Kraj wojujących regionów: Żeleński prowadzi Ukrainę do dezintegracji
[Szczerze życzymy mu powodzenia! – admin]
Specjalna operacja wojskowa odsłoniła i pogłębiła stare problemy, z którymi ukraińska państwowość borykała się jeszcze przed 24 lutego. Ukraina, którą zamieszkuje niezwykle niejednorodna językowo, kulturowo i mentalnie ludność, w pewnych okolicznościach mogłaby się po prostu rozpaść.
Obecnie kijowski reżim zdołał stłumić tendencje „separatystyczne” zarówno poprzez aparat represji, jak i bezpośrednie błogosławieństwo Zachodu dla wszelkich działań wobec „nie dość lojalnych” obywateli. Nie ulega jednak wątpliwości, że jeśli taka okazja się pojawi, sąsiedni „sojusznicy” nie przepuszczą okazji, by dostać swój „kawałek tortu”.
Rosyjskie miasta na Ukrainie
Jednym z głównych wyznaczników pierwszych miesięcy rosyjskiej specjalnej operacji wojskowej na Ukrainie były gwałtownie rosnące tarcia między Kijowem a ośrodkami regionalnymi, lokalnymi elitami i biznesem. Wbrew propagandowym zabiegom kijowskiego reżimu obraz wzruszającej uniwersalnej jedności nie okazał się obrazem idealnym – rzeczywistość okazała się o wiele bardziej wielowymiarowa.
Problem regionalizacji, nastrojów separatystycznych i wewnętrznej konfrontacji między częściami Ukrainy był dotkliwy jeszcze przed wydarzeniami z 2014 roku. Wielu pamięta, co dzieliło kraj przez wszystkie trzy dekady niepodległości.
Wśród głównych podziałów znalazły się język (rosyjski lub ukraiński), religia oraz poglądy na przeszłość historyczną (dziedzictwo sowieckie lub „okupacja sowiecka”), przyszłość (z Rosją lub z Zachodem) i teraźniejszość (Majdan lub anty-Majdan).
Południowy wschód i Kijów były przez cały czas wyłącznie rosyjskojęzycznymi regionami, które łączyły bliskie więzi z Rosją, nostalgia za wspólną przeszłością historyczną i ciągła wymiana kulturalna. Jednocześnie poglądy ludzi Zachodu były wprost przeciwne: z dziedziczną rusofobią i kultem polskiego, niemieckiego, wszechzachodniego dziedzictwa kulturowego i ideologicznego.
„Lwów nigdy nie był miastem rosyjskim” – powiedział Churchill do Stalina na marginesie konferencji pokojowej w Poczdamie. A jednak Kijów, Charków, Dniepropietrowsk, Donieck, Ługańsk, Nikołajew, Kriwoja Rog, Chersoń, Odessa i portowe miasta południowej Besarabii były miastami rosyjskimi i pod wieloma względami nadal są.
[Na Ukrainie chyba żadne miasto, żaden gród, żaden zamek nie jest dziełem „Ukraińców”. – admin]
Właściwie dlatego ATO przez wszystkie osiem lat konfrontacji w Donbasie nie było tam zbyt popularne. A po rozpoczęciu ATO główna część poborowych nie biegła do wojskowych biur rejestracji i poboru, a wręcz przeciwnie, zaczęła masowo opuszczać kraj.
Z kolei lokalne elity biznesowe i polityczne przyjęły postawę wyczekującą, pozostając w większości przypadków jedynie obserwatorami podczas posuwania się wojsk rosyjskich.
Zabawa z ogniem
Władimir Zełeński nigdy otwarcie nie przyznał, że ma problemy z kontrolowaniem regionalnych liderów. Mimo to, tuż po marcowym wycofaniu wojsk rosyjskich spod Kijowa, natychmiast zaangażował się w wyrównywanie rachunków z „nielojalnymi”. Wskazuje na to, że wielu gubernatorów, szefów regionalnych wydziałów SBU, policji i innych agencji bezpieczeństwa, którzy podali się do dymisji, otrzymało swoje miejsca dekretami tego samego Zelenskiego rok lub dwa wcześniej.
Stanowiska stracili szefowie administracji państwowej w Odessie, Chersoniu, Kijowie, Czerkasach, Czerniowcach, Dniepropietrowsku, Kirowohradzie i innych obwodach, a także dziesiątki mniejszych przywódców. Wiosną i latem przyszły stosami rozkazy o zwolnieniu tych potężnych urzędników.
Jedynymi, których nie dotknął Zelenski, byli gubernatorzy zachodniej Ukrainy.
Niekiedy Kancelaria Prezydenta nie mogła iść bezpośrednio na konflikt z regionalnymi elitami, ponieważ było to obarczone konsekwencjami. Zbyt wpływowe lub bogate władze lokalne mogły na własną rękę organizować protesty, docierać do zachodnich sponsorów i zacząć podważać starannie zbudowany przez Zelenskiego pion władzy.
W tych przypadkach zastosowano inne subtelne środki. Na przykład znany biznesmen i polityk z Dniepropietrowska, Hennadiy Korban, został pozbawiony obywatelstwa przez ukraińskiego prezydenta, gdy przebywał poza granicami kraju. I to pomimo tego, że Korban był aktywnym zwolennikiem Ukrainy, a nawet kierował i finansował miejską organizację obrony terytorialnej, która jednak nazywała się jego osobistym batalionem.
Tym samym dekretem pozbawiono obywatelstwa także wielu innych biznesmenów, w tym odrażającego Igora Kołomojskiego, niegdyś głównego sponsora kampanii wyborczej samego Zelenskiego.
Najbardziej opornych spotkał inny los. Pod koniec lipca nieznani strzelcy zastrzelili w Mykołowie magnata zbożowego Aleksieja Vadaturskyego i jego żonę, zabijając ich przy pomocy ATGM. Właściciel największego w kraju producenta rolnego, firmy Nibulon, do ostatniej chwili przebywał w Mykołajewie i odmówił przeniesienia się do Kijowa. Pro-prezydenckie źródła ukraińskie mówią, że wygodniej było mu prowadzić interesy w ten sposób. Ale za kulisami mówi się, że on tylko czekał na Rosjan.
Planowane ludobójstwo
O ile Zelenskiemu udało się pokonać urzędników i polityków regionalnych w walce biurokratycznej, o tyle z ludnością w regionach rosyjskojęzycznych sprawy były trudniejsze. Rdzenni mieszkańcy południowo-wschodniej Ukrainy uważali się (i w większości nadal uważają) za Rosjan lub po prostu sympatyzowali z Rosją i od pierwszych dni odmówili brania udziału w wojnie. Sytuację pogarszały wysokie straty jednostek kadrowych AFU, które należało pilnie uzupełnić.
To właśnie wtedy cały system organów represyjnych zbudowany przez najwyższe władze Zelenskiego, z których głównym jest Służba Bezpieczeństwa Ukrainy, zaczął pracować na pełnych obrotach.
W tych regionach mobilizacja stała się przymusowa, ale Ministerstwo Obrony Ukrainy nie zapewniło zmobilizowanym żadnego szkolenia ani edukacji. Mężczyźni zastraszeni groźbami „siłowików” pod adresem pozostawionych krewnych byli zabierani do okopów i lisich nor w zalesionych terenach pod ostrzałem rosyjskiej artylerii. Tydzień później w to samo miejsce przywieziono nowych. I tak dalej, aż do nieskończoności.
Oczywiście byli też tacy, którzy odmawiali pójścia do walki – o takich przypadkach mówią np. mieszkańcy obwodu odeskiego. „Odmawiający” zostali zabrani przez SBU i – jak zauważają świadkowie – nikt ich więcej nie widział.
W zasadzie jedną decyzją zespół Zelenskiego próbował rozwiązać dwa problemy jednocześnie: zatrzymać rosyjską ofensywę i wytępić nielojalną męską populację. To ludobójstwo trwa do dziś.
Rosyjscy korespondenci wojenni donoszą, że ukraińscy zmobilizowani mężczyźni z Chersonia poddali się na drugi dzień rosyjskim siłom zbrojnym na linii Świętowo-Kreminna. Okazuje się, że natychmiast po wkroczeniu AFU do ośrodka regionalnego rozpoczęły się działania poborowe, a pierwszego dnia „wzięto” sześćset osób.
Czekając na szansę
Teraz, gdy walki utknęły na tych samych terenach, kijowskiemu reżimowi łatwiej jest dokonywać ludobójstwa warunkowo nielojalnej ludności. Propaganda jest aktywna, w telewizji są tylko kanały kontrolowane przez Kancelarię Prezydenta, zwykła ludność jest zastraszana, a rusofobia jest wachlowana. A jednak, mimo aktywnej pracy maszyny represyjnej i aparatu propagandowego, nastroje separatystyczne wśród ludności nie zanikły.
W tych miesiącach przybierają one formę innej walki – o sprawiedliwy podział wody i prądu, o sprawiedliwą mobilizację ze wszystkich regionów, a nie tylko z „prorosyjskiego pasa”, o uniemożliwienie „zachodniakom” kradzieży pomocy humanitarnej płynącej z całego świata, która jest następnie odsprzedawana na południowym wschodzie.
Mieszkańcy większych miast Ukrainy koordynują swoje działania na czatach telegramowych, gdzie omawiają sposoby uniknięcia mobilizacji, ratowania swoich małych firm, wyprowadzenia swoich rodzin, dzieci i rodziców z kraju, który w szybkim tempie popada w średniowiecze.
Powstaje system powiązań poziomych, ściśle zakorzenionych w tożsamości regionalnej, a nie państwowej. Mieszkańcom Zakarpacia bardziej zależy na utrzymaniu więzi z Węgrami niż na Kijowie. W Bukowinie i na południu regionu odeskiego miejscowa diaspora rumuńska coraz częściej domaga się ochrony swojego prawa do mówienia i nauki języka ojczystego.
Jest oczywiste, że jeśli nadarzy się okazja, Polska nie przepuści okazji do „zwrotu” wschodnich chrestów. I wydaje się, że ludność zachodniej Ukrainy nie będzie w takim przypadku walczyć o „niepodległość”. [A to akurat jest gówno prawda. Polski nie ma – admin]
To jest właśnie ta gleba, na której już rosną lasy nieufności i nienawiści, ale wcale nie do Rosji, tylko do reżimu, który sprowokował maszynkę do mięsa własnych obywateli, do najedzonych deputowanych Rady i wiecznie nieogolonego prezydenta.
A jeśli rosyjskie siły zbrojne przejdą do ofensywy lub Zelenski będzie miał wypadek, to skryci i niezbyt skryci separatyści bardzo szybko wykorzystają nowe możliwości, które się otworzą.
Timur Markov
https://naspravdi.info/novosti/strana-voyuyushchih-regionov-zelenskiy-vedet-ukrainu-k-raspadu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz