Jak już wiemy, jakaś rada faszyzmu językowego ogłosiła, że „julka” nie będzie „młodzieżowym słowem roku”!
Cóż, nie znam młodzieży, która dobierając słownictwo zwracałaby uwagę na stanowiska takich gremiów, a samo julkowe (julijskie?) oświadczenie samo w sobie zasługuje na złotą czcionkę – wszystko to jednak razem układa się w kolejne śmieszno-straszne epizody podstawowego narzędzia obowiązującej obecnie globalnej ideologii – polityczną poprawność, która tak długo była w Polsce lekceważona, że aż niepostrzeżenie… zaczęła obowiązywać.
Sądziliśmy, że to tak dla jaj?
Zasadniczy problem z recepcją politpoprawności w Polsce wziął się bowiem m.in. z typowo polskiego ojtamojtam, czyli przekonania, że tak naprawdę nic nie jest na poważnie, zatem i do political correctness można będzie mieć stosunek niczym ZChN-owcy do księży, a palikotowcy do kobiet i gejów. Czyli służbowo być na wysokim C – a po wyłączeniu mikrofonu od razu walnąć jakiś pieprzny kawał jak to “do baru wchodzi klecha, pe… [mężczyzna inaczej] i blondynka…“.
Sęk w tym, że politpoprawność nie daje urlopów, nie zezwala na żadne “ale tak prywatnie…” i przez cały czas wymaga śmiertelnej powagi, wręcz karze za jej brak i oczywiście kategorycznie zabrania żartów z samej siebie, nie mówiąc o najłagodniejszej choćby krytyce. Przyjęcie tej optyki jako nadprawa, z zadaniem organizacji całokształtu życia politycznego, medialnego, zawodowego, a także tej części internetu, którą dotąd (niesłusznie!) uważaliśmy za prywatną – jest więc drogą bez odwrotu.
Politpoprawność nie da się przecież ani pokonać, ani zakwestionować politpoprawnymi metodami, a o istnieniu innych w jej ramach nawet nie wolno się nam będzie dowiedzieć.
Jesteśmy w niej uwięzieni. O, przepraszam więźniów: Wolni inaczej.
Kto się zacznie śmiać, ten dostanie w…
Dam przykład, że żartów nie ma. W związku ze swoją aktywnością społeczną w Szkocji, współpracowałem z pewnym miejscowym biurem poselskim (a żeby być ścisłym – nawet poselsko-ministerialnym). W egalitarnym społeczeństwie szkockim istnieje niewinny zwyczaj, że każdy sam po sobie zmywa naczynia (to wszak nie Anglia z jej arystokratycznymi i klasowymi fumami!).
No ale traf chciał, że naszym gościem była kobieta, a mój sexizm całą mocą sprzeciwia się możliwości, by zmywał gość, płci odmiennej, nieco tylko, ale jednak starszy ode mnie (a przy okazji osoba z nas wszystkich zdecydowanie najwyższa stanowiskiem). Poderwałem się więc do wyrywania filiżanki z rąk, niestety zapominając, że Szkoci są nie tylko egalitarystyczni, ale i politpoprawni. Dopiero więc po moim radosnym “Zostaw proszę, kto ma pozmywać, jak nie Polak!” – zobaczyłem absolutną grozę na twarzach wszystkich obecnych. W oczach mignął mi cień JKM wywalanego z najbardziej skrajnej frakcji PE za czerstwy żarcik, że “skarbnikiem powinien być Żyd!“.
Oczywiście, jakoś to zagadano, no w sumie o sobie wolno… ale, niczym w kawale o zgubionej i znalezionej cukiernicy – niesmak pozostał. Zaprawdę więc, żartów nie ma…!
Czas afroafrykańskich Robin Hoodów
Weźmy kolejny skobel naszego więzie… Naszego miejsca odmienionej wolności. Oto koncept tzw. grabieży kulturowej wyszedł pierwotnie m.in. z dążenia do wyeliminowania grających Indian białych wysmarowanych farbą.
Pojęcie zostało jednak oczywiście rozszerzone poza wymiar absurdalny tak, że teraz bawiąc się w western białe dzieci nie mogą same zakładać pióropuszy, ale powinny znaleźć najbliższego nieletniego Rdzennego Amerykanina, grzecznie parokrotnie przeprosić i zapytać czy w ramach historycznej sprawiedliwości nie byłby ich łaskaw oskalpować.
Już o fakcie, że taki np. afroafrykański Mały John nie jest wcale kulturowym ograbieniem Robin Hooda, tylko aktem uzasadnionego i koniecznego zadośćuczynienia za wieki kolonializmu, niewolnictwa oraz niedocenianie wybitnych afroafrykańskordzennych budowniczych katedr, kompozytorów i fizyków kwantowych – chyba nawet nie warto wspominać?
Na końcu nie będzie Słowa
Dlatego właśnie wszystkich, których wciąż jeszcze tylko śmieszą językowe faszyzmy nasze powszednie – ostrzegam: wkurza was przecież choćby tzw. algorytm Facebooka, już nie tylko siejący banami, ale usuwający trwale fanpage, a wkrótce zapewne i indywidualnych użytkowników, przyłapanych na „mowie nienawiści”, niewierze w COVIDA czy innych myślozbrodniach?
Miejcie świadomość, że to tylko przedsmak tego, co już przecież pełzająco dzieje się w realu. Bańka się domyka: wraz z zamknięciem granic oraz cenzurą internetu – zamknięta ma zostać i ludzka myśl. I to, od czego wszystko się przecież kiedyś zaczęło.
Słowo.
Konrad Rękas
https://konserwatyzm.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz