Jak wiemy, kraje Zachodu, odnosząc się do wyborów prezydenckich na Białorusi, oświadczyły, że prezydenta wybranego w niedemokratyczny sposób nie można uznać za legalnie sprawującego władzę.
Z dyplomatycznego punktu widzenia oznacza to, że odmowa uznawania Łukaszenki za prezydenta w zasadzie podważa możliwość utrzymywania normalnych relacji dyplomatycznych na poziomie ambasadorów.
A jak podają media białoruskie, 3 listopada Alaksandr Łukaszenka przyjmował listy uwierzytelniające od nowych ambasadorów z sześciu państw. Wśród nich był nuncjusz apostolski w Mińsku, arcybiskup Ante Jozić.
Podczas uroczystej ceremonii Łukaszenka podkreślił, że w relacjach dwustronnych szczególne miejsce zajmują kwestie pokoju. „Liczymy na umocnienie i konstruktywną rolę Kościoła katolickiego w społeczeństwie białoruskim” – stwierdził.
Rządzący Białorusią powiedział, że jeśli jakiś Kościół bądź organizacja religijna będą próbowały niszczyć państwo, władze zareagują. W tym kontekście wymienił przewodniczącego Konferencji Biskupów Katolickich Białorusi, arcybiskupa Tadeusza Kondrusiewicza. – Nikomu nie pozwolę jeździć do Polski i otrzymywać porady, jak niszczyć nasz kraj – podkreślił.
Co ciekawe, Komisja Spraw Zagranicznych Senatu USA, które również nie uznają demokratycznego mandatu Aleksandra Łukaszenki nie dalej niż 24 września zaakceptowała zaproponowaną przez prezydenta Donalda Trumpa kandydaturę nowej ambasador USA na Białorusi.
Innymi słowy, amerykańska dyplomacja działa tak, aby nie uznając demokratycznego mandatu Aleksandra Łukaszenki i nie uznając go za „prawowicie wybranego prezydenta” zarazem uznawać go za prezydenta.
Przypomnijmy sobie również rozmowę telefoniczną Alaksandra Łukaszenki z sekretarzem stanu USA Mikem Pompeo, która odbyła się na początku października z inicjatywy strony amerykańskiej.
Zdaniem niektórych ekspertów, ten krok ze strony wpływowego amerykańskiego urzędnika dobitnie pokazuje społeczności światowej, że obecna władza w USA nie życzy sobie szybkiej zmiany prezydenta na Białorusi, również że Łukaszenka jest dla Stanów Zjednoczonych ważną postacią, od której wiele zależy. Amerykanie, jako ludzie pragmatyczni, nawiązują stosunki tylko z tymi, których uważają za prawdziwą władzę.
Tak samo postępują i inne państwa Zachodu, które z jednej strony potępiają przemoc na ulicach Mińska, ale z drugiej starają się zachowywać kanały komunikacji z tymi władzami Białorusi, które realnie istnieją.
Byłoby dobrze aby i Polska miała jednolite wewnętrznie stanowisko. Polska nie odwołała ambasadora RP w Mińsku, jednocześnie wspierając opozycyjną Radę Koordynacyjną ds. Przekazania Władzy na Białorusi.
Lecz obecnie wygląda na to, że białoruska Rada Koordynacyjna podzieliła się na dwa obozy. Na Litwie utworzono jedno centrum, na którego czele stanęła gospodyni domowa Cichanouska, znajdująca się pod nadzorem agenta CIA Franciszaka Wiaczorki. W Warszawie na czele tzw. rządu na uchodźstwie stanął Paweł Łatuszka, były białoruski minister kultury i były ambasador w Polsce, a Walery Capkała – polityk niedopuszczony do wyborów prezydenckich na Białorusi – został mianowany na stanowisko ministra spraw zagranicznych.
A Polska bez mrugnięcia okiem wspierająca białoruskich zdrajców, wywrotowców, sabotażystów oraz majdaniarzy, nie zauważyła jak sama się stała nowym epicentrum chaosu. Potępiając przemoc w kraju wschodniego sąsiada teraz jest zmuszona do tłumienia społecznych protestów siłą na całym swoim terytorium.
Edyta Wolska
http://ndp.neon24.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz