czwartek, 4 lutego 2021

Rubikon przekroczony

Obawiam się, że tej konkretnej rozgrywki nikt i nic już nie zatrzyma, a Sanhedryn osiągnie zamierzone cele. Ma do dyspozycji wszystkie ku temu narzędzia…

Rubikon przekroczony

Salvos fac nos, Dómine, Deus noster, et cóngrega nos de natiónibus:
ut confiteamur nómini sancto tuo, et gloriemur in gloria tua.

Od ponad trzech i pół dekady staram się chwytać logikę wydarzeń zachodzących w przestrzeni publicznej, zarówno tych rozgrywających się tuż przy mnie, jak i tych, które z racji znacznego kartograficznego dystansu pozornie wydają się nie wywierać żadnego wpływu na moją egzystencję.

Od początku tej eksploracyjnej przygody rosło we mnie przeświadczenie, że z każdą zdobytą enuncjacją biorę na swoje barki brzemię coraz bardziej uniemożliwiające standardowe funkcjonowanie w konsumpcyjnie zorientowanej zbiorowości, całkowicie ignorującej istnienie mechanizmów sprowadzających ją do poziomu hodowlanych zwierząt rzeźnych. Brzemię to doskwierało szczególnie silnie podczas okazjonalnych rozmów „o polityce”.

Początkowo cechowała mnie gorliwość w niesieniu kaganka oświaty, jednak z czasem – w myśl powiedzenia o rzucaniu grochem o ścianę – stawałem się coraz bardziej bierny w obrębie takich przypadkowych dyskusji inicjowanych przez kompletnych dyletantów. Oczywiście wciąż dostrzegam sens uporczywej edukacji wybranych jednostek, ale jednocześnie i tu daleki jestem od hurraoptymizmu: odcięcie od formacyjnej pępowiny niezwykle często sprowadza na manowce nawet najbardziej pilnych uczniów.

Niestety, chęć bezkonfliktowej koegzystencji z oportunistycznym środowiskiem w połączeniu ze strachem przed utratą implikowanych przez nią tantiem bywa dostateczną przesłanką do świadomego zejścia z drogi prowadzącej ku wolności poznawczej.

Rzeczona droga z definicji dedykowana jest tym, którzy instynktownie bądź przy wykorzystaniu podpowiedzi własnego intelektu zanurzeni są w integralnej Prawdzie głoszonej przez Kościół katolicki (nie mam tu na myśli wręcz zbójeckich wykwitów serwowanych nam przez ostatnich papieży i kolejnych lokalnych hierarchów).

Od dawna propaguję przeświadczenie, że jedną z najpewniejszych metodyk dojścia do pełni Wiary jest systematyczna kwerenda aktywności struktur sanhedrynowego Antykościoła. Ta śmiała i – nie ukrywam tego – z pewnością dla wielu kontrowersyjna teza jest efektem wieloletnich obserwacji procesów zachodzących z inspiracji tajnych organizacji. Ich ciągłość budowana metodą wielopokoleniowych małych kroków cechuje się nadzwyczajną konsekwencją i skutecznością, które moim zdaniem całkowicie wykluczają możliwość ludzkiego ich zaplanowania, wdrażania i monitorowania. Ukierunkowany bieg spraw, urealniany w sekwencji kilku wieków, wskazuje na ich ponadludzką, a sens – na infernalną – naturę.

Sporą część swojego dotychczasowego życia przeznaczyłem na deptanie po piętach Sanhedrynowi (oczywiście przy zachowaniu proporcji odpowiednich dla obu potencjałów). Jaki zatem dziś, po zebraniu wieloletnich doświadczeń, jawi mi się obraz tejże instytucji? Otóż jest on nadzwyczaj mroczny, bo zbudowany został na plemienno-religijnym egoizmie chazarskim, wspartym praktykami magicznymi tworzącymi rozwinięty system gnostyczno-okultystyczny, a więc odwołujący się do bytów demonicznych i na zasadzie poddańczego kultu czerpiący z ich zasobów wiedzę tudzież siłę.

Dla pełnego zrozumienia procesów społeczno-politycznych i religijnych zmieniających naszą rzeczywistość, warto mieć pełną jasność co do celów realizowanych przez ten demoniczno-ludzki duopol.

Jego część infernalną cechuje bezkresna nienawiść do ludzi, zbudowana na buncie części aniołów zainicjowanym po Boskim akcie stworzenia człowieka. Demony mają świadomość przyczyn swojego beznadziejnego położenia i czynią wszystko, by zohydzić ludzi w oczach Stwórcy. Konfliktują ich z Nim, animizują, próbują wyeliminować z Jego planu zbawienia, posiłkując się i profitując gangi moralnych wykolejeńców, wśród których bezsprzecznie dominującą rolę odgrywa Sanhedryn.

Ta sekretna instytucja, będąca organem założycielskim i koordynatorem większości najbardziej obrzydliwych agend odpowiedzialnych za wszystkie dotychczasowe rewolucyjne procesy dewastujące zastany ład społeczny, buduje swoje jestestwo zarówno na wypaczonych ambicjach starotestamentowego, przebrzmiałego żydowskiego wybraństwa, jak i na absorpcji rytuałów starożytnych oraz średniowiecznych kultów pogańsko-demonicznych. Jej nadrzędnym celem jest zbudowanie Nowej Chazarii (Polin) głównie na ziemiach polskich, a także wywyższenie swojego narodu i jego zsynkretyzowanej religii, kosztem nieznanego dotąd poziomu zniewolenia całej ludzkości.

Zamysły duopolu, będące odzwierciedleniem gnostyckiej wizji panowania szatana nad światem – jako jego rzekomego stwórcy – wydają się dziś w szybkim tempie materializować. Ku ogólnemu zaskoczeniu rolę kluczowego narzędzia w dopięciu tego planu odegrać ma ogólnoświatowa pseudopandemia. Muszę w tym miejscu przyznać, że jeszcze w marcu ubiegłego roku żywiłem nadzieję na przejściowość tego fenomenu. Dziś wszystko wskazuje na to, iż nie są to tylko próbne ćwiczenia przeprowadzane przez Sanhedryn, ale decydujące i ostateczne – przynajmniej w zamyśle organizatorów – odebranie wolności każdemu z nas.

Zanim przejdę do własnych antycypacji kolejnych opresyjnych posunięć Sanhedrynu i zasugerowania naszych względem nich akcji obronnych, uprzedzam, że tekst ten nie zadowoli tych czytelników, którzy szansy na odwrócenie niekorzystnych procesów upatrują albo w dotychczas obowiązujących ordynacjach wyborczych, albo w formule społecznego nieposłuszeństwa, charakteryzującej się ulicznym chaosem.

W mojej ocenie obie te preferencje immanentnie przynależą do struktury systemu zniewalania, a będąc pod jego permanentną kontrolą dopomagają mu w osiąganiu zamierzonych, wrogich nam celów.

Ta publikacja nie przypadnie również do gustu biernie wypatrującym wydarzeń o randze eschatologicznej, przeświadczonym o czekającym nas apokaliptycznym doświadczeniu, będącym rzeczywistym kresem naszego świata. Oczywiście nie mogę wykluczyć i takiej formy Boskiej interwencji. Jestem jednak przekonany, że niezależnie od własnych wyroków Bóg wymaga od nas mądrej aktywności, będącej prostą konsekwencją Dekalogu, naszego katolickiego Credo oraz przykazania miłości.

Zostaliśmy powołani do zwycięstwa, a ono konotuje wymóg rozumnego, a zatem celowego działania. A skoro tak, to niniejsze słowa kieruję do osób nie tylko rozumiejących powagę zagrożeń narastających od długiego czasu a wieńczonych przedsięwzięciem pandemicznej fałszywej flagi, ale i posiadających predyspozycje niezbędne do funkcjonowania w warunkach konstruktywnego oporu.

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że elity polityczne III RP, w tym te reprezentujące kolejne rządy, nie są organizmami samodzielnymi. Wprost przeciwnie – z różnych powodów świadomie uczestniczą one w sprzysiężeniu, które nabrało wiatru w żagle we wrześniu 1985 roku, tuż po potajemnym nowojorskim spotkaniu gen. Wojciecha Jaruzelskiego z wysokim rangą przedstawicielem Sanhedrynu, czyli Davidem Rockefellerem. To wtedy wyznaczono nowy azymut dla naszego państwa i scenariusz oddania władzy przez PRL-owski establishment.

Rzecz jasna cały ten jednowymiarowy proces ubrano w odpowiednie didaskalia odwracające uwagę Polaków od wątków kardynalnych. Proceder ten trwa do dziś, zmieniają się tylko kolejne cele i osiągający je politycy. Metodologię rozgrywania przez Sanhedryn ostatnich trzech, czterech „polskich” dekad uznaję zresztą za majstersztyk sprawnego i skutecznego działania (oczywiście przy pełnej dla niej moralnej dezaprobacie).

Zaledwie na palcach dwóch rąk mógłbym policzyć osoby publiczne, które zachowując autonomię działania próbowały uprawiać politykę polską. Niestety, zostały one przetrącone przez Sanhedryn za pomocą różnych przestępczych technik i instrumentów.

Ci, którzy dziś uchodzą za reprezentantów opozycji antysystemowej, w zdecydowanej większości pełnią funkcję ochronną wobec nominalnej władzy, kanalizując wrogie wobec niej nastroje i notorycznie sprowadzając je na manowce. Temu samemu służy współczesny parlamentaryzm i często aż dziw mnie bierze, że tak wielu zacnych Polaków wciąż daje się nabierać na jego publicity i legitymizuje go stając w kolejne szranki wyborcze.

Z tych to powodów nie pokładam nawet najmniejszej nadziei w aktywności żadnej z osób ani formacji rozpoznawalnych w tzw. środowiskach patriotycznych. Bynajmniej nie wynika to z mojego zadęcia czy fanfaronady, ale wyłącznie z do bólu szczerej, merytorycznej oceny prezentowanej przez nich wizji rzeczywistości i suponowanych nam rozwiązań. Nie znajdę jednak lepszej okazji by zapewnić, że pierwszy stanę u boku tego, kto czynem oraz dotychczasową drogą życiową przekona mnie do swojej ideowości, mądrości i konceptu działania. Niech dobry Pan Bóg wskaże mi i nam wszystkim takiego człowieka!

– Goje rodzą się tylko po to, by nam służyć. Bez tego nie mieliby po co istnieć na tym świecie. Po co goje są tak naprawdę potrzebni? Będą pracować, będą orać, będą zbierać plony. My zaś będziemy tylko siedzieć i jeść jak panowie – rzekł był kilka lat temu prominentny rabin Owadia Josef podczas wystąpienia w jednej z izraelskich synagog. Jego słowa, ku zdumieniu wielu moich znajomych, poniosły opiniotwórcze media na całym świecie. Dlaczego to uczyniły? Otóż z nie-znanych nam wówczas powodów Sanhedryn uznał, że nastała pora, by zaczął ujawniać swoje ambicje do sprawowania władzy jawnej i równocześnie porządkować stosunki społeczne w zbliżającej się szybkimi krokami nowej rzeczywistości.

To nadchodzące przesilenie było dość łatwo dostrzegalne w warunkach polskich. W swojej tuż przedpandemicznej prelekcji prowokacyjnie zatytułowanej „Polin w budowie – kiedy przecięcie wstęgi?”, podjąłem próbę rozpoznania pojedynczego zajścia, które da rządowi III RP pretekst do usankcjonowania chazarskiego współgospodarzenia krajem nad Wisłą i – po osiągnięciu kolejnych celów pośrednich – doprowadzi do oficjalnego skonkretyzowania polińskiej państwowości.

Mój błąd studialny polegał na izolacjonistycznej wizji przebiegu tego procesu. Wydarzenia ostatnich miesięcy przekonują, że mamy do czynienia z radykalnymi zmianami globalnymi, w których wątek polski posiada własną oryginalną specyfikę napiętnowaną wizją komponowania Nowej Chazarii. W tym miejscu zdecydowanie odrzucam pojawiające się tu i ówdzie wątpliwości co do słuszności tezy o budowaniu Polin na ziemiach podlegających polskiemu władztwu. Koncepcje takie pojawiały się od zarania żydowsko-chazarskiego osadnictwa u nas, stając się ideą fix głównie dla ruchów kabalistycznych i mesjanistycznych rozwijających się w okresie I Rzeczypospolitej, a następnie tuż przed i po odzyskaniu przez Polskę formalnej niepodległości.

Nie jest ambicją tego tekstu dogłębna analiza taktyk umacniania się żywiołu chazarsko-żydowskiego na ziemiach polskich. Na jego potrzeby wystarcza konstatacja, że wciąż dokonuje się to metodą małych kroków, z wykorzystaniem mniej lub bardziej tajnych struktur akumulujących spory potencjał społeczno-polityczny i wypierających z przestrzeni publicznej swoich antagonistów.

Liczne loże wolnomularskie, różnych rytów i obediencji, oddziałują na nas poprzez swoje organizacyjne emanacje, aksjologicznie zawłaszczając wszystkie sfery życia społecznego i osobistego, włączając w to zinfiltrowaną modernistyczną wersję Kościoła katolickiego. To ostatnie spostrzeżenie jest szczególnie istotne dla zrozumienia kondycji polskich struktur eklezjalnych, do granic absurdu wykoślawianych przez sitwę zainicjowaną spiskiem żydujących charystów (zainteresowanych odsyłam do swoich pionierskich artykułów poświęconych temu zagadnieniu).

Nieprzypadkowo bowiem posoborowa realizacja Kościoła nie tylko umiejętnie rozbroiła się i chyłkiem pierzchła z pola walki z Sanhedrynem, ale i sama stała się jego bezwolną tubą propagandową. W warunkach polskich postawa ta ucieleśniła się choćby w aktach bezwarunkowej afirmacji patologicznej transformacji ustrojowej, akcesji do Unii Europejskiej, czy też systemowej judaizacji wiernych.

Już w początkowym okresie trwania III RP stało się jasne, że jego hierarchia identyfikuje się z nowym antypolskim porządkiem, a środowiska patriotyczne w żadnej mierze nie mogą liczyć na jej przychylność i jakiekolwiek wymierne wsparcie. W warunkach pseudopandemii opowiedziała się ona zdecydowanie po stronie Sanhedrynu, bezwarunkowo godząc się na wszystkie obostrzenia intencjonalnie godzące w – mocno zdeformowany co prawda – kult Boży.

Ten – dla wielu może trochę zbyt długi – wstęp miał przybliżyć podglebie, na którym Sanhedryn zasiał podstępne ziarno nazwane chorobą COVID-19. Cała oficjalna nachalna narracja rozwijająca się wokół pseudopandemii, a zbudowana na fundamencie zastraszenia całych narodów, ukierunkowana jest na ich spauperyzowanie i stuprocentowe zaszczepienie populacji.

Pierwszego z tych celów nie trzeba szczegółowo analizować. Wystarczy tu krótki przypis, że zarówno każdy pojedynczy człowiek, jak i całe społeczeństwa pozbawione jakiejkolwiek prywatnej własności materialnej, stają się niezwykle podatne na presję wywieraną przez System, od którego ich egzystencja jest całkowicie uzależniona. Do licznych części składowych tego zbiorowego mobbingu należy zaliczyć choćby monopol pieniądza elektronicznego, czy też powoli wprowadzaną instytucję dochodu gwarantowanego. Każda jednostka uznana przez System za w jakikolwiek sposób zagrażającą mu, przy pomocy prostej procedurze informatycznej będzie mogła zostać pozbawiona podstawowych środków do życia.

Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na tzw. tarczę antykryzysową, czyli ochłap rzucony przedsiębiorcom, reklamowany jako kompleksowy pakiet działań rządu, który ma przeciwdziałać społeczno-gospodarczym skutkom pandemii, a także ustabilizować polską gospodarkę i dać jej impuls inwestycyjny. Truizmem jest stwierdzenie, że żadna z setek tysięcy dotkniętych kryzysem firm nie zostanie w ten sposób uratowana przed bankructwem. Nie o to chodzi w tej akcji. Jej rzeczywistym lejtmotywem jest kolejne kolosalne zadłużenie Skarbu Państwa, a także przejęcie przez wierzycieli infrastruktury krytycznej będącej w posiadaniu przeznaczonych do upadłości przedsiębiorstw państwowych: Polskiego Funduszu Rozwoju (następstwo Tarczy Finansowej PFR dla Firm i Pracowników), Polskiego Holdingu Nieruchomości oraz Agencji Rozwoju Przemysłu.

Znacznie szerszego omówienia wymaga cel drugi, czyli dążenie do systematycznego, permanentnego szczepienia całych populacji. Wskazuje na to logika oficjalnej narracji władzy i środowisk z nią współpracujących, upowszechniającej przeświadczenie o mutującym wirusie. Sporadycznie pojawiają się już także opinie wyrażające pogląd o trwałości stanu pandemicznego, a zatem o nigdy niekończącym się przestrzeganiu reżimu epidemiologicznego.

W konsekwencji każdy z nas szczepiony byłby przez całe swoje życie kilka razy w roku. Innymi słowy: System regularnie dozowałby do naszych organizmów preparaty, których rzeczywistego przeznaczenia nie bylibyśmy w stanie rozpoznać.

Znamienne jest to, że – przynajmniej do tej pory – eksponowana jest dobrowolność poddania się zaszczepieniu. Nie oznacza to oczywiście, że Sanhedrynowi na masowych iniekcjach nie zależy. Presję bezpośrednio wywierać będzie kto inny: prezes PFR na przedsiębiorcach, pracodawcy na pracownikach, samorządy na dotowanych przez siebie instytucjach, rodzice dzieci na nauczycielach, pacjenci na personelu medycznym, biskupi na księżach, przewoźnicy na turystach, sąsiad na sąsiedzie, itd. (media już dziś skwapliwie informują o zwiastunach samonapędzającego się proszczepiennego lobbingowania). „Niezależne” środki masowego przekazu każdego dnia bombardują nas naprzykrzającą się kampanią z udziałem celebrytów ze świata show biznesu, sportu, polityki, kultury, religii, a już himalajami cynizmu i marketingowej obłudy można nazwać głośny casus szczepień dokonywanych poza kolejnością przez Warszawski Uniwersytet Medyczny. W tak umiejętnie zastawiane sidła trudno będzie Polakom nie wpaść.

Nadszedł czas na sformułowanie kluczowej wątpliwości: jaka zawartość jest i będzie w przyszłości aplikowana ludziom za pomocą strzykawek? Po opublikowaniu „Noty Kongregacji Nauki Wiary zawierającej pozytywną moralną ocenę stosowania szczepionek przeciw Covid-19”, w której padło jednoznaczne stwierdzenie, że te zostały otrzymane z wykorzystaniem, podczas procesu badań naukowych i produkcji, linii komórkowych pochodzących z tkanek pobranych podczas dwóch aborcji przeprowadzonych w zeszłym stuleciu, zaprzestano utrzymywać ten – dotąd oficjalnie wyszydzany – fakt w tajemnicy przed opinią publiczną.

Czy podobna ewolucja czeka enuncjacje o przeobrażaniu przez szczepionki ludzkiego DNA? Bez wątpienia akty zabijania nienarodzonych dzieci w łonach ich matek mają charakter antyludzki, a więc w sposób mniej lub bardziej świadomy wchodzą w kontakt rzeczywistością infernalną, silnie otwierając się na bodźce prowadzące do zachowań zwanych w chrześcijaństwie grzechem, co w konsekwencji oddala człowieka od Boga. Czyż nie taki właśnie zamiar leży u samych podstaw sensu istnienia Antykościoła?

Z kolei silne przesiąknięcie wszystkich przestrzeni współczesnego świata – ze szczególnym uwzględnieniem elit władzy – gnozą i różnymi aktywnościami wypełniającymi kryteria nazywania ich celowym kultem demonicznym, silnie uwiarygadnia podejrzenie o rytualnym jestestwie materii masowo wstrzykiwanej w ludzkie organizmy w ramach walki z COVID-19.

Niektóre okoliczności związane z ogłoszoną pandemią niepokojąco korespondują z zapisami zawartymi w Apokalipsie Św. Jana: I sprawia, że wszyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło i że nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia – imienia Bestii lub liczby jej imienia.

Przygotowywane do wdrożenia przez Sanhedryn tzw. paszporty covidowe mają uprzywilejować osoby zaszczepione i ograniczać prawa tych, którzy nie chcą poddać się tej czynności. Początkowo dotyczyć one mają możliwości przemieszczania się, dostępu do niektórych usług i udziału w zgromadzeniach.

Dostępne technologie już dziś dają sposobność rozszerzenia tych „paszportów” o gromadzenie wielu różnych danych osobowych, także tych powszechnie uważanych za wrażliwe. Zdziwiłbym się, gdyby tego typu certyfikaty pospiesznie nie przyjęły formy cieszących się złą sławą chipów. Podsumowując ten wątek w kategoriach eschatologicznych warto zauważyć, że zapowiadana dobrowolność szczepienia jako żywo przypomina pozornie dyskrecjonalne i suwerennie podejmowane decyzje o zawieraniu okultystycznych aliansów (potocznie zwanych cyrografami), na mocy których zły duch otrzymuje prawo do duszy człowieka w zamian za jego dostęp do ziemskich przywilejów.

Gdzie zatem mamy szukać nadziei dla siebie i sojuszników naszej sprawy? Absolutnie nie możemy liczyć na żadną strukturę finansowaną przez System. Na czele zdecydowanej większości z nich stoją osoby od początku szkolone do odegrania wyznaczonych ról bądź przewerbowane za pomocą najróżniejszych technik.

Podobnie rzeczy mają się w odniesieniu do sporej części eventowych wolnych strzelców i internetowych wodzirejów. Na krótki czas skupiają wokół siebie liczne grono sympatyków, by szybko roztrwonić ich zapał i skutecznie zniechęcić do publicznej aktywności. Uważny obserwator ich poczynań szybko dostrzeże, że tylko pozornie mają one charakter antysystemowy, a w konsekwencji realnie wzmacniają Nowy Porządek Świata, przydając mu uzasadnień dla jego zbójeckich zakusów. W rzeczywistości pseudopandemicznej uruchomiono już kilku takich fałszywych proroków i to wyłącznie po to, by przyspieszyć proces naszego zniewalania.

Pomocy nie uzyskamy również ze strony modernistycznego Kościoła. Jego zjudaizowane struktury w niczym nie przypominają tych swoich poprzedniczek, które na przestrzeni dziejów stawały w obronie polskiej wolności. Dziś są one sprzedajną częścią machiny propagandowej Systemu, wpisując się ochoczo w każdą akcję – stricte polityczną lub religijną – demolującą morale Polaków. Nie twierdzę, że wśród szeregowych duchownych nie znajdziemy żadnych zacnych jednostek. Kapłani ci są jednak nieliczni, niezorganizowani (jedynym pozytywnym wyjątkiem jest FSSPX) i tak zastraszeni przez zwierzchników, że w najbliższym czasie sami będą potrzebowali naszego wymiernego wsparcia. Czy sprostamy temu niezwykle ważnemu wyzwaniu?

Kwerenda uwarunkowań panujących w innych państwach także nie napawa optymizmem. Nie funkcjonują tam żadne poważne siły polityczne, które wyrastając z podobnych do naszych polskich i katolickich aksjologii, mogłyby stać się zarzewiem skutecznej kontrrewolucji i wolnościowego ożywienia. Owszem, wszędzie egzystują jednostki paralelne do nas, ale to my jesteśmy dla nich przysłowiowym światełkiem w tunelu, rozsadnikiem Świętej Wiary i to od nas oczekują zwycięskiego impulsu. Same na co dzień borykają się z przeciwnościami o wiele bardziej dokuczliwymi, niż te, których my doświadczamy.

Nadchodzący, gotowany nam przez Sanhedryn kryzys społeczno-gospodarczy, może fizycznie zdziesiątkować ostatnich depozytariuszy katolickiego porządku w państwach postchrześcijańskich. Nie bez powodu przez całe dekady generowano tam wybuchowe mieszanki cywilizacyjne, tworzące obce (często i wrogie) sobie przekładańce rasowe, religijne, obyczaje, kulturowe i ekonomiczne.

Ku zaskoczeniu i rozczarowaniu wielu z nas w awangardzie pandemicznego pochodu żwawo maszeruje Watykan i Rosja, co do minimum skurczyło i tak już wąskie, choćby tylko hipotetyczne, zaplecze dla banitów z czasowo triumfującego Systemu. Na tę chwilę jedyną zachowującą duży dystans wobec globalnych zmian wokół pandemicznych wydaje się być władza Republiki Białorusi. Jeśli Sanhedryn nie utopi jej w krwawej wojnie domowej, całkiem niedługo może okazać się, że wielu z nas właśnie tam znajdzie swoją tymczasową przystań.

Nadszedł wreszcie czas na rzecz najtrudniejszą, czyli rozpoznanie stojących przed nami możliwości. Jestem przekonany, że każdy z czytających te słowa choć raz w ostatnich tygodniach zastanawiał się nad tym, co dalej. Wątpliwość ta tyczy nie tylko teraźniejszych i przyszłych indywidualnych zachowań. Zdecydowana większość z nas wypatruje takiej aktywności zbiorowej, która urealniłaby szansę na duchowe i materialne przetrwanie zbliżającej się zawieruchy. Sam przynależę do tej grupy. Ochoczo wychwytuję pojawiające się tu i ówdzie koncepty, staram się je analizować i budować na nich własną odpowiedzialną dokumentność.

Zanim zrelacjonuję kilka z nich, chcę podkreślić z całą mocą, że nie istnieje żadne rozwiązanie dające stuprocentową pewność powodzenia. Lata zaniedbań ze strony żywiołu polskiego powodują, że musi on liczyć na splot wielu korzystnych dla siebie okoliczności i równocześnie zasługiwać na przychylność Opatrzności. Nawet mądrze prowadzona walka nie przyniesie natychmiastowych, wymiernych zdobyczy. Naszym obowiązkiem jest cierpliwość, a nawet gotowość na niewzruszone przyjęcie ewentualnego ciągu niepowodzeń.

Pierwsza, najmniej skomplikowana postawa, wynika z przeświadczenia, że „jakoś to będzie”. Według niej nie da się zawrócić kijem Wisły, a zatem trzeba poddać się nadchodzącej fali i przyjąć to, co ona z sobą przyniesie. Czasem postawę tę uzupełniają ostrożnie formułowane nadzieje na to, że z łaski Bożej System nas „nie zauważy” i będziemy mogli wieść spokojne życie wśród palącego się tuż obok nas świata.

Druga koncepcja jest wariacją tej pierwszej. Zakłada usunięcie się na prowincję, zaszycie się (jednej lub większej ilości rodzin) w jakiejś cywilizacyjnej głuszy, rezygnacja z technologicznych dobrodziejstw i samowystarczalne egzystowanie „za pan brat z przyrodą”. Promowana jest ona głównie w środowiskach survival o proweniencji pogańskiej.

Żadnego z tych rozwiązań nie traktuję poważnie. Nawet jeśliby System o nas zapomniał (co wydaje się mało prawdopodobne) bądź nie potrafił nas zlokalizować, to i tak sami mu przypomnimy o swoim istnieniu choćby za pośrednictwem lekarskiej porady czy każdej innej prostej czynności administracyjnej, jak na przykład prośby o wymianę licznika energii elektrycznej. To ostatnie exemplum dedykuję w szczególności wyznawcom „prawdziwej religii Słowian” i ich poplecznikom, gloryfikującym egzystencję w surowych warunkach „naturalnej wolności”.

Życie pozbawione podstawowych wygód i dostępu do wręcz koniecznych usług cywilizacyjnych, może – i to wyłącznie na krótką metę – sprawiać satysfakcję osobom młodym i zdrowym, pozbawionym „balastu” w postaci osób niesamodzielnych (dzieci, starcy, nie w pełni zdrowi, itp.). Przeprowadzka niewyselekcjonowanej części populacji do jakiekolwiek skansenu tylko spotęguje i tak już dokuczliwe jej życiowe przeciwności, by prędzej czy później zrodzić irytację bezwarunkowo przeradzającą się w bunt.

Z kolei z dużą dozą akceptacji odnoszę się do akcji informacyjnej prowadzonej w Internecie przez sporą grupę patriotycznie spolaryzowanych Polaków. Cieszy mnie każda aktywność demaskująca propandemiczne zakłamanie instytucji władzy. Ten przysłowiowy piasek rzucany we wraże maszyny z pewnością ma moc opóźniania ekspansji przestępczego korowodu dzierżącego czarne sztandary Sanhedrynu.

Trudno przecenić wagę takiego działania. Przydaje nam ono czasu niezbędnego do zwarcia szeregów, zliczenia sił i obrania jak najbardziej optymalnej strategii działania.

Spory dystans zachowuję natomiast wobec promowanej w ostatnich dniach przez media głównego nurtu akcji społecznego nieposłuszeństwa polegającej na otwieraniu restauracji, pubów i dyskotek mimo obostrzeń wprowadzonych przez System. Żeby wszystko było jasne: doskonale rozumiem rozgoryczenie przedsiębiorców i ich strach przed dniem jutrzejszym. Podzielam również ich miażdżącą opinię na temat niekonstytucyjnego lockdownu. Wszyscy odpowiedzialni za jego wprowadzenie i utrzymywanie muszą ponieść surową, sprawiedliwą karę. Tym niemniej kierując się syntezą posiadanego doświadczenia i wiedzy o sztuczkach przeciwnika, staram się chwytać ukrytą istotę wydarzeń, przewidując ich niedalekie konsekwencje dla całego żywiołu polskiego. Uważam, że w tym konkretnym przypadku mamy do czynienia ze zjawiskiem jako żywo przypominającym samozaciskającą się pętlę, reagującą na wszelkie próby wyswobadzania się przez osobę nią skrępowaną.

W tym pozornie przerysowanym porównaniu nie ma krzty przesady. Nie przypadkiem media, od roku nakręcające spiralę strachu przed COVID-19, ochoczo nagłaśniają wspomnianą wyżej akcję. Za chwilę wyostrzą narrację, rozwścieczą czytelników doniesieniami o nowych ogniskach zakażeń (być może „zmutowanego wirusa”) w miejscach złamania zasad lockdownu, czym skutecznie skonfliktują i tak coraz bardziej zantagonizowane polskie społeczeństwo.

Z kolei dla samych zbuntowanych przedsiębiorców będzie to klucz do trumny: niechybnie zarządzony zwrot wsparcia finansowego z tzw. tarcz antykryzysowych oraz dodatkowe kary nałożone przez liczne opresyjne służby i instytucje, spowodują falę upadłości, eliminując z życia publicznego tę część polskiego żywiołu, która z racji dotychczasowej niezależności materialnej i życiowej zaradności stanowiła realne zagrożenie dla zakusów Systemu. Równolegle zadziała to jako efektywny straszak dla innych niezadowolonych z rozwoju sytuacji.

Obawiam się, że tej konkretnej rozgrywki nikt i nic już nie zatrzyma, a Sanhedryn osiągnie zamierzone cele. Ma do dyspozycji wszystkie ku temu narzędzia, wprawę w prowokowaniu i rozgrywaniu mistyfikacji oraz odpowiedni poziom immoralizmu. Ważne, by osoby odpowiedzialne za poprowadzenie Polaków na tę rzeź, nigdy więcej nie otrzymały kredytu społecznego zaufania.

– Cóż wobec tego mamy robić? Czyżbyśmy znaleźli się w sytuacji bez wyjścia? – zapyta w wielkiej desperacji niejeden z czytelników tego tekstu. Rzeczywiście, sytuacja sprawia wrażenie beznadziejnej. Beznadziejnej w przypadku, gdybyśmy nadal zachowywali się przewidywalnie dla przeciwnika i potykali się na precyzyjnie przygotowanej przez niego arenie. Najwyższy czas na zmianę propedeutyki oceny rzeczywistości: naszym głównym przeciwnikiem nie jest organ zwany rządem Rzeczypospolitej ani podległe mu instytucje, ale sterujący nimi zakulisowo okultystyczno-plemienny Sanhedryn, dążący do sprawowania władzy jawnej.

Między bajki możemy włożyć pojawiające się tu i ówdzie głosy, że mamy do czynienia ze stanem przejściowym i prędzej czy później wszystko wróci do przedpandemicznej normy. Gdyby tak się stało, silnie ucierpiałby autorytet Sanhedrynu, a on sam raz na zawsze utraciłby wirusowego straszaka. Prędzej zatem uwolni on ze swoich laboratoriów rzeczywiste zabójcze zarazki i wytraci znaczną część ludzkiej populacji, niż uzna swoją misję za przegraną (nie wykluczam, że taka sytuacja jest planowana po okresowej liberalizacji obostrzeń sanitarnych). Po takiej konstatacji łatwiej przyjdzie nam zrozumienie powagi sytuacji, w której wszyscy tkwimy.

Nasze polskie, ze wszech miar uzasadnione obawy, ogniskują się wokół dwóch kwestii. Pierwszą jest strach przed szczepieniami, a drugą – przed utratą środków do życia. Jakiekolwiek działanie obronne nie zostałoby przez nas podjęte, musi być skoncentrowane na zaspokojeniu obu tych dezyderatów. Proponowane przeze mnie rozwiązanie stawia przed sobą taki właśnie cel główny, polegający na ochronie duchowej i materialnej przestrzeni żywiołu polskiego. Jego rdzeniem jest powołanie do życia Związku Gmin Wyznaniowych Katolików w Rzeczypospolitej Polskiej.

Już na pierwszy rzut oka widać tu jednoznaczne nazewnicze nawiązanie do instytucji żydowskiej. Nie jest to przypadek. Wychodzę z założenia, że nie ma co wyważać otwartych drzwi, ale należy wykorzystywać istniejące już prawno-ustawowe precedensy i na nie powoływać się. Instytucjonalna emanacja żywiołu żydowskiego posiada osobowość prawną, wykonuje zasady wyznania mojżeszowego oraz zarządza swoimi sprawami, ma własny samorząd, majątek, ma swobodę powoływania do życia nowych gmin bez wymaganej zgody administracyjnej, wykonuje zadania religijne, edukacyjne, kulturalne i z zakresu opieki zdrowotnej, itp. Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich w Rzeczypospolitej Polskiej to twór silnie autonomiczny, kierujący się własnymi zasadami i posiadający funkcjonalny potencjał ekspansyjny. Czy my, Polacy, nie odczuwamy deficytu takiej właśnie reprezentacji?

Istniejące instytucje modernistycznej wersji Kościoła katolickiego są najzwyklejszymi wydmuszkami. To jednak dla nich zawarowany jest przymiotnik „katolicki”, stąd proponowany w nazwie ZGWKwRP dopuszczalny człon „katolików”. Wobec oczekiwanego veta za strony modernistów może zajść potrzeba uzupełnienia go np. o słowo „przedsoborowych” lub frazę „wiernych Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X”. Dzięki takiemu zabiegowi uzyskalibyśmy możliwość logicznego odrzucenia argumentu wykorzystującego pozytywne stanowisko Watykanu wobec szczepionek wyprodukowanych z komórek zamordowanych dzieci.

Z oczywistych powodów w formule powszechnie dostępnego tekstu tylko sygnalizuję kierunek, na którym moim zdaniem powinniśmy skupić nasz intelektualny wysiłek i zorientować aktywność publiczną. Mądrej głowie dość dwie słowie – powtarzam za ludową mądrością i nie mam na myśli wyłącznie ludzi dobrej woli. O szczegółach zacznijmy rozmawiać w wąskich, znanych sobie gronach. Jako autor tej koncepcji jestem przekonany o jej sporym potencjale (dostrzegając jednocześnie możliwości ofensywne adwersarzy), dającym nam sposobność podjęcia zorganizowanej walki z opresyjnym Systemem. Nie oznacza to w żadnym razie, że jestem zamknięty na inne zaproponowane rozwiązania. Nie powinno ograniczać nas nic, oprócz aksjologii i… czasu, a zatem nie marnujmy go po próżnicy.

Sanhedryn przekroczył Rubikon i rzucił kości, które do tej pory ukradkiem przetrzymywał w rękach. Nie ma już więc powrotu do tego, co było jeszcze przed chwilą. Czy tego chcemy, czy nie, gra o wielką stawkę właśnie się rozpoczęła. Nie wolno nam zdezerterować. Ostateczne zwycięstwo Prawdy zostało dawno przesądzone. Dziś gra idzie wyłącznie o to, po której eschatologicznej stronie my się znajdziemy.

Krzysztof Zagozda

Autor opracowania zachęca do przesyłania mu opinii:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Brytyjczycy, nic się nie stało!!!

  Brytyjczycy, nic się nie stało!!! A to gagatek ! Przecie kosher Izaak … https://geekweek.interia.pl/nauka/news-newton-jakiego-nie-znamy-zb...