Doprawdy, jak długo jeszcze zbrodniczy reżym „dobrej zmiany” będzie dopełniał miary swoich nieprawości?
Oto wydawało mi się, że wreszcie dobiegło końca męczeństwo pana sędziego Igora Tulei, w związku z czym na zajmowanym przezeń dotychczas pierwszym miejscu w orszaku męczenników zostanie on zastąpiony przez pana Adama Darskiego, używającego pretensjonalnego pseudonimu „Nergal” i w związku z tym uważanego za delegata Belzebuba na Polskę, a w każdym razie – na województwo pomorskie – ale nic z tego!
Wprawdzie niezawisły sąd orzekł, że pan sędzia Tuleya nadal ma immunitet, jakby nigdy nic, bo „uchyliła” mu go Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego, która żadnym sądem nie jest, tylko bandą jakichś przebierańców. Dobrze, że przynajmniej sąd, który to orzeczenie wydał, jest autentyczny, jakby pochodził z nominacji samego Józefa Stalina – bo któż, jeśli nie on, daje niezawisłym sądom lepszą rękojmię autentyczności?
Tymczasem okazało się, że pan sędzia Tuleya nie został dopuszczony do orzekania, bez którego nie może już wytrzymać. Mam nadzieję, że przynajmniej dostaje pobory, bo w przeciwnym razie mielibyśmy do czynienia z przykładem małpiego okrucieństwa.
Tak czy owak, nadal pozostaje męczennikiem numer jeden, chociaż w dniach ostatnich (chyba rzeczywiście nadchodzą zapowiadane „dni ostatnie”) pojawiła się możliwość, że na czele orszaku męczenników zastąpi go pan marszałek Tomasz Grodzki. Siepacze ze szczecińskiej prokuratury wystąpili bowiem z wnioskiem o uchylenie panu marszałkowi immunitetu pod pretekstem, jakoby kiedyś, jako ordynator jednego z tamtejszych szpitali, przyjmował od pacjentów „zabójcze koperty”.
Pan marszałek oczywiście energicznie temu zaprzecza, a poza tym podnosi, że oskarżenia mają charakter „polityczny”, co jest taktyką ze wszech miar słuszną, bo po wypowiedzeniu takiego zaklęcia nie trzeba już niczego wyjaśniać. W tej sytuacji wszystko zależy od tego, czy reżymowi „dobrej zmiany” uda się skorumpować przynajmniej jednego senatora – bo wtedy cienka nitka, na której wisi immunitet pana marszałka Grodzkiego zostałaby zerwana, a on sam – wydany siepaczom.
Ale nawet gdyby tak nie było, to w tej sytuacji każdy senator mógłby pana marszałka straszyć, że spuści mu ten miecz Damoklesa na kark, chyba, żeby pan marszałek… – i tak dalej. Inna rzecz, że pan marszałek aż tak bardzo nie musi się bać takich pogróżek, bo nawet gdyby siepaczom udało się zaciągnąć go przed niezawisły sąd, to jeszcze nie znaczy, że pan marszałek musiałby na czele orszaku męczenników zastąpić pana sędziego Igora Tuleyę. Wszystko bowiem zależałoby od tego, czy taki niezawisły sędzia należałby do gangu rządowego, czy przeciwnie – do gangu nierządnego.
Jeśli należałby do gangu rządowego, to męczeństwo byłoby nieuniknione, ale jeśli do gangu nierządnego, to pan marszałek Grodzki zostałby oczyszczony, jakby wykąpał się w hyzopie.
Oczyma duszy już widzę, jak taki niezawisły sąd stwierdziłby, że pan marszałek padł ofiarą prowokacji ze strony CBA, która w charakterze pacjentów z „zabójczymi kopertami” podstawiła swoich konfidentów. To nawet bardzo prawdopodobne, bo przecież mamy podstawy by podejrzewać, że i niezawiśli sędziowie mogą mieć niebezpieczne związki z bezpieką i kto wie, czy nie od tego właśnie zależy, czy należą do jednego gangu, czy do drugiego.
W zupełnie innej sytuacji, niż pan marszałek Grodzki, znalazł się pan Jakub Żulczyk. Pod wpływem „szlachetnej wściekłości” („pust’ jarost’ błagarodnaja…” – jak śpiewa chór im. Aleksandrowa) nazwał pana prezydenta Andrzeja Dudę „debilem”, za co siepacze z prokuratury chcą zaciągnąć go przez niezawisły sąd.
Z tej okazji niezależne media nurtu nierządnego piszą o nim, jako o „znanym pisarzu” – ale to dopiero początek, bo jeśli siepaczom udadzą się ich niecne knowania, to pan Jakub Żulczyk z pewnością zostanie obwołany pisarzem światowej sławy. Jeden taki nawet się ożenił i w ten sposób w jednej chwili podwoił liczbę swoich czytelników.
Widzimy zatem, że wbrew słowom operetki „Baron cygański”, wielka sława to nie żaden żart. Owszem, ma mnóstwo plusów dodatnich, ale ma też plusy ujemne. Inna sprawa, że pan prezydent miał prawo poczuć się epitetem pana Żulczyka dotknięty. Gdyby bowiem „debilem” nazwał go przynajmniej jakiś Żul, to jeszcze-jeszcze. Ale Żulczyk? Pan prezydent mógł poczuć się z tego powodu dodatkowo zlekceważony. W tej sytuacji bardzo możliwe, że i pan Żulczyk powiększy orszak męczenników zbrodniczego reżymu „dobrej zmiany” – ale może dzięki temu pan red. Michnik i Judenrat „Gazety Wyborczej” dokooptuje go do grona autorytetów moralnych?
„Na twarz Anastazji Pietrowny padały płatki śniegu, wielkości złotych pięciorublówek – a tymczasem na Newie cumował już krążownik „Aurora” ”- śpiewał przed laty Maciej Zembaty w niezapomnianej pieśni o Anastazji Pietrownie.
Oto gdy w naszym nieszczęśliwym kraju sroży się zbrodniczy reżym „dobrej zmiany”, powiększając nieustannie biały orszak męczenników, sekretarz stanu Naszego Największego Sojusznika, pan Antoni Blinken 12 marca napisał do Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego list. Zapewnia w nim, że kwestia restytucji mienia ery holokaustu będzie „wysoko na liście jego zadań”, bo „to niepokojące i niedopuszczalne, że działania na rzecz restytucji lub wypłaty odszkodowania za mienie niewłaściwie przejęte podczas holokaustu, nie są jeszcze zakończone w wielu krajach”.
Nawiązując do ustawy nr 447 i Deklaracji Terezińskiej Blinken stwierdza, że dokumenty te „nakazują zwrot mienia bezdziedzicznego” i że w związku z tym będzie „kontynuował współpracę” z krajami, które jeszcze tego nie uczyniły, przede wszystkim – z Polską.
Przedstawiciel Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego, która opublikowała list sekretarza stanu USA Antoniego Blinkena na swoim portalu internetowym, pan Taylor powiada w związku z tym, że „nadszedł czas” by rozwiązać te kwestie i że oczekuje w związku z tym „współpracy” z administracją Józia Bidena.
W ten oto sposób spełniają się oczekiwania moich krytyków, którzy przez cały ubiegły rok czynili mi gorzkie wyrzuty, że w sprawie ustawy nr 447 „nic się nie dzieje”. No to teraz tylko patrzeć, jak „będzie się działo” .
Ciekawe, czy ścisłe kierownictwo reżymu „dobrej zmiany” zostanie zmuszone do licytowania się w obietnicach załatwienia tej sprawy z panem Szymonem Hołownią, który najwyraźniej został przez Naszego Sojusznika nastręczony w charakterze jasnego idola politycznej alternatywy i jakie ta licytacja przyjmie formy. To możemy sobie spokojnie przedyskutować przy wódeczce i szyneczce „umaczanej w chrzanie” – bo nie wiadomo, czy reżym wypuści nas nawet na Rezurekcję.
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz