wtorek, 27 października 2020

Tęsknoty i polityka

Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który w gruncie rzeczy potwierdził to, co wynikało z konstytucji, wybuchły gwałtowne protesty w postaci tak zwanego „strajku kobiet”.

Te „kobiety” chyba rzeczywiście za mądre nie są, bo jeszcze niedawno demonstrowały za konstytucją, w której zapisane jest właśnie to, przeciwko czemu teraz tak gwałtownie protestują – ale one protestują przeciwko wszystkiemu, co nieubłaganym palcem wskaże im stary, żydowski finansowy grandziarz, który na te zadymy wyłożył niedawno aż 18 miliardów dolarów.

Co z tego grandziarz ma i czego żydokomuna się po tej inwestycji spodziewa, to osobna sprawa, ale nawet za okruszki z tych 18 miliardów dolarów można zgromadzić całe stada aktywistów płci obojga, bo kto by nie chciał wypić i zakąsić, zwłaszcza pod jakimś patetycznym pretekstem?

Charakterystyczne jest przy tym, że ostatnio żydokomuna na pierwszą linię frontu rewolucyjnego nie tylko na Białorusi, ale i u nas, wypycha „kobiety”, najwyraźniej licząc na to, że, zwłaszcza w patriarchalnych społecznościach, będą one traktowane łagodniej niż mężczyźni, być może nawet ze staroświecką rewerencją, a kobiety – jak to kobiety – nie zdają sobie sprawy, że na tym patriarchalnym społeczeństwie właśnie pasożytują.

Zresztą nie na każdym patriarchalnym społeczeństwie mogłyby w ten sposób pasożytować, bo tacy na przykład muzułmanie od razu pokazaliby im ruski miesiąc. W tej sytuacji „kobiety” i ich żydokomunistyczni inspiratorzy nie tyle może pasożytują na społeczności patriarchalnej, co na społeczności, w której siłą inercji utrzymują się jeszcze resztki etyki i obyczajowości chrześcijańskiej. Ale właśnie nad ich zniszczeniem żydokomuna usilnie pracuje, toteż pewnie niedługo doczeka się jakiegoś kolejnego Hitlera, który albo zaproponuje nową etykę, albo reaktywuje dawną.

Obecny „strajk kobiet” odbywa się pod hasłem „wypierdalać”, podobno zaproponowanym przez moją faworytę, Wielce Czcigodną Joannę Scheuring-Wielgus. Zwraca uwagę, że Wielce Czcigodna nie wyjaśniła, kogo konkretnie trzeba by „wypierdolić”, więc myślę, że to hasło należy potraktować jako rodzaj zaproszenia, a nawet prośby, z jaką „kobiety” zwracają się do reszty, a zwłaszcza męskiej części społeczeństwa.

Za takim przypuszczeniem przemawia nie tylko to, że Wiece Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus sprawia wrażenie osoby niedopieszczonej, ale również – a może przede wszystkim – wystąpienie pani profesor nauk humanistycznych Ingi Iwasiów ze Szczecina, która nie tylko prosiła, żeby „wypierdalać”, ale również – żeby „jebać”.

Zważywszy, że pani profesor Iwasiów skończyła już 57 lat, to nic dziwnego, że „jebanie” może przeżywać już tylko w melancholijnych wspomnieniach („ty, co zdarłszy z siebie płótna, oglądasz się w lustrze całą i wzdychasz, ropucho smutna: »on tak lubił moje ciało«!”) i z tej „łzawej tęsknicy”, z tej obfitości stęsknionego, – powiedzmy – serca, jej usta mówią.

Gdyby panowały u nas inne stosunki, to może można by jakoś temu zaradzić, stosując się do popularnego we swoim czasie porzekadła, informującego, na czym to ćwiczy młody ułan. Zresztą i wtedy rozmaicie z tym bywało, o czym świadczy choćby fragment wiersza generała Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego: „Ustrojona w purpury, kapiąca od złota, nie uwiedzie mnie jesień czarem zwiędłych kras, jak pod szminką i pudrem starsza już kokota, na którą młodym chłopcem nabrałem się raz”.

Wspomina o tym również dobry wojak Szwejk, mówiąc, jak to pewien piechur zaszedł od tyłu podkasaną kobietę, która myła podłogę. Kiedy już miał wtargnąć do sanktuarium jej ciała, starucha – bo to była starucha – odwróciła się ze słowami: a tom cię nabrała, żołnierzyku! Skoro nawet wtedy zdarzały się na tym tle nieporozumienia, to cóż dopiero dzisiaj, kiedy amatorzy „jebania” muszą najpierw uzyskać notarialne przyzwolenie na coitus?

Tak czy owak, hasło nawołujące do „wypierdalania” musiało się „kobietom” bardzo spodobać, bo aż namalowały je na ogromnym transparencie, niesionym przez nie na czele pochodu. Oczywiście doszło do konfrontacji z policją, podczas której przywódczyni tego strajku, pani Marta Lempart, przechwalała się policjantom, czego to ona nie ma „w dupie”. Rzeczywiście, pani Lempart ma „dupę” niczym wierzeje stodoły i jestem pewien, że nawet gdyby wtargnęła tam sotnia Kozaków, to jeszcze zostałoby sporo miejsca.

Jak widzimy, wszystko się tu zazębia, bo synonimem „jebania” jest „dupczenie”, obejmujące zresztą różne odmiany spółkowania. Wreszcie trzeba zwrócić uwagę, że głównym celem demonstrujących „kobiet” jest rozszerzenie możliwości legalnego ćwiartowania dzieci jeszcze przed ich urodzeniem. To pragnienie ukrywane jest pod sloganami o „dysponowaniu ciałem”, a zwłaszcza – „macicą”. Żeby jednak móc takie dziecko poćwiartować, to najpierw trzeba się o nie postarać – a w tej sytuacji bez „jebania” czy „wypierdolenia” obejść się nie można, chyba, że któraś kobieta zrobi to przy pomocy szklanki.

Ale NFZ nie chce „szklanki” refundować, toteż pozostają metody tradycyjne, bez których nie ma co w ogóle marzyć o ćwiartowaniu, skoro nie będzie czego ćwiartować.

Jak widzimy, w hasłach rzucanych przez strajkujące „kobiety” jest drugie dno, którego najwyraźniej nie domyślił się pan Rafał Trzaskowski. Krążą w związku z tym na mieście fałszywe pogłoski, jakoby pan prezydent Trzaskowski, w geście solidarności z „kobietami” zdezynfekował sobie denaturatem pochwę i wyskrobał macicę. Dzisiaj co prawda takie rzeczy chyba już są możliwe, ale w tych fałszywych pogłoskach nie ma ani słowa prawdy, bo jedyna w literaturze polskiej – a konkretnie – w „Chłopach” Władysława Reymonta – wzmianka o takiej macicy dotyczyła Macieja Boryny, któremu macica się „obsunęła”.

Mniejsza jednak już z tymi fizjologicznymi szczegółami, bo o inspiratorach i sponsorach „strajku kobiet” możemy dedukować również z celu ich wściekłych ataków. Okazało się, że tym celem są kościoły katolickie – nie meczety, nie synagogi, tylko właśnie kościoły. Ponieważ odwiecznym wrogiem chrześcijaństwa byli i nadal są Judejczykowie, to podejrzenia o inspirację ze strony starego żydowskiego grandziarza finansowego i tamtego środowiska, znajdują mocną poszlakę.

Muszę też powiedzieć, że jeśli zbieżność w czasie wyroku Trybunału Konstytucyjnego z kryzysem politycznym w Zjednoczonej Prawicy i protestami rolników w związku z ustawą o ochronie zwierząt, nie jest przypadkowa („a czy w ogóle są przypadki?”), to chylę czoła przed kolejną intrygą Naczelnika Państwa. Prowokując „kobiety”, zmusił je do wypowiedzenia „wojny” („To jest wojna!” – mówi pani Lempart) Kościołowi katolickiemu, wypychając go w ten sposób na pierwszą linię frontu. W jaki sposób potknie się o własne nogi – tego jeszcze nie wiemy – ale niepodobna nie podziwiać umiejętności manipulowania potępactwem, które nie tylko realizuje napisany przez niego scenariusz, ale w dodatku myśli, że robi mu na złość. Co za durnice!

Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...