Dlaczego wspierać obronę Sądu Najwyższego (SN)? Dlatego że jest atakowany ze wszystkich stron instytucjonalnie. W zmowie instytucjonalnej są Trybunał Konstytucyjny (większość TK) i jego Prezes, Marszałek Sejmu i większość w Sejmie, Premier i Rząd, Prezydent, a także Minister Sprawiedliwości. Wsparcia udziela TVP.
Oni atakują SN, by go osłabić; by to, co oni chcą, było prawem i jego oficjalną wykładnią. Nie akceptują faktu, że jest jakiś organ konstytucyjny, sąd, który jest mocny i niezależny od władzy partii rządzącej.
Zależni od partii
W Polsce jest bowiem tak, że od władzy partii rządzącej i jej prezesa jest zależny Prezydent, Premier, Marszałek Sejmu i Prezes TK czy Minister Sprawiedliwości (oraz przeciętny poseł partyjny czy szef TVP). Te wymienione organy zachowują się bowiem tak, jakby wykonywały wolę partii i szefa partii, a nie swoje powinności konstytucyjne w sprawie Sądu Najwyższego. I nie tylko w tej sprawie.
Nikt chyba nie ma wątpliwości, że obecnego kryzysu konstytucyjnego nie można już tylko analizować na gruncie prawniczym czy nauk o prawie, ale trzeba dokonać analizy politycznej, aby wiedzieć, co się dzieje. Nie studiujcie teraz tylko prawa, ale realne reguły polityczne. Przyjdzie czas, że prawo się przyda, ale nie teraz. Teraz jest instrumentalizacja prawa, wszechobecna propaganda, nagrody za lojalność. Jest też prymat woli szefa partii.
Prawo do samoobrony i atak instytucji
SN ma prawo do instytucjonalnej obrony (samoobrony). Ma prawo bronić swojej pozycji w systemie władzy. Ma także obowiązek i prawo bronić systemu sądownictwa przed wpływami partyjnej polityki. Ma prawo bronić zasad ustroju. Uchwała SN z 23 stycznia 2020 r. jest rodzajem instytucjonalnej samoobrony, ale i obrony sądownictwa.
Nie chcę tu bronić nikogo personalnie ani apoteozować person, ale trzeba bronić instytucji. Nie bronię Profesor Gersdorf, bo jej nie znam osobiście i ma sama dość cięty język, ale bronię instytucji i systemu sądownictwa jako miejsc wolnych od partii rządzącej.
Sąd Najwyższy w składzie trzech tzw. starych izb wydał swoją słynną już uchwałę 23 stycznia 2020 r. Dotyczy ona rozstrzygnięcia rozbieżności w orzecznictwie samego SN na temat tego, jaki jest status sędziów powołanych na podstawie rekomendacji (opinii) nowej Krajowej Rady Sądownictwa (KRS). To tzw. nowi sędziowie. Będzie o tym mowa niżej.
Wnioski do TK – tuż po uchwale Sądu Najwyższego z 23 stycznia 2020 r. – w sprawie sporu kompetencyjnego niemal jednocześnie zgłosili Marszałek Sejmu i Premier (dzień przed uchwałą i dzień po uchwale). A i Prezydent wniósł o zbadanie konstytucyjności przepisów, na podstawie których orzekł SN. Wszystko to dzieje się w kilka dni. Jest to wszystko śmieszne dla przeciętnego prawnika konstytucyjnego, bowiem żadnego sporu kompetencyjnego nie ma. Między kim a kim bowiem jest ten spór?… Chyba nawet przedstawiciele partii rządzącej nie mieli jednej strategii, skoro jeden funkcjonariusz obozu władzy mówił, że między Sejmem a SN, a inny, że między Prezydentem i SN… No, to wyszło na to, że między SN i dwoma tamtymi organami.
Trzeba powiedzieć jasno, że to jest mydlenie oczu. Sporu kompetencyjnego nie ma. Nikt nie rości sobie pretensji do tej samej kompetencji. Stan rzeczy jest taki, że SN nie rości sobie pretensji, że chce odbierać przysięgi od sędziów, bo robi to przecież Prezydent, ani że chce uchwalać przepisy o tym, kto jest sędzią, bo robi to wszak Sejm. SN po prostu chce ujednolicić swoje orzecznictwo na temat nowych sędziów. I ma do tego prawo. Ustawowe i konstytucyjne.
Mówiąc językiem prawniczym, SN nie chce regulować ustroju sądów ani nie chce podważać skuteczności powołań sędziów. Bo nie może. Ale może wskazać, co robić w sprawach, w których orzekają tzw. nowi sędziowie.
Co tak rozdrażniło władzę zatem… Co tak rozdrażniło, że 28 stycznia 2020 r. Trybunał Konstytucyjny zbiera się i wydaje postanowienie o zawieszeniu uchwały Sądu Najwyższego z 23 stycznia, a co więcej, tymczasowo reguluje sprawę w ten sposób, że SN nie może wypowiadać się na tematy dotyczące nowych sędziów! Postanowienie TK jest ogłoszone w Monitorze Polskim 29 stycznia. Natychmiast. Nie mija nawet tydzień od uchwały SN.
Uchwała SN z 23 stycznia 2020 r.
Istota uchwały Sądu Najwyższego z 23 stycznia 2020 r. była taka, najprościej mówiąc, że sądy mają się same oczyszczać w sytuacji wyrokowania przez tzw. nowych sędziów. Po pierwsze, wadliwa obsada sądu („nienależyta obsada sądu w rozumieniu art. 439 § 1 pkt 2 k.p.k. albo sprzeczność składu sądu z przepisami prawa w rozumieniu art. 379 pkt 4 k.p.c.”) występuje, jeśli taki nowy sędzia zaopiniowany przez nową KRS zasiada w składzie orzekającym. Tacy sędziowie nie powinni orzekać zatem. Powinni na razie się wstrzymać. Ich wyroki wydane do tej pory w sprawach karnych są jednak ważne, ale wyroki w sprawach cywilnych mogą być już podważane. Mogą być nieważne. Trzeba jednak za każdym razem oceniać w trybie kontroli instancyjnej, czy fakt, że sędzia był zaopiniowany przez nową KRS, wpływał na jego niezależność w danej sprawie. Nie ma automatu, co wskazuje na mądrość tej uchwały, która ustanowiła zasadę prawa.
Po drugie, Izba Dyscyplinarna (ID) SN nie jest sądem w sensie prawa unijnego (a zatem i krajowego). Nie jest niezależna. Jej orzeczenia są nieważne od samego początku. Tu jest automat. Koniec, kropka. ID to nie sąd. Tyle uchwała, co do istoty.
Tą uchwałą SN wykonał wyrok trybunału unijnego z listopada zeszłego roku. Doprecyzował. Przecież, Luksemburg powiedział wtedy do SN: a sami sobie oceniajcie, kto z nowych sędziów może orzekać w waszym systemie, choć my wiemy, że coś jest nie tak z tą KRS i ID, ale wy wiecie lepiej.
Wojna i schizma
Trwa wojna sądowa. Jest schizma prawna. (Tworzy się może jakiś pluralizm prawa z równoległymi systemami prawa i tzw. swoimi sędziami.)
Jest wojna między SN i TK. O kompetencje, ale rozumiane inaczej. SN chce uznania swoich kompetencji. TK wykracza poza swoje kompetencje. Ale kto rozstrzygnie ten spór… Tylko siła i odbieranie prawa dostępu do biur i drukowania orzeczeń?… Nie prawo. Prawo jest w Polsce od 2015 r. mocno instrumentalizowane. Nie było dobrze z sądownictwem po 1989 r., a jest jeszcze gorzej.
Słyszymy, że Prezes PiS Kaczyński spotyka się prywatnie z Prezes TK Przyłębską. I to w tak istotnych momentach. Przecież nie dyskutują o tym, jak robić kotlety schabowe. To są niedopuszczalne praktyki ustrojowe. To jest skandal. Skandal konstytucyjny.
Przecież już dziś jest jasne, co Trybunał Konstytucyjny powie na temat ”sporu kompetencyjnego” i niekonstytucyjności przepisów będących podstawą orzekania przez Sąd Najwyższy. Powie to, co chce szef partii rządzącej, nawet jeśli będą to brednie konstytucyjne. Powie tak, żeby wyszło na to, że SN nie ma racji.
Jest schizma prawna, bo jak mówi Komisja Wenecka, jedni sędziowie nie uznają drugich. Starzy – nowych. Jedne organy – drugich. Tytułem innego przykładu… Przecież już dziś Szef Kancelarii Sejmu nie stawia się w sądzie powszechnym na wezwanie albo nie okazuje utajnionych list poparcia do KRS sędziemu w budynku Sejmu. Sędzia ma postanowienie sądu, ale Sejm ma decyzję niedawno utworzonego organu zajmującego się ochroną danych osobowych i cofniętą delegację sędziego przez prezesa sądu.
Długo jeszcze będzie się ignorować orzeczenie sądu powszechnego? Politycy i urzędnicy zignorują też orzeczenia sądów administracyjnych w tej sprawie? Stawiają się w ten sposób ponad konstytucją. Ponad prawem. Po to są prawa, by ograniczyć bezprawie i swawolę.
Sąd Najwyższy wydał uchwałę 23 stycznia, mimo że Prezes TK Przyłębska dzień wcześniej oświadczyła w godzinach popołudniowych, że posiedzenie SN jest zawieszone ex lege ze względu na wpłynięcie właśnie w godzinach popołudniowych 22 stycznia (ekspresowo przygotowanego) wniosku od Marszałka Sejmu o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego. Próbowano zatem powstrzymać działanie SN i podjęcie przez SN uchwały o nowych sędziach.
Wydaje się, że ta próba była skoordynowana, jako że prezes partii rządzącej miał odwiedzić wcześniej zarówno Marszałka Sejmu jak i Prezesa TK. Mimo to SN – wiedząc, że sporu kompetencyjnego nie ma, a wniosek Marszałka jest fikcyjny i stanowi nadużycie prawa – wydał uchwałę, o której zaraz Minister Sprawiedliwości mówił, że ta uchwała nie jest ważna. Niespełna tydzień później, 28 stycznia, tę uchwałę zawiesza TK! Czyni tak na podstawie przepisu, który wymaga zasięgnięcia opinii od SN. Z kolei TK nie bierze opinii SN pod uwagę, choć SN wskazuje w niej, że występuje „niedopuszczalność wydania orzeczenia” przez TK w tej sprawie. Natomiast TK od razu zawiesza uchwałę SN. Zawiesza SN co do wypowiadania się na ten temat w ogóle – jakby in blanco.
Trybunał Konstytucyjny nie może jednak zawieszać wykonania uchwał Sądu Najwyższego, zwłaszcza że wspomniana uchwała SN dotyczy rozstrzygnięcia rozbieżności w orzecznictwie SN.
TK narusza zasady ustroju w ten sposób. Poza sędziami Kieresem, Pszczółkowskim czy Wyrembakiem nikt więcej z sędziów TK jednak nie sprzeciwił się tej niekonstytucyjnej praktyce TK.
TK narusza zasady ustroju w ten sposób. Poza sędziami Kieresem, Pszczółkowskim czy Wyrembakiem nikt więcej z sędziów TK jednak nie sprzeciwił się tej niekonstytucyjnej praktyce TK.
Nie dziwi to. Sprawozdawcą była sędzia Pawłowicz, w składzie był sędzia Piotrowicz, a przewodniczyła sędzia Przyłębska. A pochodzący z wyboru rządzących, inni sędziowie TK – w tym “młodzi giganci nauki prawa” – zachowali się tak, jak pewnie od nich oczekują ci, co ich wybrali.
Czyje orzeczenie uznać… SN czy TK… Komu być wierny… Jakie jest wyjście w tej sytuacji…
Bez dobrego wyjścia
Otóż, nie ma dobrego wyjścia. Jest tylko chaos. Nie ma prawa, jest tylko polityka. Prawo dziś jest tylko narzędziem cynicznie wykorzystywanym, by mieć jak największe wpływy i władzę. Uchwała Sądu Najwyższego dawała szansę na „uregulowanie sytuacji” w przypadku, gdy są tzw. nowi sędziowie i gdy oni orzekali lub orzekają. Warto pamiętać, że prawie połowa sędziów SN, którzy wydali uchwałę 23 stycznia właśnie o tych nowych sędziach, pochodzi z nominacji dwóch Prezydentów, tj. Kaczyńskiego i Dudy. To mówi sporo o tym, co dzieje się w systemie prawnym i w systemie sądownictwa. To nie są komuniści czy postkomuniści, jak to się mówi w pewnych kręgach.
W tym samym prawie czasie, gdy SN wydaje uchwałę 23 stycznia, Sejm przegłosowuje tzw. ustawę kagańcową. Sędziowie krytyczni wobec władzy będą mogli być usuwani. Jeśli ktoś zakwestionuje status nowych sędziów, spotka go to samo. Jeśli powie, że trzeba stosować wyrok Trybunału w Luksemburgu, to samo. Jeśli skrytykuje partię rządzącą, będzie kara.
Kaganiec. I siedzenie cicho. Oto cel tej ustawy. Celem nie jest wcale zwiększenie efektywności i sprawiedliwości w sądownictwie. Nie elektronizacja, zmiana systemu doręczeń, deregulacja, debiurokratyzacja, sądy pokoju, krótkie terminy spraw, lepsza komunikacja społeczna sądów, etc., jest celem. Takiej bowiem reformy sądownictwa Polska potrzebuje od lat. Oto jest kontekst samoobrony instytucjonalnej SN. To, co się dzieje, jest po prostu próbą zdobycia kolejnego przyczółku władzy dla partii rządzącej.
Niedługo, bo w kwietniu, partia rządząca rękami prezydenckimi wskaże swojego I Prezesa SN. Nie musi być poparty przez większość sędziów SN. Pozwala na to ustawa kagańcowa. Kolejny przyczółek będzie zdobyty. Jest to mechanizm podobny do przejęcia TK w grudniu 2016 r. Zacznie się ręczne sterowanie składami orzekającymi, administracyjne represje, spotkania „koordynujące” z prezesem partii przy schabowym albo ciastkach, „przyjazne” wyroki itd.
„Normalnie” (zwyczajnie, zazwyczaj) sędziowie nie udzielają wywiadów, nie protestują, nie wydają oświadczeń o tworzonym prawie czy polityce ministra. Wydają wyroki i postanowienia, rozpatrują sprawy. Tylko że teraz nie ma normalnej sytuacji (rozumianej jako brak nagonki na judykaturę), a jest atak na sądownictwo. Zatem i sędziowie bronią się.
SN broni się. To nie sędziokracja, ale obrona ostatniej reduty. PiS „wziął” już – w sposób wątpliwy prawnie – TK, TVP, spółki rządowe i służbę cywilną, prokuraturę, część SN i sądownictwa (wszystkich prezesów), KRS, etc. Cóż, SN i sędziowie liniowi są zbyt niezależni i krytyczni, więc trzeba mieć nad tym nadzór – oto myślenie szefa partii.
Proszę sobie wyobrazić, że zastępca rzecznika dyscyplinarnego (podległego Ziobrze) zaraz po uchwale SN z 23 stycznia rozważał wszczęcie dyscyplinarnych postępowań wobec sędziów SN biorących udział w wydaniu uchwały. To jest atmosfera, w której znalazł się SN. Jest to nie tylko bezprawne, bo takie dyscyplinowanie byłoby po prostu nadużyciem władzy i straszeniem, ale jawi się to jako moralnie odrażające i żenujące. To może od razu lepiej zamknąć tych sędziów SN, którzy wydali wyrok 23 stycznia, do więzienia… Jesteśmy jednak w Europie, nie zamykamy.
Co zatem teraz…
Dalszy ciąg obrony
SN musi się bronić. Muszą go bronić też sędziowie, prawnicy i obywatele. Oczywiście, jeśli chcą i widzą problem ustrojowy. Trzeba bronić. Trzeba bronić autorytetu SN. Nie dlatego, że SN był „najlepszym z możliwych światów”, ale dlatego że miał pewną określoną renomę w praktyce prawa. Jego wyroki były przedmiotem pochwały, ale i krytyki, w literaturze prawniczej (wiele glos). Natomiast praktyka prawa zawsze podążała za orzeczeniami SN, a inne organy władzy publicznej nie kwestionowały ich, nawet jeśli pojawiała się „rywalizacja o interpretację” z Naczelnym Sądem Administracyjnym czy TK. Decydowała siła argumentów (intelekt) i autorytet sądu, nie argument siły i brak szacunku dla sądu. A to, co może przyjść teraz w SN i sądownictwie, zieje tylko nepotyzmem, oportunizmem, karierowiczostwem i fałszem moralnym.
Ktoś z rządu mówi, że ma, dosłownie, „w nosie” wyrok „60 profesorów” (to o uchwale SN z 23 stycznia), bo on jako polityk jest „za Polakami”. A nikt inny nie jest? A zasad ustroju nie ma? Ekspertami od prawa są w partii rządzącej czeladnicy piekarnictwa czy inni temu podobni. Powtarzają slogany, że uchwała SN jest nieważna, nieważna… Sokrates powiedziałby… Człowieku, wiedz, że nie wiesz.
Sądownictwo musi się bronić. Musi oczyścić się w sytuacji instytucjonalnego skażenia, gdy oto nowa, czasem Bogu ducha winna, ale zatruta „neokaeresowską trucizną” (wadliwie powołana), tkanka sędziowska pojawia się w organizmie sądownictwa.
Mamy chaos w prawie… O ile wcześniej „nie wiedzieliśmy”, kto jest sędzią w Trybunale Konstytucyjnym, to teraz ktoś może powiedzieć, że nie wiemy, kto jest sędzią w Sądzie Najwyższym czy sądach powszechnych.
Jednak uchwała SN z 23 stycznia daje szansę, by zaradzić temu. Wedle niej, nowi sędziowie są sędziami, ale ma być dokonywana ocena wiarygodności nowych sędziów case by case, ad casum, w konkretnych przypadkach w sądach powszechnych. Natomiast mamy ostre cięcie w Sądzie Najwyższym, jeśli idzie o dwie nowe izby. Tu nie ma nic do uważniania, sanowania. Tu jest nieważność i zła obsada, gdy idzie o nowych sędziów. Nowi sędziowie w Izbie Dyscyplinarnej SN, cokolwiek orzekną, będzie to nieważne – to wiemy z uchwały SN. Z kolei Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN jest także wątpliwa. Jej orzeczenia trzeba by sprawdzać przez cały SN. Sędziowie z tych nowych izb mają prawo tylko do pensji i administracyjnych zadań, bo w sensie formalnym są sędziami. Ich statut trzeba jednak uregulować inaczej kiedyś. Podobnie jest z nowymi sędziami powołanymi do tzw. starych izb.
Obrońcy czy pełnomocnicy stron podnoszą już zarzuty nieważności wyroków wydanych przez nowych sędziów w całym kraju. Uchwała z 23 stycznia działa też w inny sposób. Otóż, nowi sędziowie wycofują się z orzekania, np. sędzia Manowska odroczyła swoje rozprawy w Izbie Cywilnej SN. Oczywiście, nie wszyscy, bo niektórzy walczą, idą w zaprzeczenie. Poza tym, prezesi sądów powszechnych sami powinni odsuwać nowych sędziów. Ale wobec kogo będą lojalni?… Jakiemu systemowi będą wierni?…
Z drugiej strony, KRS ogłasza, że będzie działać dalej, mimo że jej rzecznik początkowo mówił, że nie radzi nowym sędziom „pchać się” do orzekania w sytuacji wydania uchwały przez SN 23 stycznia, uchwały zawierającej zasadę prawa. Izba Dyscyplinarna SN też twierdzi, że będzie dalej działać, jakby wbrew uchwale SN. Wiceminister sprawiedliwości zaś dodaje, że będą dyscyplinarki dla sędziów odraczających rozprawy z powodu uchwały SN z 23 stycznia. Jest to szaleństwo prawne – dodam.
Tymczasem trwa propaganda telewizyjna o kaście sędziowskiej, gdzie sędziowie są tylko „niesprawiedliwi” albo „kradną spodnie”. Wyborca może to „kupi”, ale tylko może 40% wyborców kupi to. Ta chora narracja nie sprzyja realnemu usunięciu „czarnych owiec” z sądów ani jakiejkolwiek realnej, systemowej reformie sądownictwa, ale niejako „napuszcza” społeczeństwo na sędziów; sędziów, którzy mają średnio po 40 lat. Politycy „nie wiedzą, co czynią” czy są takimi ignorantami? A może cynikami?
Oczyszczenie po latach i „nie” dla jakobinizmu
Zresztą, każdy, kto bierze aktywnie udział w tym „cyrku konstytucyjnym”, jaki ma miejsce w TK od 2015 r., w SN od 2018 r., w KRS od 2018 r. etc., powinien być usunięty z zawodu sędziego po dojściu jakiejkolwiek innego obozu politycznego do władzy. Nie może być tak, że ludzie, którzy w sposób tak ewidentny biorą udział w naruszaniu podstawowych zasad ustrojowych, będą utrzymywali swoje pozycje sędziowskie i potem pobierali sowite emerytury.
Doskonale wiedzą, w jakich okolicznościach obejmowali stanowiska i jak bardzo w tych przypadkach złamano prawo i etykę. Upokorzyli prawo i obywateli, prawo i obywatele upokorzą ich. Naruszenie tych reguł jest tak poważne, że ludzie ci winni spotykać się także ze środowiskowym ostracyzmem jako karą moralną, stygmatyzacją, za te odegrane Judaszowe role w sądownictwie opartym na „błogosławieństwie” niekonstytucyjnie powołanej, nowej KRS.
Zatem tzw. nowi sędziowie z SN czy tzw. dublerzy z TK oraz sędziowie/członkowie nowej KRS – a być może i ci wszyscy rzecznicy dyscyplinarni, i prezesi sądów obecnie nadużywający swej władzy do represjonowania swoich kolegów, przeciwników, krytyków – powinni być zdegradowani, tj. usunięci z zawodu za łamanie zasad ustroju. I zasad etyki…
Dziś jeszcze może świętują swe chwile chwały. Dziś może jeszcze pobierają wysokie wynagrodzenia i mają jakąś władzę, ale już wdziera się lęk i zaprzeczenie… Przyjdzie bowiem dzień, kiedy Suweren, ktokolwiek nim będzie, upomni się o honor i prawo. Ponadto, kwitujący wszystko tzw. strażnik konstytucji odpowie jeszcze przed pewnym trybunałem, bo na to zasłużył.
Bo tu idzie o prawo. I chodzi o honor.
Tym słowom trzeba przywrócić właściwe znaczenie. Obecnie to parodia sensów.
Jeśli prawa zaś obecnie mają być stanowione na Nowogrodzkiej, to może lepiej od razu zamknąć Sejm i Senat oraz zlikwidować urząd Prezydenta, a niech tam prawa będą stanowione, na Żoliborzu właśnie. Będzie taniej i przejrzyście. Wszystko jednak się kiedyś skończy [aby na pewno? – admin]. Przyjdzie czas wyjaśnić i sanować albo degradować. Oby szybciej niż później. Te ostatnie pseudoreformy sądownicze bowiem bardziej osłabiły państwo niż je wzmocniły.
Sąd Najwyższy to tylko ludzie, ale też i instytucja. Stoi na czele sądownictwa powszechnego, w sprawach karnych i cywilnych. Jego orzecznictwo jest bardzo ważne, wręcz fundamentalne dla praktyki prawa. Ujednolica orzecznictwo. Wskazuje, jak interpretować przepisy prawne. Kształtuje linie orzecznicze. Ma znaczące wyroki w wielu dziedzinach prawa, od prawa karnego po cywilne, rodzinne, gospodarcze, bankowe, pracy i ubezpieczeń społecznych etc. Dotyczą one wielu ważnych dziedzin życia.
Potrzebujemy silnych i stabilnych instytucji, by mieć silne i stabilne państwo. Trzeba powiedzieć „nie” jakobinizmowi władzy. Ten rewolucyjny jakobinizm czy mentalny bolszewizm, bo już nawet nie sanacja, podważa rolę Sądu Najwyższego i niezawisłych, niezależnych sędziów – dla korzyści partyjnych, dla władzy. Nie dla obywatela, nie dla dobra wspólnego.
Dlatego non possumus. Bitwa nie idzie o Profesor Gersdorf, Prezesa Kaczyńskiego czy Boga – tu nie chodzi o osoby, ale o standardy w ustroju. Ustrój w Polsce nie może mieć cech najgorszych ustrojów opisanych przez Arystotelesa w „Polityce”. Dyktatury i oligarchii w demokracji zamiast elementów monarchicznych i arystokratycznych w politei.
Dawid Bunikowski
29-30 stycznia 2020 r., Karelia
P.S. Opinie są własne. Reprezentuję siebie.
29-30 stycznia 2020 r., Karelia
P.S. Opinie są własne. Reprezentuję siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz