Wydawać by się mogło że polski konserwatysta i prawicowiec patrzy na naszych południowo-zachodnich sąsiadów tak trochu z dystansem.
Statystki są nieubłagane! Ponad 60 procent społeczeństwa nie przyznaje się do związków z żadnym wyznaniem religijnym. Do Kościoła Katolickiego zalicza się około 30 procent Czechów. Z czego co niedziela do kościoła uczęszcza około 5 procent. (Dane te są sprzed epidemii)
Zdawać by się mogło z naszego polskiego katolicko-konserwatywnego punktu widzenia, że jest to ogromny dramat. I pewno tak jest z punktu widzenia teologiczno- eschatologicznego.
Ale spróbujmy spojrzeć na ten kraj z innej perspektywy.
Nie polemizuję z tymi danymi statystycznymi. Tylko warto czasem wgłębić się i zobaczyć drugą stronę tego samego medalu. Wtedy stwierdźmy że czeski ateizm, to raczej nie jest ateizm, tylko taki „szwejkowski” sceptyczny agnostycyzm, który ma mimo wszystko głębokie duchowe, bynajmniej nie ateistyczne, korzenie!
Czy wyobrażacie sobie moi drodzy czytelnicy taki kraj w którym główne święta katolickich patronów są dniami wolnymi od pracy, a narodowym pielgrzymkom do miejsc ich kultu, przewodzi prezydent? Głowa państwa zwracając się do wiernych, wzywa ich do obrony tradycyjnych wartości przed nowymi i niebezpiecznymi ideami, które idą z Brukseli!
Przyznacie że nawet od naszego Pana prezydenta, który odwołuje się do swego katolicyzmu i okazuje swoje przywiązanie do niego, takich „bojowych słów” raczej nie usłyszymy z jego ust.
A takie słowa prezydent Wacław Klaus mówił często podczas Narodowych Pielgrzymek w Welehradzie i Starym Bolesławcu podczas swojej prezydentury w latach 2002-2012.
Ten agnostyk i mówiący o sobie, że jemu jest bliżej do tradycji husyckiej, niż do katolickiej, potrafił nie jeden raz doprowadzić brukselskie elity do szewskiej pasji. Jak na przykład w lutym 2009 roku, gdy podczas czeskiej prezydencji wygłosił przemówienie w Parlamencie Europejskim. Jest ono dostępne w Internecie. Warto go posłuchać i zastanowić się nad tym, że mimo upływu 11 lat jest ono cały czas aktualne i nic a nic nie straciło z upływem czasu.
Gdy Klaus gromi elity unijne i broni swobody wypowiedzi, suwerenności państw i fundamentów ideowych Europy.
Znamienna jest reakcja lewicy i liberałów na jego słowa. Wychodzenie z Sali obrad, czy buczenie tupanie. Dziś pewno by go ocenzurowali.
Nie chcę się rozwodzić nad osobą byłego prezydenta Klausa, który tak jak każdy prezydent podlega normalnej krytyce jego prezydentury, także z pozycji konserwatywnej.
Niemniej jednak takich polityków, którzy pełnią najwyższe funkcje państwowe jest dziś brak.
Na taką jednoznaczną prawicową i konserwatywną diagnozę dotyczącą stosunków wewnątrz Unii Europejskiej pozwolić sobie może Wiktor Orban.
Warto zwrócić uwagę że poglądy Klausa są bardzo powszechne w jego ojczyźnie. Ten jak to nazwałem „szwejkowski sceptycyzm” wobec Kościoła, także istnieje wobec różnych pomysłów Brukseli. Takich jak np. przymusowa relokacja tzw. uchodźców, czy przyjęcia euro i także co może dziwić tzw. małżeństw homo.
Dlatego my konserwatyści powinniśmy mieć oczy szeroko otwarte i oprócz zdrowego i rozsądnego sentymentalizmu i musimy szukać współpracy także i tam, gdzie wydawać by się mogło, że to jest niemożliwe.
Z Czechami wiąże nas wspólne doświadczenie komunizmu sowieckiego, które to jest skuteczną szczepionką na dominujące dziś lewicowo liberalne idee, które zagrażają naszej moralnej i fizycznej egzystencji.
Z punktu widzenia konserwatysty ciekawy jest i dzisiejszy prezydent Czech, Milosz Zeman. Ten socjalista i nie wylewający za kołnierz błyskotliwy, aczkolwiek fizycznie coraz bardziej słaby i stetryczały, potrafi nie raz mieć bardzo świeży i rozsądny pogląd na otaczającą go rzeczywistość.
Ja gdy w 2013 roku Zeman kandydował na prezydenta w pierwszych w historii bezpośrednich wyborach prezydenta miałem nie mały dylemat.
Z jednej strony praktykujący katolik, senior starego czeskiego arystokratycznego rodu książę Karol Schwarzenberg, który popiera w obecnym kształcie i kierunku integrację europejską, nie wyrażający jasnego stanowiska wobec płynącej z Brukseli i nakazywanej odgórnie rewolucji kulturalnej. Z drugiej strony agnostyk i socjaldemokrata Zeman, który potrafi dostrzec te zagrożenia o których pisałem powyżej .
Wtedy kibicowałem księciu, niemniej jednak jego późniejsze wypowiedzi sprawiły, że moje sympatie są obecnie bliżej Zemana. Choć zdaję sobie sprawę że dla konserwatysty widok zataczającej się głowy państwa koło państwowych symboli koronacyjnych jest dużym problemem estetycznym i moralnym.
Podsumowując te moje uwagi i dywagacje mogę stwierdzić że polski konserwatysta i sceptyk wobec dzisiejszych światowych trendów znajdzie sojuszników tak w tzw. „Praskiej kawiarni”, jak i na prowincji w czeskiej gospodzie.
Powinniśmy szukać taktycznych i głębszych sojuszy właśnie tam, gdzie wydaje się to trudne a wręcz niemożliwe. Bo taka współpraca. oparta na szczerym dialogu (najlepiej przy kuflu piwa) daje podstawy do owocnej współpracy, która wykorzysta nasze i ich atuty.
Czeskie antykomunistyczne środowiska z podziwem patrzą na to, że w Polsce partie odwołujące się wprost do ideologii komunistycznej są marginesem marginesu.
Z pełną aprobatą patrzą antykomuniści na pozbawienie funkcjonariuszy aparatu represji przywilejów emerytalnych . W Czechach mimo zachwalanej w naszych środowiskach dekomunizacji i lustracji nie udało się tego zrobić.
Dlatego warto oddolnie zacząć współpracę z nimi. To co się udało w latach 70 i 80 XX wieku środowiskom lewicy laickiej, może się udać i teraz.
Grzegorz Kita
https://myslkonserwatywna.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz