poniedziałek, 14 lutego 2022

Zanim Ukraina sama na siebie napadnie…

 



Podobno Putin robi całą tę hecę z „napadaniem na Ukrainę” tylko po to, żeby zapewnić lepszą promocję polskiego wydania książki Prilepina!

Najlepsza nawet książka, by nie zostać pominiętą – musi też liczyć na ten pierwiastek Boskiej życzliwości, zwany właściwym czasem wydawniczym. Wydawca polskiego (kongenialnego!) tłumaczenia najnowszej (2019) rzeczy autora głośnych „Sańkji” i „Klasztoru” – trafił idealnie.

Bo właściwie czy bez eskalacji na Ukrainie zainteresowałaby kogoś wolniutka opowieść z okopów Donbasu, który po kilku latach bycia w oku cyklonu wrócił po trosze na swoje miejsce bycia wszędzie i nigdzie na pograniczu Europy? A teraz – proszę! Chcesz się przygotować na wszechświatową wojnę zachodnio-ukraińsko-rosyjską – poczytaj o jej poprzedniej odsłonie! To się nazywa chwyt marketingowy…

Wojna jaka jest

A mówiąc poważnie książka jest rzeczywiście odtrutką na wizję tamtej (trwającej? nieskończonej? wiecznej?) wojny w Donbasie. Tej wiecie, z tysiącami czołgów, z jarzmem moskiewskim nad uciśnionym ludem ukraińskim, z tym ciągłym grzaniem silników separatystów, już, już rzucających się swymi pokrwawionymi łapy po Kijów.

Nie, to jest doniecka i ługańska wojna dziwna, czyli prawdziwa. Czyli taka, w której broń, do dział włącznie przywożono bojcom prywatnym sumptem, we własnym jeepie (kupionym za sprzedaż książek poprzednich, nawiasem mówiąc). Taka, w której faktycznie serca chciałyby i Kijów wyzwalać – ale rozkazy (a czasem i rozsądek) nie pozwalają nawet na przeskoczenie do najbliższej wioski za liniami wroga.

A zresztą, jaki to wróg, gdy ustalenie kto właściwie którą nacją słowiańską się czuje (ukraińskiej nie wyłączając) cięższe jest niż wypicie kolejnej butelki wódki.

Prilepin był na tej wojnie naprawdę i to kimś więcej niż widzem. Nie literatem czy dziennikarzem na wycieczce z obowiązkowym potrzymaniem karabinu w stronę okopów przeciwnika, hen, hen, bezpiecznie daleko.

Tej wojny nie da się zrozumieć bez pytania takich jak autor i jego bohaterowie – a bez zrozumienia tamtych początków i obecnego sensu nie będziemy też mieli podstaw, by załapać co być może zdarzy się jeszcze już za chwilę. A to może mieć dla polskich czytelników znaczenie kluczowe, bo już wkrótce to nam zostanie już tylko nadzieja, że „Niektórzy nie pójdą do piekła”.

Zrozumieć Zielone Ludziki

Jak wszystko co kiedykolwiek napisał – Prilepin stworzył rzecz tyleż soczystą, co gorzką, z może mniej dokładnie i nie tak szeroko jak zwykle zarysowanymi charakterami – poza jednym. Poza Aleksandrem Zacharczenką, zamordowanym przez banderowskie służby specjalne premierze Donieckiej Republiki Ludowej. To on jest prawdziwym bohaterem całej wojny i tej książki, w której na początku domyślamy się raczej fragmentu autobiografii, czy nawet autokreacji autora.

Po śmierci charyzmatycznego lidera – jak zawsze przyszedł czas urzędników, czynowników, drobnych interesów, a Donbas (nie tylko dla Prilepina) co najmniej częściowo zatracił swoją moc pierwotnej, ludowej rewolucji. Choć, co warto dopowiedzieć – wraz ze zmierzchem legendy przyszedł z czasem i wzrost realnego znaczenia, gdy weterani Donbasu, owe osławione „zielone ludziki”, niemal bez wyjątków prawdziwi ochotnicy, patrioci, łowcy przygód, choć czasem i zbiegli alimenciarze zaczęli odgrywać coraz większą rolę w ogólnorosyjskiej polityce, wzmacniając przede wszystkim nurt socjalpatriotyczny, a samemu Prilepinowi przynosząc mandat do Dumy (którego ostatecznie nie przyjął).

Kontrastem dla tych zwykłych, normalnych ludzi – pozostaje niechęć salonów, także moskiewskich, znowu wbrew propagandzie jawnie wrogich wobec wszelkiej „nienormalności”, czyli w tym przypadku burzenia atmosfery pogodnej zabawy elit, wymiksowanych z tymi zachodnimi.

Sam Zachód na tym tle jawi się zrelaksowany, zdystansowany, jak zwykle zimno realistyczny wobec słowiańskich waśni i wojenek, które przecież tylko jemu samemu służą. Tym większa jest zatem aktualność tej książki, poza wszystkim innym znakomicie napisanej i wyśmienicie przetłumaczonej.

Spędziwszy lata pracując na Ukrainie i znając Donbas od serca zatem radzę: zanim jako naród in gremio wylądujemy w okopach walki o zachodnią władzę nad samostijną Ukrainą – przeczytajmy Prilepina. Przynajmniej będziemy rozumieć gdzie jesteśmy.

Konrad Rękas

Zachar Prilepin, „Niektórzy nie pójdą do piekła”, tłum. Borys Hass. Wydawnictwo Glowbook, Sieradz, 2021 r.

https://konserwatyzm.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...