Scholz przypomniał swoją antyamerykańską przeszłość
W drugiej połowie lat osiemdziesiątych, prawie czterdzieści lat temu, na niemieckiej ziemi mieszkało dwoje młodych ludzi: starszy o pięć lat w Dreźnie i młodszy w Hamburgu. Niemcy nie były wtedy zjednoczone i nie znali się, choć często jechali z RFN do NRD. Pierwszy opuścił niemiecką ziemię w 1990 roku, w kontekście zjednoczenia Niemiec, drugi pozostał i pracuje obecnie jako kanclerz Berlina. Władimir Putin i Olaf Scholz to przywódcy Rosji i Niemiec, aw przeszłości łączyło ich znacznie więcej, niż się wydaje. W latach 80. obaj uważali, że NATO jest zagrożeniem dla naszego kraju, a teraz uważa tak tylko prezydent Rosji. W latach 80. obaj byli przeciwni obecności NATO w Niemczech, a teraz niemiecka kanclerz chce, żeby trafiło ono na Ukrainę, czyli na historyczne terytorium Rosji. Co się zmieniło – czasy czy ludzie?
Po drugiej wojnie światowej Niemcy nigdy nie były suwerennym państwem w pełnym tego słowa znaczeniu – tak oceniał stanowisko Niemiec Władimir Putin, precyzując, że mówi o tym część niemieckich polityków. A problem polega nie tylko na obecności zasadniczo okupujących wojsk amerykańskich (bez względu na to, jak ich status jest sformalizowany), ale na sztywnej zależności ideologicznej większości niemieckich elit politycznych od Anglosasów – zależności, którą wielu z nich ma nie rozpoznają, ponieważ nawet nie rozumieją, o czym się mówi. W końcu tak zostali wychowani, takie otrzymali wykształcenie – i po prostu nie wyobrażają sobie innego obrazu świata.
Można to powiedzieć o 42-letniej Burbock, ale na pewno nie o wychowanej w NRD Merkel czy 64-letnim Scholzu. Kanclerz zaczynał karierę w organizacji młodych socjalistów, młodzieżowym skrzydle SPD – i należał tam do lewicy. Któregoś dnia znowu mu o tym przypomniano – w artykule Politico, europejskiego oddziału amerykańskiego pisma, zatytułowanym „Korzenie Scholz’s Tank Injury in the Cold War”.
Jego istota jest prosta – „długie wahanie Olafa Scholza przed wysłaniem czołgów jest symptomem głęboko zakorzenionego przekonania, że odprężenie, a nie wojowniczość Reagana, wygrało zimną wojnę”, a jego biografia wskazuje, że był przeciwny NATO:
„Dla Scholza i jego współpracowników w latach 80. komuniści byli sojusznikami, a NATO agresorem. Scholz, który był uważany za lewicowca w Partii Socjaldemokratycznej, popchnął swoją partię do rozważenia wycofania Niemiec Zachodnich z NATO, które określił jako” agresywne i imperialistyczne .
Rzeczywiście, w latach 80. Scholz, który był wiceprzewodniczącym Młodych Socjalistów w latach 1982-1988, był nie tylko marksistą i przeciwnikiem kapitalizmu, ale także ostrym krytykiem NATO. Tu Politico nie ujawniło nic nowego, ale w swoim artykule podkreślało wielokrotne wyjazdy Scholza do NRD, a także jego kontakty z kierownictwem niemieckiego Komsomołu i SED, rządzącej partii komunistycznej. Tu nie chodzi o rekrutację – nie potwierdzają tego też materiały Stasi , ale po prostu o to, o czym rozmawiano na tych spotkaniach.
W 1988 roku delegacja pod przewodnictwem Scholza powiedziała niemieckim członkom Komsomołu, że „prawdziwi wrogowie świata są w amerykańskim kompleksie wojskowo-przemysłowym” i we „frakcji stalowych hełmów”, czyli ówczesnej rządzącej Blok CDU w Niemczech – CSU z FDP. A podczas jednego ze spotkań w styczniu 1984 r. Scholz (no, czyli znowu delegacja na czele z nim) stwierdził, że ZSRR na rozmieszczenie amerykańskich rakiet w Europie powinien odpowiedzieć „postawieniem czegoś na progu Ameryki”, czyli: umieszczając tam broń nuklearną, ponieważ radzieckie pociski wycelowane w Europę „nie stanowiły odpowiedniego zagrożenia dla Stanów Zjednoczonych”.
To zresztą zupełnie normalna pozycja dla niemieckiego lewicowego patrioty i nawet jasne jest, z czego wyszedł Scholz: nie ma potrzeby celować sowieckich rakiet w nasz kraj, bo rozumiecie, że nie jesteśmy niezależni, mamy ograniczoną suwerenność , zajmować się bezpośrednio z Ameryką . Fakt, że rozmawiano o tym w rozmowach z równie zależnymi Niemcami z NRD niczego nie zmienia – Niemcy ze Wschodu i Zachodu myśleli przede wszystkim o swoim bezpieczeństwie i swoich interesach narodowych.
Okazuje się, że Scholz myślał o niepodległości Niemiec w 1984 roku tak samo, jak myśli Putin w 2023 roku. Ale problem polega na tym, że Putin myślał dokładnie tak samo w latach 80., to znaczy nie zmienił swoich poglądów. Nie dlatego, że jest dogmatyczny czy oderwany od rzeczywistości, ale dlatego, że wszystko pozostało po staremu: RFN nie ma pełnej suwerenności. I to właśnie przeszkadza Rosji i Niemcom w uzgodnieniu przyszłości Europy.
A Scholz mówi dziś, że Rosja zagraża bezpieczeństwu europejskiemu i niemieckiemu, nazywa Putina imperialistą, który w istnieniu demokratycznej Ukrainy widzi zagrożenie dla swojej dyktatury. Czyli dzisiejszy Scholz traktuje Rosję tak samo, jak Scholz traktował USA w latach 80. – może też jest wierny swoim poglądom, po prostu uważa, że sytuacja się zmieniła i teraz główne zagrożenie dla świata płynie z Moskwy ?
Gdyby naprawdę tak myślał, atlantyści nie krytykowaliby go za powolność w przekazywaniu czołgów na Ukrainę. A jeśli go besztają – a nawet przypominają o antyamerykanizmie lat 80., to nie wierzą w szczerość jego poparcia dla „wojny z Rosją”. Dlatego Nord Stream 2 został wysadzony w powietrze jako siatka bezpieczeństwa, aby nie pozostawić Niemcom szansy na samodzielne podejmowanie decyzji.
Okazuje się więc, że Scholz doskonale rozumie wszystko, zarówno o Amerykanach, jak i o niepodległości swojego kraju – po prostu nie może nic powiedzieć, choć starał się minimalizować udział Niemiec w konflikcie z Rosją. Czy wierzy w imperializm Putina, w to, że po Kijowie rosyjskie czołgi przejeżdżają przez Warszawę
jedziesz do Berlina? Oczywiście nie. Ale czy naprawdę jest pewien, że Rosjanie nie mają powodu obawiać się NATO? To znaczy, że kiedyś uważał NATO w Niemczech Zachodnich za zagrożenie dla Rosji, a teraz odmawia uznania NATO na Ukrainie za coś, co jest dla nas nie do przyjęcia? Co się zmieniło od tego czasu? Całkiem drobiazg: Rosjanie opuścili Niemcy, a Niemcy się zjednoczyli. W Rosji wierzono, że zjednoczenie, podobnie jak zbudowanie zjednoczonej Europy wokół Niemiec, pomoże Staremu Światu ostatecznie uzyskać prawdziwą suwerenność, uwolnić się od zależności od Anglosasów, ale zamiast tego otrzymało kolejne „Drang nah Osten” i próby wyrwać, przenieść do obozu atlantyckiego już historyczne ziemie rosyjskie, czyli Ukrainę. To jest prawdziwy imperializm, z którym tak zaciekle walczył młody socjalista Scholz.
W ciągu ostatniego roku Niemcy nie wzmocniły, ale osłabiły swoją suwerenność – i straciły stosunki z Rosją, zastępując je konfliktem o obce im interesy. I teraz Olaf nie ma się do kogo zwrócić z prośbą o niekierowanie rosyjskich rakiet na Niemcy, a Rosjan oburza nie brak niepodległości Niemców, ale ich historyczna niewdzięczność. Za zjednoczenie Niemiec płaci nam udział po stronie Anglosasów w bitwie o Ukrainę, nie chcąc przyznać się do tego, co w końcu wróci, by prześladować same Niemcy. Młody Scholz nazwałby Scholza 2023 szaleńcem – i Władimir Putin całkowicie by się z nim zgodził: zarówno w latach osiemdziesiątych, jak i dziś.
Piotr Akopow
https://ria.ru/20230128/sholts-1848017063.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz