piątek, 24 lipca 2020

Miejmy ludzki stosunek do zwierząt. Nie traktujmy psa jak człowieka.


– Zalewa nas literatura opiewająca rzekomy „geniusz” zwierząt. Ich moralność, bezkonfliktowe wspólnoty, różnicowanie dobra i zła, a nawet metafizyczne poczucie wolności.
To jednak mocne nadużycie. Jest to element inwazji poglądów lewicowo-liberalnych i filozofii ponowoczesnej. Tych samych, które niosą teorię gender i inne zmiany – mówi dr hab. Tadeusz Kaleta, zoolog z Wydziału Nauk o Zwierzętach w Katedrze Genetyki i Ogólnej Hodowli Zwierząt Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.
Czerwiec 2020. Pensjonat agroturystyczny w karkonoskim Jagniątkowie.
– Pani tu przypnie swojego psa – gospodyni pokazuje na łańcuch przy stodole.
– Mowy nie ma, on przy mnie śpi, będzie szczekał – tłumaczę oburzona.
– Niech szczeka, tu nikt nie usłyszy – odpowiada kobieta i dodaje: – Wie pani, jak mój pies umarł w kwietniu to przez trzy dni miałam z żalu gorączkę. On przez 12 lat na łańcuchu żył, bo wciąż uciekał w góry. Bałam się, że zaginie, albo go wilki zjedzą. A tu miał ciepło i wygodną budę – słyszę, jak głos jej drży…
Trzymanie psa na uwięzi nie jest dla niego komfortowe, ale przyczyny są różne i nie należy wszystkich takich sytuacji wrzucać do jednego worka. Fot. Vladimir Smirnov\TASS via Getty Images
TYGODNIK TVP: Czy można kochać psa, więżąc go na łańcuchu?
TADEUSZ KALETA: Jak widać, czasami można. Okazuje się, że relacja człowieka ze zwierzęciem może być różnie uwarunkowana. W tym przypadku, wobec zagrożeń płynących z lasu, mogło być to po prostu mniejsze zło. Trzymanie psa na uwięzi nie jest dla niego komfortowe. Nie należy jednak wszystkich takich sytuacji wrzucać do jednego worka. Powinni o tym pamiętać także ludzie uważający się za obrońców zwierząt.
Ma pan coś przeciw obrońcom zwierząt?
To zależy. Znam pewną filolożkę, aktywnie zaangażowaną w obronę drobiu i koni. Problem w tym, że gdy próbuję opowiedzieć jej cokolwiek o życiu drapieżników, w panice zatyka uszy prosząc: „Nie mów, to straszne”. Tymczasem aby bronić zwierząt, trzeba najpierw coś o nich wiedzieć. Mamy także obecnie plagę dziennikarzy i celebrytów chętnie podejmujących temat przy każdej okazji. Tyle, że jako humaniści mają zwykle mierne pojęcie o biologii czy potrzebach świata zwierzęcego, a ich stosunek do czworonogów oparty jest wyłącznie na emocjach.
Wiele par traktuje zwierzęta domowe niczym dzieci. Gdy „rodzice” są w pracy, pupil spędza czas w specjalnej świetlicy, po południu chadza na plac zabaw, bywa w spa i w salonie fryzjerskim. Niektórzy montują w domu klimatyzację, by latem nie cierpiał od upału.
To prawda, nadajemy zwierzętom coraz więcej cech ludzkich, nie dbając o to, czy im to naprawdę służy. Jasne, że w dobie deficytu czasu o wiele wygodniej traktować podopiecznych niczym ludzi, niż poświęcać czas na zgłębianie wiedzy o ich odmienności i potrzebach. Ale to nie wszystko. Badam psychikę i zachowania zwierząt od kilkudziesięciu lat. Jeszcze do niedawna uważałem, że nie doszacowujemy ich umiejętności…
Coś się jednak zmieniło?
Tak. W ostatnich latach obserwuję, że wahadło przechyliło się zbyt mocno w drugą stronę. Zalewa nas literatura opiewająca rzekomy „geniusz” zwierząt. Ich moralność, bezkonfliktowe wspólnoty, różnicowanie dobra i zła, a nawet metafizyczne poczucie wolności. Moim zdaniem jest to jednak mocne nadużycie, płynące ze zbyt pospiesznej interpretacji i uogólniania wyników badań.
Skąd bierze się ta zmiana?
Z obszarów wcale niezwiązanych ze światem zwierzęcym. Jest to element inwazji poglądów lewicowo-liberalnych i filozofii ponowoczesnej. Tych samych, które niosą teorię gender i inne zmiany.
Wytłumaczę jednak po kolei, co się dzieje. Zacznijmy od tego, że w ostatnim czasie poszukuje się prawd o ludziach i zwierzętach w całkowitym oderwaniu od wiedzy przyrodniczej. A jest to w historii ludzkości coś zupełnie nowego. Począwszy od starożytności każda panująca koncepcja świata (arystotelesowska, chrześcijańska czy ateistyczna) była antropocentryczna…
Wiele osób traktuje zwierzęta domowe niczym dzieci. Na zdjeciu Stacey Whitmore, zajmująca się kreowaniem marek (brand creator), trzyma swojego psa maltańczyka o imieniu Princess of Beverly Hills podczas Licensing Expo 2015 w Mandalay Bay Convention Center w Las Vegas. Fot. Gabe Ginsberg / Getty Images
Czyli stawiała człowieka na czele ziemskich stworzeń.
Tak. Człowiek pozostawał na czele, ale jego stosunek do zwierząt z upływem stuleci wciąż się humanizował. Wpłynął na to przewrót kopernikański, odkrycia geograficzne, potem rewolucja francuska, która osłabiła pozycję Kościoła i jego nauki o powstaniu świata itd. Główną rolę odegrał jednak postęp w badaniach medycznych, zgłębiających fizjologię ludzi i zwierząt oraz jej podobieństwa. Inna sprawa, że dopóki ludzie umierali z zimna i głodu, a kończyny amputowano im bez znieczulenia, trudno było o względy dla zwierząt.
W XIX wieku prace Darwina zachwiały jednak antropocentrycznym światem…
Tak, ewolucjonizm i nauki oparte na biologii uczyniły człowieka jednym z gatunków zwierząt. Kolejne dekady badań wykazały, że małpy człekokształtne potrafią wytwarzać narzędzia, mają kompetencje arytmetyczne i są w stanie porozumieć się z nami w pewnym stopniu. Mało tego, ich życie społeczne okazało się bogate i skomplikowane. A pierwociny moralności w postaci empatii są odkryciem ostatnich lat. Gdy okazało się, że różnica genetyczna między małpami a ludźmi nie jest duża, dystans między nami zmalał. Teraz zaś inwazja kultury liberalnej próbuje do końca zrównać nas ze zwierzętami.
Prof. Andrzej Bryk, prawnik i historyk idei z Uniwersytetu Jagiellońskiego uważa, że liberalny świat Zachodu wciąż jest w stanie rewolucji kulturowej, trwającej od półwiecza. Fundamentem tej rewolucji jest założenie, że dotychczasowa kultura i religia Zachodu to struktura opresji, od której należy się uwolnić, budując nowe społeczeństwo równych praw.
To właśnie filozofia ponowoczesna, o której mówię. Opresją jest tu rodzina, religia, a nawet płeć, bo narzucają pewne ograniczenia. Tymczasem człowiek powinien być wyemancypowany od wszelkich więzów. Ukierunkowany na człowieka świat jest przy tym opresją dla zwierząt, nie mających w nim równych praw.
Kwestia zwierząt odchodzi tu jednak od biologii, wchodząc w sfery polityki i filozofii.
Tak jest. Środowisko akademickie zarówno na Zachodzie, jak i w Polsce opanowane jest przez trend ponowoczesny. Głosi zatem skrajny relatywizm, czyli tłumaczy świat w oderwaniu od jakichkolwiek trwałych fundamentów. Wszystko jest względne, a każda narracja, także nauki przyrodnicze, jest tylko jedną z wielu. Filozofia ta bardzo chętnie wypowiada się także na temat zwierząt, tworząc tzw. animalizm i kursy „animal studies” (w analogii do gender studies), także na mojej uczelni.
Czym jest animalizm i „animal studies”?
Animalizm głosi poglądy skrajnie opozycyjne wobec antropocentryzmu. Zdaniem animalistów dominacja człowieka wywołała kryzys środowiska naturalnego, przyczynia się też do wspomnianej już opresji i krzywdy zwierząt. Przedkładając interesy jednego gatunku nad innymi, uprawiamy wręcz „szowinizm gatunkowy”. Choć nie ma, ich zdaniem, istotnej różnicy między gatunkami.
Człowiek przyszłości winien zatem porzucić wszelkie formy wykorzystywania zwierząt. Stworzyć z nimi za to swoistą wspólnotę obywatelską. Szczegóły opisuje książka pt. „Zoopolis. Teoria polityczna praw zwierząt” Sue Donaldson i Will Kymlickiej, będąca manifestem ideologicznym tej filozofii.
Czytam w niej o przymusie zaprzestania wszelkich praktyk i przemysłów z wykorzystaniem zwierząt. M.in. o zakazie komercyjnej hodowli „zwierzęcych pupili” i zamknięciu ogrodów zoologicznych. Zwierzęta mają mieć za to polityczną sprawczość i uczestniczyć w decyzjach dotyczących ich życia.
Otóż to. W tym właśnie kręgu wprowadzono „animal studies”. Jest to kierunek studiów całkowicie koncentrujący się na społecznym i kulturowym znaczeniu zwierząt. Wbrew nazwie, nie mający nic wspólnego z biologią czy nauką o dobrostanie zwierząt. Wręcz się od nich odżegnujący.
Rozumiem, że nie podziela pan teorii opresji zwierząt?
Jak wielu innych naukowców. Czym bowiem jest „opresja”? Istotą sporu toczącego się wokół zwierząt jest kwestia ich wykorzystywania. Zadajemy sobie zatem pytanie, czy ludziom wolno wykorzystywać zwierzęta? Proszę zauważyć, że opresją jest także m.in. trzymanie psa w domu. Rygor toaletowy niszczy przecież jego układ moczowy, a pies się męczy. Nie wspomnę już o pozbawianiu zwierząt domowych prawa do nieskrępowanego rozmnażania się, przez poddanie ich sterylizacji.
Widzi pani, koncepcję „zoopolis” jako ideał relacji ze zwierzętami znajdziemy już w księdze proroka Izajasza. Tyle, że w praktyce jest to niezwykle trudne. Wierzy pani, że cały świat jest w stanie całkowicie zrezygnować z mięsa, nabiału i wszelkich produktów zwierzęcych?
Trudniej byłoby wyżywić dzieci…
Właśnie. Przywołajmy zatem opresyjny, klatkowy chów drobiu. Mało kto zdaje sobie sprawę, że tylko taki zapewnia produkcję na masową skalę i niskie ceny. Tradycyjny chów zagrodowy, stosowany jako wyłączność na całym świecie, nie zaspokoiłby potrzeb rynku. Spowodowałby za to wielokrotny wzrost cen w wielu branżach spożywczych. Albo hodowla krów. Są to zwierzęta całkowicie „stworzone” przez człowieka i od nas zależne. Nie wiem, jak wyobraża sobie pani zlikwidowanie światowej populacji krów, czy też ich „powrót do dzikości”.
Mało który humanista pewnie wie, że nawet reintrodukcja niektórych drapieżników, na przykład rysia, często kończy się fiaskiem, bo odchowany sztucznie zwierzak szuka potem pokarmu blisko ludzi. Dlatego nie podpiszę się pod utopią o zoopolis.
Małpy człekokształtne potrafią wytwarzać narzędzia, mają kompetencje arytmetyczne, ich życie społeczne okazało się bogate. Teraz inwazja kultury liberalnej próbuje do końca zrównać nas ze zwierzętami. Zdjęcie: kadr z filmu „Planeta Małp” z 1968 r. w reżyserii Franklina J. Schaffnera – swobodna interpretacja powieści francuskiego pisarza Pierre’a Boulle’a. Fot. APJAC Productions, Twentieth Century Fox Film Corporation
Przyznaje pan, że mamy prawo wykorzystywać zwierzęta?
Tak, ale pod warunkiem likwidacji szczególnie dolegliwych systemów, w których zwierzęta są utrzymywane. Naturę zaś trzeba brać taką, jaka jest. Bez uczłowieczania i niepotrzebnych emocji. Z moich obserwacji wynika, że zwierzęta mają co prawda życie emocjonalne, pewną ciekawość świata, potrafią też odczuwać nudę. Wciąż jednak daleko im do ludzi.
Znany amerykański neurolog Vilayanur S. Ramachandran powiedział kiedyś dobitnie, że każda małpa potrafi sięgać po banana, ale tylko ludzie potrafią sięgać gwiazd. Uważam to za trafne. Co więcej, nie można założyć, że każde zwierzę jest przyjazne człowiekowi. Jest to założenie z gruntu idealistyczne. Czy pamięta pani młodego mężczyznę pływającego w warszawskim zoo z niedźwiedziami?
Pewnie wychował się na bajkach o dobrych misiach, a nie oglądał „Zjawy” Alejandro G. Iñárritu.
Uznał, że niedźwiedź jest zwierzęciem w pełni kompatybilnym z człowiekiem [co, nb. uczynił po pijaku – admin]. Zwierzęta tymczasem patrzą na świat przez pryzmat własnej korzyści. Oprócz ludzkiej przyjaźni, pragną własnego dobrostanu i dobrobytu. Co więcej, żeby trafnie interpretować zachowania zwierząt, trzeba być raczej ostrożnym.
Utarło się na przykład przekonanie, jakoby delfin był szczególnie inteligentnym przyjacielem człowieka. Poniekąd tak jest. Tyle, że samce delfina potrafią być wyjątkowo okrutne. Kilka sztuk osacza jedną samicę, by tygodniami trzymać ją w niewoli i kopulować z nią. A gdy próbuje uciec, jest bita ogonami. Samce te mordują także potomstwo swoich konkurentów lub zabijają dzieci morświnów ot, dla zabawy.
Puma Nubia w chorzowskim zoo, 13 lipca 2020. Mieszkający w Ogrodzieńcu weteran misji w Afganistanie Kamil Stanek kupił ją w 2014 r. w Czechach z legalnej hodowli i jeździł z nią na warsztaty. Kuguar miał sporą wolierę, ale mieszkał też w domu, chodził ma smyczy na spacery. Sąd w Zawierciu uznał, że Stanek stwarza zagrożenie i orzekł przepadek zwierzęcia na rzecz skarbu państwa. Opiekun uciekł z Nubią do lasu, ale po pościgu przekazał ją zoo w Chorzowie. Fot. PAP/Andrzej Grygiel
Jak zatem traktować zwierzęta, by żyło się nam razem dobrze?
Założenie, że zadowoli je to samo co nas jest, jak wspomniałem, wygodne. Nie pozwoli nam jednak zbudować więzi ze zwierzęciem. Ono ma inne potrzeby i odmienne postrzeganie świata. Weźmy widzenie barw: wiele zwierząt ich nie rozróżnia. Inne, na przykład pies, widzą tylko część tego, co my. Ale są i takie, jak gołębie rozróżniające więcej kolorów niż człowiek. Albo świat zapachów psa. Jego węch jest kilkanaście razy czulszy od ludzkiego, więc jest to wymiar całkowicie niedostępny dla człowieka. Nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, co czuje pies.
A czy pies zrozumie ludzką mowę?
Zwierzęta nie rozumieją zdań złożonych, lecz tylko pojedyncze słowa. Przemawianie do psa pełnymi zdaniami nie ułatwi więc komunikacji. Badania laboratoryjne dowiodły też, że psy lepiej rozumieją język ciała niż przekaz werbalny.
Czy jeśli jadąc na wakacje zostawię psa w hotelu, to będzie tęsknił?
To problem więzi społecznej. Pies powstał z udomowienia wilka żyjącego w grupie. Ale więzy łączące psa z człowiekiem są silniejsze niż więzy w wilczym stadzie. Oddzielony od swej grupy pies przeżywa wielki stres i dyskomfort. Może nawet odmówić pokarmów i zachowywać się nietypowo.
Inaczej kot. Mój kot nie zdradza żadnych objawów stresu, kiedy wyjadę. U kota charakter więzi jest bowiem zupełnie inny. Jako jedyne zwierzę nie płakał po śmierci Buddy, co warto wiedzieć.
Ujmę problem traktowania zwierząt w dwóch punktach. Po pierwsze trzeba zaspokoić potrzeby życiowe zwierzęcia.
Jakie są potrzeby zwierzęcia?
Bardzo proste: żywność, woda, bezpieczne schronienie. Po drugie zaś ograniczyć stres. Rzecz jasna nie da się go zupełnie wyeliminować, pole do ograniczeń wydaje się jednak szerokie. Jeszcze niedawno niektórym rasom psów obcinano uszy i ogony. Kotom usuwano pazury. W USA wciąż podcina się psom struny głosowe, by nie mogły szczekać. To przykład barbarzyńskich wykroczeń przeciw dobrostanowi zwierząt. Ostatnią ważną potrzebą jest opieka medyczna: szczepienie, leczenie chorób, eliminacja bólu.
„Gdy pies jest ciężko chory, to się wydaje wielkie sumy na jego leczenie, zamiast po prostu uśpić. A jak już »umrze« (bo coraz rzadziej zdycha), to się go opłakuje a nawet urządza mu pogrzeb” – pisał kilka lat temu „Gość Niedzielny”.
Widzi pani, jeśli przedstawimy ludzki stosunek do zwierząt na linii prostej, będą tam trzy punkty. Pierwszym skrajnym będą, wspomniani już, ponowocześni zwolennicy „zoopolis”, głoszący utopię. Drugim skrajnym będą środowiska traktujące zwierzęta jak przedmioty, z których można dowolnie korzystać, a gdy zachorują – uśpić. Pośrodku zaś leży dobrostan zwierząt, o którym mówimy.
Przypomnę, że stanowisko to dopuszcza wykorzystywanie, bo jest ono regułą natury. W przyrodzie jedne zwierzęta wykorzystują drugie. Narzuca jednak przy tym moralny nakaz ochrony zwierząt przed cierpieniem i nadmiernym stresem.
Jedna z pańskich książek nosi tytuł „Religie i zwierzęta. Szkice do wspólnego portretu”. Czy biblijna Księga Rodzaju dopuszcza wykorzystywanie zwierząt w słowach „czyńcie ziemię sobie poddaną’?
Moim zdaniem prawdziwy sens tych słów został utracony w tłumaczeniu. Proszę zauważyć, że w języku angielskim wykorzystywania zwierząt nie tłumaczy się słowem „use”, ale „stewardship”, łączącym się raczej z pasterstwem. Wiele fragmentów zakazujących krzywdzenia zwierząt można znaleźć także w Starym Testamencie.
Mówi pan o zabijaniu zwierząt. Dlaczego to konieczne?
W środowisku naturalnym musi panować równowaga. A polega ona na nieskrępowanych przepływach między poszczególnymi piętrami łańcucha pokarmowego. Weźmy za przykład sytuację, gdy zaczynają znikać drapieżniki: wilk czy ryś (jak dzieje się obecnie). W ekosystemie nadmiernie rozrasta się wtedy populacja roślinożerców, wyniszczająca roślinność będącą domem dla innych zwierząt.
Ale nie tylko. Do Parku Narodowego Yellowstone w USA dekadę temu przeniesiono wilki. Wkrótce okazało się, że oprócz poprawy stanu roślinności, intensywnie zaczęły rozwijać się gatunki ptaków i innych małych zwierząt. Wilki zjadały bowiem mniejsze drapieżniki, żywiące się nimi na co dzień. Pokazuje to, że poszczególne piętra w ekosystemie mają na siebie wpływ wielowymiarowy i kaskadowy. A drapieżniki są niezbędne do utrzymania jego równowagi.
Rozumieją to rolnicy. Karkonoscy górale z Jagniątkowa, z którymi rozmawiałam w czerwcu cieszyli się na plotki o wilkach w lasach. Jelenie doszczętnie zjadły ich ogrody i uprawy, zniszczyły drzewa owocowe.
To prawda. Jeleń „pałuje” roślinę, czyli wygryza jej zalążki, powodując śmierć. Ale czy wielkomiejski celebryta, krzyczący „ratujmy sarny”, ma o tym jakąś wiedzę? Kilka lat temu zmiażdżono medialną nagonką naukowców popierających odstrzał żubrów tak chorych, że nie można ich już było leczyć.
Ludzie nienawidzą myśliwych. Uważają ich za osoby żądne krwi, które wchodząc do lasu strzelają do wszystkiego, co się rusza. Tymczasem legalne myślistwo jest poddane rygorom. Wymaga znajomości trendów i liczebności populacji. Także zachowania okresów ochronnych. Liczebność reguluje się eliminując osobniki chore lub starsze. Niemające już wpływu na rozwój populacji, lecz zjadające rośliny.
Może las poradziłby sobie sam, bez człowieka?
Obawiam się, że tak dalece naruszyliśmy środowisko naturalne, zaburzając panującą w nim niegdyś równowagę, że nie jest to już możliwe. Inna sprawa, że spora część parków narodowych została założona przez myśliwych. W USA pierwsze parki narodowe powstały na początku XX wieku, za rządów Theodore Roosvelta, który był zapalonym myśliwym.
Wspomniał pan, że zabijane są osobniki wiekowe i nieproduktywne. Rozumiem, że zwierzę musi mieć uzasadnienie dla pozostawania wśród żywych.
Znam postulaty o prawie każdej istoty do życia. Będę się jednak upierał, że jest to utopia będąca jednak obiektem odwiecznych ludzkich fantazji. Traktując ten postulat literalnie, prawo do życia miał ten komar, którego przed chwilą zabiła pani sprayem. Także właściciel skóry, którą przerobiono na pani torebkę.
Wspomniałem już także o „obrońcach zwierząt” opierających swoje działania na sferze emocjonalnej i… medialnych fake newsach. Drastyczne lub wyciskające łzy zdjęcia niewiadomego pochodzenia, zamieszczane w mediach społecznościowych błyskawicznie gromadzą wokół siebie armie nacisku. Działającą za lub przeciw czemuś, czego istnienia w realu nie chce się nikomu potwierdzać.
Co przyniesie jutro?
Nie jestem pewien. Zważywszy jednak, że „polityka zwierzęca” łączy się dziś z ideami spoza świata przyrody, a filozofia animalistyczna trzyma się mocno, nie jestem optymistą. Co więcej, gdy uchem biologa słyszę, że rodziną przyszłości są „dwie lesbijki i pies”, to widzę w naszej cywilizacji tendencje samobójcze, brak wartości i rozkład ideowy. Każdy jednak powinien robić swoje, bez względu na wszystko.
Rozmawiała Ewelina Pietryga
https://tygodnik.tvp.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

British Jews Help Instigate World War II

  British Jews Help Instigate World War II Conclusion While visiting Oxford on October 6, 1936, someone asked Churchill if there was going t...