Od najdawniejszych czasów wiedziano, że cele polityczne i gospodarcze w stosunkach między państwami można było osiągnąć nie tylko na drodze wojny, ale i negocjacji. Było to rozwiązanie o wiele mniej niebezpieczne, ale i tańsze. Rozmowa z wrogim państwem nie jest tożsama z akceptacją jego polityki i legitymizacją jego władz.
Amerykanie utrzymywali swoich dyplomatów w Moskwie nawet za czasów stalinizmu (po uznaniu ZSRR i nawiązaniu stosunków dyplomatycznych w 1933 r.), choć z polityką Stalina się nie godzili. Bieżący kontakt oraz poufne rozmowy pozwalają sondować reakcje przeciwnika na ostrożne próby realizowania własnych interesów. Na tym przecież od lat polegała dyplomacja, co oczywiście nie znaczy, że negocjacje zawsze muszą kończyć się porozumieniem.
W epoce „zimnej wojny”…
dwa supermocarstwa USA i ZSRR, mimo wzajemnej nieufności, nigdy nie przestawały ze sobą rozmawiać. Obowiązywała logika „dyplomaty i żołnierza”, pozwalająca utrzymać strategiczną równowagę. Gdy w czasie kryzysu rakietowego na Kubie w 1962 r. doszło prawie do zerwania rozmów, świat otarł się o katastrofę nuklearną. W 1978 r. porozumienie egipsko-izraelskie z Camp David, zawarte pod presją Stanów Zjednoczonych, rozpoczęło stabilizację Bliskiego Wschodu, mimo powracających tam wojen. W latach dziewięćdziesiątych ub. wieku krwawe konflikty regionalne na Bałkanach, w Afryce czy na Środkowym Wschodzie po raz kolejny udowodniły, że wcześniej czy później to właśnie negocjacje i tylko one mogą przynieść kompromis polityczny.
Wtedy też pojawiła się wyjątkowo pomyślna koniunktura międzynarodowa dla Polski. Wraz z odzyskaniem autonomii decyzyjnej polska dyplomacja stanęła przed nowymi i trudnymi zadaniami wynegocjowania korzystnych warunków włączenia się do struktur międzynarodowych, rozłożenia spłat kredytów zaciągniętych w okresie PRL, wyprowadzenia wojsk poradzieckich z terytorium państwa, a także przyjaznego ułożenia stosunków z nowymi-starymi sąsiadami.
Po rozpadzie struktur blokowych zaistniała możliwość akcesji do zachodnich instytucji bezpieczeństwa i regionalnej integracji. Wszystko to wymagało niezwykłej mobilizacji i skuteczności służb państwowych, odpowiedzialnych za prowadzenie negocjacji dyplomatycznych. Dyplomacja koncentrowała uwagę na utrwalaniu nowego miejsca Polski w Europie i świecie, regulowaniu spraw wynikających ze zjednoczenia Niemiec, w tym potwierdzenia istniejącej granicy polsko-niemieckiej, wejściu do Rady Europy, OECD, a także, a może przede wszystkim do NATO i do Unii Europejskiej. Przy aktywnym udziale Polski powołano do życia Trójkąt Weimarski i Trójkąt Wyszehradzki. Polska weszła też do Inicjatywy Środkowoeuropejskiej i aktywnie działała w Radzie Państw Morza Bałtyckiego. Zaistniało znów wiele okazji, by sięgnąć do bogatej tradycji związanej z aktywnością dyplomatyczną Polski i Polaków na arenie międzynarodowej.
Czartoryski i Rapacki
Polska aktywność negocjacyjna na arenie międzynarodowej w czasach nowożytnych znana jest od czasu działalności dyplomatycznej księcia Adama Czartoryskiego (jego udziału w kongresie wiedeńskim i aktywności w ramach Wielkiej Emigracji po powstaniu listopadowym). W Polsce Odrodzonej swoim kunsztem dyplomatycznym zasłynęli tacy politycy i mężowie stanu, jak: Roman Dmowski, Ignacy Paderewski, Leon Wasilewski, August Zaleski, Szymon Aszkenazy, Aleksander Skrzyński, czy Edward Raczyński.
Po II wojnie światowej nie było warunków dla realizacji samodzielnej polityki zagranicznej, ale nazwisko Adama Rapackiego do dzisiaj figuruje w wielu światowych podręcznikach, zwłaszcza w kontekście idei stref bezatomowych i konferencji bezpieczeństwa europejskiego (KBWE). Epokę III Rzeczypospolitej z pewnością należy wiązać z zasługami Krzysztofa Skubiszewskiego, który nadał osobisty ton polskim akcjom dyplomatycznym na arenie międzynarodowej.
Od najdawniejszych czasów w negocjacjach międzynarodowych dominowała problematyka metod i środków utrzymania ładu międzynarodowego, polegająca albo na skupianiu sił wokół jednego ośrodka potęgi imperialnej (bandwagoning), albo na równoważeniu sił między różnymi potęgami (balancing).
W czasach nowożytnych od czasu kongresu wiedeńskiego negocjowano kwestie statusu państw, podziałów terytorialnych, zajmowano się konsekwencjami erupcji nacjonalizmów, dekolonizacją i samostanowieniem, aż po pokojowe współistnienie państw o odmiennych ustrojach społecznych, odprężenie i nuklearne rozbrojenie. Choć w przedmiocie negocjacji występowały nieraz głębokie zmiany, to jednak istota rokowań dyplomatycznych pozostawała niezmienna. Było nią dążenie do pokojowego układania się, celem obrony rudymentarnych wartości i zasad, dzięki którym ludzkość może przetrwać w ramach „wspólnoty międzynarodowej”.
Procesy rosnących współzależności w stosunkach międzynarodowych czynią negocjacje sztuką przekonywania innych, ale i siebie samego, że warto poszukiwać racjonalnych sposobów na współpracę w rozwiązywaniu problemów, trapiących ludzkość w zglobalizowanym świecie.
„Świat współczesny wydaje się tkwić w objęciach negocjacji. Wszyscy chcą negocjować, ponieważ wszyscy obawiają się dyktatu, jednostronnych decyzji. Każdy chciałby wziąć w swoje ręce własny los lub przynajmniej uczestniczyć w wypracowaniu rozwiązania, które dotyczy jego pracy, jego spraw […]. Demokratyczne państwa XX w. są zatem zmuszone do nieustających negocjacji wewnątrz swoich granic ze wszystkimi ruchami, które pojawiają się w społeczeństwie, równocześnie uczestnicząc w różnych wymiarach dyplomacji międzynarodowej” (Lionel Bellenger).
Negocjacje to nie tylko sztuka wygrywania własnych interesów, to także umiejętność interpretowania i odkrywania informacji. To sztuka postawienia się na miejscu innych, aby móc przewidzieć ich działania i mieć wpływ na to, co robią.
Idea kompromisu
W kręgu cywilizacji zachodniej po II wojnie światowej wykształciło się przekonanie, że dla zachowania pokojowego ładu międzynarodowego, trzeba opanować sztukę budowania porozumień, opartych na gotowości brania pod uwagę odmiennych punktów widzenia. Istotą tej sztuki jest osiąganie kompromisu, który jest warunkiem każdego porozumienia. Kompromis polega na wzajemnych (obopólnych) ustępstwach, na zrzeczeniu się całości lub części własnych roszczeń oraz uznaniu roszczenia w całości lub części drugiej strony.
Zgodnie z teorią Georga Simmela u podstaw kompromisu leży jeden z największych wynalazków ludzkości – fakt, że nagrodę, będącą przedmiotem konfliktu (na przykład władzę, terytorium, zasoby) można zrekompensować albo poprzez podział, albo na zasadzie odszkodowania. Zawieranie kompromisów wymaga zatem specjalnych umiejętności: polega, po pierwsze, na zdolności dostrzegania, że kompromisowe rozwiązanie jest w ogóle możliwe, a po drugie, na trudnej sztuce odpowiedniego dzielenia nagród lub ustalania stosownych odszkodowań w taki sposób, żeby nie stało się to zarzewiem nowych konfliktów.
Kompromis uznaje się za zasadę wspólnego dochodzenia do prawdy, co oznacza, że żaden z partnerów negocjacji nie zmusza drugiego do bezwzględnego podporządkowania go swoim poglądom i przekonaniom, a wręcz przeciwnie, pozostawia mu niezależność jego decyzji. Istotą relacji jest „wczuwanie się” w punkt widzenia drugiej strony, aby przy dobrej woli przyznać jej choć trochę racji. W ten sposób strony wznoszą się jakby ponad siebie, dążąc ku wspólnocie jednego i tego samego punktu widzenia na sprawy i rzeczy, których negocjacje dotyczą.
Partnerzy, podejmując dialog są tym samym gotowi prawdę drugiego partnera uczynić częścią swojej prawdy. To wszystko oznacza, że strony dzielą między sobą zarówno satysfakcję, jak i niezadowolenie z osiągniętego wyniku rozmów. Żadna z nich nie musi być całkowicie zadowolona, ale też nikt nie jest pozbawiony pewnych korzyści, jakie daje porozumienie.
Możliwość wzajemnych ustępstw jest często warunkowana przez stosunek sił między stronami. W historii można znaleźć przykłady zachowań nieustępliwych. Z jednej strony ich źródłem może być bogactwo i siła, które rodzą pokusę do lekceważenia oponenta i niedoceniania jego determinacji. Z drugiej strony słabsze państwa mają ograniczone pole manewru między maksimum możliwych ustępstw a minimum swoich oczekiwań.
Brak większego pola manewru powoduje wzrost determinacji na rzecz obrony swoich racji. Przykładem często przywoływanym jest przypadek Stanów Zjednoczonych i Charlesa de Gaulle’a z okresu II wojny światowej, kiedy czuł się on osamotniony pośród sojuszników i był zdeterminowany do obrony swoich racji za wszelką cenę. Dzisiaj można byłoby przywołać strategię nieustępliwości w sprawach obrony przestrzeni poradzieckiej ze strony Władimira Putina.
Etos rycerski i etos kupiecki
W kulturze negocjacyjnej wykształciły się dwa etosy, determinujące zachowania państw. Etos rycerski odrzuca przydatność kompromisu, podczas gdy etos kupiecki go akceptuje. Tradycja liberalna Zachodu nawiązuje do sztuki kompromisu w kontekście transakcji handlowych. Kompromis jest bowiem wzorem wypracowanym w trakcie dobijania targu. Najważniejszym motywem zachowań kompromisowych stała się optymalizacja zysku, a nie walka za wszelką cenę, odwoływanie się do praktycznych celów, a nie do dumy i godności. Stąd nastawienia kompromisowe uchodzą w niektórych kręgach kulturowych za „nierycerskie” czy „niehonorowe”.
Na przykład w Rosji panuje przekonanie, że postawy kompromisowe i koncyliacyjne są mnie skuteczne i opłacalne niż postawy bezkompromisowe. Wyrazy dobrej woli i wspaniałomyślności mogą być potraktowane przez drugą stronę jako oznaka słabości, uległości czy podstępu. Warto byłoby się zastanowić, czy postawy polskich polityków wobec wyzwań negocjacyjnych z sąsiadami bardziej przypominają dziś podejście rosyjskie, czy zachodnie, do którego chcieliby się zaliczać.
Każde negocjacje wymagają sporo inteligencji i sprytu, a także kalkulacji ryzyka. Nawet gdy kompromis może być uznawany za efekt nadmiernej ustępliwości, jest zawsze z pragmatycznego punktu widzenia lepszym rozwiązaniem niż klęska, choćby nawet najbardziej „rycerska” i „honorowa”. Każdy kompromis wymaga jednak żmudnego uzasadnienia, a po fakcie – dodatkowych usprawiedliwień, jako że budzi wrażenie porażki, niedosytu czy upokorzenia. Być może na tym tle rodzą się postawy bezkompromisowe. W polskim rozumieniu oznaczają one zjawisko pozytywne, jako walkę o wartości, czyli zaniechanie możliwości osiągnięcia kompromisu. W ujęciu negatywnym oznaczają upór, aż do końca. Bezkompromisowość może oznaczać postawę obrony swoich wartości, gdy nie ma się żadnej innej siły. Może wszak być także instrumentem niszczenia podstaw porozumienia z innymi i wtedy służy temu, żeby nie dostrzegać cudzych racji.
W systemie międzynarodowym występuje zjawisko rosnącej racjonalizacji, jeśli chodzi o rozstrzyganie spornych kwestii przy użyciu siły. Rośnie uniwersalistyczna świadomość o wspólnocie wartości ogólnoludzkich i ich prymacie wobec wartości partykularnych. Poczucie wspólnej odpowiedzialności za losy świata zmusza coraz więcej uczestników życia międzynarodowego do poszukiwań rozwiązań kompromisowych, opartych na zmyśle pojednania, a nie nieprzejednania.
Niezależnie od motywów, popychających ludzi do walki lub kompromisu, ten ostatni jest niewątpliwie rezultatem coraz powszechniejszej rozumnej kalkulacji kosztów i korzyści. Podejście takie jest wzmacniane przez tzw. rozwiązania integratywne, które zakładają działania synergiczne (zespolone) na rzecz „wspólnej wygranej”, a więc takiego pomnażania dóbr, aby wystarczyło dla wszystkich, bądź spojrzenia na problem z szerszej perspektywy, uwzględniającej pluralizm punktów widzenia i myślenie w kategoriach celu nadrzędnego.
Integrująca się Europa [chyba IV Rzesza? – admin] może poszczycić się dorobkiem w dziedzinie wdrażania nowego rozumienia owej synergii, wyrażającej się w budowaniu jedności woli politycznej. Jedność, jak wolność, występuje w dwóch gatunkach. Istnieje bowiem jedność narzucona lub wymuszona oraz jedność wynegocjowana lub wypracowana w procesie argumentacji, mającej na celu wzajemne porozumienie: jedność narzuconego dogmatu i jedność wynegocjowanego kompromisu. Oba te pojęcia jedności różnią się pod względem sposobów ich osiągania, celów, którym mają służyć, oraz stabilności, jaką gwarantują. Jedność narzucona wydaje się trwała, ponieważ opiera się na sile. Występuje jednak wyjątkowo rzadko. Jedność negocjowana może wydawać się niestabilna, z reguły jednak, jeżeli uda się ją osiągnąć, okazuje się o wiele trwalsza i stabilniejsza. Jest tak dlatego, że jedność narzuconego dogmatu jest nie do zniesienia przez tych, którzy zostali do niej przymuszeni i prędzej czy później przeciwko niej się zbuntują.
Jedność wynegocjowanego kompromisu jest szanowana i ceniona przez wszystkich, którzy angażują się w jej uzyskanie, jeżeli faktycznie im na niej zależy. Jedność narzuconego dogmatu ma na celu podporządkowanie słabszych silniejszemu, jedność negocjowanego kompromisu – wielostronną współpracę opartą na warunkach zbliżonych do równości. Kto jedność narzuca, działa w przekonaniu, że świat jest możliwy bez antagonizmów. Dlatego dąży do ich likwidacji. Dążenie do jedności drogą negocjacji wynika ze świadomości, że antagonizmów zlikwidować się nie da, a jeżeli tak, to tylko na chwilę. Częścią tej świadomości jest też to, że antagonizmy są nie tylko destruktywne, ale mogą być konstruktywne. „Jedność narzucona jest tyranią, jedność negocjowana – demokracją” (Adam Chmielewski, „Dwie koncepcje jedności: interpretacje filozoficzno-polityczne”, Bydgoszcz-Wrocław 2006).
Unia Europejska dostarcza licznych przykładów rozwiązań innowacyjnych, które pokazują, co trzeba uczynić, aby negocjacje osiągnęły zamierzony cel. Przede wszystkim w wyniku długoletniego doświadczenia wypracowano wiele instrumentów dochodzenia do kompromisów, do których należą m. in.: modyfikacja stylu prowadzenia rozmów, w tym negocjacje nieformalne (non-meetings), zmiana składu zespołów uczestników rozmów, zmiana scenariusza rozmów (zmiana kolejności czy pominięcie określonych kwestii), metody „maratonu” i „konfesjonału”. Zwłaszcza ta ostatnia metoda przydaje się w wielu negocjacjach wielostronnych i wielo-dwustronnych, w których po wystąpieniu impasu na posiedzeniach o charakterze formalnym przewodniczący danego gremium (czasami z udziałem poprzedniego i następnego przewodniczącego w postaci tzw. trojki) podejmuje z każdą z delegacji indywidualne rozmowy. Po takiej „spowiedzi” udaje się z reguły wypracować nowe stanowisko, oparte na ustępstwach, pomagające wyjściu z zastoju.
[Dodajmy jeszcze innowacyjne rozwiązanie polegające na nieuznawaniu głosowań dających wynik niezgodny z założonym i powtarzania ich aż do skutku – admin]
Z kompromisem w stosunkach międzynarodowych kojarzy się często konsensus, odnoszony do trybu podejmowania decyzji czy uchwał poprzez uzgadnianie ich brzmienia w drodze żmudnych dyskusji czy konsultacji na konferencjach międzynarodowych, bez uciekania się do głosowania. W języku konferencyjnym nazywa się to przyjmowaniem decyzji by consensus, by agreement lub without dissent. Zazwyczaj przyjmuje się, iż tak rozumiany konsensus oznacza po prostu procedurę opartą nie tyle na jednomyślności, ile na braku sprzeciwu. Jest formą uzgadniania oraz respektowania przez określone podmioty podstawowych wartości i celów, odnoszących się do pewnego fragmentu rzeczywistości; jest też metodą efektywnego rozwiązywania sprzecznych interesów. Brak formalnego głosowania ułatwia przezwyciężenie mniej istotnych zastrzeżeń i wątpliwości indywidualnych. Paradoks polega na tym, że konsensus może także utrudniać i wydłużać rokowania, ponieważ zakłada osiągnięcie porozumienia nieraz między wieloma różniącymi się państwami. Przykładem przedłużania negocjacji było spotkanie madryckie KBWE w latach 1980-1983, z powodu odrębnego stanowiska Malty.
Nieformalna zgoda zachowuje elastyczność niezbędną do sfinalizowania decyzji. Ponadto, gdy podejmowane decyzje mają niewielką moc prawną, systematyczne odwoływanie się do głosowania nie ma większego sensu w sytuacji, gdy istnieje przeciwna mniejszość zdolna uniemożliwić zastosowanie rezolucji. Państwa mające zastrzeżenia do podejmowanej decyzji (uchwały) i nieudzielające jej swojego poparcia (konsensus minus n) mogą przedstawić odrębną opinię w oświadczeniu, które jest publikowane wraz z pozostałymi oficjalnymi dokumentami konferencji.
Metoda konsensusu odpowiada samej naturze rokowań międzynarodowych. Poszukiwanie rozwiązań możliwych do przyjęcia przez wszystkich oznacza, iż w rozwiązaniach tych należy uwzględnić uzasadnione interesy i stanowiska wszystkich uczestników rokowań. Konieczne jest przy tym zdwojone poczucie odpowiedzialności i gotowość cierpliwego prowadzenia rokowań aż do osiągnięcia zadowalających wyników. Można więc z łatwością zauważyć, że konsensus nie jest metodą stosowaną z myślą o osiągnięciu szybkich wyników. Cel i sens tej metody jest inny. Odpowiada ona przekonaniu, że rozwiązania osiągnięte przy ogólnej zgodzie mają większą wartość i większe szanse realizacji.
Niekiedy można spotkać się z pojęciem „fałszywego konsensusu”, czyli porozumienia o charakterze dwuznacznym, które zawiera równocześnie wyrażoną klauzulę zadania do wykonania i utajnioną klauzulę relatywności, niemającej prawdziwego związku z zadaniem. Chodzi o to, że w imię zachowania dobrych stosunków „przymyka się oko” (zataja, odwraca uwagę, manipuluje) na pewne postanowienia czy zachowania. Na przykład w Unii Europejskiej przymykano oczy na nieprzestrzeganie reżimów finansowych takich państw jak Grecja, co w efekcie doprowadziło do kryzysu i załamania finansów tego państwa.
W negocjacjach międzynarodowych ciągle splatają się nastawienia kooperacyjne i rywalizacyjne. Perspektywa współpracy między stronami rodzi wyraźne podobieństwo poglądów i postaw, gotowość bycia pomocnym, otwartość w komunikacji, ufność i przyjazną empatię, wrażliwość na wspólne interesy, orientację na wzbogacanie wspólnej siły, a nie różnicę sił. Rywalizacja skłania natomiast do wymuszeń, gróźb i oszukiwania, powiększania dystansów między stronami, słabej komunikacji, podejrzliwości i wrogości, usztywniania stanowisk i nieustępliwości. Obie perspektywy ciągle występują w stosunkach międzynarodowych, choć w świecie pozimnowojennym przez jakiś czas wydawało się, że perspektywa „wspólnej wygranej” weźmie górę nad perspektywą wzajemnych oskarżeń i nieufności.
Nadzieje i optymizm były związane nie tylko z coraz większą rzeczowością negocjacji, ale także uświadamianiem sobie przez uczestników stosunków międzynarodowych rosnących współzależności, które skłaniają ich do poszukiwania sposobów zaspokojenia wspólnych potrzeb i interesów w warunkach kurczących się zasobów i narastania uniwersalnych zagrożeń (zdrowia, klimatu, terroryzmu, zagłady).
Na tle tego, co się dzieje w polskiej polityce zagranicznej można stwierdzić, że dyplomacja III RP niestety nie wypracowała takiego pragmatyzmu w sferach koncepcyjnej i realizacyjnej, aby dążenia do zawierania mądrych i trwałych porozumień wzięły górę nad wojowniczością, megalomanią i egoizmem narodowym.
[Od kiedy to „polska” dyplomacja reprezentuje jakiś interes narodowy? Chyba, że narodu wybranego… – admin]
Prof. Stanisław Bieleń
Nr 49-50 (5-12.12.2021)
https://myslpolska.info
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz