poniedziałek, 3 maja 2021

Dziewięć Świątyń Śmierci Ninja. Sekrety Walki - Haha Lung

Dziewięć Świątyń Śmierci Ninja. Sekrety Walki - Haha Lung

CTTTRLKOQ -->http://books.google.co.uk/books?id=dSRJ ... oru&f=true

Skan ksiązki jest TUTAJ

(...)
"CIEMNOŚĆ SZUKA TEGO, CZEGO JEJ POTRZEBA..."

Gdzieś daleko, daleko, otoczona przez wzburzone morza istnieje wyspa-królestwo równie ciemna i tajemnicza pod osłoną nocy, jak za dnia jasno oświetlona przez promienie słońca. Zbyt wiele jednak z nich oślepia poddanych. W samym środku tego wrogiego państwa znajduje się wiekowy, niedostępny czarny las, do którego rzadko docierają słoneczne promienie. Prowadzi do niego wiele ścieżek, lecz tylko jedna po­zwala na szczęśliwy powrót do domu: sukces.
Nie bacząc na ostrzeżenia mędrców, wielu z nas wybiera ścieżkę prowadzącą na skróty do naszych pragnień - bogactwa, chwały i potęgi. Gdy możemy zacząć podróż, wciąż wolimy sko­rzystać z krótszej drogi do osiągnięcia celów, zamiast dłuższej lecz bezpieczniejszej.
Chociaż ścieżka ta otwarta jest dla wszystkich, niewielu zakończy swą podróż szczęśliwie. Mimo to ci, którzy odważyli się na nią wkroczyć i zrobić pierwszy krok, zdobędą wiedzę i moc. Jednych czeka trudna, wyboista droga, drugich przyjemna przechadzka, lecz nie ma innego sposobu na oddzielenie plew od zia­ren, pereł od ostryg, szybkich od martwych.

Podróż tysięcy umysłów zaczyna się od jednego kroku. Czego mogą się spodziewać śmiałkowie, którzy zdecydowali się ją kon­tynuować? Co czeka ich w sercu ciemnego i nieprzyjaznego lasu? Piękna polana, na której ku własnemu zdumieniu odkryją kolejne ścieżki łączące się ze sobą oraz źródełko energii, która powstrzy­ma najniebezpieczniejszy mrok: mrok ignorancji.
Na samym środku tej polany stoi stary drewniany dom, spryt­nie ukryty w zaroślach, osłonięty dzikim winem. Czyżby klasz­tor? Więzienie? A może świątynia? Schronienie czy ruina? Każ­dy widzi coś innego. Nad posępnym wejściem dostrzec można ostrzeżenia wyryte w dawno wymarłych językach, podobizny demonów i smoków strzegących tej posiadłości. Czy ośmielisz się wstąpić do środka jedynie po to, by zastać tam zamieszanie i chaos. One bowiem są towarzyszami odmiany.
Gdy tylko wkroczysz do wewnątrz, ogarnie cię niesłychane zdumienie. To, co wydawało się niewielkim domkiem, jest tak naprawdę ogromną posiadłością, która nie ma końca. Za progiem rozciąga się szeroki korytarz, w którym czai się niebezpieczeń­stwo. Strzeżony przez mity ostatni bastion prawdziwej magii!
W korytarzu tym dostrzeżesz dziewięcioro drzwi, z których każde prowadzą do jednej z Dziewięciu Świątyń... Te niemal mityczne komnaty treningu i testów skrywają tajemną wiedzę sta­rych mistrzów. To właśnie w nich posiądziesz umiejętności, które dadzą ci moc, o której do tej pory mogłeś jedynie marzyć.
To tutaj odnajdziesz mistyczną kombinację mitu i magii, praw­dy i fałszu. To tu połączysz mistrzowskie panowanie nad ciałem z przenikliwością umysłu, by stały się czymś więcej ...
Czy ośmielimy się powiedzieć coś jeszcze?
Ci, którzy mówią, nie wiedzą.
Ci, którzy wiedzą, nie ośmielą się mówić.
Lecz ci, którzy ośmielą się wkroczyć do Dziewięciu Świątyń, dowiedzą się wszystkiego.
A wiedząc wszystko, czegóż więcej będziesz się obawiać?

WSTĘP: MIT, SZALEŃSTWO I CHAOS

Kim lub czym właściwie byli Ninja? Czytaliśmy o nich książki i oglądaliśmy filmy z ich udziałem, graliśmy w gry komputerowe, w których występują. Lecz kim tak na­prawdę byli ci tajemniczy wojownicy? Czy faktycznie zasłużyli sobie na swoją złowieszczą reputację, a może to tylko wina (za­sługa?) właściwego public relations?
W dzisiejszych czasach Ninja przedstawiani są w książkach i filmach jako superwojwonicy, owiani aurą tajemniczości, za­wsze ubrani na czarno i uzbrojeni po zęby w cały arsenał wszel­kiej dostępnej broni; mistrzowscy zabójcy, którzy w pojedynkę potrafią ranić i mordować, siać spustoszenie i wprowadzać kom­pletny chaos.
W przeciwieństwie do wielu innych czarnych charakterów, Ninja rzeczywiście zasłużyli sobie na taki wizerunek. Ale musi­my pamiętać, że żyli w okrutnych czasach, które wymagały sto­sowania równie okrutnych metod.
Czy dawni wojownicy Ninja naprawdę byli magikami, którzy potrafili przenikać przez ściany, chodzić po wodzie i znikać z łupem w postaci głowy swej ofiary, niezależnie jak dobrze była ona za życia strzeżona?
Bez namysłu można odpowiedzieć na pytania „tak!", ale żeby naprawdę zrozumieć i posiąść sztukę wojowników Ninja, musimy głęboko wniknąć w tę mroczną i pozornie niezgłębioną dziedzinę, strzeżoną przez najokrutniejszych i najstraszliwszych wojowników. A gdy już się tam znajdziemy, będziemy musieli wynieść chyłkiem zagubiony klucz do ich umiejętności, tak by stały się one nasze!
Najpierw jednak musimy odpowiedzieć na pytanie: kim jest Ninja? Po części chaosem, po części szaleńcem i mordercą, ale przede wszystkim jedną wielką tajemnicą! Aby znaleźć odpo­wiedź na to i inne „zakazane" pytania, musimy przygotować się na poświęcenia i zmiany. Przyjdzie nam bowiem poświęcić kilka małych codziennych przyjemności i zmienić czas wolny w czas nauki.
Ninja nie mają czasu wolnego. Czas na odpoczynek przyjdzie po śmierci!
Ale zanim pośpieszymy się i wydamy parę złotych na „ory­ginalną plastikową maskę Ninja", a potem pod osłoną nocy za­czniemy przedzierać się przez las, najpierw wypada dowiedzieć się czegoś o średniowiecznej Japonii. Żadna elitarna grupa nie powstaje przecież w próżni, ani w niej nie działa. Podobnie jak współcześni terroryści, wszyscy tego typu zabójcy stanowią pro­dukt swoich czasów.
Średniowieczne społeczeństwo japońskie charakteryzowało się stałą strukturą, w której każdy obywatel zajmował konkretne miejsce i wypełniał określone obowiązki względem swojej rodzi­ny, klanu i państwa. Na samej górze tej drabiny społecznej znaj­dowała się klasa wojowników, samurajów, którzy byli na każde zawołanie swojego przywódcy, szoguna.
Przynajmniej w teorii szogun winien był posłuszeństwo bez­pośredniemu potomkowi bogów, cesarzowi Japonii. W rzeczywi­stości średniowieczni japońscy szoguni posiadali nieograniczoną władzę, którą egzekwowali za pomocą mieczy samurajów.
Posunięcia samurajów ograniczał kodeks etyczny, który sami sobie narzucili, bushido (droga wojownika, jap. bushi - wojow­nik, do - droga, ucieczka).
Bushido nakazywał samurajowi otwartą walkę z wrogiem i śmierć w bitwie z mieczem w dłoni lub rytualne samobójstwo w celu odzyskania utraconego honoru (seppuku).
Kod bushido definiował wzniosły ideał, natomiast w prakty­ce bywało różnie i niektórzy samuraje nie potrafili mu sprostać. Większość samodzielnie interpretowała zasady bushido i dosto­sowywała je do swoich poczynań. Nic więc dziwnego, że jeśli kodeks nie był zbyt wygodny, często po prostu go ignorowano. Zwycięstwo stanowiło końcowy wyznacznik tego, czy samuraj postępował zgodnie z bushido. W końcu to przecież zwycięzcy, a nie przegrani są autorami książek do historii.
Wieśniacy według reguł bushido musieli składać samurajom hołd, co znaczyło, że w praktyce wykonywali wszelkie ich pole­cenia.
Każdego, kto spróbowałby sprzeciwić się zasadom tego sys­temu, a w szczególności naraziłby się na gniew samuraja, oczeki­wała sroga i natychmiastowa kara.
Jednak nie wszyscy kłaniali się w pas samurajskim panom. W środkowej Japonii, wśród gęstych lasów zamieszkiwało kil­ka klanów określanych wspólną nazwą Shinobi. Dziś znamy ich jako Ninja.
Shinobi nie przejmowali się wcale kodem bushido. Nie było też łatwo ich zastraszyć. Chociaż na pierwszy rzut oka przypo­minali zwykłych rolników, żyjących zgodnie z obyczajami „cy­wilizowanego" japońskiego społeczeństwa, to w rzeczywistości, szczególnie w kwestii walki, nie przestrzegali żadnych reguł. Biorąc pod uwagę fakt, że występowali ze słabszej pozycji, nie mieli najmniejszego zamiaru dawać samurajom forów, stając do walki z nimi twarzą w twarz.
Zupełnie jak współcześni terroryści, Ninja atakowali z zasko­czenia, stosując techniki mające na celu zastraszenie przeciw­nika.
W przeciwieństwie do samuraja, który winien był lojalność wobec cesarza, szoguna oraz własnego klanu i rodziny, Shinobi Ninja musiał być wierny jedynie swojemu klanowi. Ponieważ nie mógł on nosić otwarcie broni (przywilej ten był zarezerwowany wyłącznie dla samurajów), Ninja rzadko stawał do otwartej wal­ki. Wolał natomiast atakować znienacka, zanim przeciwnik zdał sobie sprawę z jego obecności.
Styl walki wojowników Ninja określano i nadal określa się jako „błyskawiczne i przerażające ataki w stylu partyzanckim".
Tak jak nas dziś przerażają nagłe ataki terrorystyczne, wy­mykające się jakimkolwiek regułom sztuki wojennej, tak samo średniowieczni japońscy samuraje czuli się bezsilni wobec po­czynań Ninja. Mimo przewagi liczebnej oraz lepszego uzbroje­nia, samuraje nie potrafili zapobiec akcjom wojowników Ninja, którzy zjawiali się nie wiadomo skąd, wprowadzali kompletne zamieszanie i szybko znikali.
Samuraje nigdy nie szanowali Ninja, ale dość prędko nauczyli się ich bać! Musimy pamiętać, że dla samuraja atak znienacka czy uśmiercanie za pomocą trucizny było zwykłym tchórzostwem. Dla Ninja takie efektywne taktyki i techniki stanowiły po prostu przejaw zdrowego rozsądku. Jaki ma sens dawanie przeciwni­kowi przewagi? Podczas gdy samuraje postrzegali takie podej­ście jako niegodne wojownika, Ninja wychodzili z założenia, że śmierć to... śmierć, bez względu na to, co ją powoduje.
Podobnie jak to miało miejsce w przypadku zabójców asasy- nów (hashishin) z Bliskiego Wschodu i indyjskich thagów (Stha- ha), główną broń w arsenale Ninja stanowił terror.
Shinobi byli tak znienawidzeni, że w pewnym momencie, w XVII wieku, jeden z szogunów wprowadził zakaz wymawiania słowa ninja pod karą utraty życia.
Ninja w pełni zasłużyli sobie na złą sławę terrorystów. Ten, kto był wystarczająco głupi, by rzucić im wyzwanie, mógł przy­gotować się na śmierć zadaną jedną z dowolnie wybranych me­tod. A ten, komu Ninja postanowili darować życie, już nigdy nie zasnął spokojnie.
Metody, stosowane przez wojowników Ninja, obejmowały plejadę wzbudzających grozę taktyk, technik, środków i sztuczek mających za zadanie przerażenie przeciwnika. Nie znaczy to, że średniowieczni Ninja byli podobni do uzbrojonych po zęby super- bohaterów przedstawianych we współczesnych filmach. Wręcz przeciwnie. Tak naprawdę Shinobi działali z reguły w grupach. Każdy członek specjalizował się w jednej lub dwóch dziedzinach potrzebnych do przeprowadzania danej akcji. Tak więc ich dzia­łania przypominały te podejmowane przez współczesne oddziały specjalne, w czasie których umiejętności poszczególnych koman­dosów tworzą spójną całość i w ten sposób gwarantują powodze­nie akcji.
W trakcie typowej misji jeden Ninja miał za zadanie przygo­towanie terenu w celu przedostania się do punktu przeznaczenia: - twierdzy, domu czy obozu. Zajmował się wiec wyłamywaniem zamków, wspinaniem się na mury itp.
Gdy grupa Ninja dostała się już do środka, kolejny jej czło­nek, specjalizujący się w walce wręcz (taijutsu), szybko i dyskret­nie likwidował wartowników. W tym samym czasie trzeci Ninja przeprowadzał akcję zwiadowczą lub dokonywał zabójstwa.
Jednocześnie czwarty Ninja instalował specjalne pułapki, któ­re miały za zadanie zatrzeć ślady ucieczki całej grupy.
Istnieją setki opowieści o odwadze i pomysłowości poszcze­gólnych Ninja, jednak prawdziwym kluczem do ich sukcesu była współpraca, czyli działania, w czasie których każdy członek gru­py w pełni wykorzystywał swoje umiejętności zdobyte w pocie czoła w Dziewięciu Świątyniach ninjutsu.
Skoro więc Ninja nie byli wcale takimi superbojownikami, za jakich ich do tej pory mieliśmy, to po co w ogóle zawracać sobie głowę ninjutsu?

* * *

Żaden system sztuki wojennej nie jest idealny. To nie sztuka tworzy człowieka, lecz człowiek sztukę.
Niezależnie od tego, czy wybieramy ninjutsu dla niego same­go, czy może chcemy poznać parę taktyk przydatnych do samo­obrony, studiowanie tej sztuki przyniesie nam wiele korzyści.
Po pierwsze, poznając taktyki i techniki stosowane przez średniowiecznych japońskich „terrorystów" Ninja i dzięki zro­zumieniu czasów i warunków, w których rozkwitały, możemy udoskonalić strategie walki ze strachem przed współczesnymi terrorystami.
Po drugie, przez setki lat japońscy wojownicy Shinobi potrafili zgromadzić ogromny arsenał metod służących atakowi i obronie, które my teraz możemy posiąść i zastosować do samoobrony.
Czyżbyście czuli się bezpiecznie na naszej małej planecie? Czyż­by wasze radia i telewizory od 11 września 2001 r. były zepsute?
Dirk Skinder, w swojej książce zatytułowanej Street Ninja: Ancient Secrets for Mastering Today's Mean Streets, w następują­cy sposób przedstawia wady takiego złudnego poczucia bezpie­czeństwa:
Quote
„Przeciętny człowiek uważa zapewne, że nie ma nic wspólnego ze średniowiecznym japońskim Ninja. Jednak ci, którzy zagłębią się trochę w historię, szybko zauważą, że za­łożycielami potężnych klanów Shinobi Ninja byli wyrzuceni poza nawias społeczeństwa samuraje, wywłaszczeni chłopi oraz prześladowani ze względów religijnych wyznawcy nie­popularnych sekt. Otoczeni przez złodziei i bandytów, naraże­ni na różnorodne ataki oraz pozbawieni prawa do posiadania broni pod groźbą kary śmierci, średniowieczni Ninja mogli przeżyć jedynie dzięki sprytowi i tajnikom swojej sztuki. To pot i łzy sprawiły, że klany Shinobi stały się na tyle silne, iż żaden bandyta nie postrzegał już ani ich samych, ani ich bli­skich jako łatwego celu. Solidarność i chęć stawienia oporu japońskich Ninja wzrosła do tego stopnia, że nawet tyrani za­częli odczuwać wobec nich strach i postanowili zostawić ich w spokoju. Wielu z nas nie dostrzega związku pomiędzy tam­tymi dawnymi Ninja a ludźmi walczącymi o przetrwanie we współczesnym świecie. Nie zauważamy ani bezdomnych, ani tysięcy pozbawionych źródła utrzymania, którzy coraz gło­śniej dopominają się o swoje. Nie dostrzegamy prześladowań religijnych, nadużyć władz, nielegalnych rewizji, czy konfi­skaty broni. Na szczęście... Uliczni Ninja widzą to inaczej".

MIT NINJA

Jedną z najpotężniejszych broni w arsenale sztuczek Shinobi Ninja był - i nadal jest - irracjonalny strach i przerażenie ogar­niające większość ludzi na sam dźwięk słowa ninja. Shinobi sami robili, co mogli, aby go podtrzymywać, czego przykładem jest chociażby ich tajemnicze pojawianie się i znikanie. Każdy Shi­nobi dobrze wiedział, że lęk wywołany zabobonami pomoże mu pokonać wroga tak samo jak nimpo (miecz) czy zatruta shuriken (gwiazdka do rzucania).
Po części właśnie z tego powodu przez wieki powstało wiele mitów dotyczących prawdziwego pochodzenia Ninja, większość z nich była dziełem samych wojowników!
Na długo zanim weszły w życie takie operacyjne terminy jak „propaganda" czy „dezinformacja", Ninja Shinobi znakomicie opanowali technikę Kyonin-no-jutsu i namiętnie z niej korzystali, by zamącić przeciwnikowi w głowie.
Nigdy nie dowiemy się, w ile ze stworzonych przez siebie mitów Ninja wierzyli. Jednak niektórym wojownikom, zwłaszcza nowicjuszom, ich rozpowszechnianie dodawało zachęty i wiary w siebie. Inni, ci bardziej biegli, używali mitów, aby osłabić wro­ga psychicznie.

Bogowie i gobliny

Według mitologii Shinobi początki wojowników Ninja sięga­ją czasów stworzenia Japonii przez boską parę Izanagi i Izanami. Izanagi rzucił swą świętą włócznię w pradawne wody oceanu, a gdy ją wynurzył, krople wody spływające z włóczni utworzyły wyspy Japonii. Następnie wyjął sobie oczy; lewe stało się księży­cem, a prawe słońcem, uosobionym przez boginię Amaterasu. To właśnie od niej wywodzą się cesarze Japonii. Od księżyca pocho­dzi Susano, bóg wiatru i burz. W tym właśnie momencie według Ninja pojawili się ich przodkowie, którzy przez Susano pocho­dzili od boga księżyca.
Susano, bóg „prędki i nieopanowany", przedstawiany jest zwykle z długą brodą. Fakt ten jest znaczący, biorąc pod uwagę raczej słabe owłosienie Japończyków. Można przypuszczać, że bóg ten został przez nich zapożyczony od paleoazjatyckiego ludu Ajnów (jap. ainu - włochaty).
Według mitologii, Susano wyrwał sobie z brody i zasadził pa­smo włosów, z którego później powstały rozległe japońskie lasy. Właśnie dlatego bóg ten jest patronem obszarów leśnych, a te z kolei grają istotną rolę w historii Shinobi.
Ninja kojarzono zwykle z dwoma rodzajami mitycznych de­monów. Pierwsze z nich nazywały się Oni. Były dzikie i okrutne, odziane w skóry zwierząt. Posiadały dar przybieranie kształtów różnych istot. Drugi typ demonów to Tengu. Był to w połowie człowiek, w połowie ptak, zwykle wrona lub inny o czarnym upierzeniu, kojarzony ze śmiercią. Wierzono, że Tengu żyją w klanach, na czele których stoją tzw. Jodan (władcy). Demony te nazywano również Kinjin (gobliny). Ich siedzibą miały być drzewa w lasach stworzonych przez Susano. Gdy Tengu przybierały postać człowieka, ubrane były zwykle w czarne, spicza­ste kapelusze i płaszcze wykonane ze słomy lub piór. W swo­jej oryginalnej formie Tengu miały długie, ptasie dzioby oraz skrzydła (chociaż niektórzy uważali, że są one jedynie fragmen­tami wspomnianego płaszcza). W ludzkiej postaci ptasi dziób zmieniał się w niespotykanie długi nos. Tengu były zwykle czarne, choć nieraz pojawiały się czerwone. Posiadały umiejęt­ność rozpływania się w powietrzu, przypisywaną przez niektó­rych ich magicznym płaszczom. W zależności od osoby, która o nich opowiadała, Tengu posiadały także wiele czarodziejskich umiejętności.
Powszechnie uważa się, że największy japoński bohater, Minamoto Yoshitsune (aka Ushiwara), posiadł sztukę walki stosowaną przez Tengu, gdy jako uchodźca ukrywał się wśród nich. Niektórzy wierzą również, że jego wierny przyjaciel
i ochroniarz, młody kapłan yamabushi o imieniu Benkei Oni-Waka (Młody Diabeł), był w połowie człowiekiem, w połowie Tengu.

* * *

Nietrudno zauważyć, że późniejsze pokolenia wolały wierzyć w czarodziejskie pochodzenie umiejętności Ushiwary, zamiast zaakceptować fakt, że nabył je, pobierając nauki od znienawidzo­nych i siejących postrach Shinobi Ninja.
Mitologia Ninja jest tak oczywista, że nawet ślepiec dostrzegł­by w niej fakty przybrane w fikcję. Ludzie często ukrywają za zasłoną przesądów czy mitów obawy i wyobrażenia niepasujące do ich małego, ograniczonego świata. Cóż innego mógł uczynić przerażony strażnik, gdy przyszło mu zmierzyć się z wojowni­kiem, który niczym cień potrafił przedostać się do każdego zam­ku, unieszkodliwić swoją ofiarę, a potem zniknąć bez śladu? Za­równo on, jak i przesądni służący woleli tłumaczyć sobie i innym nagłą śmierć swego pana ingerencją demonów, zamiast przyznać się do bezsilności wobec działań wojownika Ninja. Prawda jest taka, że większość nadprzyrodzonych zdolności przypisywanych Shinobi to dzieło świadków ich wyczynów, którzy nie potrafili uwierzyć w to, co widzieli. Co więcej, samuraje również nie mieli ochoty, by przyznać, że Ninja często przewyższają ich umiejętno­ściami.
Właśnie dlatego możemy zastanawiać się, czy opisy demo­nów Tengu były celowo rozpowszechniane przez samych Ninja, czy może raczej naoczni świadkowie dodawali swoje trzy grosze do legend Tengu. To oczywiście pytanie typu „Co było pierwsze -jajko czy kura?".
Sposób, w jaki wojownicy Ninja się ubierali, fakt że wielkie klany Shinobi preferowały tereny leśne oraz że ich przywódcy, Jodan, byli również przywódcami Tengu sprawiły, że Ninja stali
się źródłem dla mitu Tengu ... i vice versa.

* * *

Shinobi oddzielili się od samurajów na skutek uwarunkowań kulturowych, ekonomicznych i filozoficznych. Postrzegali ich jako intrygantów i zarozumiałych lizusów dworu cesarskiego. Samuraje natomiast patrzyli z góry na swoich zaściankowych kuzynów. Nic więc dziwnego, że Shinobi przypisywali swoje mityczne pochodzenie bogowi księżyca, w przeciwieństwie do dynastii cesarskich, które miały wywodzić się od bogini słońca. To właśnie bóg Susano dawał Shinobi usprawiedliwienie, a na­wet boską aprobatę dla działań, które podejmowali w szacownym japońskim społeczeństwie.

Ninja ... Kto i co?

Dziś mieszkańcy Zachodu słysząc słowo „ninja", przywołu­ją automatycznie wizerunek walczących samurajskich mieczy, błyszczących latających gwiazdek i zamaskowanych mężczyzn, po części artystów sztuki walki, a po części magików skaczących



na wysokość piętnastu metrów, spacerujących po wodzie, przeni­kających przez ściany nietykalnych tajemniczych władców cha­osu i śmierci.
Kim lub czym jest więc Ninja? Kim są ci tajemniczy szpie- dzy-zabójcy? Czy nadal parają się swoją profesją? Może ich śmiercionośne działania ograniczały się wyłącznie do krwawych czasów japońskiego feudalizmu?
A co najważniejsze, w jaki sposób możemy posiąść ich se­krety?
Czym jest Ninja? Odpowiedź na to pytanie kryje się w samej nazwie.
Nin to czasownik, który oznacza „przedostać się gdzieś nie­zauważenie". W średniowiecznej Japonii pod tym słowem rozu­miano zakradanie się, a każdy, kto wykonywał tę czynność - zło­dziej, szpieg, czy morderca - był oskarżany o nin-ja.
W czasach współczesnych, na Zachodzie, słowa „ninja" uży­wa się całkowicie błędnie jako rzeczownik określający czarno- odzianego skrytobójcę.
Całą sytuację komplikuje jeszcze bardziej fakt istnienia po­tocznego zastosowania ninja (przez małe „n") w stosunku do lu­dzi owianych aurą tajemnicy i Ninja (przez wielkie „N"), okre­ślających klany zamieszkujące lasy japońskich prowincji Iga oraz Koga definicji słowa „ninja", możemy otworzyć umysł na nowe i bardziej zróżnicowane metody treningu, sztuczki oraz techniki mające na celu osiągnięcie większej efektywności, która z kolei zapewni nam przetrwanie.

Ta szersza definicja i odpowiedź na pytanie: „Czym jest Nin­ja?", obejmuje:
•      Moshuh Nanren, dawnych chińskich szpiegów/zabójców - wiele z ich technik przejęli i udoskonalili japońscy Shinobi
•      przerażających indyjskich czcicieli bogini Kali, czyli thagów
•      zamieszkujących Bliski Wschód średniowiecznych hashi­shiin - asasynów
•      współczesne kadry tzw. sił specjalnych, czyli amerykań­skich Rangersów, Zielone Berety i Navy SEAL'S, jak rów­nież radzieckich (a obecnie rosyjskich) członków specnazu
•      tajnych agentów operacyjnych
•      niebezpieczne ugrupowania terrorystyczne
Tak naprawdę każdy utalentowany zabójca, włamywacz czy inny kryminalista, którego „rzemiosło" wymaga umiejętności podstępu, również należy do naszej listy absolwentów szkoły ninja (przez małe „n"). Nie ma w tym jednak nic złego, ponieważ od każdego ninja możemy się czegoś nauczyć. Tak więc zamiast utrudniać sobie zrozumienie sztuki Ninja, powinniśmy przyjąć założenie, że nie wolno nam ograniczać ninjutsu wyłącznie do średniowiecznej Japonii, tak samo, jak nie powinniśmy uczyć się wyłącznie przestarzałych, tradycyjnych technik walki. Szeroka odpowiedź na pytanie: „Czym jest Ninja?", otwiera przed nami wiele nowych i ciekawych obszarów.
Chociaż znalezienie odpowiedzi na pytanie: „Czym jest Nin­ja?", może zabrać całe życie, dużo łatwiej odpowiedzieć na pyta­nie: „Kto to jest Ninja?"
Kto to jest Ninja?
Ninja to ty!

NINJA DO BOJU!

Historia Ninja owiana jest tajemnicą. Tak samo jak ich po­chodzenie. W innym przypadku Ninja nie przetrwaliby tak długo i nie mogliby przekazać nam tajników swego rzemiosła.
Tajemnica zapewnia bezpieczeństwo i siłę. Im mniej nasi wrogowie o nas wiedzą, tym większe mamy szanse na przetrwa­nie i sukces. Niewtajemniczeni mają więc sporo trudności w od­dzieleniu fikcji od prawdy. Jednak im trudniejsze wyzwanie, tym wspanialszy wydaje się cel i nagroda po jego osiągnięciu.
Jak już wcześniej wspomnieliśmy, nasza definicja „ninja" ma szeroki charakter. Odnosi się ona do wielu obszarów i obejmuje różnorodne szkoły szpiegowskie, tajne stowarzyszenia oraz zwy­kłych bandytów, którzy naśladowali lub po prostu ukradli pewne umiejętności prawdziwych średniowiecznych japońskich Ninja.
Mimo to musimy przecież od czegoś zacząć. Najoczywist- szym punktem wyjścia dla naszych dalszych rozważań będą ci, którzy zainspirowali samych Shinobi.
Podczas gdy mit Ninja narodził się w gęstych i pełnych de­monów lasach, nie bez znaczenia pozostaje fakt, iż największy wpływ na rozwój japońskich Ninja miało istnienie podobnych i równie efektywnych wojowników, którzy od stuleci zamieszki­wali Chiny.

Moshuh Nanren - chińscy Ninja

Powszechnie wiadomo, że wiele elementów swej początkowej kultury Japonia zapożyczyła od Chin, które mogą się pochwalić długą i krwawą historią szpiegostwa, zamachów i skrytobójstwa. Podczas tzw. Okresu Walczących Królestw (453-221 p.n.e.) obja­wił swój militarny geniusz między innymi taki myśliciel i filozof jak Sun Tzu. Sam fakt olbrzymiego obszaru zajmowanego przez Chiny wymagał od cesarza, jego ministrów i każdego, kto wyka­zywał ambicje polityczne zatrudniania efektywnej kadry szpie­gów. Z oczywistych względów większość tych skrytobójców została całkowicie zapomniana przez historię, co jest kolejnym dowodem na ich profesjonalizm. Zachowały się jednak pewne informacje na temat jednej niezwykle skutecznej grupy po czę­ści mitycznych skrytobójców, którzy zajmowali to samo miejsce w cesarskim społeczeństwie Chin, co później wojownicy Shinobi w średniowiecznej Japonii.
Mówiąc krótko, Moshuh Nanren było ugrupowaniem tajnych agentów działających na obszarze Chin w pierwszym stuleciu na­szej ery. Mieli oni za zadanie przeprowadzanie akcji szpiegow­skich oraz dokonywanie zabójstw na zlecenie dworu cesarskiego. Siali postrach także wśród zwykłych obywateli. Możemy porów­nać ich po części do gestapo, po części do oddziałów specjalnych, których misją było stłumienie potencjalnego zagrożenia przez usunięcie, często w znaczeniu dosłownym, ewentualnych refor­matorów, buntowników czy sekt religijnych, które ośmieliły się zakłócić „spokój i harmonię" cesarstwa.

* * *

Podobnie jak każda inna państwowa brygada antyterrory­styczna Moshuh Nanren wykorzystywali metody zastraszenia i terroru przeciw każdemu, kto ośmielił się zagrozić dworowi ce­sarskiemu. Ich najskuteczniejszą bronią był strach. Przeciwnicy znikali w środku nocy, a gdy po kilku dniach znajdowano ciała, nie było na nich żadnych innych znaków prócz przerażenia malu­jącego się na ich twarzach! Skutkiem tego dość prędko rozeszła się pogłoska o nadprzyrodzonych umiejętnościach Moshuh Nan­ren i o tym, że potrafili zabijać samym dotykiem (zobacz: Piąta Świątynia).
Przerażenie i zabobony, w które wierzyły ofiary, zawsze sta­nowiły potężną broń. Właśnie dlatego Moshuh Nanren chętnie je wykorzystywali i robili, co mogli, by utrwalić te cechy. W tym celu rozpowszechniali pogłoskę, jakoby pochodzili od mitycz­nych leśnych demonów, tzw. Lin Kuei, podobnie jak później ja­pońscy Shinobi, którzy twierdzili, iż wywodzą się od Tengu.

* * *

Szczycący się poparciem cesarza Moshuh Nanren przez stule­cia istnieli w różnych formach, służąc wielu chińskim dynastiom.
Każdy nowy władca, który obejmował tron, dokonywał czystek wśród dworzan wiernych poprzedniemu cesarzowi, obejmują­cych nie tylko ministrów, ale również szpiegów i skrytobójców. Na skutek tego techniki Moshuh Naren, jak również sami byli mordercy zaczęli przenikać do niższych warstw społeczeństwa. Z czasem ci „bezrobotni" szpiedzy zakładali własne tajemne ugru­powania i podejmowali działanie skierowane przeciwko nowej dynastii. Pozostali stawali się zwykłymi kryminalistami lub na­jemnikami tych, którzy zapłacili za ich umiejętności najwięcej.

* * *

Niektóre z bardziej skutecznych strategii oraz technik opraco­wanych przez Moshuh Nanren z czasem stały się częścią głów­nego nurtu chińskich sztuk walki (Wu Shu Kung-Fu). Co wię­cej, wpłynęły one zarówno na rozwój koreańskich wojowników Hwang-Do, jak i japońskich Shinobi Ninja.
Tak naprawdę wzajemne wpływy azjatyckich tajnych organi­zacji są dużo większe niż mogłoby to się wydawać nam, ludziom Zachodu.

Pierwszy Ninja

Chińskie techniki Moshuh Nanren zaczęły przenikać do Ja­ponii między pierwszym a piątym stuleciem naszej ery. Termin „ninja" oraz pierwszy japoński wojownik, którego można było tak nazwać, pojawił się w szóstym wieku w trakcie krwawej wojny domowej o sukcesję. Toczyła się ona po śmierci cesarza Yomei pomiędzy prawowitym następcą tronu, księciem Shotoku, a ambitnymi członkami klanu Moriya. Książę ponosił same po­rażki do czasu, aż został uratowany przez tajemniczego mnicha wojownika, Otomo-no-Saijin. Dzięki jego wnikliwej inteligencji i dobrym radom, Shotoku zniszczył swoich przeciwników.

Gdy już objął tron, uczynił Otomo swoim doradcą i szefem pałacowej ochrony. Mnich natomiast robił, co w jego mocy, aby zdławić w zarodku wszelkie zagrożenia wobec swego cesarza. Od same­go początku książę nazywał go „shinobi", co znaczy dosłownie „podstępny" lub mówiąc ściśle „ten, który działa tajemnie". Na­tomiast słowo „ninja" pojawiło się po raz pierwszy w japońskim zapisie (kanji). Składa się on z dwóch części, pierwsza oznacza „ducha", a druga „krawędź".

* * *

Nie wiadomo dokładnie, gdzie „Shinobi" Otomo posiadł umiejętności szpiegowskie. Z drugiej strony nie trzeba wielkiej wyobraźni, by domyślić się, że jego nauczycielami mogli być Moshuh Nanren. Niektórzy sądzą nawet, że on sam był agentem tego ugrupowania. Tak czy inaczej, Otomo aka Shinobi z pewno­ścią zasługuje na miano „pierwszego japońskiego ninja".
Mnisi wojownicy
Otomo-Shinobi był yamabushi (w dosłownym tłumaczeniu „górski wojownik"). Yamabushi, zwani też sohei, to buddyjscy mnisi, którzy w odległych górach budowali potężne niczym for­tece klasztory. W czasach Otomo i jego opiekuna Shotoku klasz­tory te znajdowały się u szczytu swej potęgi. Natomiast po ich śmierci zazdrośni i tchórzliwi lokalni władcy (daimyo), jak rów­nież dworscy intryganci zaczęli spiskować przeciw mnichom.
Wraz z nasileniem się krwawego współzawodnictwa między wrogimi frakcjami samurajów a członkami rodziny cesarskiej, do klasztorów yamabushi zaczęło napływać coraz więcej „bezpań­skich" samurajów, tzw. roninów oraz zwykłych przestępców poli­tycznych. Na skutek tego mnisi spędzali tyleż samo czasu, ucząc się sztuk walki i dyskutując o polityce, co czytając buddyjskie su- try. W ten sposób upodobnili się do słynnych chińskich mnichów Shaolin z prowincji Hunan.

* * *

W tym miejscu warto wspomnieć o roli, którą buddyzm, a szczególnie buddyzm chiński, odegrał w rozwoju Shinobi Ninja w Japonii. Religia ta pojawiła się na wyspach japońskich oko­ło 586 roku. Tak bardzo spodobała się ówczesnemu cesarzowi Yamoto, że wysłał do Chin grupę uczniów, by zgłębili jej tajniki.
Chińscy urzędnicy postanowili wykorzystać nadarzającą się okazję, by wyprowadzić członków Moshuh Nanren do tej gru­py i wysłali z powracającymi do Japonii uczniami swoich szpie­gów. Być może to właśnie od nich Otomo-no-Saijin zdobył swoje umiejętności „ninja".
Wielu Japończyków nie chciało zaakceptować decyzji cesa­rza Shotoku oraz nowej buddyjskiej religii w swoim państwie. Wcześniej na ich wierzenia główny wpływ wywierał animizm, czyli przekonanie, że wszystkie rzeczy, zwierzęta lub zjawiska przyrody mają duszę. Wierzyli w to między innymi rdzenni Aj- nowie. Pozostali Japończycy wyznawali bardziej skomplikowaną formę animizmu, później usystematyzowaną jako religia sinto.
Buddyzm denerwował wielu Japończyków, a szczególnie sa­murajów, którzy byli przekonani, że religia ta nie oddaje wystar­czającej czci ich przodkom i bohaterom. Inni odrzucali buddyzm jedynie dlatego, że był obcy.
Cesarze władający po Shotoku, często pod naciskiem samu­rajów i daimyo, zaczęli jawnie prześladować buddystów, a szcze­gólnie yamabushi. Jednak na początku epoki Heian (794-1194) buddyzm w Japonii stał się religią, z którą należało się liczyć. Do tego czasu yamabushi byli już na tyle silni pod względem mi­litarnym, że mogli rywalizować nawet z największymi klanami samurajów. Dlaczego ci ostatni nie zareagowali wcześniej na ro­snących w siłę mnichów? Z jednego powodu - klany samurajów nie potrafiły zjednoczyć się do wspólnej walki i zamiast wystąpić przeciw jednemu wrogowi, toczyły potyczki między sobą.
Jednakże po śmierci cesarza Shotoku wybuchła prawdziwa wojna pomiędzy wyznawcami sinto a buddystami. Ci pierwsi cie­szyli się poparciem japońskich klas rządzących oraz samurajów, podczas gdy drugich wspierały klasy niższe i yamabushi. Jeden z nich, o imieniu En-No-Gyoja, próbował wprowadzić pokój mię­dzy walczącymi stronami, za pomocą nowej religii, stanowiącej połączenie jego zdaniem najlepszych założeń sintoizmu i bud­dyzmu. Określił ją mianem shugendo (droga duchowej potęgi). To jednak jeszcze bardziej wyprowadziło z równowagi wiernych wyznawców sinto, którzy rozpoczęli pogromy wśród ludności, która ośmieliła się wyznawać shugendo. Ci yamabushi, którzy nie zostali wymordowani od razu, byli tropieni aż do skutku. Nie­którym z nich udało się jednak ocaleć. Ukrywali się jako rolni­cy, handlarze, a nawet kapłani w oficjalnie uznawanych sektach. Yamabushi-rolnicy zasiedlili tereny prowincji Iga i Koga w środ­kowej Japonii. Nic więc dziwnego, że później właśnie te obszary stanowiły ojczyznę wielkich średniowiecznych klanów Shinobi Ninja, bezpośrednich potomków yamabushi.

Czas pokoju

Ta nazwa okresu w dziejach Japonii jest niezwykle myląca. To właśnie wówczas, czyli w epoce Heian, rosły w siłę wielkie klany samurajów, które z czasem miały oddać całą władzę w ręce pierwszego naczelnego namiestnika wojskowego, szoguna.
W 645 roku miał miejsce przewrót pałacowy zainicjowany przez uczniów pobierających nauki w Chinach. Zamordowano prawowitego następcę tronu, a jego miejsce zajął niedołężny, ma­rionetkowy cesarz. Kto wie, czy wszystko to nie było dziełem agentów Moshuh Nanren. Pewne jest natomiast, że za sznurki po­ciągał książę Kamatori, który z czasem doprowadził do scentra­lizowania władzy oraz scalenia skłóconych klanów samurajów. W efekcie Japonia zaczęła wykazywać cechy zjednoczonego królestwa, chociaż rządzonego przez zgrzybiałego cesarza. Na mocy specjalnego dekretu wszystkie ziemie królestwa stały się własnością cesarza, a pieczę nad nimi mieli specjalnie wyznacze­ni zarządcy. Od tego momentu zadanie daimyo polegało jedynie na doglądaniu obszarów, które wcześniej uważali za swoją wła­sność. Dzięki tej ziemi zgromadzili swe fortuny. Zapewniała im ona bezpieczną przyszłość, a w wielu przypadkach spłynęła po­tem i krwią ich przodków. Zezłoszczeni tym niesprawiedliwym wywłaszczeniem daimyo zaczęli na zasadzie darowizny przeka­zywać swoje włości pobliskim buddyjskim klasztorom i świąty­niom. W zamian mnisi zezwalali darczyńcom pozostać na tych terenach w charakterze nadzorców pod warunkiem, że corocznie będą przekazywać klasztorowi określoną ilość ryżu.
Ziemie należące do klasztorów nie podlegały opodatkowaniu przez cesarza, a danina, którą daimyo musieli co roku przekazy­wać mnichom, była oczywiście dużo niższa od kwoty, którą mu­sieliby płacić cesarzowi. Nic więc dziwnego, że to porozumienie nie było w smak dworowi, a w szczególności chytrym ministrom, i że spowodowało nasilenie fali prześladowań wobec buddystów i sprytnych samurajów. Te trudne czasy zwiększyły liczbę spo­łecznych i ekonomicznych uchodźców, z których część zasiliła wkrótce szeregi klanów Ninja.
Problemy gospodarcze zmusiły daimyo do ograniczenia licz­by samurajów znajdujących się w ich armiach. Ci bezpańscy sa­muraje określani są mianem roninów (jap. człowiek-fala), gdyż los potraktował ich jak liście rzucane na taflę oceanu. Ronini są dla Japończyków tym, czym kowboje, szczególnie ci wyjęci spod prawa, dla Amerykanów. Najbardziej znana i uwieczniona w lite­raturze pięknej jest historia 47 roninów.
Niektórzy ronini odwiesili miecze i zajęli się uprawą roli. Inni dołączyli do mnichów, jak na przykład yamabushi, stając się po części ich ochroniarzami, a po części instruktorami sztuk walki, ćwiczącymi umiejętności swoje i uczniów na wypadek, gdyby znów musieli podjąć walkę. Okazało się, że nie musieli długo czekać.
Byli jednak również ronini, którzy wkroczyli na drogę wy­stępku. To właśnie ten okres pokoju (Heian) stał się świadkiem narodzin tajnego przestępczego bractwa „ninja", które z czasem
przekształciło się w japońską mafię, yakuzę.
* * *
W ostatnich latach dwunastego stulecia, wraz z końcem epo­ki Heian, istnieli już wszyscy uczestniczy wydarzeń, które miały wywrzeć znaczący wpływ na kolejne 650 lat historii Japonii, na najlepsze lata wojowników Ninja.

Klęska szogunów

Gdy wszystkie ziemie znalazły się pod kontrolą dworu cesar­skiego i zostały podzielone według uznania cesarza, a w praktyce jego ministrów, doszło do scalenia władzy w rękach mniejszości, a to z kolei doprowadziło do wzmocnienia kilku wielkich japoń­skich rodów samurajów, Taira, Genji (Minamoto) oraz Fujiwa- ra. Walczyły one ze sobą najpierw skrycie pod osłoną insynuacji i intryg, a potem zupełnie otwarcie. Na początku dwunastego wieku wybuchła okrutna wojna domowa pomiędzy klanem Taira i Minamoto, która w efekcie doprowadziła do niemal całkowitego wyniszczenia obu stron. Jednakże pod koniec dwunastego wieku klan Minamoto pod dowództwem Minamoto Yoritomo jeszcze raz zwarł szyki. „Druga runda" okazała się całkowitą porażką dla klanu Taira, a sam Yoritomo stał się władcą Japonii - jej pierw­szym szogunem.
W ten sposób zakończyła się epoka Heian, a rozpoczęła epoka Kamakura, która wzięła swą nazwę od miasta, które Yoritomo ustanowił stolicą państwa. Ważniejszy jest jednak fakt, iż to wła­śnie on zapoczątkował linię szogunów (głównodowodzących), którzy przez kolejne 650 lat mieli trzymać pieczę na wyspami japońskimi.
„Bez wątpienia osiągniemy najwyższą władzę i umiejętności, które czynią istotę ludzką potężniejszą, niż można to sobie wy­obrazić, ponieważ pozwalają mu rządzić i ujarzmiać tych, którzy go otaczają". (Słowa Yoritomo, cytat za książką Influence: How to Exert It, Kessinger Publications Co. 1916:43).

Biały samuraj

Głównym powodem zwycięstw Yoritomo nad klanem Tia­ra było włączenie do jego armii wojowników z ludu Ajnów. Po­chodzą oni od plemion kaukaskich, zamieszkiwali Japonię na długo zanim w 300 roku p.n.e. wyspy podbili obecni Japończy­cy, znani jako Yayoi, którzy przybyli z Chin i Półwyspu Koreań­skiego.
Ajnowie, zasilający szeregi wojska Yoritomo, walczyli z ta­kim oddaniem, że pomimo powszechnej wśród Japończyków ksenofobii, kilku z nich zostało mianowanych samurajami. Jed­nak nawet dziś współcześni mieszkańcy wysp japońskich niezbyt chętnie przyznają, że mają w swych żyłach pewną domieszkę krwi Ajnów. Niektórzy naukowcy spekulują, że tak charaktery­styczne cechy wyglądu Japończyków jak zadarte nosy i podbród­ki, spłaszczone policzki oraz jaśniejsza skóra są właśnią świadec­twem pochodzenia od ludu Ajnów.
Powiązanie z Ajnami jest istotne, ponieważ ich przesądy i szamańskie rytuały wywarły duży wpływ na rozwój praktyk Shinobi, a w szczególności na opanowanie Dziewiątej Świątyni ninjutsu (patrz: Świątynia Dziewiąta: Sztuka Mistycyzmu).
Krótko mówiąc, wykorzystanie wojowników z ludu Ajnów okazało się najlepszym posunięciem Yoritomo. Najgorszym była natomiast próba pozbawienia życia jego brata, Yoshitsune.

Yoshitsune

Po początkowej serii zwycięstw klanu Taira, młodszego brata Yoritomo, Yoshitsune (znany jako Ushiwara), który wówczas był jeszcze małym chłopcem, ukryto za murami klasztoru w pobliżu twierdzy mnichów yamabushi. Miał tam pobierać nauki do czasu, aż jego krewni znów staną do walki.
W tym miejscu fakty zaczynają mieszać się z fikcją. Według legend młody Yoshitsune często wymykał się za bramy klasztoru, aby uczyć się tajemnych technik sztuk walki od pół ludzi, pół ptaków, czyli Tengu. Prawdopodobnie jest to jednak tylko bar­dziej romantyczna wersja oczywistej prawdy-że jedynymi ludź­mi, którzy ośmieliliby się przeciwstawić cesarzowi i narazić na gniew klanu Taira, ukrywając jego wrogów, byli Ninja.
Jak to się wszystko skończyło? Yoshitsune i Yoritomo naj­pierw naruszyli zasady odnoszące się do rasy, wcielając do armii „barbarzyńskich" Ajnów, a potem złamali zasady etykiety spo­łecznej, wzywając na pomoc znienawidzonych „ninja". Japoń­czycy określają takie działania mianem masakatsu, czyli zwycię­stwa za wszelką cenę.
Jest więc w pełni zrozumiałe, że „prawidłowa" historia Japo­nii próbuje te fakty zataić i spuścić na ten krwawy okres zasłonę, a zwłaszcza zataić rolę, jaką w tworzeniu zjednoczonego państwa japońskiego odegrali tacy pariasi jak „ninja".
Ninja nigdy nie cieszyli się w Japonii zbytnim uznaniem. Więc sama myśl, że pierwszy szogun musiał uciec się do nobi­litowania Ajnów, a co gorsza splamił swój honor współpracą ze skrytobójcami, jest dla Japończyków zbyt bolesna.
* * *
Jedno jest pewne, jak tylko Yoritomo zdołał objąć władzę, od razu zaczął podejmować decyzje, które miały wyeliminować jego obecnych, przeszłych i przyszłych oponentów. Rozkazy dotyczy­ły nie tylko jego rywali politycznych, ale również członków ro­dziny, z cieszącym się sporą popularnością Yoshitsune na czele. Jednak młodszy brat dobrze zapamiętał to, czego uczyli go Ninja i umknął zanim dopadli go zabójcy wysłani przez Yoritomo.
* * *
W Japonii istnieje wiele podań o Yoshitsune. Jest on bez wątpienia jednym z ulubionych ludowych bohaterów, nic więc dziwnego, że jego legenda ma kilka różnych zakończeń. Według jednej wersji Yoshitsune został potajemnie ścięty i pochowany przez najemników swego brata. Inne zakończenie mówi, że wo­lał popełnić samobójstwo, niż pozwolić się schwytać. Natomiast legendy Shinobi przedstawiają jeszcze inny finał. Mnisi twierdzą bowiem, iż Yoshitsune, którego nazywają Ushiwara, nie tylko zdołał umknąć swemu bratu, ale jeszcze założył szkołę ninjutsu, zwaną Karama-Hachi-Ryu.
Wiadomo na pewno, że Yoshitsune przekazał oddziałom Mi- namoto kilka nietypowych technik, które doprowadziły je do zwycięstwa. Przed drugą konfrontacją z klanem Taira, siły Mina- moto pilnie studiowały wszystkie te operacje, metody oraz strate­gie, które pochodziły przecież właśnie od Ninja.
* * *
Yoritomo zmarł w 1198 roku po upadku z konia. W ostatnich słowach stwierdził, że wypadek spowodował duch (kami) jego zaginionego brata, Yoshitsune, który pojawił się nagle przed ko­niem i sprawił, że ten poniósł. Co na to Shinobi? Twierdzą, iż jak najbardziej żywy Yoshitsune przebrał się za ducha, aby wystra­szyć Yoritomo na śmierć. Metodę tę określa się mianem Kyonin- no-jutsu, czyli „czerpanie korzyści z przerażenia i przesądów przeciwnika".

Wielkie Klany

Ninjutsu jako sztuka walki zaistniało w XIII wieku wraz z po­jawieniem się wielkich klanów Shinobi Ninja. Należały do nich klany Hattori, Momochi oraz Oe. Ich podwaliny istniały jednak już pod konie dwunastego stulecia.
Tak więc w XIII wieku mnóstwo klanów Shinobi zajmowało wspólnie tereny w prowincji Iga i Koga. Każdy samuraj, który chciał się przez nie przedostać, zdawał sobie sprawę z poważne­go ryzyka towarzyszącego takiej wyprawie. Właśnie dlatego da- imyo wkraczali tam zwykle na czele zbrojnych oddziałów lub po uprzednim uzyskaniu zgody od miejscowego jonina, czyli przy­wódcy Ninja. (Przypomnijcie sobie Robin Hooda i las Sherwood, albo jeszcze lepiej tunele Cu Chi w Wietnamie!)
W prowincji Iga władzę sprawowały wspólnie klany Hattori i Oe. Natomiast w Koga panowało ponad pięćdziesiąt rodzin Nin­ja. Niektóre z nich prowadziły tak zażarte spory, że mogliby im pozazdrościć nawet Hatfield i McCoy.
Istniały również klany zakładane przez roninów biorących so­bie za cel zniszczenie Ninja z prowincji Iga.
Wzajemne niesnaski i walka o władzę wśród rywalizujących ze sobą daimyo również dawała wojownikom Ninja dodatkowe zajęcie. Nie mówiąc o tym, że cały czas usiłowali przekazać swe mordercze umiejętności mnichom Shinobi


* * *

W czternastym wieku w Japonii ponownie rozgorzała wojna domowa pomiędzy księstwami na południu i północy. Ta brato­bójcza rzeź okazała się szansą dla Ninja. „Rolnicy" z Igi i Kogi mogli znów zasiać ziarno nienawiści wśród swoich wrogów.
Niektórzy Shinobi opowiedzieli się po stronie jednej czy dru­giej grupy samurajów, oczywiście pod warunkiem, że widzieli w tym własną korzyść. Inni Ninja sprzedawali swoje usługi tym, którzy płacili więcej. Istniały również klany, które nie służyły wcale książętom-samurajom, a jedynie próbowały skłócać obie walczące strony wedle zasady, że wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Ninja stosowali takie metody, aby pomóc w roz­woju własnej „działalności". Zdawali sobie również sprawę, że dopóki samuraje będą zajęci wzajemnym wyrzynaniem się, nie znajdą czasu na atakowanie biednych, niewinnych „rolników" z Igi i Kogi.
W czternastym wieku nastąpił wzrost działań wojowników Ninja na obszarze tych dwóch prowincji. Klany Hattori i Oe kon­trolowały centralną część Kogi, podczas gdy konkurencyjni Mo- mochi zajmowali jej południowe tereny. Na północy rządził prze­rażający klan Fijibayashi, którego wpływy rozciągały się również na spory fragment południowej Igi. Pozostała część tej prowincji pozostawała pod kontrolą szkoły Kusunoki-Ryu założonej przez
słynnego ronina Masahige Kunshunoki.

* * *

Niektórzy historycy spekulują że przywódca klanu Mososhi, Sandayu Moshoshi, oraz zwierzchnik klanu Fijibayashi, Nagato
Fujibayashi, to tak naprawdę ta sama osoba. Jest to tym bardziej dziwne, że oba klany walczyły ze sobą zaciekle. Jednak, gdy dowiecie się trochę więcej na temat Dziewiątej Świątyni, czyli sztuki kamuflażu, sami przyznacie, że taka hipoteza może być jak najbardziej uzasadniona. Niektórzy jonini posiadali nawet do trzech rodzin, mieli zupełnie różne tożsamości, co miało pomóc w ukrywaniu się przed oddziałami samurajów i konkurencyjnymi skrytobójcami Ninja.
Tak długo jak samuraje byli zaabsorbowani bratobójczymi walkami, Shinobi mogli czuć się bezpiecznie. To miało się jednak wkrótce skończyć.

Wojownicy cienia

W 1586 roku kontrolę nad dworem cesarskim i armią w Kioto przejął szogun Oda Nobunaga, którego wspierali dwaj generało­wie, Tokugawa Ieyasu i Toyotomi Hideyoshi. Gdy w końcu opadł dym po bitwach i policzono tych, którym udało się pozostać przy życiu, okazało się, że to właśnie Oda Nobunaga stał się władcą Japonii.
Trzech wspomnianych wojowników łączyły tylko dwie rzeczy. Pierwsza, to żądza władzy, druga, nienawiść wobec buddyzmu. Natychmiast po przejęciu władzy Oda zaczął namierzać wszyst­kich buddystów w Japonii. Na skutek tego Ninja z prowincji Iga i Koga stali się jego wrogami. Pamiętajmy o tym, że Shinobi Ninja w większości należeli do dwóch sekt buddyjskich, Shin- gon oraz Tendai, a te z kolei odmówiły uznania Ody jako władcy i sprzymierzyły się z jego oponentami. W odwecie Oda zorganizo­wał kilka wypraw do Igi i Kogi, mających na celu zlokalizowanie i zlikwidowanie przeciwników. Misje Ody skończyły się podob­nie jak późniejsze działania sił amerykańskich w Wietnamie. Po pierwsze, doprowadziły do zniszczenia domostw kilku prawdzi­wych rolników, a po drugie, większość wojowników poniosła śmierć w pułapkach i od zatrutych gwiazdek.
W końcu Odzie udało się stłumić nie tylko bunt sekty Tendai na górze Hari, ale również w pozostałych buddyjskich klaszto­rach. Jednak na dłuższą metę działania te obróciły się przeciw niemu, gdyż jedynie powiększyły i wzmocniły grono wojowni­ków Ninja.

* * *

Przez lata Ninja niejednokrotnie dokonywali zamachów na życie Ody, jednak żaden z nich nie okazał się skuteczny. Jeden z najsłynniejszych został przeprowadzony przez Ninję chunina Goemona Ishikawę. Udało mu się przedostać do sypialni Ody. Tam spędził wiele dni ukryty w krokwiach nad posłaniem szo- guna, cierpliwie oczekując jego powrotu. Technikę tę określa się mianem tsuchiguno (jap. nietoperz zawieszony pod sufitem). Po­lega ona na czekaniu na wroga w miejscu, do którego prędzej czy później on przybędzie.
Pewnego razu Miyamoto Musashi zastosował tę samą metodę wobec grupy zakonników. Godzinę przed czasem pojawił się we wskazanym miejscu i ukrył na drzewie. Gdy zakonnicy wreszcie przybyli, nic nie wzbudziło ich podejrzeń, więc rozbili obóz, aby się posilić i trochę odpocząć. Musashi czekał cierpliwie, aż nie­którzy z nich zasnęli, a inni byli na tyle pijani, że nie mogli się bronić, a potem wyskoczył ze swojej kryjówki i wyciął wszyst­kich w pień.

* * *

Gdy szogun Oda udał się w końcu do sypialni i pogrążył we śnie, Goemon wsunął mu do ust nitkę, po której miała spływać trucizna. Niestety, wszystko się wydało, zanim zdążyła zadziałać. Pomysł ten wykorzystano setki lat później w 1967 roku w filmie z serii przygód Jamesa Bonda Żyje się tylko dwa razy.
W końcu w 1582 roku Odę Nobunagę zamordował jeden z jego wasali, Akechi. Shinobi twierdzą, że zdrajca ten pozosta­wał pod wpływem i kontrolą jonina Sandayu Nagato z klanu Fu- jibayashi. Sandayu z kolei ledwo udało się ujść z życiem po ak­cjach Ody w prowincjach Iga i Koga, więc śmierć szoguna była mu bardzo na rękę.
Istnieje również wersja, według której Odę zdradził sam To- yotomi, jeden z jego wiernych generałów.

Taiko

Po śmierci Ody władzę przejął jego najbardziej zaufany gene­rał, Toyotomi Hideyoshi, który z całą pewnością wyróżniał się na tle pozostałych przywódców Japonii. W 1590 roku po wyklucze­niu pretendentów do tronu, udało mu się osiągnąć to, czego nie zrobił żaden władca wcześniej, a mianowicie zjednoczyć państwo w jednym ręku. Jest to tym bardziej godne podziwu, że Hideyoshi nie był nawet samurajem. Zamiast tego robił, co do niego należa­ło i piął się po drabinie społecznej, aż stał się najpotężniejszym człowiekiem w Japonii. Jakie cechy sprawiły, że odniósł sukces? Z pewnością bezwzględność, spryt oraz przebiegłość. Acha!
I jeszcze jedno - że pomogli mu Ninja!

* * *

Toyotomi Hideyoshi urodził się w 1536 roku jako syn rolnika. Na pierwszy rzut oka ten blady, chudy chłopiec nie odróżniał się zbytnio od swoich rówieśników, a na pewno nic nie zapowiadało, że pewnego dnia stanie się Naczelnym Przywódcą (Taiko) Japo­nii, którego armia spróbuje sforsować bramy Chin i Korei.
Jeszcze jako dziecko został wydalony z buddyjskiej szkoły za zniszczenie wizerunku Buddy. To poniżenie oraz kara doskonale tłumaczą towarzyszące mu przez całe życie pragnienie zemsty. Ośmieszony i osamotniony Toyotomi przyłączył się wkrótce do bandy rabusiów i złodziei ninja. To właśnie oni nauczyli go sztu­czek i technik, które pomogły mu później w drodze na szczyt.
Z czasem Toyotomi stał się wykwalifikowanym włamywa­czem specjalizującym się w okradaniu domów zamożnych Japoń­czyków. Przed akcją często zatrudniał się w nich jako służący, żeby wybadać grunt. Podczas jednej z takich infiltracji Toyotomi miał okazję poznać Odę Nobunagę i podsłuchać, jak omawiał z jednym ze swoich gości pewną strategię. Gdy Oda wyraził ubolewanie z powodu zbliżającej się wyprawy wojennej, mło­dy Toyotomi złamał reguły protokołu i ryzykując życie, zdradził swojemu pracodawcy nieznaną, lecz istotną informację dotyczą- cąjego przeciwnika.
Zdumiony zarówno treścią informacji, która okazała się praw­dziwa i pomogła mu odnieść zwycięstwo, jak i odwagą młodego służącego, Oda zatrudnił go w charakterze swojego szpiega.
Wkrótce Toyomoti stał się oficerem, a po krótkim czasie zy­skał rangę generała i miano prawej ręki Oda. Tym samym usunął w cień wielu jego wcześniejszych doradców i pozyskał mnóstwo niebezpiecznych wrogów.
Istniał tylko jeden człowiek, który starał się zagrozić jego po­zycji. Był nim równie ambitny Tokugawa Ieyasu. Jednak strach przed Toyotomim, jego umiejętnościami i siatką szpiegowską sprawiały, że Tokugawa wolał cierpliwie czekać na rozwój wy­darzeń.

* * *

W czasie służby Toyotomi wykorzystywał wysoko rozwiniętą siatkę szpiegów i skrytobójców, którzy mieli za zadanie nie tyl­ko zbieranie informacji, ale również likwidowanie ludzi, którzy w jakikolwiek sposób mogli zagrozić panowaniu Ody oraz... jego własnym planom. Później wykorzystywał tych samych ludzi do umacniania swoich rządów.
Niektórzy sugerują, że Toyotomi Hideyoshi sam był uśpionym szpiegiem Ninja, mającym za zadanie zdobycie zaufania Ody oraz przekazywanie informacji swojemu joninowi i dezinformowanie szoguna, do czasu aż padnie rozkaz jego zamordowania.
Jeśli tak faktycznie było, to po zdobyciu władzy musiał wy­prowadzić swoich szefów w pole, ponieważ zaczął stosować bardzo okrutną politykę wobec tych, dzięki którym posiadł swe umiejętności. Innymi słowy, próbował zniszczyć tych, dla któ­rych pracował, zanim oni zdążyliby zemścić się na nim.
Tak czy inaczej Toyotomi Hideyoshi zmarł we śnie w 1598 roku. Dożył sześćdziesięciu dwóch lat i pozostawił po sobie nie­wielu wielbicieli, a nawet kilku żywych wrogów!
To właśnie jego umiejętności sprawiły, że zaszedł tak wysoko i potrafił utrzymać władzę.

* * *

Tokugawa

Po śmierci Hideyoshiego najwyższą funkcję w państwie objął Tokugawa Ieyasu i w ten sposób zapoczątkował trwające dwieście pięćdziesiąt lat rządy swego klanu. Do plusów tego okresu należy zaliczyć usystematyzowanie kodeksu samurajów, czyli bushido.
Pod rządami Tokugawy Japonia pierwszy raz w swej historii cieszyła się względnym spokojem. Co więcej, Ieyasu ukrócił ata­ki państwa na buddystów, ale tylko dlatego, że skierował swoją nienawiść wobec raczkujących wpływów chrześcijańskich.
Początkowo Hideyoshi zachęcał napływających chrześci­jańskich misjonarzy, gdyż postrzegał ich jako przeciwwagę dla buddystów. Działo się tak do momentu, aż zdał sobie sprawę z władzy i potęgi, jaką Kościół chrześcijański i jego księża cieszyli się w Europie. Stało się to jednak zbyt późno. W 1597 roku Hideyoshi wydał antychrześcijańskie dekrety, a gdy okazało się, że nie są one w stanie powstrzymać rozrastających się wpływów tej religii, zaczął jawnie prześladować jej japońskich wyznawców oraz ich europejskich przełożonych, stosując przy tym tak okrut­ne metody, jak wcześniej w stosunku do buddystów.
Szogunat Tokugawa kontynuował tę chorą politykę, w 1614 roku wydany został edykt całkowicie zabraniający praktykowa­nia chrześcijaństwa w Japonii. Za późno.
Po śmierci Ieyasu jego poczynania wcielał dalej w życie jego wnuk Iyemitsu, w 1638 roku skorzystał z pomocy saperów Nin- ja, którzy przeprowadzili infiltrację i atak na enklawę 38 tysięcy chrześcijan na Półwyspie Shimbara, pozostawiając przy życiu je­dynie stu pięciu z nich.

* * *

Jeśli chodzi o „interesy" Ninja rozwój reżimu Tokugawa oka­zał się niestety jednoznaczny z końcem małych, lecz dochodo­wych wojen pomiędzy rywalizującymi ze sobą daimyo i położył kres ulubionej rozrywce Shinobi Ninja, czyli podjudzaniu prze­ciwko sobie rodów samurajskich.
Pomimo, że rządy rodu Tokugawa i wprowadzony mieczem pokój w państwie mocno ograniczyły dochody Ninja, sami Tokugawa nie wahali się przed korzystaniem z usług Ninja. Zatrudniali ich do misji szpiegowskich, a nawet zabójstw będą­cych czynnościami, do których przyzwoici samuraje nie mogli się zniżyć.

* * *

Z całą pewnością Iyemitsu wiele się nauczył od swojego nie­zwykle cierpliwego dziadka Ieyasu. Gdyby ten ostatni otwarcie wystąpił przeciw rządom Hideyoshi, rodowi Tokugawa praw­dopodobnie nigdy nie udałoby się zmonopolizować stanowiska szoguna Japonii. Ieyasu tak bardzo szanował, a raczej bał się wa­lecznych Ninja służących Hideyoshiemu, że wolał spokojnie cze­kać, aż los sam się do niego uśmiechnie. Najwyraźniej od samego początku zdawał sobie sprawę, że nie jest w stanie przeciwstawić się rosnącym wpływom ówczesnego szoguna, i że w przeciwień­stwie do innych jego krytyków uda mu się ujść z życiem, ina­czej ród Tokugawa mógłby mieć okazję do zatrudnienia swojego własnego „ninja". Przede wszystkim jednak miał świadomość wagi utrzymania silnej kadry swoich szpiegów. Niejednokrot­nie widział przecież jak łatwo Ninja zmieniali sprzymierzeńców. Najlepszy przykład stanowił los pana Akechi, który „z inspira­cji" Ninja zamordował Odę Nobunagę. Aby taki tragiczny koniec nie spotkał jego samego, leyasu zatrudnił nawet jako ochroniarzy wojowników Ninja z klanu Hattori i dołączył jonina Hanzo Hat- tori do grona swoich doradców. Co więcej, otoczył się innymi Ninja, którzy wykonywali w jego posiadłości obowiązki „słu­żących" oraz „ogrodników". Nie mógł oczywiście zatrudnić ich jawnie, gdyż stało to w sprzeczności z kodeksem bushido, który wciąż potępiał bezpośrednie metody stosowane przez Ninja.
Wprowadzanie zakazu walk między rodami samurajów, bę­dące następstwem pokoju ustanowionego przez Tokugawa spowodowało, że wielu Ninja popadło w zupełne zapomnienie. In­nymi słowy stali się bezrobotni, gdyż nie mieli przeciw komu walczyć.
Inni „ninja", a nawet całe klany, weszli na drogę zbrodni. Jednak nawet w tych niesprzyjających ich fachowi czasach byli również tacy, którym powodziło się całkiem nieźle. Pomógł im w tym na przykład Hattori, który nadal korzystał z pomocy swoich przybocznych i doprowadził do powstania zalążka współcze­snej japońskiej policji kryminalnej.
Jak na ironię, na początku dwudziestego wieku powstała yaku- za, czyli mafia japońska, która we własnym mniemaniu wywodzi się od „ninja", a jej naturalnym przeciwnikiem jest japońska poli­cja mająca swe korzenie również wśród klanów Ninja, takich jak na przykład Hattori.
Nie ma się czemu dziwić. Ninja zawsze potrafili się przysto­sować do sytuacji. Dostosuj się lub zgiń, to przecież ich ulubione powiedzenie.

Współczesny Ninja

W 1854 roku komodor Matthew Perry wpłynął do Zatoki To­kijskiej z żądaniem, by Japonia otwarła swe porty, umożliwiając w ten sposób handel z Zachodem. Nastał kres trwającego setki lat japońskiego izolacjonizmu.
To wydarzenie dało również początek nowej erze w dziejach działań „ninja". Od początku potrafili odnaleźć się w nowej sytuacji. Najpierw pewna grupa dostała zadanie, aby przedostać się na okręty Perry'ego i zrobić rozeznanie wśród gaijin (obcych bar­barzyńców). Najęli ich w tym celu samuraje, którzy postrzegali nowo przybyłych, a wśród nich szczególnie Amerykanów, jako potencjalne zagrożenie dla swojej ojczyzny i kultury.
Trzynaście lat później, w 1867 roku, ci sami idealistycz­ni, aczkolwiek niecierpliwi samuraje obalili ostatniego władcę z rodu Tokugawa, dążąc do wzmocnienia władzy cesarskiej. Mie­li nadzieję, że tym samym stworzą zwarty front przeciw obcej dominacji, która miała już miejsce w takich państwach jak Chiny czy Wietnam.
W 1877 roku doszło do największego w historii buntu samu­rajów. Jego uczestnicy postulowali ponowne przyjęcie feudalizmu opartego na władzy możnych. Powstanie upadło, a klasa sa­murajów została oficjalnie rozwiązana.
Jednakże samuraje wyznawali podobną zasadę jak Ninja: dwa kroki do tyłu, trzy do przodu! Tak więc czekając na lepsze czasy, postanowili nadal strzec Japonii przed obcymi wpływami. Tym razem działając w tajnych nacjonalistycznych organizacjach.

Za czarną kurtyną

Konieczność jest macochą konspiracji. Dlatego właśnie te dziewiętnastowieczne tajne organizacje samurajskie zatrudniały do swoich zadań albo doświadczonych wojowników ninja, albo szkoliły kadrę własnych agentów, mających za zadanie przeprowadzanie akcji szpiegowskich i dokonywanie zabójstw na obsza­rze Japonii i za granicą.
Najlepiej prosperujące organizacje tego typu mogły liczyć na wsparcie finansowe potężnych i bogatych rodów samurajów, które również kontrolowały rozwój przemysłu. Wszystkie one okre­ślano wspólnym mianem zaibatsu.
Miały one ścisłe powiązania z japońską armią i wywiadem wojskowym, budzącym postrach kempeitai. Członkami kempe- itai byli natomiast „ninja" w pierwotnym znaczeniu tego słowa. Zadania tych ludzi obejmowały przeprowadzanie akcji szpiegowskich, dokonywanie morderstw oraz innych czynności, które miały służyć japońskim interesom i ambicjom. Kempeitai przy­pominał obosieczny miecz, który równie sprawnie rozprawiał się z rzeczywistymi i wyimaginowanymi wrogami Japonii w samym
państwie i poza jego granicami.

* * *

Wspomniane nacjonalistyczne organizacje samurajskie były tak ściśle ze sobą powiązane, że trudno powiedzieć, gdzie swój początek miała jedna, a koniec druga. W rzeczywistości jeden człowiek mógł należeć do kilku z nich. Na przykład wpływowy przywódca yakuzy, zwany kuromaku (jap. czarna kuryna), mógł być członkiem tego samego nacjonalistycznego ugrupowania, co mający za zadanie inwigilowania go policjant. Obydwaj nieraz wspólnie biesiadowali z dowódcami i innymi członkami kem­peitai zjednoczeni tym samym zaciekłym nacjonalizmem i cho­rą ambicją. Na oficjalnych politycznych spotkaniach niektórzy z tych konspiratorów udawali wzajemną niechęć i nienawiść tylko
po to, aby potem wspólnie spiskować za zamkniętymi drzwiami.

* * *

Japońskie tajne organizacje nacjonalistyczne działały nie tyl­ko na ulicach Tokio, ale również wysyłały swoich agentów poza granice kraju. Niektórzy z nich pracowali dla armii, wykrywa­jąc potencjalne zagrożenia wojskowe i szpiegując ewentualnych wrogów. Byli również tacy, którzy działali na rzecz koncernów zaibatsu, infiltrując obce, konkurencyjne firmy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Brytyjczycy, nic się nie stało!!!

  Brytyjczycy, nic się nie stało!!! A to gagatek ! Przecie kosher Izaak … https://geekweek.interia.pl/nauka/news-newton-jakiego-nie-znamy-zb...