czwartek, 5 maja 2022

Remedium na tresurę

 



Ach, cóż za zbieg okoliczności! Akurat teraz, kiedy wybuchła wojna na Ukrainie, a niezależne media, zarówno po jednej, jak i drugiej stronie, zostały podporządkowane Propaganda Abteilung, kiedy Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, najwyraźniej wzorując się na Żydach dyskutujących ze św. Szczepanem, zatkała uszy nie tylko sobie, ale i nam wszystkim, odcinając nas tym samym od ruskich kłamstw i skazując na ukraińską prawdę, dzięki czemu płomienny patrioci, wykarmieni przez spółki Skarbu Państwa, mogą się nakręcać i podnosić „wielki krzyk”, który może być wstępem do kamieniowania, a przynajmniej – kneblowania każdego, kto spróbuje im podskoczyć, Piotr Raina opublikował w Biblioteczce „Myśli Polskiej” książkę pod tytułem „Biała Róża” – ktoś musi się złu przeciwstawić”.

Książka opowiada o pięcioosobowej grupce monachijskich studentów, którzy podjęli desperacką i można by nawet powiedzieć, że śmieszną – gdyby nie była tak tragiczna – próbę dania świadectwa prawdzie. To byli ludzie inteligentni, więc z pewnością zdawali sobie sprawę, że akcja ulotkowa, siłą rzeczy ograniczona, ani nie doprowadzi do obalenia hitlerowskiego reżimu, ani nawet do jakiegoś wstrząsu w niemieckim społeczeństwie – a jednak podjęli się tego bo „trzeba coś zrobić i to nawet już dzisiaj” – jak powiedział prof. Huber, który później podzielił los całej piątki.

Bo trzon „Białej Róży” stanowiło pięcioro ludzi – studentów medycyny na monachijskim uniwersytecie. Niektórzy, jako członkowie Hitlerjugend, przeżyli młodzieńcze zafascynowanie narodowym socjalizmem i towarzyszącą mu atmosferą, ale wkrótce, pod wpływem lektury i dyskusji, ta fascynacja im przeszła, a na jej miejscu pojawiło się przekonanie, że „dla kulturalnego narodu nie ma nic bardziej niegodnego, aniżeli dać się bez oporu rządzić przez nieodpowiedzialną i oddaną ciemnym popędom klikę” – jak napisali w pierwszej ulotce.

To zdanie budzi i moje wspomnienia, bo tak właśnie – chociaż w okolicznościach nie tak groźnych i dramatycznych – myśleliśmy i my, podejmując w latach 70-tych podobną działalność przeciwko „oddanej ciemnym popędom klice”, która w naszym nieszczęśliwym kraju niestety nawet dzisiaj ma liczne rzesze epigonów i znajdujących polityczne poparcie kontynuatorów.

Działalność „Białej Róży” nie mogła trwać długo, chociaż jej uczestnicy starali się zachowywać wszelkie możliwe środki ostrożności. Ale w państwie totalitarnym nie jest to wcale łatwe, a kto wie, czy w ogóle możliwe. Cóż dopiero – we współczesnych demokracjach, które bez cienia żenady uprawiają totalną inwigilację swoich „suwerenów”?

Za początek działalności „Białej Róży” można uznać 3 czerwca 1942 roku, a koniec nastąpił 18 lutego 1943 roku, po rozrzuceniu ulotek na monachijskim uniwersytecie, kiedy to sprawców aresztował uniwersytecki pedel. Już 21 lutego do Sądu Ludowego trafił akt oskarżenia, a 22 lutego, specjalnie przybyły na ten proces niezawisły sędzia Roland Freisler, który znalazł potem tylu naśladowców w PRL i gdzie indziej, wydał na początek pięć wyroków śmierci przez ścięcie toporem.

Aresztowania wkrótce objęły pozostałe osoby zamieszane w działalności „Białej Róży” i skończyły się dla nich również wyrokami śmierci. W Niemczech pamięć o nich jest kultywowana i np. 200 niemieckich szkół nosi imię Sophie Scholl, siostry inicjatora „Białej Róży”, której imię wykorzystały nawet niemieckie feministki, chociaż nie jestem pewien, czy ona sama byłaby z tego zadowolona.

W Polsce o „Białej Róży” mało kto słyszał chociaż w 1965 roku polscy biskupi w słynnym liście do biskupów niemieckich wspomnieli o jej uczestnikach jako o „męczennikach”. Inna sprawa, że my sami mieliśmy ogromne zaległości w uhonorowaniu naszych bohaterów i męczenników, poległych lub zamordowanych zarówno z rąk niemieckich, jak i rządzącej później żydokomuny, która nawet i dzisiaj stręczy nam bohaterów podstawionych.

Więc dobrze się stało, że – chociaż pewnie nie było to zamierzone – że książka Piotra Rainy ukazała się właśnie teraz, kiedy jesteśmy poddawani intensywnej tresurze patriotycznej i to nawet nie naszej własnej, tylko ukraińskiej.

Takiej właśnie, chociaż chyba jeszcze bardziej intensywnej [no nie wiem… – admin], poddawani byli Niemcy za Hitlera, czy choćby Polacy za Stalina. W tej sytuacji ludziom bombardowanym propagandą bardzo trudno jest zachować wewnętrzną wolność, bo znacznie łatwiej jest poddać się wzbierającej fali tym bardziej, że treserzy od razu podsuwają patetyczne rozgrzeszenie.

Ale „Biała Róża” pokazuje, że nawet w sytuacji ekstremalnej zachowanie wewnętrznej wolności jest możliwe – jak w Polsce, pod okupacją niemiecką, pokazała Leonia Jabłonkówna – Żydówka, intelektualistka ochrzczona w Kościele katolickim i przejęta patosem chrześcijańskiego nakazu miłowania nieprzyjaciół. W wierszu „Modlitwa” napisała m.in. tak:

„Za grób, co w słabnącym jak ulga / Pokusą w męczeńskich dniach świeci / Zbaw Panie kobiety i dzieci / Z płonących pożarów Hamburga. / Za krzyż znieważony w kaplicach / Za krzywdę cmentarnych popiołów / – Zachowaj we wrażych stolicach / Strzeliste gotyckie kościoły.”

Zachowanie wolności jest możliwe nawet w sytuacji, gdy treserzy chcą naród przerobić na stado.

Peter Raina – „Biała Róża – ktoś musi się złu przeciwstawić”, Biblioteczka „Mysli Polskiej, Warszawa 2022.

Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...