“Podatki są kradzieżą”, czyli jak to robią w UK
Posted by Marucha w dniu 2022-12-05 (Poniedziałek)
Nowożytna historia nie tyle uchylania się od płacenia podatków, co ścigania tej praktyki przez coraz bardziej fiskalne państwo – zaczęła się ponoć w Glasgow, od sprawy was the Magistrates and Town Council of the City of Glasgow v Messrs Murdoch, Warren & Co (1783).
Władze miejskie postanowiły wówczas dochodzić opłaty akcyzowej w wymiarze 2 pensów od kwarty piwa, którą to Mr Munro sprzedawał swym klientom dzięki stosownej umowie z browarem Anderston. Rzecz cała sprowadzała się zaś do ustalenia czy mieliśmy do czynienia z opodatkowanym wyszynkiem, czy też sprzedażą detaliczną, wolną od takowej opłaty.
Izba Lordów po przeprowadzeniu wnikliwego postępowania ustaliła wówczas, że ponieważ nabywcom oferowano możliwość natychmiastowej konsumpcji na posesji pana Munro – mechanizm tak był właśnie przykładem uchylania się od opodatkowania (tax evasion), nie zaś dopuszczalnym unikaniem niemiłych podatków w sposób legalny (tax avoidance), co autorytetem swoim potwierdził sam Lord Mansfield, uznając za niedopuszczalne.
Faktycznie jednak, brytyjska linia orzecznictwa jeszcze przez następne dwa stulecia nie była bynajmniej aż tak rygorystyczna. No, w każdym razie nie w przypadkach związanych z opodatkowaniem arystokracji…
Przeciw szufli państwa
Można wręcz uznać, że unikanie podatków uważano za rozrywkę godną dżentelmenów. Najsłynniejszym bodaj przykładem takiego podejścia była sprawa Ayrshire Pullman Services and D.M. Ritchie v CIR (1929), w której rozstrzygnięciu (na korzyść podatnika) padło wielokrotnie potem cytowane w nieskończonej ilości pism i mów stwierdzenie Lorda Clyde’a o „największej możliwej szufli”, którą Skarb (the Inland Revenue) najchętniej zapuszczałby do zasobów podatników, na co jednak ci żadną miarą nie muszą się bynajmniej godzić i czego ułatwiać.
Bardziej jeszcze przez dekady znaczącą dla angielskiego orzecznictwa była sprawa Duke of Westminster v CIR (1936), w której dochodzono prawidłowości odliczenia od domiaru z tytułu umowy zawartej przez księcia z jego ogrodnikiem. W opinii Skarbu było to bezpodstawne, ponieważ kwestionowała wypłata była w istocie niepodlegającym odliczeniu stałym wynagrodzeniem. Jednakże Izba Lordów była odmiennego zdania uznając książęcą w związku z wyższością substancji prawa nad jego literą. Co więcej, jak podkreślił w uzasadnieniu Lord Tomlin: „każdy człowiek jest uprawniony, jeśli tylko może” by działać w granicach prawa w sposób skutkujący zmniejszeniem zobowiązania podatkowego w porównaniu do stanu występującego w przypadku zaniechania takiej aktywności.
Ta właśnie zasada na kolejne dekady zdominowała brytyjską jurysprudencję, ale i cały klimat społeczny wokół unikania podatków. To dzięki niemu właśnie z powodzeniem funkcjonowały takie mechanizmy jak dividend-striping, czyli księgowe wyodrębnianie dywidend od zysków by wykazywać stratę, albo pierwsze schematy optymalizacyjne, kojarzone zwłaszcza z nazwiskami Roya Tuckera and Ronalda Plummera i ich wysoce dochodową w latach 70-tych Rossminster Group.
Zmiana klimatu
Oczywiście też już wtedy pojawiały się głosy odmienne, odwołujące się do kwestii moralnych i cnót obywatelskich, jak stanowiska Lorda Denninga w sprawie Re Weston’s Settlements (1969), jednak korzystanie ze schematów podatkowych nadal powszechnie były uznawane za w pełni uprawnioną i uzasadnioną metodę gry z kolejnymi rządami, podejmującymi coraz bardziej rozpaczliwe próby zbilansowania budżetów trzeszczącego państwa dobrobytu, wreszcie po raz pierwszy zmuszonego do zwiększonych wydatków na sektor publiczny i mozolnie wdrażane ustawodawstwo socjalne.
Wobec tak oczywistej sprzeczności przełom zarówno w nastawieniu społecznym wobec ewidentnych luk w prawie, jak i w samym orzecznictwie – był zatem nieuchronny. Oczywiście więc się zdarzył, wraz ze sprawami Ramsay (W.T.) Ltd v CIR (1982) oraz Furniss v Dawson (1983). W tej pierwszej przedmiotem postępowania była inżynieria finansowa sprowadzająca się do tworzenia księgowej straty kapitałowej w oparciu o dwie linie kredytowe (z czego jedno sekurytyzowaną) celem uniknięcia podatku dochodowego w wymiarze £172.000. Mechanizm ten scharakteryzowano kolejnym słynnym potem cytatem z Lorda Wilbeforce’a jako zabawianie się „w komorze gazowej dwoma przeciwstawnie naładowanymi cząsteczkami”. Sprawa ta zapoczątkowała zmianę percepcji w stosunku do operacji ukierunkowanych wyłącznie i ewidentnie w celu unikania podatków. Transformację tę przypieczętowano rozpatrując IRC v Burmah Oil Co Ltd (1982), zaś jeden z głównych architektów nowego podejścia, Lord Templeman w uzasadnieniu do Matrix-Securtities v IRC (1994) dobił cały proceder określając go mianem „sumy trików i pretekstów”.
Wbrew fali
Ewolucja orzecznictwa i jurysprudencji nie odbywała się jednak w próżni politycznej. Thatcheryzm oznaczał cięcia podatkowe, ale także odnowioną zachętę do wzbogacenia się poprzez operacje finansowe, także przy użyciu stosownej inżynierii. Rząd Żelaznej Damy mrugał więc do przedsiębiorców na wzór Ronalda Reagana wołającego, że „chciwość jest dobra!”, a tu jak na złość gromadzie sędziów i lordów zachciało się dłubać w precedensach akurat w przeciwnym kierunku! Dysonans bił po oczach, a siłą rzeczy orzecznictwo zaczęło się rozjeżdżać, co tylko sprzyjało zaciemnianiu kwestii rozliczeń podatkowych w gospodarce szykującej się już do pełnej finansjalizacji i globalistycznego trzęsienia ziemi. Niejasności zdominowały kolejne dwie dekady, pomimo orzeczeń takich jak w the Collector of Stamp Revenue v Arrowtown Assets Ltd (2003), w którym wyraźnie nakazano „realistyczną” analizę faktów i „celowe” stosowanie prawa stanowionego.
Państwo musi się wtrącić…
A kiedy materia prawna tak się zagęszcza – nawet w anglosaskim systemie pojawia się typowa dla każdego rządu pokusa, by do składu precedensowej porcelany wprowadzić słonia prawa stanowionego. Takim samozwańczym kornakiem okazał się w 1997 r. ówczesny Kanclerz (czyli minister finansów i skarbu), labourzysta Gordon Brown. Zaproponowane przez niego regulacje, jak było do przewidzenia, jedynie skomplikowały rozróżnienie między legalnym unikaniem, a nielegalnym uchylaniem się od podatków. W miejsce krytykowanych za nadmierną kazuistykę i dziurawość wciąż aktualizowanych Targeted Anti-Avoidance Rules (TAARs) – obiecano ogólną kodyfikację General Anti-Avoidance Rule (GAAR), nad którą pracowano jednak kolejne… 16 lat, w międzyczasie posługując się ulubioną przez wszystkie rządy i partie prowizorką, w postaci Disclosure of Tax Avoidance Schemes (DOTAS), stanowiącej załącznik do Financial Act 2004.
Ponieważ zaś, jak wiadomo, biurokracja zawsze czuje się (i często bywa) nadrzędna wobec wszelkiej praktyki prawa – nowatorstwo całego rozwiązania sprowadzało się do zobowiązania „promotorów schematów podatkowych” do… rejestrowania ich w HMRC (czyli Urzędzie Skarbowym) celem sprawdzenia. Powszechnie uznano to za zamach na fundament prawa, także wyspiarskiego i nałożenie na doradców podatkowych, księgowych i przede wszystkim przedsiębiorców obowiązku, by z góry przeprowadzali dowód, że działają legalnie.
Opinia publiczna jednak, złożona widocznie z zaangażowanych widzów „Wall Street”, przeszła do porządku nad tym odwróceniem porządku, uznając sprawiedliwość społeczną za ważniejszą od tej bezprzymiotnikowej. Z czasem (po 2014 r.) DOTAS i GAAR jakoś nawet postarano się zgrać, jednak przewaga HMRC na podatnikami została już nieodwracalnie umocniona.
Koniec złudzeń?
Nie trzeba też chyba dodawać, że założenie cudownego uregulowania brytyjskiego fragmentu globalnych finansów za pomocą kilku ustaw zostało boleśnie sfalsyfikowane wraz z kryzysem 2008 r. Znowu winą obciążono schematy podatkowe, na jaw wyszło, że w odnowionym systemie dziury prawne co najwyżej ładnie obrąbiono, orzecznictwo, nie mówiąc o legislacji nijak nie mogą nadążyć za rozwojem nowych instrumentów finansowych i dynamiką rynków, zaś sieci HMRC łapią głównie tych, co zawsze – przedstawicieli nieszczęsnej klasy średniej (w UK faktycznie jeszcze wciąż dychającej) oraz małych i średnich krajowych przedsiębiorców. Grono uprzywilejowanych natomiast, składa się po staremu z Korony, lordów i finansjery, tyle że obecnie jeszcze wyraźniej międzynarodowej.
Słowem – jak u nas. No, może bez monarchii…
Konrad Rękas
https://konserwatyzm.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz