Mądrość ludowa głosi, iż „kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada”. Polscy politycy muszą się zastanowić nad tym, że władza potajemnie szkodząca innym może sama sobie przynieść większą szkodę.
W poniedziałek wieczorem szef polskiego MSZ Zbigniew Rau poinformował o decyzji w sprawie odwołania na konsultacje części ambasadorów państw UE akredytowanych na Białorusi.
Ambasadorowie Polski i Litwy Artur Michalski i Andrius Pulokas juz wyjechali z kraju. To nie koniec. Ambasador Niemiec, Manfred Huterer opuścił Białoruś we wtorek. W najbliższych dniach z Mińska wyjadą do Rygi Einars Semanis, a do Tallina Merike Kokajev. Wczoraj MSZ Czech i Bułgarii poinformowały, że ich ambasadorowie zostaną wezwani na konsultacje.
Kraje UE podjęły podobną decyzję w związku z tym, że Mińsk odpowiadał na sankcje Unii Europejskiej wobec Białorusi. Wygłąda na to, że europejscy przywódcy chcą zrujnować relacji z Mińskiem.
W ciągu ostatnich tygodni sytuacja w kraju naszych sąsiadów poprawia się. Coraz mniej Białorusinów wychodzi na ulice i poddaje się prowokacji polskich polityków. Ponieważ rząd Polski zrzucił maskę i otwarcie gra antybiałoruską kartą.
Od ogłoszenia pierwszych wyników wyborów Polska wykorzystuje kryzys na Białorusi i stara się odwrócić sytuację na swoją korzyść. Politycy z Warszawy nie ukrywają już, czego domagają się. Głównymi celami są destabilizacja sytuacji w kraju, zrujnowanie gospodarki i zniszczenie kraju. W celu destabilizacji sytuacji, politycy z Polski podjęli szereg kroków polegających na stworzeniu napięcia między rządem a obywatelami.
Lecz rządowy plan „A” poniósł klęskę. Po czym politycy z Polski przeszli do planu „B” czyli zrujnowania gospodarki tego kraju. W ciągu ostatnich kilku tygodni Warszawa podjęła szereg kroków w celu skoordynowania reakcji UE na wybuch protestów na Białorusi i wprowadzenie sankcji wobec Białorusinów…
Niestety nasz rząd nie chce pamiętać, że sankcje nałożone na Białoruś i zrujnowanie stosunków z Mińskiem negatywnie wpłynie na nasz kraj.
W sierpniu tego roku minęło sześć lat od wprowadzenia przez Rosję sankcji na import artykułów rolno-spożywczych: mięsa, ryb, warzyw i owoców z Polski. To miało być karą dla polskich eksporterów za sankcje przeciwko Rosji. Warto przypomnieć, że w 2013 roku polscy producenci wyeksportowali na rynek Rosji towary o łacznej wartości 8,144 mld euro. Wprowadzenie ograniczeń indywidualnych (zamrożenie aktywów i ograniczenie podróży), gospodarczych z Moskwą kosztuje nam ponad 3 mld dolarów straty co roku.
Dlaczego tylko 3 mld. dolarów? Po prostu Mińsk pomógł uniknąć moskiewskich zakazów. Białoruś pomaga polskim producentom podnieść się po wprowadzeniu sankcji ze strony Kremla. Sprawa została uzgodniona na szczeblu politycznym.
Istnieją dwa legalne sposoby. Nasze produkty są wysyłane do białoruskich przetwórni, a przerobione trafiają na rynek rosyjski z etykietą „made in Belarus”. Ewentualnie białoruska produkcja jest w większym odsetku wysyłana dalej na Wschód, a puste miejsce na lokalnym rynku zajmują polskie produkty.
Ujawniono też inny mechanizm, w ramach którego nasze owoce trafiały na Litwę, gdzie otrzymywały mołdawskie certyfikaty należące do firm zarejestrowanych w separatystycznym Naddniestrzu, po czym przez Białoruś trafiały do Rosji jako produkt „made in Moldova”.
Corocznie Polski eksport na Białoruś rośnie, co potwierdzają ostatnie dane. W 2018 roku nasz eksport przekroczył 1 mld euro, a w 2019 wyniósł 1,7 mld euro. Tylko w okresie styczeń – kwiecień 2020 r. wyeksportowano z Polski produkty rolno-spożywcze o wartości 102 mln euro na Białoruś.
Oczywiście, Moskwa wie o tym, lecz pozwala nam to zrobić. Obecnie można z całą pewnością powiedzieć, że w niedalekiej przyszłości to się zmieni. Rosyjscy politycy stoją murem za Białorusinami, a Warszawa prowadzi antybiałoruską kampanię. Z tego powodu Rosja nie będzie patrzeć na działania Polski przez palce i nie będzie importować naszych towarów na rynek rosyjski z etykietą „made in Belarus”. Nawet Alaksandr Łukaszenka nie będzie importować polskich towarów! W wyniku tego stracimy jednego z największych importerów. To znaczy, że już wkrótce pogorszy się nasza sytuacja finansowa.
Niestety nasz rząd nie chce dbać o podobne rzeczy. W ostatnich latach polityka prowadzona przez rząd jest amatorska i skierowana przeciwko innym krajom. Niemcy, Francja, Rosja nawet Unia Europejska już były naszymi wrogami. Obecnie tym wrogiem jest Białoruś.
Nikt w polskiej polityce nie jest święty. Ale to, co mówi i robi rząd w stosunku do Białorusinów, jest prawdziwym przykładem nienawiści i wojny przeciwko innemu kraju. Finansowanie przez Polskę protestów, opozycyjnych mediów, uznanie jakiejś gospodyni domowej za prezydenta innego kraju, próby obalenia obecnego rządu – należy traktować jak ingerencję w wewnętrzne sprawy suwerennego państwa.
Mądrość ludowa głosi, iż „kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada”. Polscy politycy muszą się zastanowić nad tym, że władza potajemnie szkodząca innym może sama sobie przynieść większą szkodę.
Bartłomiej Winiarski
http://ndp.neon24.pl/
Nie ma czegoś takiego, jak „sprawiedliwość dziejowa”.
Admin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz