak głosiły media. Do samej Unii Europejskiej szło wtedy 88% eksportu rosyjskiej ropy, 70% gazu (reszta do krajów byłego ZSRR i Turcji), i jeszcze 50% rosyjskiego eksportu węgla.
W tym samym czasie rosyjska ropa w imporcie UE to było tylko 33%, tyle samo gaz, a węgiel – 23%. Kto od kogo bardziej zależał? To oczywiste.
Rosjanie zdawali sobie sprawę z tego stanu, postawili więc na wielki geopolityczny zwrot na wschód, w kierunku Chin i Azji. Jego podstawą są surowce energetyczne, które do tej pory konsumował Zachód. Na pierwszy rzut poszła ropa, jednak kluczowe były dostawy gazu. A że, jak się to mówi, „rurociągi wiążą jak małżeństwo”, stąd i niezwykle długie przygotowania do tego wielkiego gazowego projektu.
Rozmowy rozpoczęto w 2004 roku i aż 10 lat trwały negocjacje. Od porozumienia o strategicznej współpracy w 2004, przygotowania projektu przez góry Ałtaj (2006), później pomysłu gazociągu Siła Syberii (2007). Ten Chińczykom odpowiadał najbardziej, gdyż doprowadzał gaz ze Wschodniej Syberii wprost do najbardziej zurbanizowanych obszarów Chin.
W 2010 r. podpisano porozumienie o sprzedaży 68 miliardów m3 rocznie gazu, a dopiero 4 lata później podpisano umowę. 1 maja 2014 r. szefowie Gazpromu i chińskiego koncernu narodowego CNPC, w obecności prezydentów Władymira Putina i Xi Jinping, zawarli kontrakt na „zaledwie” 38 mld m3 na okres 30 lat. Zaledwie, gdyż Gazprom na zachód eksportuje 200 mld m3.
Dla tego projektu uruchomiono nowe zasoby gazu we Wschodniej Syberii – w regionie Jakucji, Chabarowska i Władywostoku, gdzie rozwinięto wydobycie ze złóż Czajandinskoje i Kowykta.
Cena kontraktu została oparta na notowaniach ropy naftowej, a ogólna wartość całego kontraktu została podana – to 400 miliardów dolarów. Potężna suma – 3/4 polskiego rocznego PKB. Ówczesne szacunki nt. ceny mówiły o 350 $/1000m3, co dawało wyższe ceny niż ówczesne dostawy europejskie.
Dzisiaj ośrodki propagandy, udające portale informacyjne, lansują tezę, że eksport do Chin jest dla Rosji „nieopłacalny”. Teza wyssana z brudnego palca, gdyż nie ma żadnych podstaw do takich wniosków, a przy tak wielkich projektach, zawsze w kontrakcie są zawarte mechanizmy korekty umowy, jeśli warunki na tyle by się zmieniły, że któraś strona ponosi straty.
Tak więc rurociągi i surowce budują energetyczno-polityczny fundament dla tworzącego się strategicznego sojuszu Rosja-Chiny, skierowanego przeciw USA. Solidny, gdyż Rosja to największy światowy eksporter ropy i gazu, Chiny – największy ich importer, więc świetnie do siebie pasują.
Oczywiście są ryzyka – choćby zbytnie uzależnienie od Chin, dlatego Rosja buduje rurociągi czy dostawy także w stronę Korei i Japonii. Oczywiście w krótkiej perspektywie dostawom gazu do Europy nic nie grozi, Gazprom posiada ogromy zapas mocy produkcyjnych i przesyłowych, mogących zaspokoić także szczytowe zapotrzebowanie EU.
Jednak pierwszy krok Rosji do możliwości rozgrywania między odbiorcami i wybierania tych, którzy zapłacą więcej – jest uczyniony. Na pewno Europa na tym straci. W Departamencie Stanu strzelają korki od szampana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz