Kończący się 2019 rok przyniósł chyba nie tyle jakieś przełomowe wydarzenia, ale raczej kontynuację procesów rozpoczętych już wcześniej.
Czy jakieś szczególne momenty warte były odnotowania w dziedzinie spraw międzynarodowych i polskiej polityki zagranicznej?
Zastanawia się nad tym znany polski politolog dr Mateusz Piskorski w rozmowie z red. Igorem Stanowem.
Koniec roku to czas tradycyjnych podsumowań. Czy są jakieś wydarzenia międzynarodowe, które uważa Pan za szczególnie istotne, może przełomowe w 2019 roku?
— W sumie na tak postawione pytanie będziemy mogli sensownie odpowiedzieć wyłącznie z pewnej perspektywy czasowej, a zatem za kilka dobrych lat. Ale jeśli miałbym obstawiać, czysto subiektywnie, to uważam, że w sumie rok 2019 przyniósł kontynuację pewnych procesów trwających już od paru lat. Niektóre z nich uległy intensyfikacji, inne osłabły, jeszcze inne przeszły drobną korektę.
Jakie to procesy?
— Mamy cały czas ewolucję stosunków międzynarodowych w kierunku świata wielobiegunowego. Najważniejsi gracze się nie zmieniają, ale trochę inne są akcenty. 2019 rok to kolejny rok przesuwania się tych akcentów na Wschód.
Na tegorocznym jesiennym posiedzeniu Klubu Wałdajskiego z udziałem prezydenta Władimira Putina po raz pierwszy dyskutowano przede wszystkim o Azji, o perspektywach współpracy i rozwoju na tym kontynencie. Geopolitycznie środek ciężkości jest już właśnie tam. Kluczowe znaczenie mają już dziś relacje na linii Moskwa–Pekin i Pekin–Waszyngton. Europa ulega marginalizacji, staje się – niestety – coraz bardziej peryferyjna. W sumie robi to na własne życzenie, jest niezdecydowana i pogrążona w drugorzędnych konfliktach…
Czyli można uznać, że sprawy wschodnioeuropejskie są gdzieś na marginesie światowych procesów?
— Nie do końca. Bardziej miałem na myśli Unię Europejską jako blok, który chyba coraz bardziej traci szansę, by stać się jakąś samodzielną alternatywą, biegunem w stosunkach międzynarodowych. Traci ją nie tyle w wyniku Brexitu, ale raczej wskutek własnego braku elastyczności.
Połowa Europy „umiera z wdzięczności”, a druga „potępia USA za egoizm i lekceważenie”
No i też w jakimś stopniu konsekwentnego wyprowadzania z Europy – cywilizacyjnego, prawnego, geopolitycznego – takich krajów środkowoeuropejskich, jak Polska. Oczywiście, prezydent Emmanuel Macron, minister spraw zagranicznych Niemiec Heiko Maas i kilku innych europejskich polityków wzywa do pogłębienia integracji, ale to wszystko słowa, które trafiają w jakąś próżnię.
No i też w jakimś stopniu konsekwentnego wyprowadzania z Europy – cywilizacyjnego, prawnego, geopolitycznego – takich krajów środkowoeuropejskich, jak Polska. Oczywiście, prezydent Emmanuel Macron, minister spraw zagranicznych Niemiec Heiko Maas i kilku innych europejskich polityków wzywa do pogłębienia integracji, ale to wszystko słowa, które trafiają w jakąś próżnię.
A co do spraw wschodnioeuropejskich, Ukraina chyba schodzi powoli z agendy ważnych problemów międzynarodowych. Z jednej strony sprzyja temu wybór Władimira Zełeńskiego na prezydenta i wynik wyborczy jego partii w wyborach parlamentarnych. Z drugiej – nikt nie jest gotów do ponoszenia finansowej odpowiedzialności za skutki tego, co wydarzyło się tam w 2014 roku.
Moim zdaniem, rok 2019 pokazał pewne zmęczenie sprawą ukraińską na arenie światowej. Ważnym wydarzeniem było, oczywiście, ostatnie spotkanie w formacie normandzkim, ale też – zwróćmy uwagę – nie wywołało ono jakichś szczególnych emocji.
Jeszcze ważniejsze wydarzenie, bo pokazujące pewien trend, miało miejsce w ostatnich tygodniach. Chiński inwestor ostatecznie przejął ukraińskie zakłady Motor-Sicz, co pokazuje, że Amerykanie odpuszczają powoli Ukrainę. Przypomnę, że jeszcze niedawno stosowali wszelkie formy dopuszczalnych i niedopuszczalnych nacisków w tej sprawie na władze w Kijowie. Dziś okazuje się, że Waszyngton spuścił z tonu.
Wygląda na to, że projekt przekształcenia Ukrainy we wschodnioeuropejski protektorat przestał być uznawany za priorytet w administracji amerykańskiej…
A jak na tym tle kształtuje się polska polityka zagraniczna?
— W obliczu tych procesów globalnych, o których wspomniałem, wygląda na to, że przed Warszawą stoi bardzo istotny wybór. Albo obrażać się na rzeczywistość i kontynuować linię obraną przed laty, to znaczy iść na pełną konfrontację przeciwko Rosji, a ostatnio też Chinom. Albo zacząć się zastanawiać nad koniecznością mądrej, wielowektorowej polityki zagranicznej, trochę na wzór Węgier Viktora Orbana.
Wiele wskazuje na to, że na przykład w Kancelarii Prezydenta te nowe realia są rozumiane. Inna rzecz, czy ze zrozumienia będą wynikały jakieś praktyczne wnioski.
Wydaje się, że Polska jest dziś zagrożona przez taką postawę donkiszoterii – większość krajów już zrozumiała nowe otoczenie i reguły gry, a Polska pozostaje pod wpływem starych, archaicznych już dziś dogmatów.
Pytanie, czy jest to wybór wynikający z ignorancji i rozdętego mesjanizmu, czy efekt wytycznych zewnętrznych, wyjścia z założenia, że pomimo przeniesienia punktu ciężkości w inny obszar świata, warto mieć w odwodzie kraj skłócony z Rosją i Niemcami w Europie Środkowej.
Czyli widzi Pan nowe realia, nowe zasady polityki globalnych graczy wobec Polski i Europy Środkowej?
— Zdecydowanie. Rok 2019 pokazał, że bezalternatywny zdaniem rządzących „partner strategiczny”, którego oni lokują w Waszyngtonie, skoncentrowany jest przede wszystkim w regionie na realizacji swoich ekonomicznych interesów. To było wyraźnie widoczne choćby w sprawach zakupu amerykańskiego uzbrojenia, komercyjnych warunków powstania nowych baz wojskowych czy wreszcie działań na rzecz uczynienia z Polski dystrybutora amerykańskiego gazu skroplonego w Europie, zresztą zakończonych niepowodzeniem.
Rok 2019 to też w tym kontekście zmierzch polskich marzeń o stworzeniu proamerykańskiego bloku państw znanego jako Trójmorze.
Nikt już dziś taką koncepcją nie jest szczególnie zainteresowany, choćby z tej prostej przyczyny, że Warszawa ma tu niewiele do zaproponowania. Szczególnie w sytuacji, gdy sama zmarginalizowała się w formacie 16+1 i zrezygnowała z uczestnictwa w największym projekcie infrastrukturalnym świata, jakim jest chiński pomysł „Jednego pasa, jednej drogi”.
Ale powtarzam: wypowiedzi niektórych polskich polityków z ostatnich miesięcy pokazują, że jest już jakieś zrozumienie problematycznej sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy.
A to już postęp.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz