Pasikowski: Franza Maurera grałaby dziś Cielecka
Widzowie wolą jaja ukręcone z cukrem, więc filmu „Psy 4. Franz w Izraelu” nie będzie. Tak jak i filmu „Psy 5. Franz i kobieta przed 25. rokiem życia” – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Władysław Pasikowski, reżyser kultowych „Psów”.
Łukasz Maziewski: „Psy” mają 30 lat. Równocześnie nie zestarzały się ani trochę, a Franz Maurer na trzy dekady stworzył archetyp „polskiego macho”. Z jednej strony to twardziel, z drugiej – facet z problemami: z alkoholem, z budowaniem relacji, z kobietami, z agresją. Dziś Franz w takim kształcie mógłby jeszcze powstać?
Władysław Pasikowski: Jeśli ja miałbym to zrobić, to raczej nie. Trzeba debiutanckiej brawury, a może i arogancji, żeby tak konstruować bohatera. Nie można się bowiem oglądać ani na tradycję sienkiewiczowską, ani „szkoły polskiej”.
Nie można słuchać kolegów, oburzonych faktem, że robimy filmy najpierw o wojskowym, a potem o ubeku… A ci, którzy wtedy nie byli oburzeni, mieli związane z tym dylematy moralne. Takie to były czasy.
Wtedy mundurowi to nie były popularne profesje. Trzeba też być przygotowanym i niewrażliwym na późniejszą krytykę, że zrobiło się „szambo, a nie film”. Teraz, po 30 latach, nie stać mnie na to wszystko.
Jak pan widzi, powody są w moim przypadku charakterologiczne, a nie historyczne.
Te historyczne pojawiłyby się dziś, gdyby tworzeniem postaci Franza zajęli się moi młodsi koledzy. Zmora, to widmo krążące obecnie po świecie, znane pod nazwą „poprawność polityczna”, by im na to nie pozwoliła.
Franciszek Maurer nie piłby wódki i miał zupełnie inny stosunek do kobiet. Taki bardziej poprawny. Najprawdopodobniej zresztą sam byłby kobietą, działaczką podziemnej opozycji demokratycznej i grałaby go Magdalena Cielecka, a nie jakiś tam Bogusław Linda. Przy okazji, Magdalenę serdecznie pozdrawiam i całuję, choć nie wiem, czy mogę to jeszcze robić bez oskarżeń o napaść.
Gdy Bogusław ogłosił niedawno, że wrocławianki są piękne, a Oscary należą się najlepszym filmom bez względu na przynależność etniczną i tożsamość płciową ich twórców, posypały się na niego razy feministów, feministek i innych, najczęściej młodych bojowników o równość, wolność i braterstwo.
Bardzo „dowcipnie” wzywali dziadersa, żeby się zamknął, a najlepiej to wziął i umarł. Widocznie pieprzonym hipokrytom nie przeszkadza dyskryminacja niemłodych, heteroseksualnych, białych mężczyzn ze względu na ich wiek i poglądy.
A wrocławianki, drodzy czytelnicy, są piękne… i w tej kwestii też ufam Bogusławowi L.
Był człowiek, który stanowił pierwowzór Franza czy jego postać jest „składakiem” i wypadkową kilku osób?
Nawet jeśli gdzieś był, to ja nie miałem przyjemności go poznać. Było natomiast kilkanaście postaci literackich, ale głównie filmowych, z których ukradłem to, co mnie w nich najbardziej ujęło.
Są wśród nich wszyscy zapijaczeni urzędnicy czternastej kategorii i zdymisjonowani oficerowie od Dostojewskiego, szczególnie ten od kwestii „a jeśli Boga nie ma, to co ze mnie za kapitan”. Są sierżanci Jamesa Jonesa, detektywi Chandlera, kochankowie Hemingwaya i bardziej szczegółowo: John Russel z filmu „Hombre” Martina Ritta, Travis Bickle z „Taksówkarza”, agent z „Brylantów pani Zuzy”, Samuraj z „Samuraja” no i sam Bogie, choć ten nie jest już postacią fikcyjną.
Dużo rzeczy „Psy” antycypowały. Zorganizowaną przestępczość zblatowaną z częścią starych służb specjalnych, rosyjskie wpływy [he he – admin] w skorumpowanym i źle opłacanym systemie bezpieczeństwa, bezpiekę przeplatającą się z polityką. A jednocześnie mówił pan o zarzutach „zamówienia ubeckiego”. Trudno jest być prorokiem we własnym kraju?
Zarzut był taki, że lansuję tezę, jakoby byli też i porządni ubecy, co miało obywateli przekonać do darowania funkcjonariuszom win i ponownego przyjęcia ich do społeczeństwa.
Otóż nie. Nie było „porządnych” ubeków, tak jak nie ma i nie było wrażliwych katów. Film, poza tym, że był raczej przygodowy, a nie społeczny, stawiał skromnie pytanie o trzy i pół miliona ludzi związanych z poprzednim reżimem. Czy ich może zagazować, czy raczej znaleźć inne, mniej drastyczne rozwiązanie.
Ubecka przeszłość Franza to taki pociąg wykolejony przez bohatera „Bez przebaczenia”, w którym zginęły kobiety i dzieci. Mówi się o nim w filmie, ale Eastwood go nie pokazuje, bo gdyby pokazał, to nie moglibyśmy patrzeć przez dwie godziny na tego sympatycznego, starego kowboja, któremu kibicujemy.
Mądrość ludowa mówi, że nikt nie jest prorokiem we własnym kraju. Ja nim w ogóle nie jestem ani w Polsce, ani w Austrii, ani gdziekolwiek.
Wszystko to, co mi pan przypisuje do zasług, można było znaleźć w ówczesnych gazetach. Wystarczyło uważnie szukać i zrozumieć, że te sensacyjne wiadomości nadają się na sensacyjny film.
„Psy” powstały rok po nie mniej znakomitym „Krollu”, do którego sam niekiedy wracam. Choć utopione w morzu przekleństw, te filmy mówią jednak o wartościach: przyjaźni, wierności czy niebyciu obojętnym na zło. Kręcąc je, był pan o kilka lat młodszy niż ja obecnie. Skąd wyniósł pan taki jednoznaczny drogowskaz etyczny?
Z westernów z Johnem Wayne, z tandetnych powieści Karola Maya, z lepszej „Słońce też wschodzi” Hemingwaya, z najlepszych Dostojewskiego.
Bycie młodszym niż jestem obecnie pozwalało bowiem na bardziej bezkompromisową postawę i dokonywanie jednoznacznych wyborów. Tak… ta zależność między młodością a niezachwianym przekonaniem o własnych racjach tym bardziej nie zezwala mi napisać dziś, gdy jestem starym dziadem, czwartej części „Psów” w sposób, w jaki zrobiłem to przed 30 laty.
A poza tym w filmie dużo łatwiej o niezachwiane drogowskazy moralne niż w życiu, to chociaż w kinie mogłem się nimi kierować. I dlatego kochamy komedie muzyczne, nieprawdaż?
Co do wartości, to są one bezwzględnie wymagane w mainstreamowym kinie hollywoodzkim, którego zawsze byłem wielbicielem. Natomiast w kinie europejskim, którego z kolei nie znoszę, jest odwrotnie. Bohaterowie odstręczający, historie ponure, koniec dramatyczny. Człowiek ma ochotę, oglądając filmy wszystkich moich kolegów i jednej koleżanki ze szkoły, wykłuć sobie oczy… co, nawiasem mówiąc, też jest zakończeniem rodem z europejskiej dramaturgii. W starożytnym Hollywood okazałoby się bowiem, że bohater był podmieniony w żłobku i to jednak nie była jego matka.
Fala w wojsku, rozrachunek z przełomem totalitarnego reżimu i demokracji, SB, stosunki polsko-żydowskie – czuje się pan specjalistą od tematów trudnych?
Jeśli przyjmiemy założenie, że trudne tematy są bardziej interesujące, niż łatwe, to zdecydowanie tak. Dla pełnej jasności – nie czuję się żadnym specjalistą, poza tym, że wiem, gdzie postawić kamerę. To kwestia dokonania wyboru takiego, a nie innego tematu.
Kobieta na wsi ma aspiracje wielkomiejskie, a rodzina raczej widzi ją na gospodarstwie. Ten temat nie jest dla mnie. Tak samo, jak ten o zaradnych trzydziestolatkach, którzy w okresie świątecznym kłócą się, rozstają, godzą i schodzą. Albo ten, że ona go kocha, a on kocha jej kolegę.
I jeśli w ten sposób odrzucam od siebie wszystkie te „genialne” pomysły na film, to zostaje mi tylko to, co pan wymienił. Żydzi i mundurowi.
Zarazem: skąd ten sentyment do mundurów, formacji siłowych? Artyści uchodzą za niespokojne duchy, niepokorne. U pana to forma ironicznego komentarza do rzeczywistości czy jednak ucieczka do wolności?
Ani jedno, ani drugie. Nie mundur, ale broń mnie interesuje. Bo państwo, powierzając komuś broń, daje mu tym samym prawo do decydowania o czyimś życiu. A to już jest trudny i dramatyczny temat. Czasami też, ktoś sam sięga po broń bez legitymizacji i wtedy sam sobie przyznaje to prawo, co jest jeszcze bardziej dramatyczne.
Stąd moi bohaterowie to żołnierze, policjanci i gangsterzy. Albo i mściciele. Kiedy Kain mówi do Abla „spadaj stąd”, to jest interesujący spór między braćmi. Kiedy mówi to samo, trzymając za plecami magnum, sytuacja robi się natychmiast dramatyczna.
Skoro o tematach trudnych: jak pan ocenia tzw. dezubekizację, czyli m.in. ustawę odbierającą część emerytur byłym funkcjonariuszom PRL-owskich służb? Zrównanie zabójcy księdza Popiełuszki z maszynistką z MSW budzi pana sprzeciw?
Nie wiedziałem, że jeszcze kogoś to interesuje. Jeśli jednak daje pan radę zadać mi takie pytanie, to ja, proszę bardzo, dam panu na nie odpowiedź.
Rzecz powinna być w gestii sądu, a nie ustawodawcy. Ustawa wszystkich zrównuje. Stawia wielki kwantyfikator, a wielkie kwantyfikatory – poza tym jednym, że wszyscy pomrzemy – są fałszywe.
Sąd natomiast, przynajmniej ten sprzed reformy sądownictwa, rozpatruje i wydaje indywidualne wyroki. Dożywocie i pozbawienie praw obywatelskich na zawsze, o ile są ku temu przesłanki, zdaje się, rozwiązuje kwestię emerytur też raz na zawsze.
O ile jednak nie doszło do popełnienia przestępstwa, nie mamy do czynienia ze sprawiedliwością, tylko z zemstą polityczną, a taka – ostrzegam – jeśli zostanie prawem, może też spotkać, za chwilę, za cztery lata albo i za osiem, obecnie przekonanych o swojej „sprawiedliwości” ustawodawców.
To samo, co sportretował pan w „Psach”, powtórzyło się w 2015. Ci, którzy trafili do służb na początku lat 90., ćwierć wieku później mogli poczuć się jak Gross, Olo czy „Nowy”. Ich historie powinny być memento. A nie są. Dlaczego się nie uczymy i powielamy te same błędy?
Ludzka natura. Przykładów aż nadto, choćby wojna w [„w” – admin] Ukrainie. Mnie jednak bardziej się podoba koncept Kurta Vonneguta, że życie jest próbą niszczącą. Ludzki gatunek jest ciągle na etapie produkcji doskonalszej wersji ludzi i żeby się przekonać, jakie są słabe strony obecnej generacji człowieka, Producent poddaje go próbom niszczącym. Crash test i tyle. Zdarza się.
Po trylogii – nie czas na „Psy 4” w innych realiach? Rzeczywistość wydaje się sprzyjać, choć PISF może mniej. Przecież służby wojskowe dotknęło to samo, co SB po upadku PRL.
Z okazji 30. rocznicy „Psów” ukazała się w wielu miejscach ta sama notka prasowa, że film, że kultowy, że 30 lat, że bla, bla, bla… i na koniec najlepsze, mianowicie, cytuję, że „Psy 2” i „Psy 3” nie odniosły już takiego sukcesu.
Informuję więc: „Psy” obejrzało 260 tys. widzów. „Psy 2” – 680 tys. a „Psy 3” – 1,3 miliona ludzi. Producenci i inwestorzy jednak liczyli na „nie taki już” sukces, bardziej taki około dwóch milionów widzów, żeby jednak więcej niż „Kogel-mogel”. Niestety, zawiodłem, nie udało się.
Historia ostrzegająca o pierwszych oznakach odradzania się państwa policyjnego nie zainteresowała widzów.
Widzowie wolą jaja ukręcone z cukrem, więc filmu „Psy 4. Franz w Izraelu” nie będzie. Tak jak i filmu „Psy 5. Franz i kobieta przed 25. rokiem życia”.
Nawiasem mówiąc, moje doświadczenie podpowiada mi, że alkohol u kobiet przed 25. rokiem życia zdecydowanie sprzyja dzietności, a nie ją osłabia. Zdaje się, mamy diametralnie różne doświadczenia.
Łukasz Maziewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
https://film.wp.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz