Wybór należy do Polski
Od redakcji: poniżej zamieszczamy bardzo interesujący artykuł rosyjskiego publicysty Piotra Akopowa analizującego obecną polską politykę zagraniczną.
Nie jest to ocena pozytywna, to jasne. Jednak autor na koniec zwraca uwagę, że na dłuższa metę Polska ze swoją tradycją i tożsamością nie pasuje do obecnej „zjednoczonej Europy”. Sugeruje, że dla Polski lepszy byłby powrót Ukrainy do „świata rosyjskiego” i pokojowe ułożenie relacji między „największymi narodami słowiańskimi – Rosjanami i Polakami”. Jest jeden warunek – Polska musi przestać grać na sprzecznościach między Niemcami a Rosją i skończyć z kultywowaniem obsesji antyniemieckiej i antyrosyjskiej
Poniżej tekst tego artykułu:
Wszyscy są już przyzwyczajeni do tego, że Polska została mistrzem świata w rusofobii i wzywa do zwycięstwa nad Rosją i uwielbia straszyć resztę krajów UE tym, że w przypadku klęski Ukrainy rosyjska armia napadnie na Europę, kierując się do Berlina i Paryża.
Ta stara, wielowiekowa gra „rubież na drodze wschodnich barbarzyńców” nigdy nie będzie przeszkadzać naszym słowiańskim nie-braciom, mimo że historia wielokrotnie pokazywała, że nie kończy się na niczym dobrym dla Polaków. Ale nie chcą uczyć się lekcji historii – chcą zdemaskować wszystkich i wszystko jako spisek przeciwko Polsce. Nie tylko Rosjanie, ale także ich drugi sąsiad, Niemcy. I należy to zrobić w taki sposób, aby z pewnością pokłócić się ze wszystkimi sąsiadami. Nie pamiętając oczywiście, jak to się skończyło ostatnim razem.
Uderzające jest to, co ostatnio mówią polscy politycy: Rosjanie są wrogami, Niemcy to też źli ludzie, bo nie chcą pomóc Polakom i Ukraińcom powstrzymać rosyjskiej inwazji. Dlaczego nie chcą? Bo są w zmowie z Rosjanami? Cóż, praktycznie…
„To wyobrażenie Niemiec, o równowadze w przyszłej Europie. Wyjście Wielkiej Brytanii z UE, otworzyło drogę do realizacji tego scenariusza. A więc funkcjonowanie w Europie równowagi opartej na współpracy dwóch imperiów: rosyjskiego i niemieckiego, z krajami pośrodku, w ramach stref wpływów obu mocarstw”.
„Niemcy może się znajdują w pewnym chaosie, ale to nie jest chaos, który by stał na przeszkodzie i utrudniał realizację podstawowych interesów narodowych, o które Niemcy dbają od kilkudziesięciu lat. Kiedyś chodziło o połączenie państw niemieckich, czy wchłonięcie praktycznie NRD, tj. dawnej strefy okupacyjnej sowieckiej, a od czasu zrealizowania tego zadania, o odzyskanie w jakiejś formie ich dawnych ziem, które są teraz w granicach Polski i podporządkowanie całego tego pasa krajów między Niemcami, a Rosją”.
To cytat z wywiadu z Adamem Glapińskim, szefem Narodowego Banku Polskiego, który jest tylko bardziej szczery od pozostałych. Chociaż po co być bardziej jednoznacznym? Oto kilka dni temu faktyczny przywódca Polski Jarosław Kaczyński (lider partii rządzącej Prawo i Sprawiedliwość) stwierdził, że Unia Europejska chce „przycisnąć Polskę do muru, rozerwać ją na strzępy i zmusić do całkowitego podporządkowania się Niemcom”. W tym samym czasie „Le Monde” opublikował wywiad z premierem Polski. Mateusz Morawiecki, w którym nie tylko wyraził niezadowolenie z faktu, że w UE władza jest w rękach oligarchii, czyli najsilniejszych państw w postaci Niemiec i Francja, ale stwierdził również:
„Gdyby tylko cała Europa dostarczała Ukraina broń na taką samą skalę i w tym samym tempie co Niemcy, wojna zakończyłaby się dawno temu. I to byłoby absolutne zwycięstwo Rosji. Jeśli chodzi o Europę, to byłoby to w przededniu kolejnej wojny. Bo Rosja, ośmielona słabością swoich przeciwników, będzie kontynuowała ofensywę”.
No tak, no tak. Niemcy i Rosja to dwa główne problemy Polski i Europy. Pretensje do Niemców są wśród Polaków długotrwałe i obsesyjne, dochodząc do absurdu. Na przykład Polacy chcą bardzo uzyskać setki miliardów euro jako odszkodowanie za II wojnę światową, jakby zapominając, że jedna trzecia obecnego terytorium Polski to dawne niemieckie ziemie podarowane przez Stalina po II wojnie światowej. Polacy chcą, aby Niemcy zapłacili im bilion euro w zamian za zwrot Śląska, Pomorza, Brandenburgia i Prusy? Nie? Niech po prostu płacą w ten sposób? A Polacy wykorzystają te pieniądze na przygotowanie się do wojny z Rosją? Albo z Niemcami? Albo może z obu krajami?
Decyzja o utworzeniu największej armii w Europie zapadła w Polsce wiosną tego roku – ale została przygotowana na długo przed rozpoczęciem naszej operacji specjalnej. Warszawa chce podwoić swoją armię, zwiększając jej liczbę do 300 tysięcy (a w planach do 400). Po co im taka armia? Powstrzymać „rosyjską agresję”? Albo niemieckie plany odzyskania ziem utraconych po 1945 roku?
Dla nowej armii broń jest już kupowana – nie tylko od Stanów, ale także od Korei Południowej (i za prawie 15 miliardów dolarów – ogromny kontrakt). Czy ta armia ma chronić Polskę przed „rosyjskim zagrożeniem”? Ale Rosja nie zamierza atakować Polski ani iść z nią na wojnę. O ile, oczywiście, sama Warszawa nie myśli o wysłaniu wojsk na Ukrainę. Czy Polacy naprawdę chcą odzyskać utracone ziemie wschodnie (Zachodnia Ukraina), które Stalin zrekompensował im częścią Niemiec? A jednocześnie zachować swoje obecne ziemie zachodnie – także podarek Stalina? A jednocześnie pozostać częścią Unii Europejskiej, w której nieuchronnie prędzej czy później stracą suwerenność? Jakoś to wszystko nie pasuje do jednego do drugiego – a tym bardziej do sytuacji globalnej.
Polska musi myśleć nie o tym, jak wyrwać kawałek z Ukrainy i wziąć pieniądze Niemcom, ale o tym, jak pozbyć się wiecznego kompleksu niższości, który kryje się za słynnym „polskim honorem”. Historia wyznaczyła Polakom miejsce między dwoma głównymi narodami Europy, Niemcami i Rosjanami, a oni sami wybrali stronę Zachodu w odwiecznej konfrontacji między światem katolickim i prawosławnym.
Teraz Zachód odcina się od swoich chrześcijańskich korzeni, jednocześnie porzucając zarówno tradycje narodowe, jak i sposób życia. W takiej Europie nie będzie miejsca dla Polaków-tradycjonalistów, Polaków-chrześcijan – albo będą musieli się zmienić, porzucić własną tożsamość, albo poszukać nowego miejsca w geopolitycznych układach. Założenie, że uda im się przejąć przywództwo w Unii Europejskiej (polegając na Anglosasach, grając na sprzecznościach między Europą Wschodnią i Zachodnią, wykorzystując rusofobiczne lęki Starego Świata) wydaje się absolutnie nierealne i może jedynie doprowadzić Polskę do kolejnej historycznej klęski.
Powrót Ukrainy do świata rosyjskiego nie jest zagrożeniem dla Polski, ale szansą na zbudowanie normalnych relacji między dwoma sąsiadującymi największymi narodami słowiańskimi – Rosjanami i Polakami. Wszystko zależy od samych Polaków: od ich zdolności do rezygnacji zarówno z prób gry na sprzecznościach między Niemcami i Rosjanami, jak i od manii dostrzegania źródeł swoich problemów w Niemczech i Rosji.
Piotr Akopow
Tłum. Jan Engelgard
RIA Novosti
https://myslpolska.info
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz