Prawicowa historiozofia owiała kilka epok w powszechnej historii ustrojów czy w historii politycznej Europy czarną legendą – jako najpotworniejsze płody demoliberalizmu. Poczesne miejsce zajmuje wśród nich III Republika Francuska.
Rzeczywiście, wystarczy spojrzeć na jej dorobek: „afera panamska”, „afera fiszek”, „afera Dreyfusa”, „afera Stawisky’ego” i tak dalej.
III Republika sprawia wrażenie przodka III Rzeczypospolitej przeniesionego nad Sekwanę. Tuż obok niej w prawicowej demonologii stawiana jest republika weimarska. Tymczasem, jeśli przyjrzeć się bliżej, zestawianie ze sobą tych dwóch formacji państwowych nie znajduje uzasadnienia.
III Republika, rządzona przez masonerię stale od 1879 r. (tj. od wymuszonej rezygnacji napoleońskiego marszałka Mac-Mahona, katolika i monarchisty, z funkcji prezydenta), nigdy nie stała się niczym więcej, niż liberalno-demokratycznym wrzodem, który zakażał kraj i świat, dopóki w 1940 r. nie przecięła go niemiecka ofensywa. Kierunek rozwoju republiki weimarskiej był zupełnie inny.
Pod koniec 1918 r., po niesławnym „ciosie w plecy” (Dolchtoss) zadanym przez lewicę, czyli listopadowej rewolucji przeciw cesarzowi, Niemcy znalazły się na dnie. Już w styczniu 1919 r. w samym Berlinie wybuchło komunistyczne powstanie pod hasłem ustanowienia republiki sowieckiej. W kwietniu komuniści przejęli władzę w Bawarii i proklamowali tam republikę rad. W sierpniu beneficjenci wojennej klęski uchwalili w Weimarze demoliberalną konstytucję. Ale wszystko to działo się już po tym, jak niemiecki organizm polityczny ożył.
Jeszcze u schyłku 1918 r. zaczęły powstawać ochotnicze oddziały do ochrony granic i walki z zagrożeniem wewnętrznym. Nazwa Freikorps szybko stała się głośna w całych Niemczech. W kraju, gdzie po kilku latach wojny demobilizowano i rozformowywano ogromną armię, nie brakowało żołnierzy z dużym doświadczeniem bojowym. Freikorpsy prowadziły jednak zaciąg dobrowolny, trafiali więc do nich wyłącznie ci, co nie tylko umieli, ale również sami chcieli się bić. Państwo było pokonane i bez pieniędzy.
Wstępującymi do Freikorpsów mogły zatem kierować albo pobudki ideowe, albo żyłka awanturnicza, albo jedno i drugie. Do ich punktów werbunkowych zgłaszali się ludzie najmocniej uformowani w duchu wilhelmińskiego monarchizmu, nacjonalizmu i imperializmu. Polityka kulturalna i oświatowa kajzera prowadzona przez dziesiątki lat pod znakiem Arminiusza Cheruska, filozofii Nietzschego, statolatrii Hegla i Georga Jellinka, mitu fryderycjańskiego, pieśni o Nibelungach, Zygfrydzie, Parsifalu i Lohengrinie wydawała teraz owoc.
W styczniu 1919 r. Freikorpsmanni stłumili powstanie wzniecone w Berlinie przez Związek Spartakusa i Komunistyczną Partię Niemiec. Szef sztabu jednego z Freikorpsów, kapitan Waldemar Pabst (1880-1970), zorganizował wówczas grupę oficerów, która zgładziła przywódców komunistów, Karla Liebknechta i Różę Luksemburg, po czym wrzuciła ich ciała do kanału rzecznego. W maju Freikorpsmanni wspólnie z nową, republikańską armią, Reichswehrą, rozbili bawarską republikę rad.
O tym, że pod ustrojowym gorsetem republiki weimarskiej szybko odrodziły się ośrodki koncentrujące wokół siebie moc polityczną świadczy nie tylko szybkie zdławienie najgroźniejszych dążeń wywrotowych i powstrzymanie drugiej rewolucji, ale – co nawet ważniejsze – cała seria prób zrzucenia tego gorsetu i zastąpienia opartego na obcych wzorach parlamentaryzmu porządkiem bardziej niemieckim, bliższym tradycji i autorytarnym.
Już w marcu 1920 r. doszło do puczu Kappa-Lüttwitza, wszczętego przez jeden z najsławniejszych Freikorpsów, Brygadę Marynarki Ehrhardt, z inicjatywy Zjednoczenia Narodowego, zawiązanego potajemnie w Berlinie w 1919 r. przez największych przeciwników republiki oraz obcych (francuskich czy bolszewickich) wpływów w kraju.
Do Zjednoczenia należeli m.in.: były kwatermistrz generalny cesarskich wojsk – generał Erich Ludendorff, dowódca niemieckich Freikorpsów i oddziałów rosyjskiej Białej Gwardii walczących z Armią Czerwoną w krajach bałtyckich – generał hrabia Rüdiger von der Goltz, a także znany nam już Waldemar Pabst.
Puczyści zdołali na kilka dni wypędzić republikański rząd z Berlina, jednak pucz mimo realnych szans powodzenia zakończył się klęską z powodu słabego przygotowania i niezdecydowanego prowadzenia działań przez organizatorów.
W reakcji na pucz Kappa-Lüttwitza również w marcu 1920 r. w zdominowanym politycznie przez lewicę Zagłębiu Ruhry wybuchło kolejne komunistyczne powstanie. Rząd republiki weimarskiej pospiesznie obiecał zatem bezkarność dowódcom Freikorpsów, którzy jeszcze przed chwilą próbowali go obalić, pod warunkiem, że znów uratują państwo przed widmem rewolucji. Freikorpsmanni wywiązali się z tego zadania – wkroczyli do Ruhry i do kwietnia opanowali sytuację.
Jesienią 1923 r. sceną następnego prawicowego puczu stał się Kostrzyn nad Odrą. Na mocy traktatu pokojowego narzuconego Niemcom w Wersalu siły zbrojne Rzeszy nie mogły liczyć więcej niż sto tysięcy żołnierzy; ponadto państwu niemieckiemu całkowicie zabroniono utrzymywania lotnictwa wojskowego, marynarki wojennej, wojsk pancernych, rezerw i sztabu generalnego.
Była to sytuacja w Europie nienormalna: miniaturowa armia nie dysponowała siłami wystarczającymi nawet do wykonywania zadań porządkowych wewnątrz kraju zamieszkanego przez ponad sześćdziesiąt milionów ludzi, a tym bardziej do ochrony jego granic zewnętrznych. Ministerstwo Reichswehry w 1921 r. zaczęło więc organizować dodatkowe jednostki wojskowe, zamaskowane jako instytucje innego rodzaju.
Te oficjalnie nieistniejące siły zbrojne zyskały nazwę „czarnej Reichswehry”, a jako ich organizatorów użyto doświadczonych Freikorpsmannów. Dowódcą oddziałów zakamuflowanych jako hufce pracy został major Bruno Buchrucker (1878-1966), były żołnierz Freikorpsów i uczestnik puczu Kappa. Z czasem jednak ministerstwo uznało jego działania za samowolne i we wrześniu 1923 r. rozwiązało dowództwo hufców pracy jako niebezpieczne politycznie.
W odpowiedzi Buchrucker zgromadził swoje oddziały w Kostrzynie. Zamierzał na ich czele obalić rząd republiki weimarskiej i zastąpić go prawicową dyktaturą. Na przełomie września i października jego podkomendni podjęli próbę opanowania miejskiego garnizonu, skąd Buchrucker planował następnie ruszyć na Berlin. Pucz kostrzyński ostatecznie również zakończył się niepowodzeniem, ponieważ – inaczej niż podczas puczu Kappa – tym razem Reichswehra stawiła czynny opór puczystom.
Bogaty w wydarzenia rok 1923 zamknęła historia jeszcze dwóch prób puczu przeciw republikańskim rządom. Pierwszą z nich zamierzał podjąć Gustav von Kahr (1862-1934), sprawujący z ramienia władz centralnych komisaryczny zarząd w Monachium. Sam konserwatysta i monarchista, planował ruszyć na Berlin na czele antyrepublikańskich elementów – których w Bawarii było wyjątkowo dużo – i skasować weimarski reżim parlamentarny. Jego plany pokrzyżowały jednak informacje, że w tym samym Monachium przygotowania do puczu prowadzi Adolf Hitler. Latem 1923 r. Hitler montował pospolite ruszenie grup gotowych bić się przeciw republice.
W ten sposób we wrześniu narodził się Związek Bojowy (Kampfbund), w którego skład weszły: Oddziały Szturmowe (SA) NSDAP, nacjonalistyczne zrzeszenie weteranów Bund Oberland (będące w rzeczywistości zakamuflowanym Freikorpsem) oraz Reichskriegsflagge – organizacja kierowana przez pooranego bliznami kapitana Ernsta Röhma (1887-1934).
Kahr próbował najpierw wstrzymać, potem wymanewrować Hitlera. Sprawa znalazła swój finał 8 i 9 listopada w „puczu piwiarnianym”, kiedy to Hitler rozpoczął akcję zbrojną na własną rękę, a Kahr zdecydował się użyć policji i wojska do pacyfikacji puczystów. Hitler nie zapomni tego staremu konserwatyście. Będzie pamiętał, by zamordować go podczas „nocy długich noży”.
Republika weimarska potrafiła wygenerować żywioły, które nie tylko powstrzymały przemocą dalszą ewolucję ustroju w lewo, ale również podejmowały czynne zamachy na republikańską konstytucję. We francuskiej III Republice nic podobnego nie miało miejsca. O żywotnych siłach republiki weimarskiej świadczy więc – paradoksalnie – występowanie w jej łonie tendencji samolikwidacyjnych.
Pucz monachijski był ostatnią próbą usunięcia reżimu republikańskiego środkami militarnymi. Po 1923 r. walka z republiką wyszła z podziemia i przeniosła się z poziomu bojowego na poziom polityczny.
W 1925 r. zmarł socjaldemokratyczny prezydent Niemiec, Friedrich Ebert, uosobienie „rewolucji listopadowej” z roku 1918. Jego następca, marszałek Paul von Hindenburg, był człowiekiem zupełnie innego rodzaju: pruskim junkrem, konserwatystą i monarchistą, byłym szefem sztabu generalnego w wielkiej wojnie – żywym wcieleniem tradycji Cesarstwa. Nie ukrywał, że pragnie powrotu dynastii Hohenzollernów na tron i zamanifestował to całkiem jawnie 21 marca 1933 r., podczas zorganizowanej przez Hitlera uroczystości otwarcia obrad Reichstagu w kościele garnizonowym w Poczdamie.
Czy uważano go za polityka anachronicznego? Miarą jego popularności niech będzie fakt, iż w 1932 r. został wybrany na kolejną siedmioletnią kadencję, choć trwał wówczas światowy kryzys gospodarczy i szczególnie dotkliwie uderzył w Niemcy. Ludzie w takich okolicznościach zazwyczaj obwiniają aktualne władze o trudną sytuację, domagają się radykalnych zmian u steru rządów, głosują na tego, kto najgłośniej krzyczy – a jednak w tych wyborach Hindenburg pokonał Hitlera.
W 1930 r. funkcję kanclerza objął Heinrich Brüning, przywódca katolickiej partii Centrum. Od tej chwili republika w Niemczech stała się fasadą. Rząd Brüninga działał bez podstawy parlamentarnej, wyłącznie dzięki poparciu prezydenta Hindenburga. Podobnie było później z rządami konserwatysty Franza von Papena (1932) i generała Kurta von Schleichera (1932-1933). Ten ostatni rozważał nawet zaprowadzenie jawnej dyktatury oraz delegalizację najpopularniejszych stronnictw politycznych – partii komunistycznej i NSDAP. Jeszcze za czasów Brüninga (1930-1932) w Niemczech pojawiły się tajne katownie policji, w których przetrzymywano zresztą głównie hitlerowców.
Wszystko wskazywało więc na to, że w Niemczech prędzej czy później wezmą górę tendencje przejawiające się coraz silniej od początku dziejów republiki weimarskiej – dążenia do powrotu (być może w ulepszonej formie) do tego, co istniało przed rokiem 1918: że zostanie ustanowiona katolicka, lub przynajmniej chrześcijańska, dyktatura, a potem nawet przywrócona monarchia. Na przeszkodzie stanął czynnik wrogi zarówno chrześcijaństwu, jak i monarchii.
Był nim Adolf Hitler
Do zepchnięcia republiki weimarskiej z toru ewolucji ustrojowej wiodącego w prawo doprowadziły utarczki w łonie samej prawicy. Wydawałoby się, że ugrupowania antyrepublikańskie powinny popierać pół-autorytarne rządy Brüninga. Lecz „narodowa opozycja”, dla której były one nadal za miękkie, w 1931 r. zwołała zjazd do Bad Harzburg. Wzięły w nim udział Stahlhelm, konserwatywna i monarchistyczna Niemiecka Narodowa Partia Ludowa (DNVP) oraz NSDAP. Na znak zawartego porozumienia oddziały Stahlhelmu i SA odbyły wspólną defiladę. Sojusz tych trzech ruchów stał się znany jako „front harzburski”.
Wespół ze swoimi sprzymierzeńcami Hitler wygrał potem wybory do Reichstagu i czysto demokratycznymi metodami objął w końcu kierownictwo rządu. Zdobycie władzy przez NSDAP było skutkiem faktu, iż w republice weimarskiej doszło do recydywy parlamentarnego systemu rządów, który wcześniej zanikał.
Jego transformacja w system totalitarny nie nastąpiła tak natychmiastowo, jak się potocznie sądzi. Pierwotny skład gabinetu Hitlera miał charakter koalicyjny, kompromisowy i stanowił reprezentację „frontu habsburskiego”. Przywódca Stahlhelmu Franz Seldte zajął w nim stanowisko ministra pracy (pozostał na nim rekordowo długo – do kwietnia 1945 r.), konserwatysta Franz von Papen – wicekanclerza, a lider DNVP, magnat przemysłowy Alfred Hugenberg, objął aż dwie teki – gospodarki i rolnictwa.
Niektóre posunięcia rządu Hitlera w pierwszym roku jego istnienia musiały budzić uznanie zachowawczego odłamu opinii publicznej. 20 lipca 1933 r. zawarto pierwszy w historii zjednoczonych Niemiec konkordat ze Stolicą Apostolską, a kiedy Hugenberg dość szybko opuścił ministerstwo rolnictwa, jego następca, „zielony nazista” Richard Walther Darré (1895-1953), przeprowadził konserwatywną reformę agrarną, przygotowując ustawę o dziedzicznych gospodarstwach chłopskich (Reichserbhofgesetz), uchwaloną 29 sierpnia 1933 r.
Z drugiej strony od samego początku dawał o sobie znać antychrześcijański i antycywilizacyjny potencjał nazizmu. W lipcu 1933 r. rząd Hitlera zalegalizował sterylizację, przy czym utrzymywał tę zmianę prawa w tajemnicy przed stroną kościelną, dopóki nie został zawarty konkordat. Parę miesięcy później rząd rozpoczął przygotowania do wykreślenia z niemieckiego kodeksu karnego art. 216, zakazującego eutanazji.
Ministerstwo Propagandy kierowane przez Josepha Goebbelsa szybko uruchomiło antyklerykalną nagonkę na duchowieństwo. W zestawie chwytów stale stosowanych przez Goebbelsowską propagandę znalazły się: przedstawianie księży jako złodziei, homoseksualistów, gwałcicieli oraz oskarżanie ich o „zaangażowanie polityczne”.
Skąd my to znamy?
W ocenie politologa tak wnikliwego, jak Carl Schmitt rządy Hitlera do czerwca 1934 r. miały jednak mimo wszystko charakter „zwykłego” autorytaryzmu. Dopiero później przekształciły się w reżim totalitarny. Rolę cezury odegrała „noc długich noży”.
Aby dobrze zrozumieć jej znaczenie, trzeba prześledzić bieg wydarzeń, jakie rozgrywały się w Niemczech od stycznia 1933 r. Po przejęciu władzy przez nazistów dowództwo Reichswehry, złożone z konserwatywnie nastawionych generałów, którzy na Hitlera i jego ludzi z NSDAP patrzyli z mieszaniną obrzydzenia i niepokoju, skontaktowało się ze Stahlhelmem i zasugerowało, by jego członkowie masowo wstępowali do SA, w celu uzyskania w nich wpływu i zneutralizowania rewolucyjnego potencjału hitlerowskiego ruchu. Kierownictwo Stahlhelmu zaakceptowało ten plan, a jego przywódca Franz Seldte – wówczas już minister w rządzie Hitlera – osobiście dał sygnał do jego realizacji: w kwietniu wstąpił do NSDAP i ogłosił, że stawia swoją organizację do dyspozycji partii.
Z identyczną prośbą – o wstępowanie do SA – dowództwo Reichswehry zwróciło się do oficjalnego państwowego związku weteranów Kyffhäuserbund (1). Zrzeszał on nie tylko kombatantów I wojny światowej, ale też wojen wcześniejszych i w przeciwieństwie do Stahlhelmu był formalnie organizacją apolityczną, choć – podobnie jak Stahlhelm – zabarwioną konserwatywnie i monarchistycznie, przepojoną kultem wilhelmińskiego Cesarstwa.
Były to ogromne struktury. Kadry Stahlhelmu od 1918 r. prowadziły nieustanną pracę nad rozbudową jego szeregów. W 1929 r. Stahlhelm liczył 425 tysięcy członków. W 1932 r., wliczając formacje pomocnicze (studenckie, młodzieżowe, kobiece itp.) zrzeszał około miliona osób. Kyffhäuserbund był jeszcze liczniejszy. Tymczasem pod koniec 1932 r., gdy Hitler szedł już po władzę, SA liczyło „tylko” nieco ponad 400 tysięcy członków.
Szef sztabu SA, Ernst Röhm, zdawał sobie oczywiście sprawę, że propozycja akcesu złożona przez wielkie związki kombatantów stanowi próbę przejęcia władzy od środka. Mimo to w lipcu 1933 r. zdecydował się wyrazić zgodę. Miał po temu swoje powody, co za chwilę wyjaśnimy. Starał się jednak tak przeprowadzić fuzję wszystkich trzech organizacji, by nie stracić kontroli nad kierowaną przez siebie strukturą.
We wrześniu z szeregów Stahlhelmu wydzielono kategorię młodszych członków (znaną dotąd pod nazwą Ringstahlhelm), którzy spędzili na wojnie mniej niż pół roku lub w ogóle nie brali w niej udziału; w tym ostatnim przypadku chodziło o działaczy sekcji studenckich i młodzieżowych. Zostali oni, w liczbie 300 tysięcy, wcieleni do dotychczasowych jednostek SA – liczących już wówczas, wskutek intensywnej rozbudowy prowadzonej przez Röhma od początku 1933 r., ponad 500 tysięcy ludzi – i wymieszani z ich starszymi stażem członkami.
W listopadzie Röhm powołał do życia SA Reserve I. Wcielono do niej 400 tysięcy starszych członków Stahlhelmu, zaliczanych do kategorii Kernstahlhelm – doświadczonych weteranów, którzy podczas I wojny światowej przebywali na froncie pół roku lub dłużej. Nie łączono ich ze zwykłymi jednostkami SA, choć podlegali temu samemu dowództwu. Pozwolono im też zachować odrębne umundurowanie – mundury organizacyjne Stahlhelmu, z dodanymi partyjnymi znaczkami.
Również w listopadzie Röhm utworzył SA Reserve II. Wcielono do niej cały Kyffhäuserbund w liczbie niemal półtora miliona członków. Proces scalenia przebiegał w atmosferze wzajemnej nieufności i braku entuzjazmu. Obie strony różniły nie tylko poglądy polityczne.
Weterani ze Stahlhelmu, którzy wąchali proch na prawdziwej wojnie, spoglądali z pogardą na bojówkarzy z SA, których doświadczenie bojowe sprowadzało się w ich oczach do wojowania z ludnością cywilną w ulicznych bójkach. W dużym stopniu odpowiadało to prawdzie, acz nie do końca: niektórzy członkowie SA, zwłaszcza dowódcy, byli dawnymi Freikorpsmannami i brali udział w prawdziwych walkach zbrojnych toczonych przez Freikorpsy w latach 1919-1921 (2). Tak czy owak, unifikacja została dokonana i oto w szeregach SA znalazło się bardzo wielu ludzi nastawionych niechętnie do nazizmu.
Dlaczego Röhm się na to zgodził?
Jego relacje z Hitlerem nigdy nie należały do przyjacielskich. W rzeczywistości obaj przywódcy byli skonfliktowani od czasów puczu monachijskiego, a konflikt ten uległ pogłębieniu w 1925 r., kiedy Hitler pozbawił Röhma dowództwa nad partyjnymi bojówkami i usunął go z ruchu. Toteż gdy Hitler objął ster rządów, Röhm przystąpił do budowania sobie niezależnej pozycji w ramach nowego reżimu.
Po tym, jak w pierwszej połowie 1933 r. wszystkie partie w Niemczech poza NSDAP zostały rozwiązane i zniknęła możliwość jawnego uprawiania opozycji politycznej, szef sztabu SA zaczął ściągać pod swoją komendę potencjalnych niezadowolonych z nowych porządków. Dążył do uczynienia z SA przeciwwagi dla Hitlera i jego otoczenia. I robił to skutecznie.
Do czerwca 1934 r. SA osiągnęły imponującą liczebność czterech i pół miliona członków. Pozostawały formacją z ducha plebejską, otwartą dla zwykłych ludzi. Nigdy nie wymagano w nich takiego stopnia ideologicznego fanatyzmu, jak w SS, których szef Heinrich Himmler zmierzał do nadania swojej organizacji oblicza nie tylko elitarnego i ekskluzywnego, ale również pryncypialnie antychrześcijańskiego. Przed 1933 r. SA nieraz zapraszały na swoje zbiórki protestanckich duchownych, żeby poprowadzili modlitwę. W SS byłoby to nie do pomyślenia.
Hiszpański historyk Carlos Caballero Jurado pisze:
„W dzisiejszych czasach bardzo podkreśla się rozwój SS, która ze zwykłej bojówki NSDAP przekształciła się w potężną organizację sprawującą kontrolę nad wszystkimi siłami policyjnymi i obozami koncentracyjnymi. Jednak dla ówczesnych Niemców obecność SA była czymś stałym i oczywistym, w przeciwieństwie do SS, którego niezmienne, selektywne kryteria naboru oraz hołdowanie pogańskim wartościom sprawiały, iż organizacja ta jawiła się jako nieprzystępna czy też moralnie niemożliwa do zaakceptowania dla wielu zwykłych obywateli popierających III Rzeszę Hitlera, którzy z drugiej strony z łatwością byli w stanie się odnaleźć w szeregach SA. (…). Przeciętny obywatel Niemiec uważał ją za zdecydowanie najatrakcyjniejszą ze wszystkich bojówek nazistowskich”.
Himmler żywił ponadto kompleks na punkcie Röhma jako jego były podkomendny w Reichskriegsflagge za czasów puczu monachijskiego.
Po trupie Ernsta Röhma
Jak by nie patrzeć, Röhmowi udało się zatem uczynić z SA organizację autentycznie narodową. Ponadto w warunkach monopartyjnego reżimu zaczęła ona odgrywać rolę rezerwuaru politycznej opozycji. SA nie tylko wchłonęły Stahlhelm i Kyffhäuserbund, grupujące środowiska nieprzychylnie nastawione do Hitlera. Niechęć taka fermentowała również wśród starych członków SA.
Hitler nie mógł przecież zapomnieć, że to właśnie z radykalnych kręgów SA wyszły dwie próby pozbawienia go przywództwa NSDAP w latach 1930 i 1931, za co ówczesny głównodowodzący SA, Pfeffer von Salomon, zapłacił utratą stanowiska. Po styczniu 1933 r. w tych samych kręgach narastało przekonanie, że Hitler, objąwszy władzę, porzucił hasła ruchu na rzecz aliansu z wielkimi kapitalistami i obszarnikami. Część dowódców SA zaczęła mówić o potrzebie dokonania „drugiej rewolucji”.
Dopiero po wzięciu pod uwagę tych okoliczności zrozumiałe staje się, dlaczego w czerwcu 1934 r. rząd rozprawił się z wewnętrzną opozycją w tak drastyczny sposób, nakazując pospieszne wymordowanie prawie całego dowództwa SA. Konserwatywnie nastawieni kombatanci i radykalni bojówkarze nie przepadali za sobą, ale stosunek do urzędującego kanclerza mógł ich połączyć. Hitler i jego ludzie po prostu bali się tego, co może nastąpić, jeżeli Röhm pchnie przeciw rządowi kilka milionów członków swojej organizacji. Nie zdołałaby ich powstrzymać licząca ciągle tylko 100 tysięcy żołnierzy Reichswehra, nawet gdyby zdecydowała się stawić opór, co jednak stało pod znakiem zapytania, bo lojalność dowództwa armii wobec rządu była w najlepszym razie wątpliwa.
Hitler i jego współpracownicy zorganizowali „noc długich noży”, której przebieg zszokował całą Europę, gdyż autentycznie się bali, że jeśli tamci zaczną pierwsi, to oni będą wisieć. Gdyby nie opieszałość Röhma, świat mógłby uniknąć najtragiczniejszych wydarzeń w swojej historii. Fakt, iż do najważniejszych organizatorów rzezi dowódców SA należał jeden z jej dawnych komendantów, Hermann Göring, przydaje już mordom czerwcowym tego ponurego kolorytu, który od tej pory miał się stać znakiem rozpoznawczym wszelkich działań Hitlera.
Republika weimarska zrodziła się z najgwałtowniejszego przesilenia ustrojowego, jakie przeszły Niemcy w XX wieku. Wykluta z przeciążenia i rozprzężenia aparatu państwowego, była tworem demoliberalnym i socjaldemokratycznym. Była też jednak tworem zdolnym do rozwoju i ulegała ewolucji. Przez kilkanaście lat żywioły, które tradycyjnie określamy mianem ducha narodu, przesuwały ją coraz bliżej zrzucenia liberalno-demokratycznej nadbudowy i – przypuszczalnie – przywrócenia monarchii. Z tej linii rozwoju zepchnął republikę weimarską dopiero Adolf Hitler.
Ale nawet po przejęciu przez niego władzy nie było jeszcze przesądzone, czy państwo nie zdoła powrócić na tor konserwatywny. Możliwość taka zachowała się dzięki siłom oporu, gromadzącym się pod skorupą nowego reżimu w pierwszych latach jego istnienia. Siły te usunęła dopiero „noc długich noży”, rozpoczynając proces przeobrażania niemieckiego organizmu politycznego w burego golema, w państwo owadów opisane w 1941 r. przez Gerharda Nebla (1903-1974), całkowicie przeciwstawne konserwatywnej wizji porządku publicznego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz