Uważani za czołowych przedstawicieli opcji pro-europejskiej w Mołdawii liderzy opozycji – Andrei Năstase i Maia Sandu pokłócili się na samej końcówce dobiegającej właśnie końca kampanii prezydenckiej w tym kraju. Beneficjentem awantury – może więc być tylko jawnie już określany jako „pro-kremlowski” obecny prezydent, Igor Dodon.
Formalnie cała trójka wciąż jednak zachowuje szanse wyborcze: przewodnicząca partii Akcja i Solidarność Maia Sandu, przewodniczący partii Godność i Prawda Andrei Năstase oraz obecny prezydent Igor Dodon.
Zarówno Sandu, jak i Nastase popierają ideę integracji Mołdawii z Unią Europejską zgodnie (do czasu) twierdząc, że kraj geograficznie położony w Europie Południowo-Wschodniej jest geopolitycznie skazany na współpracę z Europą, a nie ze Wschodem, czyli Rosją. Na tym jednak ich jednomyślność się skończyła – bo przecież przywództwa tak łatwo podzielić się nie da.
Z punktu widzenia Năstase (niedoszłego burmistrza stołecznego Kiszyniowa po unieważnionych wyborach 2018 r.) sprawa jest jasna – pozycjonowanie się Sandu jako głównej rywalki Dodona z miejsca podważa konkurencyjną próbę organizowania antyprezydenckiej opozycji. Względnie jeszcze młody (rocznik 1975) ambitny polityk uważa się wręcz za zdradzonego przez Sandu, na której rzecz przy poprzednich wyborach cztery lata temu Năstase wycofał się z wyścigu.
Lider Godności i Prawdy mógł więc zakładać, że tym razem przyszedł czas na rewanż i oddanie przysługi, jednak Sandu (zwana w mediach „Królewną Śnieżką”) nie pozostawiając złudzeń odmówiła połączenia sił i poparcia niedawnego sojusznika.
W międzyczasie wydawane w wielkich nakładach materiały propagandowe Sandu wzięły się „linczowanie rywali”, jak nazwała ton tych publikacji posłanka do parlamentu Mołdawii z partii Godność i Prawda, Inga Grigoriu. Taka była odpowiedź na rozpoczynający kampanię apel Năstase, wzywającego wszystkie proeuropejskie siły polityczne do zjednoczenia w celu wyłonienia wspólnego kandydata przeciwko pro-rosyjskiemu Dodonowi. Sandu o żadnych negocjacjach w ogóle nie chciała jednak słyszeć, powtarzając jedynie, że „druga tura pokaże któremu z kandydatów wyborcy bardziej ufają”.
Aktualne sondaże podają, że aż 42% wyborców jest gotowych głosować na I. Dodona, 24% na M. Sandu, a 12% na Năstase. Prosta arytmetyka mówi, że w przypadku zjednoczenia partii Akcja i Solidarność oraz Godność i Prawda wspólny kandydat pro-europejski teoretycznie mógłby liczyć na 36% głosów, dające mocne wejście w II turę.
W istocie jednak dwójka rywali wyrywa sobie teraz wyborców liberalnych, walka bowiem idzie już nie o zwycięstwo w wyborach, ale o rząd dusz na opozycji. Sytuacja ta musi niepokoić przede wszystkim samą Unię Europejską, zainteresowaną aktywizacją polityki integracyjnej Kiszyniowa.
W marcu 2020 roku Năstase i Sandu (wówczas jeszcze lojalni sojusznicy) zostali przyjęci w Brukseli przez Donalda Tuska, w ostatnim roku jego prezydencji w UE (skądinąd zresztą zarówno Akcja i Solidarność Sandu, jak i Godność i Prawda Năstase są członkami kierowanej przez byłego polskiego premiera Europejskiej Partii Ludowej). Tchnienie nowego życia w podpisaną siedem lat temu umowę stowarzyszeniową Mołdawii ze strukturami europejskimi – wydaje się więc być zgodne zamiarami unijnego establishmentu.
Rozpad pro-europejskiego sojuszu w Kiszyniowie czyni jednak te nadzieje na nowe płonnymi, zaś utrwalenie pro-rosyjskiego kierunku republiki może okazać się nieodwracalne. W każdym razie nie na drodze demokratycznych wyborów.
Linda Konecka
https://xportal.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz