piątek, 1 października 2021

Wypić i zakąsić



Wszystko ma swoje plusy dodatnie, ale i ujemne. Za to odkrycie Kukuniek powinien przejść do historii, ale zanim przejdzie, powinien dostać drugą nagrodę Nobla, tym razem za osiągnięcia w nauce. W jakiej? Tajemnica to wielka, więc na wszelki wypadek powiedzmy, że z filozofii.

W końcu odkrycie plusów dodatnich i ujemnych ma chyba większe znaczenie od odkrycia, że byt jest, a odbytu nie ma. Zgodnie zatem z wiekopomnym odkryciem Kukuńka, podaję przykład jednoczesnego istnienia plusów dodatnich i ujemnych. Potwierdzenie mojej ulubionej teorii spiskowej jest niewątpliwie plusem dodatnim.

Przypomnę, że jednym z elementów tej teorii jest odkrycie, że u podstaw III Rzeczypospolitej leży niepisana zasada: my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych. Ale – jak powiedziałby Kukuniek – jednocześnie ten optymizm jest zaprawiony pesymizmem, no bo jakże cieszyć się z tego, że Polska rządzi sitwa, która nie tylko wysługuje się cudzoziemskim centralom wywiadowczym, ale w dodatku – jedni sitwesowie udają władzę, podczas gdy inni – opozycję.

To zresztą też jest odkryciem Kukuńka, a w każdym razie, kiedyś w przypływie szczerości o tym powiedział: „oni udawali władzę, a my – opozycję”. Tak kazał generał Kiszczak, wykonując ustalenia pana Daniela Frieda, z pierwszorzędnymi korzeniami oraz Władimira Kriuczkowa, który pierwszorzędnych korzeni nie miał, ale za to był szefem KGB. [No i pracował dla swojego kraju, a nie dla obcych – admin]

Dzięki temu mogło być urządzone widowisko telewizyjne dla ludu, nazwane „obradami okrągłego stołu”. Toteż nic dziwnego – na co wielokrotnie zwracałem uwagę – że obydwie drużyny uczestniczące w walce kogutów, w sprawach naprawdę istotnych dla państwa, które przesądzają o jego kondycji na dziesięciolecia, a może nawet na 100 lat, idą ręka w rękę. Tak było podczas referendum w sprawie Anschlussu w czerwcu 2003 roku, tak było podczas uchwalania ustawy upoważniającej prezydenta do ratyfikacji traktatu lizbońskiego, który – o czym teraz boleśnie się przekonujemy – amputował Polsce ogromny kawał suwerenności i ostatnio, kiedy płomienny dzierżawca monopolu na patriotyzm, czyli Naczelnik Państwa, przy pomocy Lewicy przeforsował ratyfikację ustawy o zasobach własnych UE, stanowiącej milowy krok na drodze tzw. „pogłębiania integracji”.

Ale rewolucyjna teoria, to tylko teoria, a każda teoria, niechby nawet najbardziej rewolucyjna, musi być potwierdzona rewolucyjną praktyką. Trochę musieliśmy na to poczekać, ale wreszcie doczekaliśmy się, a to za sprawą pana red. Mazurka, który właśnie potrzebował obchodzić swoje 50 urodziny. Na te urodziny zaprosił nie tylko Wielce Czcigodnych Parlamentarzystów, ale również ministrów, wicepremierów, słowem – całą śmietankę naszej elity. Podobno niektórzy przyszli tam mimo braku zaproszenia, co pokazuje, że urodziny pana red. Mazurka mają niezwykle wysoką rangę towarzyską. Może nie tak wysoką, jak szabasowe kolacje u najnowszego przyjaciela naszego i tak wystarczająco nieszczęśliwego kraju, pana Jonatana Danielsa, ale zawsze.

Jak pamiętamy uczestnicy szabasowej kolacji wkrótce urośli razem z krajem, podczas gdy ci, których pan Daniels nie zaprosił, zostali odsunięci w ciemności zewnętrzne, skąd dobiega płacz i zgrzytanie zębów. Taki właśnie los spotkał panią Beatę Szydło, która utraciła stanowisko premiera na rzecz pana Morawieckiego, który u pana Danielsa biesiadował.

Urodziny pana red. Mazurka nie przyniosły ich uczestnikom tyle szczęścia, przynajmniej na razie. Oto Wielce Czcigodny poseł Pupka, podobnie jak Wielce Czcigodny poseł Siemoniak musieli „oddać się” Donaldu Tusku do dyspozycji. Miejmy nadzieję, że nie będzie nimi dysponował zbyt intensywnie, bo zbytnia intensywność bywa niebezpieczna. Możemy się o tym przekonać na przykładzie opowieści z „Żywotów pań swawolnych” Brantome’a, kiedy jedna swawolna pani wypytywała nieszczęśnika, co to właśnie powrócił z bisurmańskiej niewoli, jak też bisurmanie traktują kobiety. – „O pani – odpowiedział tamten – tyle im czynią tę rzecz, aż umierają z tego. – Dałby Bóg – odrzekła swawolna pani – abym tak w męczeństwie mogła umrzeć za wiarę”. Umierały oczywiście kobiety, bo u bisurmanów żywot, podobnie jak inne rzeczy – twardy – o czym w „Sztuce obłapiania” pisze Aleksander Fredro: „I choć trzy razy mdlała i ożyła, przecież nie słabnie bisurmańska żyła”.

Z posłami Pupką i Siemoniakiem „będzie to, co ma być”, tym bardziej, że Donald Tusk podobno się „wściekł”. To mu się przytrafia już nie pierwszy raz, więc po raz kolejny powtarzam, że powinien przebadać go jakiś weterynarz. Jeszcze tego brakowało, żeby na pozycji lidera sceny politycznej stanął człowiek cierpiący na wściekliznę, która przecież jest dolegliwością zakaźną w stopniu nawet większym, niż zbrodniczy koronawirus.

Inna rzecz, że trudno się tej wściekliźnie u niego dziwić. Ledwo wypowiedział wojnę Kaczorowi, ledwo obsztorcował Wielce Czcigodnego posła Nitrasa i legendarnego Władysława Frasyniuka, ledwo zaprezentował się, jako rzymski katolik i płomienny patriota i w ogóle – naskładał się, jak scyzoryk – a tu okazało się, że jego trzódka w podskokach pobiegła do pana red. Mazurka na urodziny, gdzie przy wódeczce i zakąskach bratała się z wrogami Unii Europejskiej i w ogóle – gatunku ludzkiego.

Jak mawiał niezapomniany Franciszek Fiszer – „cały pogrzeb na nic”. I co teraz powie na to Nasza Złota Pani, kiedy stało się to niemal w przeddzień wyborów w Niemczech? Skoro nawet Donald Tusk się „wściekł”, to wyobrażam sobie, jaki atak furii musiała Nasza Złota Pani przypuścić na swojego faworyta. Kazała mu zagospodarować tu wpływy przekazane jej przez Naszego Najważniejszego Sojusznika, prezydenta Józia Bidena – a tu tylko ruja i poróbstwo, chamstwo i drobnomieszczaństwo a wreszcie – mordochłapstwo – bo jak powiedział pan red. Mazurek – niektórzy biesiadnicy przyszli bez zaproszenia.

Widać, że przyszłość Donalda Tuska zawisła na włosku, ale mniejsza o to, bo przecież nie ma czego żałować. Znacznie ciekawsza jest przyczyna, dla której tylu dygnitarzy, jeden przez drugiego, biegnie do pana red. Mazurka. Przecież nie dlatego, żeby wypić i zakąsić, bo wódeczki i zagrychy mają dosyć i bez niego. Pogadać sobie przyjaźnie ze swoimi partnerami od walk kogutów też mogliby bez ostentacji, wywołującej taki dysonans poznawczy u wierzących. Pan Maciej Dowbor dał wyraz swojej deziluzji, mówiąc: „a my, jak te jelenie…”

Przyczyna musiała tedy leżeć po stronie pana red. Mazurka, którego faktyczna pozycja w naszym nieszczęśliwym kraju musi być znacznie większa od skromnej przecież pozycji oficjalnej. Kim pan jest, doktorze Sorge?

Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...