W obecnej sytuacji następnym logicznym krokiem wydaje się penalizacja „kłamstwa koronawirusowego” i równoległa cenzura koronasceptycyzmu w mediach, na czele z portalami społecznościowymi.
Akt taki znalazłby rzecz jasna entuzjastycznych zwolenników. Choćby wśród tych fejsbukowych dyskutantów od kilku tygodni zakrzykujących każdą wątpliwość piskiem „To przez was umierają ludzie, to trzeba ostrzegać, straszyć, zabraniać!”. Jak wiadomo bowiem – nic nie jest tak szkodliwe dla zdrowia, jak myślenie…
Póki jednak jeszcze wolno – pomyślmy. Mechanizm medialny wszyscy znamy. Jeśli po jakimś szczególnie znanym wypadku samochodowym wszystkie media starają się podbijać temat i wyszukiwać podobne zdarzenia – u odbiorców powstaje wrażenie, że nagle gwałtownie wzrosła liczba wypadków. Podobnie rzecz się ma ze znanymi zbrodniami (np. dzieciobójstwem itp.). Jeśli zatem nagle sfokusuje się opinię publiczną na przypadki śmierci od chorób (choroby) to choćby ich ilość nie odbiegała od normy – w odbiorze sprawi to wrażenie pomoru.
A potem to już tylko logiczne konsekwencje, do ewentualnego wykorzystania…
Zarządzanie przez panikę?
No i się wykorzystuje. I to w sposób co najmniej zastanawiający. Jest bowiem rzeczą zupełnie podstawową i naturalną, że się boimy. Każdy ma prawo się bać. Natomiast zadaniem państwa jest strach ten opanować tak, by nie powodował większych jeszcze szkód dla społeczeństwa i poszczególnych jednostek.
A jak zachowują się państwa wobec kampanii koronawirusa, czy opanowują lęki społeczne?
Przeciwnie, te przejazdy ciężarówek „z trumnami” we Włoszech, jakby tych kilkuset chorych umarło w jednym miejscu i trzeba było o nich dodatkowo światu przypomnieć, w proporcji niemal jeden trup na jedno auto! Ten cholernie filmowy news ze zwłokami składowanymi na lodowisku w Madrycie (który byłby choć trochę mniej dziwaczny, gdyby nie poprzedzała go znacznie cichsza informacja, że w ramach lockdownu CELOWO ZAMKNIĘTO hiszpańskie zakłady pogrzebowe…).
A teraz Polska. Czy naprawdę ktoś jest tak głupi czy bezczelny, by twierdzić, że najlepiej społeczeństwo uspokajają krążące radiowozy nadające przez szczekaczki złowieszczy komunikat: „W związku z ogłoszoną w Polsce epidemią koronawirusa prosimy, aby dla własnego bezpieczeństwa pozostać w domach”?
Czy tak się uspokaja ludzi, czy przeciwnie, potęguje strach? Czemu ma służyć ta tragifarsa? Jasne, ci już przerażeni będą upierać się, że większemu dobru, co jednak sprawia wrażenie entuzjastycznego głosowania więźniów Dachau na NSDAP, „bo mówcie co chcecie, ale te brunatne chłopaki wiedzą co robią!”.
Przykro mi, staram się łagodnie traktować przerażonych – ale z czasem nawet część z nich poczuje: coś tu śmierdzi. I nie są to trupy z lodowisk.
Jest to wątpliwość do przemyślenia przez, wszystkich przekonanych, że rządy straszą nas, by skuteczniej ratować. Skuteczna władza może opierać się na strachu, ale nie na panice, z natury swej irracjonalnej i chaotycznej. Rozhuśtane emocje z jednej strony mogą objawiać się bowiem np. wzrostem przestępczości (od rabunków sklepów po mordy i gwałty – bo „skoro świat się kończy, to wszystko wolno!”), ale także narastaniem frustracji i depresji, co w stanach skrajnych, pod presją apokalipsy sprzyja autodestrukcji, do samobójstw włącznie.
Tak się na dłuższą metę zarządzać nie da, zaś spodziewane poluzowywanie i zacinanie emocji („cudowny ratunek i ulga – wezwanie do czujności i utrzymania rygorów, bo zagrożenie może powrócić – ponowne zaciśnięcie obroży”) zanim nie spowszednieje i nie stanie się nawykiem (kacet syndromem…?) – tylko rozszerzy zbiorową dwubiegunówkę.
Kto zarabia na koronawirusie
Co równie ważne, tym razem bardzo się pilnuje, by w miejsce naturalnego dla czasu katastrof wzmocnienia więzi społecznych – następowało pogłębienie i utrwalenie skrajnej wręcz atomizacji („social distancing”, zły dotyk na poręczy itp.).
Dalej, miast lansowanego dotąd powolnego wypierania pieniądza papierowego przez karty płatnicze – nagle ich używanie stało kolejnym obligiem wymuszonym strachem. W efekcie sektor finansowy, mimo doraźnych strat w wyniku trwającego kryzysu, odnosi wymierną korzyść, przejmując ogół realizowanych transakcji.
Wprowadzone restrykcje prawno-gospodarcze biją, a w praktyce mordują drobną i małą (a więc narodową) przedsiębiorczość – ale nie dotykają wielkich sieci handlowych. Zamknięcie rodzimych zakładów produkcyjnych – już w całości wymusza import, prowadzony przez międzynarodowe korporacje z krajów, w których lockdownu jakoś nie wprowadzono.
I tak dalej, przykładów przybywa i już z nich widać, że zamiast wieszczonego przez apokaliptyków z lewa i prawa ostatecznego końca globalnego kapitalizmu korporacyjnego – widzimy raczej jego umocnienie do ostatecznego triumfu włącznie. Rzekomo zaś umocnione państwa narodowe wydają się być tylko użytecznymi narzędziami przed przejściem do ostatecznej fazy totalnej globalizacji i rządu światowego. Czy bowiem okołoziemskiej epidemii nie należałoby zwalczać właśnie w planetarnej skali, dzięki wzmożonej kontroli i przy współpracy wyspecjalizowanego, innowacyjnego i zaawansowanego technologicznie kapitału?
Zapewne przekonamy się przy okazji kolejnej zarazy.
Konrad Rękas
https://chart.neon24.pl/
https://chart.neon24.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz