poniedziałek, 11 lipca 2022

❗️11 lipca 1943 r. kol. Gurów w powiecie Włodzimierz Wołyński została w nocy otoczona przez Ukraińców ze zgrupowania Martyniuka i Ukraińców z okolicznych wsi.

❗️11 lipca 1943 r. kol. Gurów w powiecie Włodzimierz Wołyński została w nocy otoczona przez Ukraińców ze zgrupowania Martyniuka i Ukraińców z okolicznych wsi. 

▶️ Około godz. 2.30 każdy polski dom w kolonii został zaatakowany przez Ukraińców z bronią palną oraz kilku chłopów ukraińskich uzbrojonych w różne ostre narzędzia. Domownicy byli torturowani, rąbani siekierami, kłuci widłami, cięci nożami, do domów wrzucano granaty. Ciężko ranni, bestialsko okaleczeni, konali przez 2-3 dni, niektórzy lżej ranni zdołali uciec do powiatu sokalskiego w woj. Lwowskim. Po południu okoliczni chłopi ukraińscy przystąpili do rabunku inwentarza żywego i wynoszenia z domów wartościowych rzeczy. Po napadzie wieś została spalona.

Ewa Siemaszko podaje liczbę - 200 zamordowanych Polaków i 2 żydów. Natomiast prokurator Andrzej Witkowski z Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN, opierając się na Raportach Komendy AK Lwów, podaje liczbę 410 ofiar. Potwierdził to Stanisław Filipowicz, mieszkaniec Porycka, w przemówieniu w Porycku (Pawliwce) 11 lipca 2003 r. podczas obchodów 60. rocznicy rzezi. 

▶️ Około godziny 3.00 nad ranem mieszkańcy kol. Wygranka w pow. Włodzimierz Wołyński usłyszeli odległe strzały i zauważyli uciekających z Gurowa Polaków. Zaraz też nastąpił atak, wśród napastników rozpoznano znajomych Ukraińców z Wygranki i Gurowa, z którymi dotychczas sąsiadowano w zgodzie. Polaków torturowano, kobiety gwałcono, zabijano za pomocą siekier, wideł, noży itp. Po rzezi, po południu nastąpiła grabież dobytku. Zamordowano co najmniej 157 Polaków. 

Na drugi dzień przyjechali Niemcy z Sokala na inspekcję. W pierwszych domach natknęli się m.in. na dwuletnie dziecko nasadzone na widły i wstawione w okno, drugie miało wsadzoną w brzuch łopatę, którą podparto drzwi. Zrezygnowali z oględzin reszty zagród, porobili zdjęcia i odjechali. Trzy dni po napadzie Ukraińcy spalili kolonię, zwłoki spłonęły w zabudowaniach. Ciała pomordowanych poza domami rozniosły po polach wygłodniałe psy.

✔️Jerzy Krasowski we "Wspomnieniach Wołyniaka" relacjonuje:

"W pierwszym zabudowaniu znaleźliśmy wstrząsający widok, obraz wbitego na ostry słup przy furtce kilkuletniego chłopca. Na parkanie był napis "Litak Sikorskoho" [samolot Sikorskiego]".

✔️Wspomina Pani Alina:

"Tego wieczoru mama szyła mi sukienkę i z tego powodu nie poszła spać do kryjówki, co stale czyniono ze względu na nocne napady band UPA i urządzane przez Niemców łapanki na roboty do Niemiec. Gdy skończyła szyć, powiedziała, że na pewno banda dziś nie przyjdzie i położyła się spać ze mną. Los okazał się jednak nieubłagany i mordercy spod znaku OUN-UPA o północy załomotali do drzwi. Kiedy im otworzył dziadek Jan R., od razu zastrzelili go w progu mieszkania. Mama, słysząc strzał i jęk dziadka, wyskoczyła z łóżka i zaczęła krzyczeć. Ja również zerwałam się z łóżka, podbiegłam do mamy i trzymałam się jej spódnicy. Nagle obie upadłyśmy na podłogę, gdyż mama została trafiona kulą przez wybite okno. Kiedy ucichły strzały, zaczęłam wołać mamę i szarpać ją. Wtedy usłyszałam głos babci Marii R.: „Nie wołaj mamusi, mamusia jest zabita! Ciocia Danusia też jest zabita, popatrz!”. Był już ranek. Rozejrzałam się, zobaczyłam najmłodszą siostrę mojej mamy całą we krwi, leżącą obok warsztatu tkackiego, a babcię siedzącą na łóżku, również zakrwawioną. Babcia powiedziała: „Idź, Alinko, do wujostwa, tylko ostrożnie i powiedz im, co się u nas stało”. Wybiegłam z mieszkania i widząc, że nikogo nie ma, pobiegłam do wujostwa, na drugą stronę ulicy. Wujek M. leżał zabity w kuchni, ciocia Domicela martwa, siedziała oparta o kufer i ścianę, pokłuta bagnetami lub nożem. Jak się później dowiedziałam, ciocia spała ukryta w stodole, ale nad ranem wróciła do domu, sądząc, że nie będzie napadu i trafiła na morderców. Po obejrzeniu domu wujostwa, pobiegłam do P. Tam zobaczyłam młodą synową P. z niemowlęciem na ręku, oboje byli martwi. W pobliżu leżał jej martwy teść. Wróciłam do babci, opowiedziałam wszystko, co widziałam. Na jej prośbę przyniosłam z drugiego pokoju firankę, którą babcia owinęła swoje rany. Wzięłam poduszkę i blachę z upieczonymi poprzedniego dnia drożdżowymi bułkami i poszłyśmy ukryć się w zbożu za sadem. Po pewnym czasie przyszli do nas dwaj synowie babci, którzy spali na strychu nad stajnią, piętnastoletni Florek i nieco starszy od niego Czesiek. Babcia kazała im przynieść kożuch, aby mogli leżeć na ziemi. Pobiegli w kierunku domu, a za chwilę przebiegli obok nas, ścigani przez Ukraińców na koniach. Kiedy babcia to zobaczyła, powiedziała do mnie: „Uciekaj Alinko, i to szybko, biegnij do cioci Jadzi”. Ciocia mieszkała na kolonii Bogudzięka. Zdążyłam tylko zapytać: „Babciu, a ty, co z tobą?”. Zawahałam się, babcia powiedziała: „Uciekaj, ja tu zostanę z twoją mamą i dziadkiem” i upadła na poduszkę. Pobiegłam miedzą w innym kierunku niż moi wujkowie. Dobiegając do Bogudzięki musiałam przejść w pobliżu ukraińskiego gospodarstwa. Stała tam grupa kobiet i dzieci. Patrzyły na drogę, którą jechały wozy ze zrabowanym dobytkiem, a banda UPA pędziła stado krów. Niezauważona weszłam do domu cioci. Nie było w nim nikogo. Pobiegłam dalej do nie ukończonego domu cioci Wandy J. Tam zobaczyłam teścia cioci całego we krwi. Myślałam, że jest zabity, ale, jak się później okazało, był tylko ranny. Wystraszyłam się i pobiegłam do babci W. na Witoldówkę. […] Gdy biegłam przez pola, spostrzegł mnie wujek Czesiek, siedzący na czatach na polnym dębie. [...] W zbożach siedziała grupa Polaków, ocalałych z pogromu. Wśród nich również ciocia Wanda J. z dziećmi. W nocy wujek Czesiek poszedł pochować babcię, którą dobili Ukraińcy, i wujka Florka, zastrzelonego podczas ucieczki. Pogrzebał ich pod polną gruszą. [...] Dziadek, moja mama Aniela W. i ciocia Danusia R. nie zostali pochowani i nikt nie wie, gdzie spoczywają ich zwłoki. Wujek Czesiek zdobył konia i wóz, na który załadowała się nasza gromadka i w strugach deszczu, polnymi drogami i przez lasy ruszyliśmy w stronę Sokala".

✔️Pani Natalia wraca wspomnieniami:

"Kiedy 11 lipca o trzeciej nad ranem obudziłam się, w mieszkaniu znajdowało się sześciu bandytów ukraińskich. Wszystko było rozwalone, rzeczy powyrzucane na środek pokoju. Ukraińcy bez przerwy krzyczeli: „Gdzie jest gospodarz?”. Bili przy tym mamę, domagając się odpowiedzi. Mama uklękła i mówiła, że mąż nie wrócił z Romanówki. Wtedy jeden z bandytów zaczął do niej strzelać. Została trafiona siedmioma pociskami, skonała we krwi na podłodze. Babcia Stanisława B., która tej nocy u nas spała, również została zastrzelona. Obie z siostrą Alą, przerażone, błagałyśmy o darowanie życia. Zawinęłam się w pierzynę i cała skurczyłam. Oprawca strzelił. Kula musnęła mi lekko skroń i przeszyła lewe ramię. Dostałam jeszcze cios kolbą i straciłam przytomność. Ala krzyczała, zasłaniając się rękoma. Przestrzelono jej prawą dłoń, pobito kolbą, również straciła przytomność. Siedemnastomiesięczna Jadzia została zastrzelona. Nie wiem, jak długo trwała rzeź. Gdy się obudziłam, siedziała nade mną Ala, cała we krwi i w czerwonej pościeli. Wstałyśmy i poszłyśmy do domu naszego dziadka Bolesława B., mieszkającego jakieś 150 metrów dalej. Wokół słychać było strzelaninę. Na drodze zauważyłyśmy wóz, na którym siedział uzbrojony Ukrainiec. Na jego widok schroniłyśmy się w gęstym zagonie kwitnącego maku. Gdy wóz odjechał, weszłyśmy do mieszkania dziadka. Leżał zabity, a obok niego jego syn Zygmunt z żoną Wiktorią i ich synkami, Wackiem i Leszkiem. Zabite zostały również farmaceutka H. i jej córka Giza — Żydówki, które ukrywały się u dziadków. (Uciekł dziewięcioletni Hałek H., tułał się przez dwa tygodnie i został zastrzelony w pociągu przez Niemca.) Z domu dziadka poszłyśmy do mieszkania szewca W. Tam zobaczyłyśmy trupy: W., jego żony i dwójki dzieci, Bolka (8 lat) i Adeli (15 lat) [...]. Dalej nie mogłyśmy iść, bo zostałyśmy zauważone przez Ukraińca, który gonił młodego mężczyznę i strzelał za nim. Chyłkiem powróciłyśmy do domu, tam położyłyśmy się do łóżka. [...] Potem przyszły trzy kobiety z różańcami i zabrały nas".
-----------------------------------------
▶️Tego samego dnia, podczas dzikiej orgii we wsi Zabłoćce pow. Włodzimierz Wołyński rezuny ze zgrupowania UPA Martyniuka pod dowództwem Iwana Kici oraz miejscowi chłopi ukraińscy wtargnęli do kościoła podczas mszy. 

Zamordowali 74-letniego proboszcza - Józefa Aleksandrowicza, byłego więźnia bolszewików. Mordując drwili z księdza: "Niech ciebie polski Bóg ratuje". Na oczach wiernych skręcili mu kark. Nastepnie kościół pokryło 78 trupów Polaków, zamordowanych z zimną krwią. Chłopcu (Henryk Serwetowski) rozerwali usta, bo przed śmiercią krzyczał: ”Niech żyje Polska”. Barokowy kościół p.w. Św. Trójcy z lat 1760 - 1773 bandyci zniszczyli, plebanię spalili. Po rzezi do cerkwi i stodół duchownego prawosławnego Ukraińcy zwozili zrabowane polskie mienie. 
-----------------------------------------
Wołyń spłynął polską krwią... Sąsiad podniósł rękę na sąsiada w imię chorej ideologii. Wszystko po to, żeby polskie życie na Wołyniu zgasło i nie zdołało się już odrodzić!

Pamiętajmy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...