Polska kasta polityczna wszelkich orientacji i komentatorzy nie otrząsnęli się jeszcze po niespodziewanej decyzji prezydenta USA Bidena w sprawie NS 2.
Wszyscy sprawę znają starczy tylko przypomnieć, że nasz największy sojusznik strzelił z liścia Polsce, która aspirowała do roli ” największego sojusznika USA w Europie” ale jeszcze bardziej Ukrainie. Tej Ukrainie, w obronie której stanęła Polska nie godząc się na gazociąg Jamał 2. W konsekwencji tego heroicznego czynu powstał projekt NS a teraz kończony jest NS 2.
Głównym argumentem naszych politykierów był fakt, że gazociąg jamalski miał omijać Ukrainę, która nota bene kradła ile się dało i stosowała instalacje biegnące przez jej terytorium jako środek szantażu politycznego. Rosja przesyłając gaz do Europy zachodniej nie mogła sobie oczywiście na to pozwolić.
Polska w imię braterskiej miłości do Ukrainy postawiła się okoniem i została z niczym. Nowy gazociąg omija nie tylko Ukrainę ale także Polskę, która straciła jednocześnie poważne źródło dochodów z opłat tranzytowych. Więcej – brakujący gaz będziemy teraz kupować od Niemców. Oczywiście z odpowiednią prowizją. Każdy kraj, w tym oczywiście Polska, powinien dążyć do dywersyfikacji źródeł zaopatrzenia ale rezygnacja z pewnego źródła gazu jak i opłat za jego tranzyt należy rozpatrywać w kategoriach psychiatrycznych.
Bratnia Ukraina odwdzięczyła się za nasze starania i poświęcenie blokując ekshumację Polaków, ofiar Rzezi Wołyńskiej i ich godnego pochówku. Może jak pan prezydent Duda zawiezie naszym braciom Ukraińcom jeszcze z parę miliardów euro to trochę zmiękną?… Ciekawe ile pomników Bandery postawili z tego miliarda, który już im pan prezydent Duda zawiózł?
Zawodzenie naszych dyplomatołów po tym jak Biden podpisał porozumienie z Niemcami w sprawie NS 2 było żenującym spektaklem. No ale taka jest, niestety, pozycja naszego nieszczęsnego kraju. I inna nie będzie dopóty, dopóki będzie rządziła magdalenkowa kasta, bękarty Kiszczaka. Każdy będzie ciągnął w swoją stronę ten „postaw czerwonego sukna” aż dla nas, Polaków, nie zostanie nic.
Niżej bardzo ciekawa analiza politologa Ratisława Isczenki, który jak mało kto zna ukraińskie i rosyjskie realia. Artykuł rzuca wiele nowego światła na to co niedawno się stało. Zapraszam do lektury.
* * *
Jak wszyscy wiemy, aby sprzedać coś bezużytecznego musisz najpierw kupić coś bezużytecznego. W pewnym momencie Waszyngton za wysoką cenę kupił Ukrainę. Proces zakupu trwał długo, ponieważ Ukraina była kupowana kawałek po kawałku. Kiedy Ukraina znalazła się w końcu w rękach Stanów Zjednoczonych, Biały Dom szybko zdał sobie sprawę, ku swojemu przerażeniu, że administracje USA zainwestowały znaczne kwoty pieniędzy w całkowicie bezużyteczny produkt.
Amerykanie nie czuli potrzeby ukrywania swoich emocji. Dlatego w 2015 roku niektórzy „bohaterowie Majdanu”, kierując się ekscytującymi reakcjami swoich amerykańskich właścicieli, podsłuchali, ale nie zrozumieli, teorię, że Putin sam zorganizował Majdan, aby zdobyć Krym i obciążyć resztą Ukrainy Amerykanów. Podczas gdy mieszkańcy kontrolowanego terytorium zabawiali się teoriami spiskowymi, Amerykanie myśleli o tym, komu tu podrzucić Ukrainę.
Na pierwszy rzut oka wydawało im się, że Rosja jest zainteresowana Ukrainą. Powody były oczywiste:
– Długa wspólna historia
– Powiązania osobiste i rodzinne
– Znaczenie współpracy przemysłowej i tranzytu gazu przez Ukrainę dla rosyjskiej gospodarki
– Rozwiązanie problemu Krymu (po zniknięciu Ukrainy znikną nawet ci, którzy zgłaszali roszczenia do półwyspu)
Stany Zjednoczone zamierzały oszukać Rosję, wymieniając Ukrainę na carte blanche w Syrii i na Bliskim Wschodzie. Myśleli, że utrzymają sankcje wprowadzone za „okupację Krymu”, tym razem jako sankcje za „okupację Ukrainy”. W istocie Waszyngton planował wymianę czegoś bezużytecznego na coś całkiem użytecznego, przy jednoczesnym utrzymaniu wszelkich środków nacisku na Rosję. Amerykanie nie byliby Amerykanami [rzydami! – admin], gdyby nie próbowali zarabiać pieniędzy nawet w obliczu potencjalnej straty.
Ale tym razem Stany Zjednoczone były skazane na rozczarowanie. Moskwa nie wykazała zainteresowania tym bezużytecznym produktem. Nie było nawet jasne, czy Moskwa weźmie Ukrainę, nawet jeśli ktoś za to zapłaci. A płacenie czegokolwiek, by zabrać Ukrainę, nie wchodziło w rachubę. Kolejne rundy sankcji, których celem było stworzenie sytuacji, w której aneksja Ukrainy byłaby mniej rujnująca dla Kremla niż utrzymanie status quo, również nie rozwiązały problemu. Okazało się, że Rosja, choć początkowo poniosła straty finansowe z powodu sankcji, nauczyła się je wykorzystywać do osiągania długofalowych strategicznych zwycięstw.
W 2016 roku Ukraina przestała odgrywać istotną rolę w amerykańskich inicjatywach przeciwko Rosji. Pozostała do sprzedaży, ale zrozumiano, że trzeba poszukać nowego nabywcy. Co więcej, ponieważ w tym czasie nawet Pigmeje w Afryce rozumieli, jak bezużyteczna jest Ukraina, konieczne było znalezienie kupca, który nie mógłby odrzucić oferty. Sprzedaż kolonii kijowskiej imperium USA przeszła w tryb „kup pan cegłę”, co pozwoliło na przedstawienie zwykłej kradzieży jako dobrowolnego zakupu.
Podczas swojej kadencji Obama nie mógł znaleźć odpowiedniego „nabywcy”. Trump nie był zbytnio zainteresowany problemem ukraińskim, preferując intrygi przeciwko Chinom i walkę z NordStream-2 na korzyść amerykańskiego przemysłu gazowego. Jednak to polityka Trumpa pomogła administracji Bidena znaleźć „nabywcę”, który nie byłby w stanie odrzucić oferty cegły.
Walcząc z NordStream-2 i starając się minimalizować koszty globalnej hegemonii USA, Trump poważnie zaszkodził relacjom z Niemcami. Niemcy, znajdując się w nieoczekiwanej sytuacji, w której Stany Zjednoczone przekształciły się z sojusznika w ekonomicznego konkurenta i przestały gwarantować polityczną i militarną ochronę, nie odważyli się nagle zmienić toru i wpaść pod rosyjskie skrzydła. Co więcej, z łatwością spowodowałoby to nieodwracalne pęknięcie w Unii Europejskiej. Berlin zaczął szukać sposobów na odzyskanie dobrych stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. W rezultacie administracja Bidena była w stanie dokonać zwrotu.
Niezwiązany z interesami amerykańskiego przemysłu naftowo-gazowego (Biden opowiada się za „zieloną” energią zamiast tradycyjnej) i mając pełną świadomość, że Niemcy są zdeterminowani, aby za wszelką cenę dokończyć NordStream-2, Waszyngton udawał super zaniepokojonego losem Ukrainy. Pogawędkę z Niemcami na ten temat przedstawiono w istocie jako warunek wstępny normalizacji stosunków. Jednocześnie Stany Zjednoczone wykonały niezwykły ruch, odmawiając nałożenia sankcji na niemieckie firmy i polityków zaangażowanych w projekt NordStream-2.
Zwykle Waszyngton nigdy nie daje niczego jako pierwszy podczas negocjacji, zamiast tego prosi o ustępstwa od drugiej strony. W tym przypadku jednak Amerykanie byli niezwykle konstruktywni. Prawdziwy powód tego stanu rzeczy wkrótce został ujawniony: Amerykanie skłonili Niemców do podpisania porozumienia, mającego rzekomo chronić interesy Ukrainy.
Radość w Kijowie była krótkotrwała. Kiedy ujawniono szczegóły umowy, było jasne, że nikt niczego Ukrainie nie gwarantował ani nie zamierzał niczego jej rekompensować. Niemcy złożyły niejasną obietnicę walki o interesy Ukrainy i skłonienia Gazpromu do negocjacji przedłużenia kontraktu tranzytowego z Ukrainą. Nawiasem mówiąc, rząd rosyjski nigdy tego nie odmówił, pod warunkiem, że Ukraina będzie mogła zaoferować konkurencyjne warunki tranzytowe. Ale właśnie tego Kijów nie chce robić, marząc o dalszym wykorzystywaniu „wyjątkowości” swoich zdolności tranzytowych. Dlatego Ukraina tak zaciekle walczyła z NordStream-2. Ale nikt nie obiecał zmusić Moskwy do zawarcia nieopłacalnej umowy.
Ukraina się myliła, nie została zdradzona, została sprzedana. Co więcej, wbrew temu, co mówili przeciwnicy Bidena, nie sprzedał go Putinowi. Putin skutecznie wykorzystywał sytuację na Ukrainie w służbie rosyjskich interesów, ale nie zapłacił ani centa ani nie zrobił ani jednego ustępstwa. Wręcz przeciwnie, Gazprom i Rosja planowały na tym zysk, kompensując wymuszone straty z poprzedniego okresu. Biden sprzedał ukraińską „cegłę” Merkel.
Aby stylowo opuścić scenę i dać swojej partii szansę na pozostanie u władzy, Bundeskanzlerin musiała przywrócić wzajemne zrozumienie ze Stanami Zjednoczonymi. NordStream-2 był jednak tak ważnym projektem, że Merkel nie była gotowa na żadne ustępstwa w tej sprawie.
Amerykanie są dobrymi negocjatorami, więc udało im się złożyć jej ofertę nie do odrzucenia. Usunęli NordStream-2 z agendy. Dotychczasowe sankcje zostały utrzymane, ponieważ nie sprawiały problemów, a nowe sankcje nie zostałyby nałożone, zwłaszcza wobec Niemców. Wszystkie zobowiązania Niemiec wobec Ukrainy zostały wyrażane w sposób możliwie niejasny. Do Berlina należałoby podjęcie decyzji, na czym dokładnie polegały te zobowiązania. Jedyną konkretną obietnicą było zebranie przez Stany Zjednoczone na Zachodzie środków w wysokości miliarda dolarów, które zostaną przekazane Ukrainie na rozwój „zielonej” energii i umożliwienie jej zrekompensowania ewentualnych problemów w kraju z dostawami gazu. Niemcy pełniłyby rolę menedżera rozwoju „zielonej” energetyki na Ukrainie,
Biden upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu. Po pierwsze, zademonstrował swoim amerykańskim zwolennikom, jak skutecznie walczy o ekologię, wprowadzając „zieloną” energię, nawet w tak odległym i zapomnianym przez Boga miejscu, jak Ukraina. Wtedy Niemcy, którzy od lat w kraju walczyli z elektrowniami atomowymi i węglowymi, teraz będą mogli wykorzystać swoje doświadczenie na Ukrainie, wykorzystując miliard dolarów. Będą musieli podzielić się nim z Aborygenami, ale nie aż tak bardzo. Co więcej, Niemcy byliby w odpowiedniej sytuacji, by rozwiązać problem kilkunastu reaktorów w ukraińskich elektrowniach jądrowych, wszystkich potencjalnych Czarnobylów, wciąż w beztroskich łapach Ukrainy.
I znowu, ponieważ po tych „wsparciech” i „reformach” Ukraina nieuchronnie stanie w obliczu deficytu energii elektrycznej, Unia Europejska będzie mogła sprzedawać jej nie tylko gaz ziemny „wstecznie”, ale także energię elektryczną. Po drugie Stany Zjednoczone pozbywają się wreszcie ukraińskiej „walizki bez uchwytów”, z powodzeniem ładując ją na Niemcy. Teraz do następcy Merkel należy zastanowienie się, jak sprzedać Ukrainę Rosji, nawet z dodatkową rekompensatą finansową.
Sama Merkel nie ma powodów do narzekań. Oczywiście kupiła „cegłę”, ale cegłę ładnie zapakowaną w złoty papier. Gdy zakup zostanie sfinalizowany wybory przeminą, a kanclerz się wycofa. Gdyby CDU/CSU nie utrzymały się u władzy, to nie z tego powodu. Merkel zostawia solidny, zadbany kraj bez długów i problemów. Obietnice, których mogą się trzymać kijowscy awanturnicy, zostaną odkryte później, kiedy losy wyborów i koalicji będą już przesądzone.
Amerykanie nigdy niczego nie wyrzucają i udaje im się zarobić kilka centów nawet na najbardziej bezużytecznym produkcie.
A jeśli chodzi o Ukrainę… No cóż, Ukraina już nikogo nie obchodzi. Obywatelom Ukrainy pozostaje tylko nadzieja, że w mniej więcej niedalekiej przyszłości, po serii odsprzedaży, ten inwalida, czyli sama Ukraina, mimo swej nienawistnej osobowości, nawyku gryzienia mebli właściciela, uszkadzania tapet , i pozostawienia odchodów może trafić w ręce charytatywne. Ale jest to bardzo mało prawdopodobne.
Ratisław Isczenko
Źródło oryginalne: http://thesaker.is/buy-a-brick-the-usa-is-selling-ukraine/
Tłumaczenie automatyczne. Wybór, redakcja i korekta J.R.
https://spiritolibero.neon24.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz