Epidemia koronawirusa rozwija się w tempie stachanowskim, toteż doszło wreszcie do tego, do czego dojść musiało. Głos zabrali filozofowie, bo jak by to wyglądało, że z powodu koronawirusa świat wstrzymuje oddech, a filozofowie nabrali wody w usta? To niemożliwe, bo w przeciwnym razie mogłyby pojawić się jakieś wzruszające wątpliwości, zagrażające „organizacyjnej ksztątaninie”, o której wspominał nieżyjący już prof. Bogusław Wolniewicz.
Nawiasem mówiąc, prof. Włodzimierz Gut z Państwowego Zakładu Higieny twierdzi, że na koronawirusa chorowaliśmy i przedtem, tylko, że wtedy to była „grypa”, podczas gdy teraz został „zauważony”.
Ano, skoro tak, to musiały być jakieś ważne powody, by go „zauważyć”. Wydaje się, że mogły być przynajmniej dwa. Po pierwsze – większa niż w przypadku „zwykłej” grypy („Pijanego szypra kutra raz dręczyła myśl okrutna; facet myślał, że ma trypra, a to była zwykła kiła!”) śmiertelność (około 4 – 5 procent). Ale – po drugie – kryzys gospodarczy, który naszym Umiłowanym Przywódcom na całym świecie coraz bliżej zaglądał w oczy – między innymi z powodu narastającej niewydolności systemów ubezpieczeń.
Od dawna mówiłem, że o ile w interesie każdego człowieka jest żyć możliwie długo, to rządy mają interes odwrotny – żeby ludzie żyli krótko. Wtedy nie będzie starców, ze wszystkimi ich dolegliwościami, które tak obciążają budżety państw.
Prof. Lucjan Israel, francuski specjalista chorób płucnych zauważył, że koszty opieki medycznej nad takim schorowanym starcem w ostatnich 6 miesiącach jego życia, są równe wydatkom ubezpieczalni na tego samego człowieka przez cały wcześniejszy okres jego życia.
W normalnych warunkach trudno by jednak takie rzeczy głośno mówić, zwłaszcza, że ci starcy głosują. W takiej sytuacji koronawirus, który – jak się okazuje – atakuje głównie schorowanych starców, jawi się jako prawdziwy dar Niebios. Z jednej strony może doprowadzić do przerzedzenia szeregów schorowanych starców, a z drugiej – zdjęcia z rządów odpowiedzialności za kryzys gospodarczy, który wydaje się nieunikniony – ale z powodu zbrodniczego koronawirusa, a nie działań polityków.
Wreszcie społeczni inżynierowie, którzy od lat „zachodzą w um” („Zachodzim w um z Podgornym Kolą…”), jakby tu dokonać gruntowanej przebudowy Ludzkości, żeby przekształcić ją w „nawóz Historii”, którym starsi i mądrzejsi będą użyźniali swoje interesy.
Walka z klimatem nie tłumaczyłaby takich rygorów, jakie właśnie wprowadza się pod pretekstem zbrodniczego koronawirusa, a z doświadczenia wiemy, że prowizorki okazują się najtrwalsze. Wygląda na to, że świat już nie będzie taki, jak przedtem, to znaczy – zanim koronawirus został „zauważony” – ale w tym celu epidemia musi trochę potrwać, aż się wszyscy do nowych porządków przyzwyczają. Toteż już pojawiają się opinie, że potrwa przynajmniej rok, ale myślę, że jak będzie trzeba, to przeciągnie się i dłużej.
Ale to są tylko takie teorie spiskowe, które z pewnością zostaną wkrótce pryncypialnie potępione przez Jasnogród, który na tę okoliczność zjednoczy obydwa obozy: „dobrej zmiany”, jak i „zdrady i zaprzaństwa”.
W oczekiwaniu na tę salwę możemy spokojnie wrócić „a nos moutons”, czyli do naszych filozofów. Już na pierwszy rzut oka widać, że reprezentują oni dwa nurty: filozofii tzw. chłopskiej i filozofii uniwersyteckiej. Przedstawicielem nurtu pierwszego, jest pan red. Janusz Anderman, który dał głos jako pierwszy, a przedstawicielem nurtu drugiego jest pan Jan Hartman, w cywilu adept Zakonu Synów Przymierza.
Janusz Anderman, którego litościwa Natura obdarzyła co prawda talentem, ale małym, na łamach „Gazety Wyborczej” ogłosił fundamentalną publikację pod wymownym tytułem: „Cymbał brzmiący czyli dziadek przewraca się w grobie”.
Pan red. Michnik w pierwszej fazie najwyraźniej odżałował nieco srebrników, jakie czytający „GW” mikrocefale musieliby mu zapłacić, żeby doczytać rewelacje red. Andermana do końca i niczego z nich nie uronić, toteż w internetowym wydaniu początkowo wydrukował tę fundamentalną publikację in extenso, żeby światło pod korcem nie stało, tylko trafiło pod strzechy. Jednak ktoś starszy i mądrzejszy musiał go ofuknąć, że srebrniki jednak ważniejsze, toteż wzorem Ministerstwa Prawdy, wkrótce do wglądu pozostał tylko początek.
Pan red. Anderman chłoszcze tam Kościół katolicki, a zwłaszcza jego dygnitarzy, za niefrasobliwy stosunek do zatwierdzonej epidemii, która ma przecież tyle ważnych celów do spełnienia. W szczególności tradycyjnie naigrawa się kołtuństwa, ciemnoty i zakłamania reakcyjnego kleru, który w dodatku proponuje całkowicie nieskuteczne metody konfrontowania się ze zbrodniczym koronawirusem.
Tymczasem – chociaż pan red. Anderman taktownie powstrzymuje się przed wskazaniem remedium właściwego – wiadomo, że najlepszym sposobem na koronawirusa, podobnie zresztą, jak na wszystko inne, nawet na świerzb, jest mikstura oczyszczająca na bazie popiołu z krowy, to znaczy – ze specjalnej jałówki, której co prawda jeszcze nie znaleziono, ale intensywne poszukiwania trwają i tylko patrzeć, jak dzięki mutacjom genetycznym zakończą się sukcesem.
To jest metoda z pewnością bliska nie tylko starszym i mądrzejszym, którzy przyzwyczaili się spoglądać na ludy mniej wartościowe z wyżyn wieży z kości słoniowej, ale również dla chłopskich filozofów, bo – powiedzmy sobie szczerze – do kogóż może być bliżej chłopskiemu filozofowi, niż do jałówki? „Głęboko odczuwamy wspólnotę naszych losów” – napisali uczestnicy I Zjazdu „Solidarności” w 1981 roku w „Posłaniu do narodów Europy Wschodniej”.
Z kolei przedstawiciel filozofii uniwersyteckiej poczyna sobie nieco subtelniej. Mianowicie sztorcuje „władzę” za „pobudzanie paniki”, wskutek czego nie tylko nie odbędzie się wiele „ważnych imprez”, ale w dodatku znienawidzona władza wywołuje efekt społecznej mobilizacji, dzięki czemu „zyskuje na popularności”. Tymczasem nie powinna zyskiwać na popularności, tylko powinna słuchać zatwierdzonych specjalistów w zakresie zdrowia publicznego – i tylko tyle – bo „nadgorliwość – powiada pan filozof – gorsza jest od faszyzmu”.
To rzeczywiście coś nowego, bo do tej pory wydawało się, że od „faszyzmu” nic gorszego być już nie może, a tu proszę! – „nadgorliwość” jest jeszcze gorsza!
Ale chyba jeszcze gorszy od „nadgorliwości” jest brak koordynacji, bo oto słyszymy, że „Obywatele SB”, to znaczy – pardon – oczywiście „Obywatele RP”, domagają się wprowadzenia stanu wyjątkowego. Ciekawe, czy bardziej zależy im na „bezpieczeństwie obywateli” – bo to jest jeden z warunków wprowadzenia stanu wyjątkowego – czy też na tym, żeby w ten sposób nakłonić władzę do „nadgorliwości”, a potem – żeby zablokować jej „zyskiwanie na popularności” – oskarżyć przynajmniej o „faszyzm” i w ten sposób utorować drogę obozowi zdrady i zaprzaństwa, którego twarzą, obok posła Pupki, jest dzisiaj posągowa pani Małgorzata Kidawa-Błońska.
Ciekawe, co w sprawie koronawirusa rozkazałaby ona zrobić, bo jak dotychczas nie wysunęła propozycji. Nie jest więc wykluczone, że odwołałaby się do pana prof. Hartmana, który w cywilu kolaboruje z Zakonem Synów Przymierza i już choćby z tego tytułu musi doceniać dezynfekujące zalety mikstury sporządzonej na bazie popiołu z krowy. W ten oto sposób i w tym punkcie filozofia uniwersytecka zbiega się z filozofią chłopską. Czegóż chcieć więcej?
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl
http://michalkiewicz.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz