W pierwszych miesiącach 1939 r. na łamach prasy o profilu narodowym ukazało się szereg głośnych artykułów Alfreda Łaszowskiego na temat molestowania seksualnego.
Ich autor starał się wykazać, że środowiska liberalne, domagające się swobód obyczajowych, nie są wolne od hipokryzji, mimo że na pozór z nią walczą, szargając przy okazji narodowe świętości.
Teksty te wywołały wiele emocji i polemik. Również dlatego, że w ich tle stała postać głównego reformatora ówczesnej obyczajowości, Tadeusza Boya-Żeleńskiego.
Alfred Łaszowski urodził się 7 sierpnia 1914 r. W gimnazjum w Cieszynie uczył go poeta Julian Przyboś, i właśnie pod jego wpływem Łaszowski zapragnął zostać krytykiem literackim i pisarzem. W 1933 r. podjął studia na Uniwersytecie Warszawskim w zakresie estetyki i historii filozofii. Pierwsze artykuły publikował w prasie socjalistycznej. Z czasem jego poglądy polityczne zaczęły się mocno radykalizować. Podjął współpracę z Wandą Wasilewską i Leonem Kruczkowskim.
Kazimierz Koźniewski tak wypominał ideologiczne wolty Łaszowskiego.
„Długo powtarzano legendę jak to młodzi z lewicy nieśli go na rękach, a on z tej ruchomej trybuny przemawiał przeciw nacierającym endekom… A zawsze przemawiał świetnie, z ferworem i – jak trzeba – demagogicznie. Nigdy się nie bał mówić do tłumów, ani do nikogo w ogóle. Potem nagle ruszył do Damaszku i z Szawła zrobił się Paweł, z lewicy przefrunął na prawice; wstąpił do ONR-u i Falangi, stał się zaciekłym wrogiem liberałów, masonów, Żydów i pedałów. Szalał, jak przystało na dwudziestolatka, na pięknego dwudziestolatka, gdyż pięknym chłopcem był zawsze”.
Łaszowski był młodzieńcem mocno ekscentrycznym o niebywale błyskotliwej inteligencji. Uważano powszechnie, i to niezależnie od opcji politycznej, że jest wschodzącą gwiazdą polskiej literatury. Jego próbki prozatorskie ledwie zaczętych i niedokończonych powieści budziły zachwyt. Zauroczeni byli nim Stanisław Piasecki, Juliusz Kaden Bandrowski, Zofia Nałkowska czy Karol Irzykowski pomimo, że jak to wspomina z przekąsem Koźniewski: „młody Alfred gryzł i kopał”. Jeszcze na studiach podróżował po świecie, będąc jednocześnie korespondentem zagranicznym tygodnika „Prosto z Mostu”.
Tadeusz Boy-Żeleński postrzegany był w latach trzydziestych jako czołowy reformator polskiej obyczajowości. Szereg jego błyskotliwych esejów wstrząsnęło podstawami życia społecznego. I tak w „Dziewicach konsystorskich” przedstawiał patologie systemu kościelnego unieważnienia małżeństw i domagał się wprowadzenia rozwodów cywilnych. W „Piekle kobiet” postulował złagodzenie restrykcyjnego prawa aborcyjnego i powszechnego dostępu do antykoncepcji. W pracy „Nasi okupanci” w sposób bezprecedensowy zaatakował hierarchie kościoła katolickiego.
Wypowiedzi prymasa Augusta Hlonda przyrównywał do dekretów okupanta w podbitym kraju.
Swoje postulaty zawarte w licznych felietonach publikowanych na łamach „Wiadomości Literackich” czy „Kuriera Porannego” z powodzeniem wprowadzał w życie. Był założycielem Poradni Świadomego Macierzyństwa i Ligii Reformy Obyczajowej. Dużej miary talent pisarski, który najpełniej wyrazi się w genialnych tłumaczeniach literatury francuskiej, uczynił z Boya-Żeleńskiego autorytet dla znacznej części polskiej inteligencji. Z czasem jego bardzo kontrowersyjne poglądy społeczne przesłonięte zostały ponad setką dzieł najwybitniejszych francuskich twórców, które po mistrzowsku przyswoił polskiej kulturze.
Alfred Łaszowski w akcji
Nagminne przypisywanie przez Boya-Żeleńskiego środowiskom konserwatywnym obłudy w kwestiach obyczajowych sprowokowało reakcję Łaszowskiego utożsamianego już wtedy z Obozem Narodowo-Radyklanym Falangą. Ulubieniec Zofii Nałkowskiej rozpoczął polemikę z Boyem w sposób niezwykle przewrotny. Mianowicie, starał się udowodnić, że to właśnie publicysta „Wiadomości Literackich” jest hipokrytą, który przymyka oko na słabości swoich przyjaciół. Apologecie tzw. „wolnej miłości” zarzucał niedostrzeganie zjawiska molestowania seksualnego.
W pierwszej kolejności Łaszowski chciał się rozprawić z patologią, która narosła wokół zjawiska homoseksualizmu. A to musiało szczególnie zaboleć Boya, który wielokrotnie w swojej publicystyce występował w obronie pederastów.
W głośnym artykule „Przedwiośnie” opublikowanym w „Kurierze Polskim” w słowach przesyconych eufemizmami pisał: „Chodzi o pokierowanie tą siłą: czy ma popłynąć – jak dawniej rynsztokiem czy też przedestylować się w strumień harmonii platońskiej…”.
Dowodził, że pełna akceptacja tego zjawiska może być nie tylko dobra dla homoseksualistów, lecz także niezwykle owocna dla całego społeczeństwa.
Kilka lat później na łamach „Wiadomości Literackich” ogłosił tekst pt. „Literatura mniejszości seksualnych”, w którym szczegółowo omawiał niemieckie wydawnictwa prasowe redagowane dla homoseksualistów. Nie było tajemnicą, że dzięki lobbingowi Boya w nowelizowanym w 1932 r. kodeksie karnym czyny homoseksualne nie podlegały już penalizacji (z wyłączeniem prostytucji) co było ewenementem w skali Europy.
Łaszowski na łamach „Prosto z Mostu” opublikował głośny tekst pt. „Panowie wolą panów” w którym pisał:
„Niedawno rozwiązano w kraju loże wolnomularskie, ale mało kto wie o tym, że najgroźniejszą ze wszystkich masonerii jest masoneria seksualna, oparta na solidarności zboczeń. Jak oni się popierają! To bractwo ma swoje przedstawicielstwa na wszystkich szczeblach drabiny socjalnej. Kwestia ideologii schodzi tu na dalszy plan. Dwóch homoseksualistów stojących po przeciwległej stronie barykady dogada się na pewno. Wzdłuż oficjalnych linii podziału biegnie wież niespodziewana. […] Homoseksualizm uchodzi w pewnych sferach za jakieś wyższe wtajemniczenie artystyczne. Spytałem kiedyś jednego z młodych snobów dlaczego przybiera pozy sprzeczne ze swoją naturą i upodobaniem. Oświadczył mi bez ogródek, ‹‹że z nimi trzeba być dobrze , bo tylko oni rozdają patenty na wielkość››. Jak z tego widać, bractwo to zdradza skłonności imperialistyczne, pozyskuje i nawraca, wciąga w swoja orbitę różnych głupców literackich. Uwodzenie stanowi niejako integralną część programu, wchodzi w zakres tzw. propagandy, debiutanci są poszukiwani, a zdobywca ma tytuł do chwały. […] Mówienie o odosobnionych wypadkach jest zwykłym kłamstwem, które odgrywa role zasłony dymnej. Trzeba sobie powiedzieć, że mamy do czynienia z epidemią typową dla okresów upadku i degeneracji. […] Gdzie nie można ‹‹zadziałać›› snobizmem, albo obietnicą poparcia na giełdzie, tam wchodzi w grę pieniądz, przekupstwo, łapówka, korzysta się bez skrupułów z nędzy wyjątkowej. Propozycje kierowane pod adresem młodocianych kolporterów gazet, uwodzenie szoferów i woźnych, służby hotelowej – to wszystko jest na porządku dziennym. Toteż najwyższy już czas, żeby powiedzieć głośno: dosyć!”
Doniesienia prasowe potwierdzały tezy stawiane przez Łaszowskiego. Co jakiś czas ujawniane były afery o podłożu homoseksualnym. W całej Polsce funkcjonowały utajnione domy schadzek i kwitła prostytucja. Nie znany nam z nazwiska dziennikarz „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” w artykule o wszystko mówiącym tytule „Z bagna stolicy” pisał:
„Rezultatem długiej pracy funkcjonariuszy policji było aresztowanie prócz właścicieli lokali, pozostających na usługach młodych ludzi, którzy pobierali opłaty od 5-25 zł, a za wyjazd na prowincję, koszt podróży i 100 zł. Niektórzy z nich wyjeżdżali zagranicę, przede wszystkim do Wiednia i Berlina. […] Osadzeni w areszcie zachowują jak najlepszy humor, tańczą i śpiewają, karminują usta, czernią rzęsy i brwi i przeglądają się w lusterkach. W wymienionych lokalach zatrzymano nadto 8 gości, wśród których znajduje się kupiec, student, przemysłowiec, artysta itp. Członkowie zbrodniczej szajki zwyrodnialców jako znak, trzymali duży palec w klapie marynarki lub paltota. Przy kilku z nich znaleziono listy miłosne. Z zeznań aresztowanych wynika, że w aferę tę zamieszane są osoby ze sfer arystokracji, przemysłowych, artystycznych itp..”
Łaszowski kontynuując ten temat na łamach „Merkuriusza Polskiego Ordynaryjnego” pisał w słowach pełnych wyrzutu:
„Mówią mi: ‹‹Publicyści demoliberalni wyzwolili człowieka, ty go ograniczasz››. Teraz już wszystko wiem. Wolno ograniczać liczbę urodzeń, ale nie wolno hamować ekspansji pederastów. Nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego akcja na rzecz zmniejszenia przyrostu naturalnego ma mieć charakter mniej prywatny od kampanii, skierowanej przeciw pederastom. Jako człowiek zaprawiony ‹‹do walki z obłudą›› nie mogę się zgodzić na takie postawienie kwestii. Trudno doprawdy pojąć z jakich względów głośne mówienie o inwersji szerzącej się nagminnie w salonach literackich, wywołuje tyle objawów płochliwego zgorszenia w obozie demoliberalnym. Czy cały zapas dyskrecji przysługuje jedynie Bractwu Czterech Liter?… Dlaczego młoda matka może być ograniczona, a pederasta nie? Czyżbyśmy mieli do czynienia z przywilejem specjalnego typu…”
Łaszowski postulował, aby problem ten rozwiązać ustawowo: „Do sejmu wszak wniesiono rządowy projekt ustawy o zwalczaniu nierządu. Artykuł jedenasty brzmi: ‹‹Zabronione jest uprawianie nierządu przez osoby, które nie ukończyły 21 lat››. Należałoby wobec tego wnieść poprawkę treści następującej: ‹‹Zabronione jest uprawianie nierządu z osobami, które nie ukończyły lat 21››. To zmienia postać rzeczy, zamyka naszym pederastom drogę do młodzieży, godzi w podstawę istnienia giełdy homoseksualnej.”
Na łamach „Prosto z Mostu” Łaszowski pisał: „Doszło już przecie do tego, że zawodowi zboczeńcy nie tylko nie wstydzą się swojej obrzydliwej manii, ale przeciwnie widzą w tym tytuł do chwały i nieledwie rangę artystyczną. Droga na Parnas wskazują dziś oni. Wejście jest… ale od tyłu!”
Później na jednej z prelekcji poświęconej seksualnym manierom w środowiskach artystycznych Łaszowski wykazał się większą precyzją mówiąc: „Do polskiej literatury wchodzi się przodem przez Jadwigę Migową albo tyłem przez Jarosława Iwaszkiewicza!”. Zdanie to wkrótce nabrało skrzydeł stając niejako przykładem ostrego języka publicystyki okresu międzywojennego. Do dziś jest chętnie powtarzane jako rodzaj literackiej anegdoty choć nazwisko jego autora rozpłynęło się już w mrokach ludzkiej niepamięci.
Nie tylko homoseksualiści
Kolejną głośną publikacją Łaszowskiego był artykuł ogłoszony na łamach „Prosto z Mostu” pt. „Obyczaje teatralne”. Autor zwracał tym razem uwagę na problem molestowania seksualnego aktorek. Temat ten był kolejną okazją do udowodnienia hipokryzji Boya.
Przypomnijmy, że autor Słówek przez wiele lat był kierownikiem literackim Teatru Polskiego w Warszawie, a nade wszystko autorem licznych publikacji poświęconych zagadnieniom teatralnym takich jak „Flirt z Melpomeną”, „Reflektorem w serce” czy „Obrachunki Fredrowie”. Pomimo doskonałej znajomości środowiska dla Boya problem wykorzystywania seksualnego aktorek nie istniał. Na tego typu sugestie miał odpowiadać – „Teatr to nie klasztor…”.
Łaszowski pisał: „W teatrze naszym panuje terror erotyczny. Kto stawia pierwsze kroki z reguły jest szantażowany, musi się wkradać w łaski, przymilać i czarować obleśne figury, czynniki decydujące o hierarchii w sztuce”.
Łaszowski zwrócił uwagę na fakt, że dyrektorami i właścicielami teatrów są w przeważającej większości ludzie pochodzenia żydowskiego. A wiadomo było, że krytyka ich postępowania jest niezwykle trudna, bo każdy ewentualny oponent spodziewać się może zarzutu antysemityzmu.
„Dużą rolę odgrywa tu również strach przed utratą posady. Szantażyści teatralni stworzyli solidarną klikę i gdyby nawet aktorka potrafiła utrącić jednego, cały komplet momentalnie zwraca się przeciwko niej, powstaje blokada na rynku, no i kariera skończona… Wystarczy mieć wstręt do kompromisów i obleśnych łap, żeby momentalnie zyskać sobie opinię niezdolnej, to jest cały system, zorganizowany do szczegółów włącznie… Aktorka musi tłumić w sobie straszliwe obrzydzenie, zadawać gwałt naturze, żeby kilku parszywych Żydów dało jej w zamian… rolę.”
Łaszowski wytaczając ciężkie działa agresywnej publicystyki zastrzegał: „Przeprowadzenie dowodu prawdy jest zwykle niemożliwe, ponieważ propozycja, zrobiona w cztery oczy bez świadków nie daje podstaw do wszczęcia procesu… Dziś publicysta z dowodami w ręku ma usta zakneblowane. Dziewczęta boją się wylecieć, a zresztą żadna z nich nie chce być ilustracją świństw żydowskich. Miał jednak nadzieję, że ewentualny proces sądowy w trybie utajnionym może wiele wyjaśnić. Pisał: „Przy drzwiach zamkniętych będzie można powiedzieć wszystko”.
Artykuł wywołał bardzo duży rezonans, dlatego Łaszowski zdecydował się zorganizować całą serie odczytów. Jeden z nich odbył się w redakcji miesięcznika „Przełom” i nosił tytuł „O atmosferze moralnej w teatrach”. Wzbudził on w Warszawie sensację, gdyż głos w sprawie zabrała Stanisława Perzanowska (w latach 1956 – 1982 odtwórczymi postaci pani Heleny – seniorki rodu, w radiowej powieści „Matysiakowie”) aktorka Teatru Ateneum. Potwierdziła ona w całej rozciągłości opisany przez Łaszowskiego mechanizm zniewolenia seksualnego w teatrach.
O randze tego spotkania niech świadczy fakt uczestniczenia w nim pułkownika Wacława Kostek Biernackiego słynnego twórcy i nadzorcy obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Towarzystwo Krzewienia Kultury Teatralnej reprezentował zaś aktor Eugeniusz Świerczewski późniejszy niezwykle groźny konfident i agent Gestapo. Warto tu jeszcze dodać, że niektóre aktorki, czując się obrażone wynurzeniami Łaszowskiego, zorganizowały pod wodzą Janiny Romanówny wiec protestacyjny. Były to w większości artystki zatrudnione w Teatrze Polskim, zwanym przez warszawiaków matecznikiem Boya-Żeleńskiego.
Finał w sądzie
Sprawa molestowania aktorek trafiła ostatecznie do sądu. Powództwo przeciwko Łaszowskiemu i redaktorowi naczelnemu „Prosto z Mostu”, złożyli dyrektorzy warszawskich teatrów: Narodowego, Polskiego, Małego i Letniego. Ze względu na delikatną materię sprawy rozprawa prowadzona była przy tzw. drzwiach zamkniętych co spowodowało, że żadne istotne jej szczegóły nie przedostały się na łamy prasy.
Wkrótce redakcja „Prosto z Mostu” poinformowała swoich czytelników: „W sobotę rano ogłosił sędzia Choroszewski wyrok, skazujący Alfreda Łaszowskiego na 6 miesięcy aresztu z zawieszeniem na 3 lata, 200 zł. grzywny i 100 zł. nawiązki dla oskarżycieli prywatnych, zaś Stanisława Piaseckiego na 6 miesięcy aresztu z zawieszeniem na 5 lat, 200 zł. grzywny i 300 zł. nawiązki dla oskarżycieli”.
Sąd uznał, że pozwani działali z pobudek bezinteresownych i w dobrej wierze dlatego też zdecydował się zastosować tryb zawieszenia kary bezwzględnego więzienia. Przy okazji okazało się, że oskarżyciele prywatni związani byli z „Wiadomościami Literackimi” i zaprzyjaźnieni z Boyem-Żeleńskim. Chcąc w odwecie zniszczyć redakcje „Prosto z Mostu” zażądali gigantycznego odszkodowania w wysokości dziesięciu tysięcy złotych. Na szczęście sąd uchylił to roszczenie.
Cała ta sprawa była dla Piaseckiego i Łaszowskiego czytelnym ostrzeżeniem, że poruszanie na łamach prasy „pewnych tematów” może być niezwykle ryzykowne. Kolejny proces, który miał wytoczyć Łaszowskiemu Związek Zawodowy Literatów Polskich w sprawie pomówienia o funkcjonowanie w jego strukturach mafii homoseksualnej nie doszedł ostatecznie do skutku. Podobno zapowiedzi publicznych odczytów Łaszowskiego na temat działania „literackiej giełdy pederastów” ostudziły ostatecznie zamiary Związku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz