poniedziałek, 5 października 2020

W awangardzie ciemnoty

Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci – mówi przysłowie. Kto by pomyślał, że tak dokładnie się to sprawdzi w niemieckim portalu Onet, w którym tamtejsi funkcjonariusze, zwłaszcza ci, którzy jeszcze nie podpisali Volkslisty, starają się dogodzić swoim właścicielom, jak tylko potrafią.

A potrafią jeszcze niewiele, bo po wyższych szkołach gotowania na gazie, trzeba się jeszcze przez parę lat trochę podciągać, żeby wiedzieć, o czym się pisze.

Dodatkowej pikanterii dodaje okoliczność, że udziałowcem portali Onet, a może nawet jego właścicielem, są Żydzi. A Żydzi – jak to Żydzi – mają organiczną skłonność do produkowania i sprzedawania tandety – o czym wspomina Jarosław Haszek w „Przygodach dobrego wojaka Szwejka”, pisząc o rzeźni, w której z kopyt i innych odpadków żydowscy właściciele produkowali „różne wojskowe rosoły”.

Toteż bez zaskoczenia przeczytałem na portalu Onet publikację pani Anny Walczak, jak to uczniowie „nie chcą” chodzić na lekcje religii, ale są na nie przymusowo zapisywani. Jako przykład podaje przypadek 12-letniego Wiktora, który odmówił uczestnictwa w lekcjach religii, bo katechetka wprawdzie wspomniała o teorii „wielkiego wybuchu”, jako jednej z możliwości powstania Wszechświata, ale podkreśliła, że to jest „teoria”. 12-letni Wiktor nie mógł się z tym zgodzić, bo już spenetrował prawdę o powstaniu Wszechświata i żadna katechetka nie powie mu, że mogło być inaczej – że „wielki wybuch”, to tylko „teoria”.

Przypuszczam, że pani Anna Walczak podziela opinię Wiktora i to z dwóch powodów; po pierwsze, że od swojego szefa dostała rozkaz napisania artykułu, jak to dzieci są przymuszane do przyjmowania religijnego światopoglądu, podczas gdy wiadomo, że już w przedszkolu są na tyle wyrobione intelektualnie, iż potrafią jednym rzutem oka ocenić zagadnienia, nad którymi głowią się fizycy. Żeby nie było wątpliwości, to ja też jestem zwolennikiem teorii „wielkiego wybuchu” za co, nawiasem mówiąc, jestem surowo krytykowany przez zwolenników bardziej postępowych teorii, które wprawdzie są bardzo postępowe, ale to chyba jedyna ich zaleta.

Podkreślam to, bo wydaje mi się, że teoria „wielkiego wybuchu” jest bardziej zgodna z biblijnym opisem stworzenia świata, niż opowieści marksistowsko-leninowskie, których najtwardszym jądrem było gusło, że „materia” jest wieczna, to znaczy – nie ma początku. Tymczasem teoria „wielkiego wybuchu” utrzymuje, że Wszechświat miał początek, że począł się z punktu matematycznego, a więc czegoś, co realnie nie istnieje. Z tego punktu matematycznego ni stąd, ni zowąd wytrysnął bąbel czystej energii, rozszerzający się z prędkością wielokrotnie większą od prędkości światła i po pewnym czasie, wskutek tak zwanej „inflacji” z czystej energii zaczęły tworzyć się cząstki elementarne, a następnie – podstawowy budulec materii we Wszechświecie w postaci atomów wodoru. Atom (nawiasem mówiąc, ta cząstka materii została jeszcze w starożytności nazwana „atomos”, co znaczy tyle, co „niepodzielny”).

Ale starożytni filozofowie, chociaż mieli genialną intuicję, to nie mieli jeszcze ani takiej wiedzy, jak XIX-wieczni, prawdziwi naukowcy, ani takiego badawczego instrumentarium. O XIX-wiecznych naukowcach wspominam nie bez kozery, bo różnili się oni od naukowców XX-wiecznych, nie mówiąc już o skorumpowanych naukowcach XXI-wiecznych.

Piotr Curie i jego żona, Maria Skłodowska Curie odrzucili na przykład niezwykle intratną ofertę Amerykanów, którzy proponowali im opatentowanie radu i polonu. Odmowę przyjęcia oferty uzasadnili tym, że oni ani radu, ani polonu nie „wynaleźli”, a tylko je odkryli, że obydwa te pierwiastki są wytworem natury, w związku z czym żadne wynagrodzenie z tego tytułu im się nie należy. Myślę, że większość dzisiejszych naukowców, nawet gdyby nikt im niczego nie proponował, próbowałaby sobie wyprawować przed niezawisłymi sądami jakieś wynagrodzenia.

Wracając do „materii”, o której marksiści-leniniści i wykształceni przez nich absolwenci akademii pierwszomajowych myśleli, że jest „wieczna”, to jej natura wydaje się szalenie zagadkowa. Oto gdyby jądro atomu wodoru miało średnicę centymetra, to jedyny elektron obiegałby to jądro w promieniu kilometra. Miedzy jądrem atomu wodoru, a jego elektronem nie ma NIC, poza oddziaływaniami elektromagnetycznymi, które nie są niczym innym, jak rodzajem czystej energii.

W tej sytuacji marksistowsko-leninowskie brednie o „materii” nadają się już tylko do lamusa i to nawet nie nauki, ale pseudonaukowych curiosów – ale niektórzy, nafaszerowani ideologią socjalistyczną nauczyciele chyba nawet o tym nie wiedzą.

Myślę, że ta sytuacja jest rezultatem „reformy” szkodnika nazwiskiem Handke, ministra edukacji w rządzie charyzmatycznego premiera Buzka, który nie tylko był tajnym współpracownikiem SB, uhonorowanym aż dwoma pseudonimami: „Karol” i „Docent”, ale również promotorem pozostałych „reform”, których jedynym rezultatem było skokowe zwiększenie liczby synekur w sektorze publicznym, które pociągnęło za sobą skokowy wzrost kosztów funkcjonowania państwa o 100 miliardów złotych rocznie.

Ale na tym nie koniec szkód – bo jednym ze skutków tej „reformy” była nie tylko zmiana celu kształcenia, ale i destrukcja całego procesu edukacji. Celem kształcenia przestało być wyposażenie ucznia w pewien zasób wiedzy i umiejętność korzystania z niego, tylko wytresowanie go rozwiązywania testów. Do takiej umiejętności można wytresować również szympansa i również w tym przypadku jest szansa na 50-procentowy rezultat.

Najgorsze jednak było to, że ostatnie lata nauki w liceum, które powinny być rodzajem ukoronowania całej szkolnej edukacji, wskutek konieczności obrania przez 15-letnich uczniów tak zwanych „specjalizacji”. Skutek jest taki, że maturzyści, przez poprzednie dwa lata nie mający na przykład zajęć z geografii, nie wiedzą, dlaczego zmieniają się pory roku. Mogłem przekonać się o tym osobiście i to nie na podstawie jednostkowego przypadku, tylko całej grupy studentów, która nie wiedziała, dlaczego Zwrotnik Raka (bo akurat rozmawialiśmy o NATO i jego obszarze) nazywa się „zwrotnikiem”.

W rezultacie uczniowie, którzy nawet dużo pracują, marnują w szkole wiele czasu, a co najgorsze – myślą, że są ogólnie wykształceni, podczas gdy straszliwie się mylą. Jakby tego było mało, w przekonaniu o własnej przenikliwości i rozeznaniu utwierdzają ich publicystki w rodzaju pani Anny Walczak z żydowsko-niemieckiego portalu „Onet”, któremu przecież nie może zależeć na tym, by polska młodzież była na poziomie.

Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...