sobota, 4 lipca 2020

Perz Się Likwiduje (w skrócie: PSL)

Nie, nie ubolewam nad tym, że PiS (rzekomo) „wypiera ludowców z polskiej prowincji”. Nie mam bowiem pojęcia co – zdaniem biadających – PSL, partia miejskich urzędników i szemranych biznesików utuczonych na relacjach z tąże biurokracją – ma wspólnego z polską prowincją?

Bo jak widać, na szczęście, nie ma już stamtąd nawet głosów. Chcieli mieć nowy elektorat na kształt swego nowego aktywu. Śliczny, europejski, miejski. No to mają.
Kosiniak największym wrogiem Kamysza
W dodatku to nie PiS zadało cios kampanii Władysława Kosiniak-Kamysza. Dokonał tego… on sam. Tak bardzo chciał być nową nadzieją obozu oświecono-europejsko-liberalnego w Polsce – że sam, dobrowolnie w swoim przekazie niemal zapomniał o sprawach wsi i rolnictwa. Nie pierwszy raz w pogoni za mirażem nowych wyborców – post-ludowcy pogubili dotychczasowych.
Cios to dotkliwy, acz niestety żadną miarą nie ostateczny, pamiętajmy też bowiem, że w wyborach prezydenckich PSL nie miał jak użyć swojej podstawowej sztuczki wyborczej – czyli organizowania głosów przez uzależnionych wójtów.
Nie chodziło o ich własne posady, nie musieli się zasłużyć dzielącym pieniądze i posady PSL-owcom starszym stopniem – to i wynik partyjnego lidera nieszczególnie ich obchodził. Co nie znaczy, że tak samo niezaangażowani pozostaną w wyborach parlamentarnych, nie mówiąc o samorządowych.
Choć i przed nim będą się musieli chłopcy dobrze policzyć, nie chodzi bowiem bynajmniej o sam wynik nieszczęsnego Kosiniak-Kamysza, ale o systemową wojnę z PiS-em, w której ta druga partia wreszcie połapała się jakie są prawdziwe źródła trwania post-ludowców. Otóż realna siła oddziaływania PSL zależy przede wszystkim właśnie od zakresu posiadania w samorządach, a więc i od ilości etatów, jaką partia ta może rozdysponować. Wypychana z samorządów, utraciwszy kontrolę na Izbami Rolniczymi, z osłabionymi wpływami w Kołach Gospodyń i OSP – PSL chciało za pomocą muppeta WKK uciec do przodu, legitymizując się jako główna agenda Europejskiej Partii Ludowej na Polskę. Tylko, że znowu nie wyszło…
Chcieli „wyjść z wiochy” – „wiocha” poszła od nich
Największym świętem neo-ludowców było niedawno zdobywanie głosów w miastach, okrzyczane wielką światopoglądowo-modową przemianą Stronnictwa. Sceptycy prostowali jednak, że po prostu pod współrządami PSL tak znacząco przyrosła ilość urzędników z legitymacjami tej partii, że aż wspólnie z rodzinami zaczęli stanowić zauważalny odsetek elektoratu również wielkomiejskiego.
Ciesząc się i radując, że wreszcie nie będą musieli udawać swojskich chłopaków, wycinać hołubców i jeździć na furkach z sianem – panowie z NKW znów zapomnieli, że to z tej wyśmiewanej „wiochy” wyrastają im nie tylko nogi, ale i słupki sondażowe. A że ten nowy, śliczny, europejski PSL Kosiniaka całkiem już miał być à la „high life, bon ton, savoir vivre, pardon” – to i przepomniał stare i a jakże, wiejskie powiedzonko: jak kończy ten co s… wyżej niż d… ma.
Dlatego nie popierając żadną miarą PiS-u – nie odczuwam też skurczów rozpaczy na myśl, że może WKK będzie tym prezesem, któremu uda się wyprowadzić PSL z Sejmu. A gdyby jeszcze trwale ta, nie lepsza, a wielu punktach najgorsza z partii establishmentu – straciła trwale również wpływy w samorządach, zwłaszcza na mojej macierzystej Lubelszczyźnie, wówczas dla polskiej prowincji, dla polskiej wsi oznaczało to prawdziwą ulgę.
Zanim popierane przez zdradzieckich pseudo-ludowców niby-ekologiczne pomysły doszczętnie zlikwidują opłacalność produkcji rolnej w Polsce. I zanim (gdyby nieszczęśliwie mieli jeszcze kiedyś powrócić do współrządzenia krajem) znowu zapomną wszystkich obietnic, składanych hojnie a to przedsiębiorcom, a to Kresowianom, a to emerytom.
PSL bowiem (co zawsze warto przypominać) nie jest bynajmniej pro-polskie, tylko ekstremalnie oddane Komisji Europejskiej, nie jest pragmatyczne w polityce zagranicznej, tylko posłuszne Brukseli i odpowiedzialne za wpędzenie Polski w wojnę handlową z Rosją oraz wpuszczenie do UE bezcłowych kontyngentów z Ukrainy. Nie jest wreszcie żadną miarą antybanderowskie, a przeciwnie, miało swój znaczący, bo decyzyjno-finansowy wkład w marnowanie pieniędzy polskich podatników na leczenie w samorządowych i wywczasy w sanatoriach bandytów odpowiedzialnych za zbrodnie wojenne w Donbasie.
Jeśli zaś dodać do tego tradycyjne nepotyzm, sitwarstwo i lepkie rączki – będzie wiadomo czemu warto byłoby się pozbyć tego chwastu.
Sprawa jest bowiem zupełnie prosta. O ile PiS to Agent Pink, który na Polskę zrzucają Amerykanie, by zatruć naszą ziemię – o tyle PSL jest perzem, który ją tłumi, dusi i uniemożliwia rozwój. A perz się likwiduje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...