Przez nasz nieszczęśliwy kraj przewala się wojna Donalda z Kaczorem i Kaczora z Donaldem, w związku z czym naszą biedną ojczyznę, za sprawą naszych serdecznych przyjaciół i sojuszników, co i rusz nawiedzają paroksyzmy, od których rząd traci pewność siebie i coraz mocniej podkula pod siebie ogon – a tu jeszcze, jakby tego było za mało – nieubłaganie zbliżają się wybory do Sejmu i Senatu.
Co będzie z naszą młodą demokracją, czy pan Daniel Fried, znakomicie ukorzeniony, wysoki urzędnik Departamentu Stanu, za karę nas przypadkiem nie wyłączy?
Aż strach pomyśleć, co byśmy wtedy, niebożęta, zrobili, do kogo byśmy się uciekali, no i co by nam z tego przyszło? Wprawdzie do wyborów pozostały dwa lata, ale wiadomo, że tempus fugit, a czas ucieka, więc wypada zastanowić się nad tym wcześniej, żeby, kiedy przyjdzie co do czego, mieć w tej sprawie całkowitą jasność.
Czy jednak można mieć całkowitą jasność, zwłaszcza w takich sprawach, które wiążą się z funkcjonowaniem naszej młodej demokracji? Nie ma takiej możliwości, ale nawet w takiej sytuacji nie zostajemy bez pomocy.
W tej rozterce możemy odwołać się do klasyków demokracji; może nie do wszystkich na raz, bo od tego zrobiłoby się nam jeszcze gorzej – ale do jednego klasyka demokracji śmiało możemy zwrócić się po zbawienne wskazówki, mianowicie – do Józefa Stalina. Podczas wiecu wyborczego, jaki w roku 1936 odbył się w Pierwszym Stalinowskim Okręgu Wyborczym miasta Moskwy, kandydat do Najwyższego Sowieta Józef Stalin wygłosił przemówienie, w którym wypowiedział te spiżowe słowa: „nigdy i nigdzie nie było takiej demokracji, jak nasza!”
Nie sądzę, by normalny człowiek temu spostrzeżeniu zaprzeczył, a zatem, skoro w dżungli naszej młodej demokracji chcemy znaleźć jakiś drogowskaz, śmiało powinniśmy sięgnąć do spiżowych spostrzeżeń, jakie Józef Stalin na temat demokracji uczynił. Na przykład – że w demokracji ważniejsze od tego, kto głosuje, jest to, kto liczy głosy. O trafności tego spostrzeżenia przekonujemy się podczas każdorazowych wyborów, zresztą nie tylko u nas, ale również – u Naszego Najważniejszego Sojusznika.
Oto całkiem niedawno urzędujący prezydent Donald Trump publicznie oskarżał ekipę swojego konkurenta, Józia Bidena, że wybory prezydenckie sfałszowała. Czy wypada nam zaprzeczać oskarżeniom prezydenta Stanów Zjednoczonych? Taki prezydent coś tam musi przecież wiedzieć, więc zaprzeczanie jego spostrzeżeniom byłoby co najmniej niegrzeczne, tym bardziej, że Józio Biden udzielał w tej sprawie wyjaśnień wymijających.
Okazuje się tedy że spiżowe spostrzeżenia Józefa Stalina nie odnosiły się tylko do demokracji sowieckiej, ale – że mają charakter uniwersalny. Nawiasem mówiąc, jest to całkowicie zgodne z teorią konwergencji, którą jeszcze w latach 60-tych sformułował prof. Zbigniew Brzeziński – że mianowicie, trwające w śmiertelnym zwarciu „zimnej wojny”, antagonistyczne mocarstwa coraz bardziej się do siebie upodabniają.
W tej sytuacji powinniśmy sięgnąć do skarbnicy spiżowych spostrzeżeń Józefa Stalina nieco głębiej, a wtedy natrafimy na jeszcze jedno spostrzeżenie, że jeszcze ważniejsze od tego, kto liczy głosy, jest przygotowanie prawidłowej alternatywy dla wyborców-suwerenów. A kiedy alternatywa jest przygotowana prawidłowo? Wtedy, gdy bez względu na to, kto wybory wygra, będą one wygrane.
Niektórzy dociekliwcy powiadają, że Józef Stalin takiego spostrzeżenia wcale nie poczynił. Ciekawe, skąd mogą wiedzieć takie rzeczy, skoro Józef Stalin przecież im się ze swoich myśli nie zwierzał? Z pewnością takie spostrzeżenie poczynił, a co najwyżej, mógł go nie opublikować – co skądinąd dobrze świadczyłoby o jego przezorności. Tak czy owak, mamy znakomitą wskazówkę, co do funkcjonowania demokracji, zwłaszcza takiej, jak nasza.
I oto pojawiły się fałszywe pogłoski, że Wielce Czcigodny poseł Marcin Horała z ramienia Prawa i Sprawiedliwości, w wielkiej tajemnicy przygotowuje projekt ustawy, według której nasz nieszczęśliwy kraj, zamiast na 41 okręgów wyborczych – jak to było w roku 2019 – ma zostać podzielony na sto okręgów wyborczych.
Według dotychczasowych zasad, okręgi wyborcze były tworzone w oparciu o tak zwaną „normę przedstawicielstwa”, to znaczy – iloraz liczby obywateli naszego nieszczęśliwego kraju przez liczbę posłów do Sejmu, których – jak wiadomo – jest 460. Z tego wyliczenia, nawet bez wyciągania pierwiastka kwadratowego, a następnie odejmowania od niego rocznej produkcji parasoli wynika, że na każdy okręg przypada przynajmniej 7 mandatów poselskich. To przy 41 okręgach wyborczych – a ilu przy stu? Liczbę mandatów przypadających na taki mniejszy okręg, trzeba też podzielić przez prawie 2,5. Wynika z tej operacji, to co najmniej trzy mandaty. W tej sytuacji, zwłaszcza przy utrzymaniu systemu d’Hondta przy przeliczaniu głosów na mandaty do Sejmu dostaną się wyłącznie kandydaci dwóch głównych partii. System d’Hondta jest bardzo podobny do ewangelicznej zasady, że temu, co ma, będzie dodane, a temu, który nie ma, odbiorą i to, co ma.
Taką ustawę trzeba oczywiście uchwalić, ale nie sądzę, by było to trudne, dlatego, że jestem przekonany, że Platforma Obywatelska, powstrzymując obrzydzenie, skwapliwie ten projekt poprze – co będzie jeszcze jedną ilustracją spostrzeżenia, że w sprawach naprawdę ważnych dla państwa, obóz „dobrej zmiany” i obóz zdrady i zaprzaństwa idą ręka w rękę.
W rezultacie takiej zmiany, Naczelnik Państwa skutecznie zdyscyplinuje posłów, zwłaszcza tych, co ponabierali kredytów i poumieszczali żony w spółkach Skarbu Państwa, żeby tam walczyły z nepotyzmem, zgodnie z buńczuczną deklaracją Biura Politycznego PiS i samego Naczelnika Państwa. Kandydaci chętnie wytarzają się nawet w smole i pierzu, a kto wie, czy nawet nie poddadzą żon i przyjaciółek operacyjnemu sprawdzeniu odporności na nepotyzm. Z kolei Platforma bez żadnego wysiłku ze swojej strony, jednym susem wskoczy na pozycję przywódcy nieprzejednanej opozycji, wchłaniając wyznawców pana Hołowni, Lewicę i PSL, które w tej sytuacji, startując samodzielnie, miałyby niewielkie szanse, podobnie, jak Konfederacja.
Jak widzimy na podstawie tych fałszywych pogłosek, prace nad przygotowaniem prawidłowej alternatywy dla wyborców-suwerenów, którzy myślą, że z tymi wyborami, to wszystko naprawdę, już ruszyły z miejsca, więc tylko patrzeć, jak będą nam objawione również ich rezultaty.
Okazuje się, że nasza młoda demokracja też jest na swój sposób wyjątkowa, podobnie jak w Związku Sowieckim, chociaż przy podobieństwach są też różnice, a właściwie jedna: w Sowietach była jedna lista, a u nas będą dwie – a poza tym wszystko się zgadza ze spiżowym spostrzeżeniem Józefa Stalina.
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz