Jedną z tajemnic skrywanych w okresie międzywojennym, a i obecnie, przed opinia publiczną jest fakt kompletnego załamania Naczelnego Wodza Józefa Piłsudskiego w kluczowym momencie wojny z bolszewikami (czerwiec-lipiec 1920).
Pisał o tym w listach do marszałka Ferdynanda Focha gen. Maxime Weygand, a w Polsce najpełniejszą relację zostawił Maciej Rataj, polityk PSL „Piast”, pamiętniki którego ujrzały jednak światło dzienne dopiero w 1965 roku.
Jego relacja jest wiarygodna m.in. dlatego, że był on szczerze zafascynowany Piłsudskim. W czasie o którym pisze, Rataj był ministrem wyznań religijnych i oświecenia publicznego w Rządzie Obrony Narodowej Wincentego Witosa. Oto fragment jego „Pamiętnika” dotyczący oceny zachowania Piłsudskiego w przededniu Bitwy Warszawskiej.
„Jakkolwiek nigdy nie byłem tzw. piłsudczykiem czy belwederczykiem „zaprzysiężonym” z POW czy ZW (Związek Wolności), miałem ogromny szacunek i sentyment do Piłsudskiego, z którego to powodu nawet u najbliższych towarzyszy partyjnych uchodziłem za „wtajemniczonego” w POW, za belwederczyka.
Tak w sentymencie, jak i w szacunku swoim do Piłsudskiego zachwiałem się bardzo silnie właśnie w okresie krytycznym dla państwa. Piłsudski zmalał w moich oczach! I to nie z powodu klęsk, które ponosiło wojsko, nie z powodu niepowodzeń wojskowych — doświadczyli ich najwięksi wodzowie.
Piłsudski stracił pod wpływem klęsk głowę. Opanowała go depresja, bezradność; powtarzał ciągle, iż wszystkiemu winien jest upadek „morału” w wojsku (w czym miał zresztą dużo słuszności), ale nie umiał wskazać sposobów podniesienia go; wszystkich, nawet najbliższych mu, zadziwiała jego apatia; sugerowano mu, by udał się do jednego lub drugiego oddziału wojska, pokazał się, dodał otuchy żołnierzom – daremnie!
Kto wie, czy nie w tej apatii, graniczącej dla kogoś z zewnątrz z abstynencją niezrozumiałą, należy szukać źródła kursujących po mieście i kraju plotek, które niewątpliwie docierały i do żołnierzy, iż Piłsudski zawarł tajny pakt z bolszewikami i chce im oddać cały kraj; że Piłsudski pakuje kufry, zbiera złoto i pieniądze i gotuje się do wyjazdu do Szwajcarii itp.
Fakt, iż nie wyjeżdżał na front, nie da się wytłumaczyć obowiązkami naczelnego wodza, który chce mieć oko na całość i nie wydala się z Naczelnego Dowództwa, gdzie schodzą się wszystkie nici – wszak „front” był blisko i w ciągu pół dnia można było być tam i z powrotem!
Apatia płynęła, zdaje się, z niewiary w możliwość zwycięstwa. Trudno mu było tę niewiarę ukryć, ba, chwilami odnosiło się wrażenie, iż nie chce jej ukrywać, chce, żeby ją inni zrozumieli i wyciągnęli z tego konsekwencje, żeby postawili kropkę nad i: „za wszelką cenę trzeba iść na układy”.
Maciej Rataj, „Pamiętniki”, Warszawa 1965, ss. 95-96.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz