niedziela, 21 sierpnia 2022

7. Skóra

 7. Skóra


Skóra jest największym narządem człowieka. Spełnia bardzo różne i ważne funkcje jako:
1. powłoka ochronna
2. narząd czucia i kontaktu
3. narząd ekspresji
4. narząd seksualny
5. narząd oddychania
6. narząd wydzielniczy
7. regulator ciepła.

Wszystkie te funkcje można jednak sprowadzić do wspólnego mianownika oscylującego między dwoma biegu­nami – izolowaniem się a kontaktowaniem. Uważamy skórę za materialną granicę zewnętrzną, a równocześnie za pośrednictwem skóry mamy kontakt ze światem zewnętrz­nym, czujemy to, co nas otacza. Prezentujemy się światu w powłoce skórnej, z której nie jesteśmy w stanie się wydobyć. Skóra odzwierciedla naszą istotę – i to w sposób dwojaki. Po pierwsze, jest powierzchnią, na której znajdują odbicie wszystkie narządy wewnętrzne. Wszelkie zaburzenia wewnętrzne uzewnętrzniają się na skórze, a każde podraż­nienie jakiegoś wycinka skóry zostaje przekazane do wnęt­rza naszego ciała, do odpowiadającego temu wycinkowi narządu. Na owej współzależności opierają się wszystkie terapie wykorzystujące strefy odruchów, od dawna stoso­wane w przyrodolecznictwie, a jedynie sporadycznie stoso­wane przez medycynę klasyczną (np. strefy Heada). Należy do nich przede wszystkim masaż odpowiednich stref stóp, leczenie za pomocą baniek (strefy pleców), terapia wykorzy­stująca strefy nosa, akupunktura ucha i wiele innych.
Doświadczony praktyk potrafi na podstawie wyglądu skóry określić stan poszczególnych narządów wewnętrz­nych i leczyć je w miejscach ich projekcji na skórze.
Wszystko, co dzieje się na skórze – zaczerwienienia, obrzmienia, zapalenia, pryszcze, ropnie – nie dzieje się w miejscu przypadkowym, lecz wskazującym na konkretny, odpowiadający temu miejscu proces wewnętrzny. Dawniej istniały wypracowane systemy, które pozwalały na przykład na podstawie układu plam wątrobowych zinterpretować charakter człowieka. Epoka oświecenia odsądziła od czci i wiary „tak oczywistą bzdurę”, uznając ją za zabobon, ale teraz zaczynamy znowu przejawiać zrozumienie dla tego rodzaju poglądów. Czy naprawdę tak trudno pojąć, że za wszystkim kryje się niewidoczny wzór, który jedynie zna­jduje swój wyraz w sferze materialnej? Wszystko, co widocz­ne, jest tylko odwzorowaniem tego, co niewidoczne, tak jak dzieło sztuki jest odwzorowaniem niewidocznej idei artysty. Z tego, co widzimy, możemy wyciągać wnioski co do tego, co pozostaje niewidoczne. W naszym codziennym życiu wciąż to robimy. Wchodzimy do czyjegoś mieszkania i jego wygląd pozwala nam zorientować się w upodobaniach właściciela. Czyjś gust możemy także poznać, otwierając jego szafę z ubraniami. Jeśli ktoś ma zły gust, zauważymy to od razu.
Dlatego też zawsze i wszędzie znajdziemy pełną informa­cję na dany temat. W każdej części odnajdziemy całość (Rzymianie zwali to pars pro toto – wyrażenie całości przez jej część). Nieważne zatem, jaką część ciała człowieka obserwujemy. Wszędzie można rozpoznać ten sam wzór, wzór, który reprezentuje ten konkretny człowiek. Zna­jdujemy ów wzór w oku (irydodiagnostyka), w uchu (fran­cuska akupunktura), w plecach, w stopach, w punktach meridianalnych (diagnostyka punktów terminalnych), w każdej kropli krwi (test na krystalizację, dynamoliza kapilarna, holistyczna diagnostyka hematologiczna), w każ­dej komórce (genetyka człowieka), w ręce (chiromancja), w twarzy i budowie ciała (fizjonomika), na skórze (nasz temat!).
Ta książka uczy, jak poznać człowieka na podstawie symptomów chorobowych. Nie ma znaczenia, na co się patrzy, jeśli tylko potrafi się patrzeć. Prawda znajduje się wszędzie. Gdyby specjalistom udało się zrezygnować z prób (całkowicie bezużytecznych) udowadniania przyczynowości odkrytego przez nich związku, wówczas mogliby stwierdzić, że wszystko ze wszystkim pozostaje w związku analogicz­nym – to co na górze, z tym co na dole, to co wewnątrz, z tym co na zewnątrz.
Skóra jednak nie tylko uzewnętrznia nasz stan organicz­ny, lecz odzwierciedla również nasze stany i reakcje psychi­czne. Niekiedy jest to tak wyraźne, że zauważalne dla każdego. Czerwienimy się ze wstydu i bledniemy ze strachu, pocimy się z emocji i ze zdenerwowania, włosy nam się jeżą i dostajemy gęsiej skórki z przerażenia. Specjalnymi przy­rządami elektronicznymi można zmierzyć niewidoczne na zewnątrz przewodnictwo elektryczne naszej skóry. Pierwsze takie eksperymenty i pomiary przeprowadził Carl Gustav Jung, dokonując „eksperymentów asocjacyjnych”. Dziś, dzięki nowoczesnej elektronice, można odbierać nawet najsubtelniejsze zmiany w przewodnictwie elektrycznym skóry i w ten sposób „rozmawiać” z samą skórą człowieka. Na każde słowo bowiem, każdy temat, każde pytanie skóra reaguje natychmiastową zmianą w swoim przewodnictwie elektrycznym (nazywa się to elektronowym rezonansem spinowym albo elektronowym rezonansem magnetycznym).
To wszystko utwierdza nas w przekonaniu, że skóra jest dużą powierzchnią projekcyjną, na której odbijają się zarówno somatyczne, jak i psychiczne procesy naszego organizmu. A jeśli skóra tak wiele z naszego wnętrza ujawnia, staramy się nie tylko ją pielęgnować, lecz również manipulować jej wyglądem. W to oszukańcze przedsię­wzięcie, które nazywa się kosmetyką, ludzie skłonni są inwestować pokaźne sumy. Nie jest zamiarem autorów tej książki pomstowanie na sztukę upiększania. Chcemy jednak przyjrzeć się, jakie ludzkie dążenia kryją się za pradawną tradycją malowania ciała. Jeżeli skóra jest zewnętrznym odbiciem naszego wnętrza, to każda próba sztucznej zmiany tego odbicia jest aktem nieuczciwości. Człowiek stara się coś zamaskować, ewentualnie stworzyć na zewnątrz pozory czegoś, co nie istnieje w środku. Buduje fałszywą fasadę, tracąc tym samym zgodność między treścią a formą. Na tym polega różnica między „być pięknym” a „wyglądać pięknie” czy też między prawdą a pozorem. Te starania, by pokazać światu fałszywą maskę, zaczynają się od makijażu, a kończą w groteskowy sposób na operacji plastycznej. Człowiek pozwala, by mu wygładzono twarz, ale, o dziwo, nie boi się utraty własnej twarzy!
Za tymi wszystkimi próbami, by stać się kimś innym, niż się jest, kryje się jedna prawda – wobec nikogo nie odczuwamy większej niechęci niż wobec samych siebie! Jednym z najtrudniejszych zadań człowieka jest pokochanie siebie. Każdy, kto uważa, że mógłby polubić i pokochać siebie, z całą pewnością myli „siebie” ze swoim małym „ego”. Najczęściej tylko ten sądzi, że siebie lubi, kto siebie nie zna. A ponieważ nie lubimy siebie jako całości, z naszym cieniem włącznie, usiłujemy zmienić i kształtować nasz wizerunek zewnętrzny. Pozostaje to jednak tak długo „kos­metyką”, dopóki nie zmieni się nasze wnętrze, czyli świado­mość. (Nie twierdzimy jednak, że zmiany formalne nie mogą zapoczątkować procesu ukierunkowanego do wewnątrz, jak to się na przykład dzieje przy praktykowaniu jogi, stosowaniu bioenergetyki i tym podobnych metod. Te metody różnią się jednak od kosmetyki świadomością celu!) Nawet przy przelotnych kontaktach skóra człowieka mówi nam coś o jego wnętrzu. Pod bardzo wrażliwą skórą kryje się bardzo wrażliwa dusza (mieć cienką skórę), podczas gdy twarda, zrogowaciała skóra wskazuje raczej na gruboskór­ność. Skóra spocona świadczy o niepewności i lęku naszego rozmówcy, zaczerwieniona – o zdenerwowaniu. Za pośred­nictwem skóry dotykamy się i nawiązujemy kontakt. Nieza­leżnie od tego, czy będzie to cios pięścią, czy delikatna pieszczota – zawsze kontakt następuje poprzez skórę. Skóra może zostać uszkodzona na skutek procesu chorobo­wego wewnątrz naszego organizmu (zapalenie, wysypka, ropień), jak też na skutek czynników zewnętrznych (skale­czenie, operacja). W obu przypadkach zostaje naruszona nasza granica i nie zawsze można wyjść z takiej sytuacji bez szwanku.

Wysypki skórne

Gdy pojawia się wysypka, zostaje naruszona granica, coś chce wydostać się na zewnątrz. Najłatwiej prześledzić to zjawisko na przykładzie tak zwanego trądziku młodzień­czego. W okresie dojrzewania człowiek zaczyna uświada­miać sobie własną seksualność, ale najczęściej trwożliwie ją wypiera. Okres dojrzewania jest zresztą celnym przykładem zaistnienia sytuacji konfliktowej. Faza pozornego spokoju zostaje nagle zakłócona przez wydobywające się z głębi nieświadomości nowe roszczenia, które z całą siłą pragną znaleźć sobie miejsce w świadomości i życiu człowieka. Ale to nowe i nieznane napawa lękiem. Człowiek chciałby to usunąć i powrócić do stanu, który zna i do którego się przyzwyczaił. Nic z tego. Nie da się zatrzymać raz urucho­mionego procesu.
I w ten oto sposób człowiek staje w samym środku konfliktu, wahając się między pokusą nowego a lękiem przed tym, co nieznane. Każdy konflikt przebiega według tego schematu – zmienia się tylko jego źródło. W okresie dojrzewania jest nim seksualność, miłość, partnerstwo. Budzi się tęsknota za biegunem przeciwnym, którym jest „ty”. Chcielibyśmy nawiązać kontakt z tym, czego brak odczuwamy, a jednak nie mamy odwagi. Rodzą się fantazje seksualne, których się wstydzimy. Wtedy konflikt uzewnęt­rznia się na skórze w formie zapalenia. Skóra stanowi przecież granicę naszego ja, którą trzeba przełamać, by znaleźć drogę do ty. Równocześnie skóra jest narządem, z którym można mieć kontakt, którego inni mogą dotykać i głaskać. Aby być kochanym, trzeba się też podobać w swojej skórze drugiej osobie.
To gorący temat, na który skóra reaguje zapaleniem, dając znać, że z jednej strony jest coś, co chciałoby rozsadzić dotychczasowe granice, że nowa energia pragnie znaleźć ujście, a z drugiej – że istnieje lęk przed nowo obudzonym popędem i usiłowanie stłumienia go. Przez trądzik człowiek w wieku dojrzewania chroni sam siebie, gdyż wysypka utrudnia mu wszelkie ruchy i przeszkadza w zaspokojeniu potrzeby seksu. Powstaje więc błędne koło: nie zaspokojona potrzeba seksu manifestuje się w formie trądziku na skórze – trądzik uniemożliwia seks. Tłumiona chęć podniecenia seksualnego zmienia się w podrażnioną skórę.
O tym, w jak ścisłym związku pozostają seks i trądzik, świadczą miejsca, na których pojawia się wysypka. Jest to wyłącznie twarz, a u dziewcząt także dekolt (czasami i plecy). Pozostałych partii skóry trądzik nie atakuje, gdyż nie miałoby to większego sensu. Wstyd z powodu własnej seksualności zmienia się we wstyd z powodu wysypki.
Wielu lekarzy zapisuje pacjentkom z dobrym skutkiem pigułkę antykoncepcyjną. Oczywista jest symbolika jej działania: pigułka wywołuje w organizmie stan podobny do ciąży, a zatem skoro „to” już się stało, trądzik znika, gdyż nie musi nas już przed niczym bronić. Na słońcu i nad morzem wysypka najczęściej cofa się, nasilając wtedy, gdy ciało jest osłonięte. Ubranie jako druga skóra podkreśla dodatkowo odizolowanie się i nietykalność, podczas gdy rozebranie się jest pierwszym krokiem do otwarcia siebie, a słońce w sposób bezpieczny zastępuje wytęsknione i prze­jmujące lękiem ciepło drugiego ciała. Każdy wie doskonale, że najlepszym lekarstwem na trądzik jest zaspokojenie potrzeby seksu.
Wszystko, co powiedziano tutaj na temat trądziku okresu dojrzewania, odnosi się w zasadzie do niemal wszystkich wysypek skórnych. Każda wysypka świadczy o tym, że coś dotychczas powstrzymywanego pragnie prze­kroczyć granicę i uzewnętrznić się. W formie wysypki manifestuje się to, co dotychczas nie było widoczne. Łatwo teraz zrozumieć, dlaczego prawie wszystkie choroby dziecię­ce, jak odra, szkarlatyna, różyczka, dają objawy skórne. Przy każdej takiej chorobie wychodzi na światło dzienne coś nowego w życiu dziecka, i dlatego każda taka choroba oznacza najczęściej potężny krok w rozwoju dziecka. Im silniejsze wykwity skórne, tym szybszy przebieg choroby – granica została przełamana. Wyprysk dziecięcy u niemo­wląt to reakcja na matkę, która za mało dotyka swoje dziecko albo też nie okazuje mu dostatecznie dużo uczuć. Wysypka niemowlęca to widomy znak owego niewidocz­nego muru i próby wyrwania się z izolacji. Matki często wykorzystują egzemę, by usprawiedliwić przyczynowo swo­ją wewnętrzną niechęć do dziecka. Najczęściej są to matki przesadnie „estetyczne”, które same przykładają ogromną wagę do czystej skóry.
Jedną z najczęstszych chorób skóry jest łuszczyca. Objawia się ona plackowatymi ogniskami zapalnymi o ograniczonej powierzchni, pokrytymi srebrzystobiałymi łuskami. Naturalny proces rogowacenia skóry zostaje w tym przypadku przyspieszony i wyolbrzymiony. Miejsca zaata­kowane łuszczycą wyglądają jak pancerz (por. zrogowaciały pancerz zwierząt). Naturalna funkcja ochronna skóry zo­staje wynaturzona. Ciało „opancerza się”, izolując ze wszys­tkich stron od otoczenia. Chory nie chce już niczego przyjąć ani niczego oddać. Reich bardzo trafnie nazwał efekt psychicznej ochrony i zamykania się w sobie „charakterem opancerzonym”. Za każdym rodzajem obrony kryje się strach przed „zranieniem”. Im silniejsza ochrona i im grubszy pancerz, tym większa wrażliwość wewnętrzna czło­wieka i jego lęk przed zranieniem.
Mamy tu do czynienia ze zjawiskiem podobnym do tego, jakie obserwujemy w świecie zwierząt. Wystarczy zdjąć ze skorupiaka skorupę, by ukazało się bezbronne, miękkie, podatne na zranienia „coś”. Ludzie, którzy chroniąc sa­mych siebie, nikogo i niczego do siebie nie dopuszczają, są w rzeczywistości najczęściej ludźmi najbardziej wrażliwymi. Nieprzypadkowo mówi się, że w „twardej skorupie kryje się miękkie jądro”. Próba ukrycia wrażliwej duszy pod pan­cerzem ma w sobie coś tragicznego. Pancerz chroni wpraw­dzie przed zranieniem, ale równocześnie „chroni” przed wszystkim innym – miłością i bliskością również. Miłość oznacza otwarcie, a pancerz je uniemożliwia. Odgradza więc duszę od dopływu życiodajnych prądów, przez co lęk zaczyna się nasilać. Coraz trudniej wyrwać się z tego błędnego koła. Kiedyś musimy pozwolić, by nasza tak chroniona dusza została zraniona, by przekonać się, że nie jest to równoznaczne z jej unicestwieniem. Musimy znowu stać się podatni na zranienia, aby móc przeżyć coś cudow­nego. Następuje to tylko pod presją zewnętrzną, na skutek zrządzenia losu lub psychoterapii.
Przedstawiliśmy dlatego tak obszernie zależność między wysoką podatnością na zranienia a opancerzaniem się, że placki łuszczycy na ciele są właśnie świadectwem tej współ­zależności. Łuszczyca prowadzi bowiem do pęknięć skóry, a nawet do krwawiących ran, które wzmagają groźbę infekcji. Widzimy na tym przykładzie, jak w istocie blisko siebie znajdują się skrajności, jak rany i zrogowaciały pancerz uzewnętrzniają rozdarcie między tęsknotą za blis­kością a lękiem przed nią. Łuszczyca często zaczyna się od łokci. Łokciami człowiek się rozpycha, na łokciach się opiera. Właśnie te miejsca są stwardniałe i narażone na zranienia. W postaci łuszczycy chęć odizolowania się i od­graniczenia osiąga swój punkt ekstremalny, zmuszając pacjenta, by przynajmniej na poziomie ciała stał się „otwar­ty i podatny na zranienia”.

Świąd

Świąd towarzyszy wielu chorobom skóry, na przykład pokrzywce, świerzbowi, ale występuje także samoistnie, bez konkretnej „przyczyny”. Świąd może człowieka doprowa­dzić do szału – bez przerwy trzeba się drapać. Swędzenie i drapanie mają też znaczenie czysto psychologiczne, co wyraża się w niektórych powiedzonkach, jak choćby ręka mnie swędzi czy każdy się drapie, gdzie go świerzbi. W obu tych sformułowaniach można by od biedy słowo swędzić zamienić na słowa drażnić, pobudzać. Swędzenie jest od­czuwane jako „pobudzenie”. Wprawdzie zarówno słowo swędzić, jak i pobudzać, podniecać mają bardzo bliskie odniesienia do seksu, ale nie powinniśmy przeoczyć innych dziedzin, które łączą się z tymi pojęciami. Można kogoś pobudzić w sensie agresywnym (na przykład zwierzę, gdy je drażnimy), ale podniecający może być także wieczorny nastrój. Jeśli coś nas pobudza – stymuluje nas do czegoś. Może to być seks, agresja, sympatia lub miłość. Pobudzenie nie ma jednoznacznego sensu dla każdego. Jest odczuwane ambiwalentnie. Nie można stwierdzić, czy odczuwamy pobudzenie jako podniecające, czy też reagujemy na nie rozdrażnieniem. Jedno jest pewne – jesteśmy pobudzeni. Również łacińskie słowo prurigo znaczy swędzenie, ale i lubieżność, pożądliwość, a czasownik prurire znaczy swędzić.
Swędzenie ciała oznacza, że coś nas swędzi i pobudza psychicznie. Najwidoczniej jednak nie chcemy tego do­strzec, skoro ujawnia się to na płaszczyźnie somatycznej. Świąd jest zawsze somatycznym przejawem jakiejś namięt­ności, ognia wewnętrznego, płomienia, który chce wydostać się na zewnątrz, chce zostać ujawniony. Dlatego zmusza nas do drapania się. A drapanie to łagodna forma grzebania i kopania. Tak jak kopie się i grzebie w ziemi, aby coś wydobyć na światło dzienne, tak samo pacjent cierpiący na świąd drapie swoją skórę, by w sposób symboliczny znaleźć to, co go swędzi i gryzie, podnieca i pobudza. Jeśli to znajdzie, jest zadowolony.
Świąd zatem zawsze sygnalizuje coś, co nas swędzi, obwieszcza o czymś, co nie pozostawia nas chłodnym, obojętnym, lecz co pali, nie daje spokoju – gorąca namięt­ność, ognista miłość, gniew, który w nas płonie. Nic dziwnego, że świądowi często towarzyszy wysypka, czer­wone plamy na skórze i płomienne wykwity. Wyzwanie dla chorego brzmi: tak długo należy drapać swoją świadomość, aż wreszcie znajdzie się przyczynę swędzenia – to dopiero będzie pobudzające!

Choroby skóry

W przypadku problemów ze skórą należy zadać sobie następujące pytania:
1. Czy nie za bardzo izoluję się od otoczenia?
2. Czy potrafię nawiązywać kontakty?
3. Czy za moją niechętną postawą wobec otoczenia nie kryje się tłumione pragnienie bliskości?
4. Co we mnie pragnie przełamać granicę i ujawnić się (seksualność, popęd, namiętność, agresja, zachwyt)?
5. Co mnie tak naprawdę swędzi?
6. Czy nie wpędziłem się sam w izolację?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Brytyjczycy, nic się nie stało!!!

  Brytyjczycy, nic się nie stało!!! A to gagatek ! Przecie kosher Izaak … https://geekweek.interia.pl/nauka/news-newton-jakiego-nie-znamy-zb...