czwartek, 1 kwietnia 2021

Waldemar Tomaszewski komentuje


Wypowiedź showmana Arūnasa Valinskasa „takich jak europoseł Waldemar Tomaszewski powinno się rozstrzeliwać po jednym na rok” ponownie wywołała dyskusje, kiedy podczas niedawnego wiecu padła pod adresem przewodniczącego sejmowego Komitetu Praw Człowieka Vytautasa Tomasa Raskevičiusa.

Do prokuratury znów wpłynęła skarga, chociaż w analogicznym przypadku prokuratorzy nie dopatrzyli się znamion podżegania do nienawiści.

Co prawda A. Valinskasowi może po raz kolejny nie udać się uniknąć odpowiedzialności. O tym W. Tomaszewski zgodził się opowiedzieć w ekskluzywnym wywiadzie dla „Vakaro žinios”.

Wezwanie do rozstrzeliwania takich jak W. Tomaszewski z ust komika A. Valinskasa padło w ramach omawiania w pewnej audycji tematu wyborów do Sejmu. „Tomaszewski jest absolutną stonką koloradzką. Z budżetu państwa litewskiego otrzymuje finansowanie dla swojej partii, a jest antypaństwowcem. Takich, ogólnie rzecz biorąc, trzeba by rozstrzeliwać. Po jednym na rok. Zacząć od niego, bo to, co robi, jest prawdziwą biedą” – oświadczył wówczas A. Valinskas.

W związku z wypowiedzią Prokuratura Generalna wszczęła z urzędu postępowanie przygotowawcze w sprawie możliwego podżegania do nienawiści, jednakże ostatecznie je umorzyła, stwierdziła bowiem, że celem komunikacyjnym tej wypowiedzi było nie wezwanie czy nakłonienie widzów do odpowiedniego zachowania, tylko było formą wyrażenia przez A. Valinskasa negatywnej opinii.

Jak Pan ocenia fakt, że prokuratura, która wszczęła postępowanie z urzędu, ostatecznie je umorzyła? – zapytały Waldemara Tomaszewskiego „Vakaro žinios”.

– Jestem chrześcijaninem i w takich sytuacjach przebaczam człowiekowi w modlitwach. W reakcji na słowa A. Valinskasa osobiście nigdzie się nie zwracałem, wówczas prokuratura wszczęła postępowanie z własnej inicjatywy. Śledztwo zostało sfinalizowane, zaś wnioski zawierały wytyczne dotyczące wszczęcia postępowania karnego.

Było oczywiste, że słowa, które padły, nie były wyrazem poczucia humoru. Mimo wszystko prokuratorzy umorzyli postępowanie. Początkowo wszczęcia postępowania odmówił jeden prokurator, następnie jego decyzja została zaskarżona prokuratorowi generalnemu, który również postanowił nie wszczynać sprawy karnej. Decyzję prokuratora zaskarżyliśmy w sądzie pierwszej instancji, który nie uchylił postanowienia prokuratury. Orzeczenie sądu zaskarżyliśmy w Naczelnym Sądzie Administracyjnym, jednak sąd ten również utrzymał w mocy poprzednią decyzję, przyjmując orzeczenie niepodlegające zaskarżeniu na Litwie.

Czy, Pana zdaniem, prokuratorzy uwierzyli w to, że A. Valinskas jedynie żartował?

– Udzielę dyplomatycznej odpowiedzi – sytuacja wygląda dziwnie. Nietrudno o wrażenie, że ktoś skorzystał z „prawa telefonicznego”. Dlatego postanowiliśmy skorzystać z możliwości obrony swoich praw przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. W chwili obecnej skarga jest w opracowaniu. Sąd odpowie na wszystkie pytania.

Poza tym, z mojej wiedzy wynika, że w reakcji na słowa A. Valinskasa do prokuratury wpłynęło dodatkowo 20 skarg z wnioskiem o wszczęcie postępowania przygotowawczego. Wszyscy wnioskodawcy zostali powiadomieni, że skargi nie będą rozpatrywane, bowiem wypowiedź już jest przedmiotem toczącego się śledztwa. Jednakże finalnie sprawa skończyła się na niczym. Zatem prawa wszystkich tych osób również nie doczekały się obrony.

Postanowienie prokuratury jest swoistym przesłaniem, że wezwanie do rozstrzeliwania politycznych oponentów jest na Litwie czymś normalnym?

– Osobiście nie chciałbym tych słów ani komentować, ani wyciągać wniosków. Tym niemniej to pytanie słyszałem od wielu osób. Litewskie instytucje podjęły takie, a nie inne decyzje. Zobaczymy, jak w tym temacie wypowie się Strasburg. Mogę jedynie zapytać retorycznie: skoro ta wypowiedź nie nosiła znamion podżegania do nienawiści, dlaczego zatem z takim pośpiechem tę audycję usunięto z przestrzeni publicznej?

Jak wiadomo Panu, minister Aušrinė Armonaitė złożyła w prokuraturze wniosek w związku z analogiczną wypowiedzią skierowaną pod adresem przewodniczącego sejmowego Komitetu Praw Człowieka V. T. Raskevičiusa. Jak Pan sądzi: postępowanie przygotowawcze zostanie wszczęte?

– Oczywiście, przecież postępowanie wszczęto również po tym, jak padły słowa A. Valinskasa, nawet bez konieczności kierowania skargi. Pozostaje jedynie pytanie, jakie ostateczne decyzje prokuratorów zapadną tym razem.

Negatywna odpowiedź nadeszła również z Sądu Konstytucyjnego, który nie podjął się rozpatrywania wniosku Sejmu w sprawie akcji „Do widzenia, Woldemorcie” skierowanej przeciwko Państwa partii przez „Laisvės TV”. Jak Pan sądzi: jest to zbieg okoliczności?

– W tej sprawie również toczą się obecnie postępowania sądowe i inne, dlatego będę powściągliwy w swych komentarzach. Tym niemniej chciałbym podkreślić, że w państwie demokratycznym osoba bądź grupa osób nie może być pozbawiona prawa do obrony swoich praw w sądach. Jest to fundament ustroju demokratycznego. Tym niemniej nasza partia została tego prawa pozbawiona.

Dlaczego jest Pan taki niewygodny?

– Myślę, że taka postać rzeczy, przypominająca nihilizm prawny, ma miejsce z tego powodu, że na Litwie do tej pory nie przeprowadzono lustracji z prawdziwego zdarzenia. Nasza partia wystąpiła z propozycją upublicznienia nazwisk byłych współpracowników KGB. Nie po to, byśmy mogli ich potępić, a po to, by ujawnić prawdę. Nie chcemy osądzać tych ludzi. Ktoś pracował z własnej woli, być może ktoś inny był szantażowany. Tym niemniej brak lustracji pozwala obecnie pewnym podmiotom dalej szantażować tych ludzi.

Mówił o tym m.in. Darius Jauniškis, szef Departamentu Bezpieczeństwa Państwa. Stąd też uczciwi ludzie mają niełatwo na Litwie, bowiem część instytucji państwowych została opanowana przez ludzi niesumiennych, którzy, niewykluczone, mogą być w dodatku szantażowani z zewnątrz.

Takie osoby do tej pory mogą pracować w sądach, w środowisku polityków. Upublicznijmy listy, zapewnijmy tym osobom ochronę przed szantażem – być może wreszcie zapewni to nam możliwość funkcjonowania w demokratycznym państwie i dochodzenia swoich praw przed sprawiedliwymi sądami. Skąd ten strach przed ujawnieniem? Niewykluczone, że część polityków i pracowników instytucji figuruje na tych listach. Nie mam innego wytłumaczenia dla takiego sprzeciwu wobec lustracji. Inne państwa dokonały tego i zagwarantowały sobie tym samym spokojny byt. Nikt już nie szantażuje tych osób, nie działa tam również „prawo telefoniczne”.

Zarzucono Panu publicznie, że Pańską politykę opłacają kraje wrogie wobec Litwy. Czy otrzymuje Pan pieniądze z Polski, Rosji, Białorusi?

– Obowiązujące na Litwie przepisy zawierają zakaz przyjmowania przez partie polityczne środków pieniężnych od obcych państw. Nasza partia korzysta z możliwości, zgodnie z którą mieszkańcy mogą część swego podatku dochodowego przeznaczać dla partii. Dodatkowo w naszej partii obowiązuje wysoka składka członkowska w wysokości 0,5 proc. miesięcznej wypłaty. Im zajmowane stanowisko jest wyższe, tym wyższa jest składka. Statut partii przewiduje, że merowie, doradcy i inni członkowie partii piastujący inne stanowiska polityczne, wpłacają składkę w wysokości 3 proc. miesięcznego wynagrodzenia, zaś posłowie na Sejm i do Parlamentu Europejskiego uiszczają comiesięczną 5-procentową składkę.

Jesteśmy liderami wśród partii, na rzecz których mieszkańcy odprowadzają część swego podatku dochodowego, w roku ubiegłym poparło nas najwięcej mieszkańców. Owszem, ogólna kwota nie jest być może tak wysoka, jak w przypadku konserwatystów czy liberałów, nasi wyborcy nie są bowiem tak majętni. Tym niemniej jest to przejrzysty system naszego finansowania, który jest dowodem na to, że ludzie ufają nam. Nie potrzebujemy żadnego innego finansowania, dlatego nikt nie może zarzucić nam braku przejrzystości. Nigdy nie byliśmy uwikłani w skandale korupcyjne, służymy bowiem tylko interesom naszych ludzi.

Doczekał się Pan również krytyki po tym, gdy podczas niedawnego głosowania PE w sprawie ogłoszenia UE strefą wolności dla LGBT jako jedyny przedstawiciel z Litwy głosował przeciwko. Nie boi się Pan łatki niemodnego?

– To głosowanie jest wyrazem przekonań zarówno moich, jak i naszych wyborców. Nazwa naszej partii zawiera wyrazy „Związek Chrześcijańskich Rodzin”, dlatego przy podejmowaniu decyzji politycznych obliguje nas kierowanie się wartościami chrześcijańskimi. Papież w swoich encyklikach często podkreśla, że obowiązkiem polityków chrześcijańskich jest popieranie wartości chrześcijańskich w trakcie głosowań. Więc tego rodzaju pytania w ogóle mi nie powstają.

Zatem wszystko wskazuje na to, że również w parlamencie litewskim powinniście znaleźć wspólny mianownik z kolegami, których nazwy zawierają słowa „chrześcijańscy demokraci” …

– W partiach są różni ludzie. Są głęboko wierzący, ale są też tacy, którzy jedynie przedstawiają się jako chrześcijańscy demokraci, chociaż tak naprawdę są liberałami, którzy nie znają Ewangelii i nawet być może nie chodzą do kościoła. Nasza wiara obejmuje zarówno prawo, jak i wszelkie obowiązki. Jeśli ktoś tego nie pojmuje, pozostaje jedynie ubolewać i współczuć takim osobom. Widocznie wartości chrześcijańskie są dla nich jedynie narzędziem do pozyskania wyborców.

„Vakaro žinios”, 27.03.2021
Za: lt.24
https://myslpolska.info/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...