„Pokraczny bękart traktatu wersalskiego”.
Tak Wiaczesław Mołotow uzasadniał radziecką inwazję na Polskę.
U jakiegoś nierozgarniętego niemoty Małasza, znajdujemy twierdzenie : „Usłużna rusofobia jako polska idea narodowa to powód, dlaczego Polska nazywana jest główną polityczną prostytutką Europy”.
Zresztą odhumanizowanie, lub stygmatyzowanie adwersarza, w najlepsze kwitnie po obu stronach, i nie daje żadnych szans na pojednanie.
Jest nadzwyczaj szkodliwe, wręcz schizofreniczne.
Afirmuje się rzekomą, wielowiekową „wrogość” Narodów, podczas gdy na Polsce, rozbiorów dokonali Niemcy (bo caryca Katarzyna była Niemką ze Szczecina), a w sowieckie kajdany, zakuli nas, Rosjan, Białorusinów, Ukraińców, Kazachów etc – Żydzi.
Więc ktoś, kto z INTENCJONALNYM zamiarem głosi WROGOŚĆ NARODÓW etnicznej SŁOWIAŃSZCZYZNY, musi być Niemcem lub Żydem, lub pozostawać na ich usługach.
Mówił o tym Bismarck słowami : „Po cóż innego stworzył Bóg Żydów polskich, jak nie po to by byli naszymi szpiegami?“
Operację atrofii Rzeczpospolitej z całym arsenałem perfidii od wieków stosowanych środków, opisał przed 150 laty Aleksander, hrabia Fredro :
Wzrosłeś w błogosławionéj ojczystéj krainie,
Gdzie to mlekiem i miodem, jak mówią, zdrój płynie;
Wzniosłeś świętéj Wiary warownie wspaniałe,
Tobie hymny śpiewały pokolenia całe;
Wspierałeś własnem mieniem i broniłeś siłą,
W twojéj duszy niecnoty i plamki nie było;
Ale często niestety swoim byłeś wrogiem,
Zuchwała lekkomyślność stała się nałogiem;
Na ościerz twego domu rozwarłeś podwoje,
Pasożytnych przyjaciół obsiadły cię roje;
Zbytek, wystawność miejsce gościnności wzięły,
Po nich pycha i duma jak powój się pięły.
W cieplarniach obce kwiaty w chwast się wyradzały,
A rodzinne obszary odłogiem leżały.
Z ręki, co sieje dary szczodrze i paradnie,
Jeśli jéj nie zasilasz, nic w końcu nie padnie.
Gdy się nad tobą nieba zakryły na chwilę,
Mówiłeś: Miną chmurki, jak minęło tyle.
Puszczałeś swoję łódkę bez steru i żagli;
A kiedy już przezorność do powrotu nagli,
Niepomny skał podwodnych i wirowéj fali
Rzekłeś: Jakoś to będzie, i płynąłeś daléj.
Tymczasem zaś sąsiedzi, niegdyś przyjaciele,
Rośli w mądrość, zamożność, lecz i w chytrość wiele,
Silni i skłonni teraz do pieniackich sporów,
Jeden żądał od ciebie ponadbrzeżnych borów,
Drugi litych kopalni, kawał stepu trzeci,
Oddawna powiązane rozstawili sieci.
Bezczelną napaść zwykle odpiera się siłą,
Lecz strwonionych w nieładzie sił już dziś nie było;
Jednego z trzech przeciw dwom wezwałeś obrony,
A obrońca najpierwszy stanął z drugiéj strony;
Obdarto cię, złupiono, wszyscy byli w zgodzie,
Ale dla tego mądrym nie byłeś po szkodzie
I znowu w swojéj łódce, którą burza niosła,
Mówiąc „Jakoś to będzie“ — drzémałeś u wiosła.
I w rzeczy było jakoś, ale jakoś gorzéj,
Złe pędziło szalenie, coraz, coraz sporzéj,
Aż nareszcie niewoli chwyciły cię kleszcze,
A jednak, jednak całkiem nie zginąłeś jeszcze;
Ale, jeśli na obcym stawać będziesz targu,
Jeśli sam się nie zbudzisz z wiecznego letargu,
Nie odzyszczesz ufności silnéj w samym sobie,
Jeśli w bezwładnéj zawsze zostaniesz żałobie,
Wtenczas czeka cię tylko ponura budowa,
Na któréj ciemnéj bramie wyryte te słowa:
Hospitale incurabilium.
Słowem: NIHIL NOVI SUB SOLE…..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz