„Będzie! Będzie zabawa! Będzie się działo!” – śpiewa zespół „Piersi” w piosence „Bałkanica”. Takiej szansy przeoczyć nie można, toteż aktywistki „Rewolucji Macic”, która ostatnio jakby trochę przygasła, zapowiadają na 8 marca „gigantyczne demonstracje w całej Polsce”, czyli „Dzień Kobiet Bez Kompromisów”.
Ogromnie żałuję, że akurat jestem na kwarantannie, bo chętnie obejrzałbym te „gigantyczne” demonstracje z bliska.
Nie tylko bym obejrzał, ale również bym się nasłuchał – bo jestem pewien, że skoro już „bez kompromisów”, to – jak to w Dniu Kobiet – kobiety będą rzucały „kurwami” i „chujami” – tymi ostatnimi, to oczywiście w policjantów, których rząd „dobrej zmiany” wyśle na ulice, by te „gigantyczne demonstracje” ochraniali – nie mówiąc już o „jebaniu”, cz „wypierdalaniu” – bo dotychczas Rewolucja Macic występowała z postulatami ograniczonymi.
Ale mówi się: trudno. Mam nadzieję, że jeśli nawet rządowa telewizja tych „gigantycznych demonstracji” nie pokaże, to uczynią to telewizje nierządne, dodając nawet od siebie nieco dramatyzmu, niczym Steven Spielberg w swoim filmie „Lista Schindlera”. Bardzo go za to chwalił pan Tomasz Jastrun, który zauważył, że prawda jest „nudna”, więc gwoli nadania atrakcyjności trzeba filmowemu widowisku „dodać dramatyzmu”. To jasne, ale to nie wystarczy, bo przede wszystkim trzeba zadbać żeby ten dramatyzm był nasz, a nie jakiś taki nie nasz, bo jeśli będzie jakiś taki nie nasz, to cały pogrzeb na nic.
Jaki dramatyzm promotorzy Rewolucji Macic w tym roku na 8 marca wybiorą, tego oczywiście nie wiem, ale zwracam uwagę, że 8 marca przypada też rocznica tak zwanych „wydarzeń marcowych” z roku 1968, więc można by jedne celebracje połączyć z drugimi.
Od pewnego czasu wydarzenia marcowe z roku 1968, w ramach „pedagogiki wstydu”, jaką Żydzi aplikują mniej wartościowemu narodowi tubylczemu, lansowane są na coś w rodzaju „małego holokaustu”, takiego holokauściku. Chodzi oczywiście o tak zwane „wypędzenie” Żydów z Polski, co jest taką samą prawdą, jak wszystkie jej podobne, bo tak naprawdę to Żydów w 1968 roku nikt z Polski nie „wypędzał”, tylko sami skwapliwie wyjeżdżali z cudnego raju, który do tej pory współtworzyli.
Najbardziej skwapliwie korzystali z tej okazji ci, którzy w latach 40-tych i 50-tych przeprowadzali eksterminację polskich patriotów i mieli ręce unurzane w ich krwi. Ci najgłośniej krzyczeli, że są ofiarami „polskiego antysemityzmu” – bo przecież na Zachodzie nie bardzo wypadało się chwalić, że byli najtwardszym jądrem komunistycznego aparatu terroru.
Jednak ci, którzy nie chcieli z Polski wyjeżdżać, to wcale nie musieli. W przeciwnym razie skąd wziąłby się w Polsce w roku 1981 Jerzy Urban, jako rzecznik rządu w stanie wojennym, czy „drogi Bronisław”, czyli prof. Bronisław Geremek, nie mówiąc już o przedstawicielach drobniejszego płazu?
W związku z tymi wyjazdami modna była w tym czasie anegdotka o Aaronku: podczas lekcji dyrektor szkoły spotyka Aaronka spacerującego sobie po boisku i pyta: dlaczego nie na lekcji? Na to Aaronek – bo panie dyrektorze, logiki w tym wszystkim nie ma! – Jak to „logiki nie ma” – pyta zirytowany dyrektor. – Już wyjaśniam – odpowiada Aaronek. – Ja się zesmrodziłem i pan nauczyciel wyrzucił mnie z klasy. I teraz oni wszyscy siedzą tam w tym smrodzie, a ja spaceruję sobie po świeżym powietrzu.
Ale „pedagogika wstydu” skierowana jest na wzbudzenie w mniej wartościowym narodzie tubylczym poczucia winy wobec Żydów, bo wtedy łatwiej będzie go zoperować, nawet bez znieczulenia. Toteż nie wiadomo, czy Żydzi zgodzą się trochę posunąć na ławce męczenników, by zrobić miejsce kobietom prześladowanym przez katotalibski reżym „dobrej zmiany”.
Obawiam się, że to nie będzie takie łatwe, bo Żydzi bardzo dbają o ochronę swego monopolu na martyrologię, ponieważ ciągną z tego grubą rentę, a wiadomo, że jak chodzi o pieniądze, to o żadnych kompromisach, nawet z kobietami, mowy być nie może. Ale trudne sprawy też trzeba podejmować, więc może by pani Marta Lempart porozumiała się z panem red. Michnikiem, żeby Rewolucji Macic nadać wymiar metafizyczny, jak holokaustowi?
W przeciwnym razie trzeba będzie wzbogacić rewolucyjne postulaty. Bezpłatna aborcja na żądanie, czy zapładnianie w szklance – to minimum minimorum, od którego „Macice” nie odstąpią ani kroku wstecz – ale przecież fundamentem wszelkich praw kobiet, od którego zależą i z którego wyrastają wszystkie inne prawa, to prawo do orgazmu.
Wydaje mi się nawet, że właśnie z powodu uporczywego i masowego naruszania tego prawa, tak wiele kobiet popada w feminismus. Mój przyjaciel z młodości, zażywający reputacji pożeracza serc niewieścich, miał żelazną zasadę, że jeśli już komuś ściera się puszek niewinności, to koniecznie trzeba mu dostarczyć przeżyć. Kto bowiem nie poznał smaku mięsa, ten nie będzie za nim tęsknił, przeciwnie – będzie schodził na manowce i popadał w coraz to większe frustracje – co widzimy choćby na przykładzie Wielce Czcigodnej Sylwii Spurek. Czy jednak można wymagać takiej staranności od osobników, którzy sami nie wiedzą nawet tego, do jakiej właściwie płci należą?
W tej sytuacji, zgodnie z powszechnie wyznawanym dzisiaj interwencjonizmem państwowym, gwarantką prawa do orgazmu musi zostać Rzeczpospolita. No dobrze, ale jak mają wyglądać te gwarancje w praktyce? Nie ma rady, tylko trzeba będzie powołać specjalne formacje quasi-wojskowe, wybudować im wygodne koszary, w których każda kobieta mogłaby swoje prawo zrealizować, a także zadbać o odpowiednią, romantyczną oprawę. To oczywiście musi kosztować, ale trudno; nie ma takiego uprawnienia, które by nic nie kosztowało.
Ponieważ ostatnio Zarząd Krajowy Platformy Obywatelskiej bezwarunkowo i całościowo poparł postulaty Rewolucji Macic, to wydaje się słuszne, by te gwarancyjne działania Rzeczypospolitej doznały wsparcia ze strony przyjaciół kobiet.
Żeby jednak taki na przykład Wielce Czcigodny poseł Pupka mógł, że tak powiem, stanąć na wysokości zadania, państwo powinno wyposażyć działaczy Platformy Obywatelskiej w darmową viagrę i w ten sposób działania rządu zostaną ponad podziałami wsparte również przez opozycję. To się w końcu kobietom należy, zwłaszcza w dniu ich święta.
Stanisław Michalkiewicz
https://www.magnapolonia.org/
To, że w wypadku gustownych zygzaczków w godle Postępowych Polek chodzi o pojedyńczą Sigrune – zwaną czasami pojedyńcza Siegrune — herb Hitlerjugend to jest to oczywiste. Ale pojedyńcza Sigrune występowała też w godle SA ( Sturmabteilungen der NSDAP , była to na dodatek pionierska instytucja pod względem poprawności politycznej z całą tęczową frakcją pod przywództwem Pana Ernsta Röhma ,
OdpowiedzUsuńzałatwionego dnia 1 kwietnia 1934 roku w ramach Nocy Długich Noży ) – oraz w symbolu Brytyjskiej Unii Faszystowskiej pod przywództwem Pana Barona Mosleya .