piątek, 1 października 2021

Na granicy, jak w Wietnamie

„Tam za górą jest granica, przy granicy jest strażnica (…) Czasem w noc od śniegu białą na granicy padną strzały, śpij spokojnie moja miła, wiernie czuwa straż” – głosiły słowa piosenki popularnej w czasach stalinowskich i potem, kiedy to pan redaktor Michnik, podobnie jak inni potomkowie “ocalałych z holokaustu”, zaprawiał się do polityki w szeregach „walterowców”, by po osiągnięciu “wieku rębnego” stanąć na czele mniej wartościowego narodu tubylczego.

Wtedy jeszcze nie miał wątpliwości, że na granicy mogą, a nawet powinny “padać strzały”, żeby nikt nie mógł zakłócić spokoju w cudnym raju. Wątpliwości pojawiły się później, zwłaszcza po wojnie sześciodniowej na Bliskim Wschodzie, po której Władysław Gomułka zgotował “ocalałym z holokaustu” nowe męczeństwo.

Taki na przykład Oskar Szyja Karliner, co to w heroicznym okresie wprowadzania “władzy ludowej”, w prokuraturze wojskowej zdążył ubabrać sobie ręce we krwi polskich patriotów, został z wyrzucony z partii i pozbawiony posady dyrektora Państwowej Agencji Energii Atomowej, na którą został wycofany z “organów” po 1956 roku, żeby nie kłuć ludzi w oczy.

Na energii atomowej znał się na tyle, by wiedzieć, że – zgodnie w proroctwami proletariackiego poety – „ciepło energii atomowej stopi lodowce biegunowe, bo siła, którą kryje atom, da ludziom zdrowie, ciepło, światło”.

Dzisiaj słysząc takie słowa nie tylko panna Greta Thunberg, ale nawet pan red. Michnik, dostałby zawału serca, ale na tamtym etapie obowiązywały inne mądrości. Wracając do Oskara Szyji, to takiego męczeństwa nie mógł już cierpieć, toteż wyjechał do Izraela, gdzie pozostawił dwóch synów, którym po latach polskie paszporty osobiście wręczył prezydent Lech Kaczyński.

Wróćmy jednak nad granicę polsko-białoruską, gdzie “strzały” wprawdzie nie padają, ale i bez tego polskie władze dopuszczają się niezwykłych zbrodni, zwłaszcza wobec “dzieci”. Tak twierdzi białoruski prezydent Aleksander Łukaszenka, który w ten sposób mści się na Polsce za to, że wzięła udział w zabawie w mocarstwowość, lansując, zresztą bez najmniejszego powodzenia, pania Swietłanę Cichanouską na białoruską prezydentkę.

Ale nie tylko mściwy prezydent Łukaszenka tak twierdzi. Basują mu najtęższe autorytety moralne naszego bantustanu z panem red. Michnkikiem na czele, który – zgodnie z leninowskimi normami organizatorskiej funkcji prasy – za pomocą żydowskiej gazety dla Polaków, inicjuje i koordynuje wymierzoną nie tyle w rząd, co w państwo polskie, ckliwą propagandę.

A kiedy propaganda jest najbardziej ckliwa? Wtedy, kiedy jej bohaterami, głównymi ofiarami zbrodniczej Polski, są dzieci. Bo Polska specjalnie uwzięła się na te dzieci, które – jak to dzieci – płaczą, i w ogóle. Pokazać takie dziecko w telewizji, a przynajmniej opisać je w gazecie, to prawdziwy propagandowy cymes, bo nie ma takiego serca, które by w tej sytuacji nie drgnęło.

“Cóż to by za serce było, co by dziś nie zapłakało?” – retorycznie pyta dawna pieśń wielkopostna. Skąd się te dzieci wzięły na granicy białorusko-polskiej – tajemnica to wielka – bo Sralon wydał rozkaz, żeby nie wierzyć ani ministrowi Błaszczakowi, ani ministrowi Kamińskiemu, którzy twierdzą, że zwabił ich na Białoruś prezydent Łukaszenka wespół z przemytniczymi mafiami, a potem pogonił nad granicę, żeby w ten sposób Polskę konfundować przed opinią światową.

Toteż Judenrat “Gazety Wyborczej”, a także środowiska moralnych wrażliwców, już nie wchodzą w przyczyny, dla których dzieci te znalazły się nad granicą, tylko mobilizują opinię publiczną, żeby tych wszystkich egzotycznych turystów prezydenta Łukaszenki wpuścić do Polski – a potem się zobaczy, kto jest kto.

Tak w każdym razie uważa Wielce Czcigodna posłanka Iwona Hartwich, którą, gwoli przysporzenia sobie, głosów, wzięła na swoją listę Koalicja Obywatelska, a która bez tych turystów najwyraźniej nie może już wytrzymać, a jestem pewien, że dla rozmaitości chętnie wzięłaby też udział w ich wszechstronnym egzaminowaniu. O tym jednak nie trzeba głośno mówić, natomiast głośno należy współczuć biednym dzieciom, no i oczywiście – bronić ich przed zbrodniczym rządem polskim.

Wyobrażam sobie, jak prezydent Łukaszenka musi zacierać ręce na widok tylu wrażliwych moralnie idiotów w Polsce, do których niedawno dołączył JE abp. Wojciech Polak. Nawiasem mówiąc, jak dotąd nie przyjął on ani jednego dziecka do swojej rezydencji na utrzymanie – a przecież nic tak nie przekonuje, jak dobry przykład. Najwyraźniej jednak uważa, że powinien zrobić to ktoś inny. Kto? Tego właśnie nie wiemy, bo nie słychać też, by żarliwi obrońcy dzieci z panem red. Michnikiem na czele sprowadzili sobie jakieś rodziny z dziećmi, np. do swojego apartamentu w Alei Przyjaciół w Warszawie, leżącego niedaleko uliczki św. Teresy, gdzie w okresie dobrego fartu usadowiło się Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego i gdzie torturowani byli m.in. gen. Emil Fieldorf oraz Jan Rodowicz, ps. „Anoda”.

Trudno jednak wymagać od stada moralnych wrażliwców, by przyjmowały do siebie dzieci egzotycznych turystów prezydenta Łukaszenki. W większości bowiem są to te same osoby, które jeszcze niedawno uczestniczyły w demonstracjach Strajku Kobiet, które domagały się legalizacji dzieciobójstwa małych dzieci przez ćwiartowanie ich bez znieczulenia, albo odsysanie.

Żeby cnota nie pozostała bez nagrody, niepodobna zapomnieć o roli, jaką w tym wszystkim odegrała i odgrywa żydowska gazeta dla Polaków pod redakcją pana red. Michnika. Ciekawe, czy on sam wymyślił, czy też pani Marta Lempart wymyśliła hasło: “Wypierdalać!” Czy ma ono charakter uniwersalny i odnosi się do wszystkich, którzy z jakiegoś powodu “kobietom” się nie podobają, czy też zarezerwowane jest wyłącznie dla rządu powołanego przez Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego?

Bo właśnie Sejm przedłużył stan wyjątkowy w pasie przygranicznym na terenie województw podlaskiego i lubelskiego. Panu generałowi Skrzypczakowi nie bardzo się to podoba i chociaż głosi konieczność “zmiany strategii”, to jednak nie podaje żadnej alternatywnej recepty. Takim generałem to i ja mógłbym być, a jeśli jest ich więcej, to niech Bóg ma w opiece nasz nieszczęśliwy kraj.

Pan Bartłomiej Sienkiewicz podczas sejmowej debaty wykrzykiwał, że to “hańba” – ale jakoś nie słychać, by wystąpił z inicjatywą, by z uwagi na zbliżające się chłody, ogrzewać egzotycznych turystów prezydenta Łukaszenki ciepłem płynącym z płonących budek strażniczych, w których podpalaniu pan Bartłomiej ma niejakie doświadczenie.

Trudno tedy powiedzieć, czy jest jakiś argument przeciwko przedłużaniu stanu wyjątkowego, podczas gdy za jego przedłużeniem kryje się bardzo ważny interes polityczny PiS, bo im bardziej nasila się ze strony prezydenta Łukaszenki presja na Polskę, tym szybciej rosną notowania tej partii, co pokazuje, że sytuacja pod tym względem jest u nas lepsza niż w USA podczas wojny w Wietnamie, która została przez Stany Zjednoczone przegrana przede wszystkim na skutek presji opinii publicznej, rozhuśtanej telewizyjnymi relacjami.

Jak pamiętamy, potem komuniści urządzili w Wietnamie, Laosie i Kambodży krwawą łaźnię – ale żaden z amerykańskich wrażliwców moralnych nie poczuwał się do odpowiedzialności z tego tytułu, podobnie jak Dajakowie, którzy do niedawna nie dostrzegali związku przyczynowego między stosunkami płciowymi, a rodzeniem się dzieci.

Stanisław Michalkiewicz
https://www.magnapolonia.org/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...