wtorek, 22 września 2020

Ben Buja Nago Bramaputra

W „Pracowitej Pszczółce” pod redakcją Juliana Tuwima i Antoniego Słonimskiego ukazywały się rozmaite ciekawe publikacje. Akurat mamy sezon grzybowy, więc warto przypomnieć jedną z nich w postaci przepisów kulinarnych na dania z grzybów na cały rok, w rozbiciu na poszczególne miesiące.

Wymagało to dużej pomysłowości, ale ileż potraw z grzybów można wymyślić? Toteż bodajże na listopad autorzy zaproponowali na obiad „duży gorący grzyb”.

Ale „Pracowita Pszczółka” zajmowała się nie tylko kulinariami. Akurat w Moskwie toczyły się procesy sądowe przeciwko wybitnym bolszewikom, jako że Stalin postanowił ich wszystkich zlikwidować, by przywrócić w Rosji monarchię i to w postaci despotii porównywalnej ze starożytną Asyrią za panowania Sargona.

Nawiasem mówiąc w asyryjskim dziale Muzeum Brytyjskiego w Londynie natrafiłem na granitową rzeźbę lwa. Starożytny artysta wydobył z granitu tyle niesamowitego okrucieństwa, że niepodobna było przejść obok tego posągu obojętnie.

Wracając do „Pracowitej Pszczółki”, to moskiewskie procesy znalazły w niej odbicie w postaci skeczu z procesu cyrkowców. Przed niezawisłym sądem stanął świadek. Zapytany o personalia, grobowym głosem odparł, że jest fakirem, nazywa się Ben Buja Nago Bramaputra i stawiał horoskopy i zdrowoskopy na dworze króla Wigwama Starego. Na takie dictum sędzia pomyślał sobie, że świadek sobie z niego pokpiwa, więc surowym tonem zagroził, że jeśli nie poda mu natychmiast prawdziwych personaliów, to on ukarze go grzywną. Na to spokorniały fakir odparł, że nazywa się Myrdzik Antoni i mieszka na Solcu.

Dzisiaj takich sędziów już pewnie nie ma, bo wszyscy są poprzebieranymi w „śmieszne średniowieczne łachy” aktywistami jak nie pozostającej w opozycji do aktualnego rządu partii sędziów „starych”, to znaczy – rekomendowanych na swoje stanowiska przez dawną Krajową Radę Sądownictwa – to w prorządowej partii sędziów „młodych”, to znaczy – rekomendowanych na swoje stanowiska przez nową Krajową Radę Sądownictwa.

W tej partyjniackiej zawziętości niezawiśli sędziowie chyba nie zdają sobie juz sprawy nie tylko ze śmieszności, jaką się okrywają, ale nawet i z łajdactw, jakich się dopuszczają. Ciekawe, czy Pan Bóg w swojej wyrozumiałości im to wybaczy, czy też – pamiętając o spostrzeżeniu św. Tomasza z Akwinu, że „corruptio optimi pessima” – co się wykłada, że zepsucie najlepszego jest najgorsze – nie strąci ich wszystkich do piekła, gdzie nie tylko przez cały czas będzie bolało, ale w dodatku trzeba będzie przez całą wieczność słuchać kompozycji „Nergala”, co – jak wiadomo – gorsze jest od śmierci.

Ten „Nergal” jest uważany za przedstawiciela Belzebuba na Polskę, a w każdym razie – na województwo, pomorskie. Chyba rzeczywiście jego piekielna plenipotencja jest terytorialnie ograniczona do tego obszaru, bo na województwo zachodniopomorskie Piekło wyznaczyło innego swego pełnomocnika. Świadczy o tym pomysł wzniesienia w Szczecinie pomnika Szatana. Kiedyś Szatana wyrzeźbił norweski rzeźbiarz Gustaw Vigeland. Przedstawiał on mężczyznę o szalenie smutnej twarzy, podczas gdy w Szczecinie pomnik ma wyglądać zupełnie inaczej. Jego twórca musiał naczytać się opowieści o tym, jak baba diabła wyonacyła, bo fotografie projektu przedstawiają postać z głową kozła i skrzydłami.

Słowem – pomnik Kozła Uskrzydlonego. Dlaczego akurat w Szczecinie ma on tylu wyznawców – tajemnica to wielka. Potwierdzałoby to podejrzenia, że poziom sztuki rzeźbiarskiej, podobnie jak poziom ogólnego wykształcenia artystów systematycznie się obniża, a w dodatku przy zamówieniach publicznych pleni się nepotyzm i korupcja.

Wspomniany Antoni Słonimski opowiadał, jak to kiedyś zasiadał w jury, które miało rozstrzygnąć konkurs na pomnik Juliusza Słowackiego. Wśród nadesłanych projektów był taki, który przedstawiał dwa słupki połączone kółkiem w kształcie aureoli. Słonimski zachodził w głowę, dlaczego miałoby to przedstawiać Juliusza Słowackiego i w desperacji zaczął się zastanawiać, czy nie jest to przypadkiem jakaś piekielnie subtelna aluzja do „Króla Ducha”, ale jakiś bywały na takich konkursach juror uspokoił go wyjaśnieniem, że to projekt-weteran, wysyłany na każdy konkurs; czy to na pomnik Bohaterów Warszawy, czy na pomnik Lenina.

Obawiam się tedy, że na Szczecinie się nie skończy i tylko patrzeć, jak podobne monumenty staną w Poznaniu i w Warszawie, gdzie rządzą prezydenci, których związki z Piekłem jeszcze nie zostały do końca wyjaśnione, więc być może oni też czerpią nadania z majestatu inferialnego.

Piekło bowiem dla swoich celów chętnie posługuje się instrumentem demokracji, która jest rodzajem kary Boskiej, bo nie bez kozery ludzie powiadają, że jak Pan Bóg chce kogoś zgubić, to najpierw odbiera mu rozum. Inna rzecz, że Pan Bóg bywa wyrozumiały, co zauważył Franciszek ks. de La Rochefoucauld, że tylko dlatego Pan Bóg nie zsyła na ziemię drugiego potopu, bo przekonał się o bezskuteczności pierwszego.

Wróćmy jednak do niezawisłych sądów, a zwłaszcza – do „Sądu Odwoławczego” w Warszawie, który wypuścił z aresztu „Margota”. Ten „Margot” tak naprawdę nazywa się Michał [Szutowski – admin] i tylko „uważa się” za kobietę, a nawet – lesbijkę – i skorumpowani koledzy-dziennikarze jeden za drugim piszą, że „Margot” powiedziała to, czy zrobiła tamto.

Przewidział to jeszcze w 1945 roku Konstanty Ildefons Gałczyński pisząc w „Notatkach z nieudanych rekolekcji paryskich”, że „posadę przecież mam w tej firmie, kłamstwa, żelaza i papieru. Kiedy ją stracę – kto mnie przyjmie?” Toteż jesteśmy świadkami masowej pokazuchy świadomej dyscypliny – takiej, jaka powszechnie panowała w mediach w czasach stalinowskich.

Za „Margota” poręczyło całe stado autorytetów moralnych, z Agnieszką Holland – a kto w naszym bantustanie ośmieli się sprzeciwić pani reżyserowej – tym bardziej, że „murem” stanęły za nim rzesze wyznawców sodomii i gomorii oraz stowarzyszenie niezawisłych sędziów „Iniuria”, czy jakoś tak, więc niezawisły sąd nie tylko „powinność swej służby zrozumiał”, ale miał też dobry punkt zaczepienia, żeby „Margota” z aresztu wypuścić.

Nie o to mi zresztą chodzi, że go wypuścił – tylko o to, czy w swoim postanowieniu potraktował go jako kobietę, czy jako mężczyznę? Czy zapytany przez sędzię o personalia przedstawił się jako fakir Ben Buja Nago Bramaputra”, czy też prawdziwym imieniem i nazwiskiem?

Wprawdzie wszystkie media pisały o tym sądowym postanowieniu, ale ciekawa rzecz – niepodobna się dowiedzieć imienia i nazwiska sędzi (bo krążą na mieście fałszywe pogłoski, że to była „siostra”), która to salomonowe postanowienie wydała. Możliwe zatem, że „Margot” zakpił sobie również z niej, tak samo, jak ostentacyjnie wodzi za nos wszystkich „mądrych, roztropnych i przyzwoitych”. Ładny interes!

Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...