Emocje towarzyszące wyborom prezydenckim są naturalne – wszak to najbardziej spektakularne spośród wyborów personalnych, jakich dokonują Polki i Polacy. Jednak emocje te nie są adekwatne do roli urzędu Prezydenta w systemie ustrojowym III RP, która nie jest rolą sprawczą.
W tym sensie znaczenie ważniejsze są oczywiście wybory parlamentarne. Ale Prezydent RP – na skutek przypisanych mu w Konstytucji uprawnień tudzież dzięki konstytucyjnym niejasnościom i niedomówieniom (np. w zakresie polityki zagranicznej i nadzoru nad armią) może bardzo ułatwić lub uprzykrzyć życie rządowi wyłonionemu przez sejmową większość.
Trudno nie zgodzić się z tezą, że Prezydent obecny – p. Andrzej Duda nie tylko to życie PiSowi ułatwiał, ale wręcz był „zbrojnym ramieniem” tej partii i posłusznym wykonawcą wszelkich zachcianek Prezesa J. Kaczyńskiego.
Nie jest też tajemnicą, ze rządy PiS uważam za skrajnie szkodliwe dla Polski, nie tylko w wymiarze fatalnej polityki gospodarczej (która sprowadza się do przejadania efektów światowej koniunktury) i zagranicznej (stawianie wszystkiego na jedną, amerykańską kartę, co w połączeniu ze złowrogim potencjałem jaki tkwi w osławionej ustawie 447 amerykańskiego Kongresu stanowi zagrożenie dla naszej państwowości), ale również z uwagi na szkody cywilizacyjne, jakie Polsce wyrządziły ekipy Pani Szydło i Pana Morawieckiego.
Spętanie polskich przedsiębiorców kajdanami podatków, opłat i danin, brak reform (np. komercjalizacji i prywatyzacji) i zapaść w sektorze usług publicznych (opieka medyczna, edukacja), zamykanie oczu na nieuchronny krach systemu emerytalnego, stan finansów publicznych (nie – nie dałem się nabrać na propagandę rzekomo „zrównoważonego” budżetu), spadek poziomu inwestycji (również prywatnych) w połączeniu z przeoraniem świadomości wielu Polek i Polaków poprzez demoralizujące programy socjalne tworzy mieszankę wybuchową, która odbije się czkawką albo PiSowi albo następnym rządzącym.
Bankrutujące państwo przy roszczeniowym społeczeństwie to patent na gigantyczne problemy. Reelekcja p. Dudy byłaby przepisem na kontynuowanie tego marszu w przepaść.
Jakie zatem mamy alternatywy?
Jest oczywiście Koalicja Obywatelska i jej kandydatka – p. Małgorzata Kidawa-Błońska. Osoba o dużej kulturze osobistej, obdarzona wręcz klasą (co nie jest w demokratycznej polityce częste ), co odróżnia Ją np. od urzędującego Prezydenta.
Ale niektórzy dziennikarze i nieprzychylni jej politycy z łatwością wyłapują Jej luki w wiedzy i lapsusy w publicznych wypowiedziach, co może odbić się negatywnie na kampanii wyborczej kandydatki KO. Trudno też nie zauważyć, ze jej zaplecze polityczne (czyli PO i przybudówki) nie jest albo skłonne albo zdolne do przedstawienia jasnej alternatywy programowej i ogranicza się do przekonywania, że p. Kidawa-Błońska nie będzie łamać Konstytucji ani szczuć jedne grupy społeczne czy zawodowe przeciw innym.
Pomimo faktu, że w obecnym kształcie ustrojowym Prezydent nie jest w stanie samodzielnie kreować własnej polityki w III RP, PO i sama kandydatka mogliby przynajmniej przedstawić swe wyobrażenie o kierunku jaki winna ich zdaniem obrać polityka wewnętrzna i zagraniczna.
Bliższa posiadania takiej wizji jest lewica ze swym hasłem „nowoczesnego państwa dobrobytu” które zawiera w sobie postulat mniej lub bardziej posuniętej rewolucji obyczajowej, rozbudowanych usług publicznych oraz zabezpieczenia socjalnego obywateli. Nie jest to wizja moja, ale jakaś to wizja jest. I przynajmniej wiadomo z jakimi inicjatywami występowałby lewicowy Prezydent, a jakie by blokował. Przy czym sądzę, ze liderzy lewicowej koalicji SLD – Wiosna – Razem popełnili błąd wystawiając w tej rywalizacji kandydaturę p. Roberta Biedronia.
Można o nim powiedzieć wiele, ale raczej nie sprawia on wrażenia poważnego męża stanu. Głosy o jego dokonaniach w roli Prezydenta Słupska też były różne. Choć za plus poczytuję mu akurat pierwsze wybory, jakich dokonał jeśli chodzi o swych doradców. W kwestiach ekonomicznych liderowi wiosny doradzać ma p. Marek Belka, zaś w materii polityki zagranicznej – p. Stanisław Ciosek. Pana Biedronia od razu oczywiście zaatakowano, że otacza się „komuchami”, jak natomiast uważam, że dobrał sobie ludzi rozsądnych. No ale – lewica to zdecydowanie nie moja „bajka”.
[Zboczeńcy, jako ludzie niezrównoważeni, psychopatyczni i labilni, ludzie na których nie można polegać, kierujący się prymitywnymi instynktami, powinni być odsuwani od WSZELKICH funkcji i stanowisk, w których mogą mieć jakąkolwiek władzę nad innymi osobami. – admin]
Bliżej mi oczywiście do Konfederacji
To sojusz narodowo-liberalny i w drodze prawyborów wyłonił jako swego kandydata p. Krzysztofa Bosaka. To oczywiście klasyczny „narodowiec”. Nie mylić z endekiem. Tu muszę rozwinąć to rozróżnienie, przynajmniej tak, jak ja je rozumiem.
Tradycyjni narodowi demokraci, spadkobiercy myśli Romana Dmowskiego kochają Naród takim, jaki on jest, ze świadomością również wad Polek i Polaków. Stąd nie są skłoni do radykalnych postulatów i wyznaczania celów nazbyt ambitnych, jak na realia. „Narodowcy” zaś – kochają swoje wyobrażenie o Narodzie, dokonując często idealizacji i stawiając mu zadania trudne bądź niemożliwe do wykonania. A zarazem idealizując ten Naród (a w zasadzie – swe wyobrażenie o nim) oraz jego przeszłość.
To zaś, czego w tej przeszłości nie da się obronić – przedstawiają jako dzieło „obcych”. Ten typ rozumienia polityki narodowej mi – jako konserwatywnemu zgredowi – raczej nie odpowiada.
Co się zaś tyczy osobistych walorów i wad p. Bosaka – do pierwszych należą niewątpliwie zdolności retoryczne i „lubienie się” z kamerą, zaś za wadę można uznać brak istotnych doświadczeń życiowych i zawodowych oraz wyższego wykształcenia. Oczywiście ten ostatni czynnik nie byłby tak znaczący przy ważkich dokonaniach zawodowych, których brakuje. Chciałbym być dobrze zrozumiany – p. Bosak świetnie nadaje się na posła, ale – moim zdaniem – na Prezydenta już niekoniecznie.
O p. Szymonie Hołowni nie jestem w stanie zbyt wiele powiedzieć, więc napiszę tylko, ze będę ciekaw, kto mu zbierze te wymagane 100 tys. podpisów. O ile zbierze. To rozwiałoby wątpliwości co do zaplecza politycznego p. Hołowni.
Jednak Kamysz
Na koniec kandydat, którego popieram – p. Władysław Kosiniak-Kamysz, lider Polskiego Stronnictwa Ludowego i zbudowanej wokół niego Koalicji Polskiej. Sama Koalicję uważam za jedną z najbardziej obiecujących inicjatyw politycznych w historii III RP. To budowany wokół najsilniejszej organizacyjnie partii w III RP – 100-tysięcznego PSL, blok o kształtującym się profilu chadecko-konserwatywnym w skład którego wchodzą również Kukiz’15, Unia Europejskich Demokratów (m.in. pp. Michał Kamiński i Jacek Protasiewicz), Stronnictwo Demokratyczne, konserwatyści z dawnego prawego skrzydła PO, skupieni wokół posła Marka Biernackiego oraz organizacje reprezentujące rzemiosło i drobnych przedsiębiorców (np. „Polska Nas Potrzebuje” D. Grabowskiego) czy wreszcie ugrupowania odwołujące się do tradycji regionalnych (w moim regionie Ślonzoki Razem oraz Jurajsko-Śląskie Stowarzyszenie ‘Dom Europejski”).
Prezes Władysław Kosiniak-Kamysz ma poparte wykształceniem doświadczenie zawodowe w opiece medycznej oraz w polityce. Był wicepremierem w rządzie PO-PSL odpowiedzialnym za sprawy społeczne. Zarzuca Mu się, że firmował wówczas decyzję o podwyższeniu wieku emerytalnego. Jednak ja zarówno wówczas uważałem, jak i obecnie uważam tą decyzję za słuszną. Plan jej wdrażania był cywilizowany, odpowiadała podobnym rozwiązaniom w wielu krajach europejskich, które również musiały wyciągnąć wnioski z wydłużającej się średniej długości życia. Podkreślał to np. prof. Robert Gwiazdowski, ostatnio wypowiadał się na ten temat również ekspert ekonomiczny Konfederacji dr Sławomir Mentzen.
Argumentując konieczność podwyższenia wieku emerytalnego w obecnym, skądinąd nieszczęsnym systemie, Mentzen stwierdził, ze oprócz zasady „pacta sunt servanda” (która nakazywałaby wieku emerytalnego nie ruszać) trzeba tu również wziąć pod uwagę zasadę inną – nie można wymagać rzeczy niemożliwych.
Jestem pewien, że historia przyzna rację tym ,którzy wskazywali na konieczność reform naszego systemu emerytalnego – np. Prezesowi J. Korwin-Mikke, prof. R. Gwiazdowskiemu a także w. Kosiniakowi – Kamyszowi, który – również dostrzegając skalę problemu – starał się uczynić w tej sprawie choć jeden, siłą rzeczy niepopularny krok. Oczywiście moim zdaniem docelowo od jakiegokolwiek „systemu” emerytalnego należy odejść [?!? – admin], zaspokoiwszy oczywiście prawa nabyte, tych, którzy „składki” odprowadzali.
Ale Prezes Kosiniak-Kamysz ma na swym koncie w ubiegłym roku bezsprzeczny sukces polityczny – poprowadził skazywany na klęskę PSL do wyborczego sukcesu. I był jedynym spośród liderów polskich formacji politycznych, który miał odwagę wziąć udział w ubiegłorocznych telewizyjnych debatach wyborczych. A spoczywała na Nim ogromna odpowiedzialność – za ruch ludowy o ponad 100-letniej tradycji z tak wybitnymi postaciami jak Wincenty Witos, Maciej Rataj czy Stanisław Mikołajczyk. Za ruch ludowy, który zarówno do życia politycznego II RP jak i PRL wkraczał jako cieszący się największą popularnością spośród ówczesnych polskich ugrupowań (oczywiście wyniki wyborów z 1947 roku należy potraktować podobnie jak „zrównoważenie” budżetu III RP). Odpowiedzialność tą potęgował fakt, że Prezes Kosiniak-Kamysz wychował się w rodzinie o tradycjach działalności w ruchu ludowym.
Jestem pewien, że jako Prezydent podjąłby się dostępnych starań (od negocjacji, poprzez korzystanie z inicjatywy ustawodawczej i z prawa veta), by zaprzestać niszczenie polskiej przedsiębiorczości, ukrócić szaleństwa naszej polityki zagranicznej i przywrócić zaufanie do państwa i prawa. Z pewnością nie wyraziłby zgody na ustawowe przeprowadzenie w Polsce rewolucji obyczajowej.
Gdyby zaś nie było mu dane zostać Prezydentem – mam nadzieję, że jego dobry wynik umocniłby Koalicję Polską, która ma szanse stać się najsilniejszych ugrupowaniem w III RP, łączącym wysiłki wielu partii i środowisk sytuujących się od centrum na prawo naszej sceny politycznej. Być może odpowiednikiem niemiecko-bawarskiej koalicji CDU-CSU
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz