Prawo Jante – czyli skandynawska wersja lewicowej inżynierii społecznej
Lewicowa inżynieria społeczna konsekwentnie propagowana i wdrażana przez ostatnich kilkadziesiąt lat zaczyna przyśpieszać i wyczuwa się oznaki zniecierpliwienia wśród Wielkich Demiurgów „organizujących” nasz świat na nowo.
Mechanizmy „przebudowy” społeczeństwa, jego rozbudowanej kontroli we wszystkich dziedzinach życia łącznie z polityką gender nie mają już charakteru otwarcie marksistowskiego, ale oparte są na zmodyfikowanej dialektyce neo-marksistowskiej, nie uznającej żadnych obiektywnych (transcendentnych) wartości.
Jednocześnie lewica doskonale „dogadała” się z biznesem – korporacjami – w taki sposób, że prawdziwy kapitalizm jako ideał prawdziwej wolności we wszystkich dziedzinach życia – praktycznie przestał istnieć („Kapitalizm – nieznany ideał” jak pisała Ayn Rand).
Nie jest bowiem kapitalizmem obecny system globalnej kontroli wszelkich działań rynkowych, kulturowych, społecznych przez kilka światowych korporacji, które z kolei doskonale porozumiały się z nowoczesną lewicą. Korporacje te, za polityczne gwarancje braku konkurencji, ogromnych zysków, niekontrolowanej globalizacji oraz monopolizacji gospodarki i wymiany rynkowej zostawiły lewicy wolną rękę na polu szeroko rozumianej inżynierii społecznej. Powstał swoisty „sojusz ekstremów” jak nazywa to profesor Wielomski.
Dla lewicy neomarksistowskiej ten plan jest idealny. Korporacje za gwarancje nieograniczonych zysków wspierają bardzo hojnie wszystkie kulturowe, ekonomiczne i socjalne pomysły lewicy. Są to działania globalne, mające na celu całkowitą przebudowę struktur społecznych, a najbardziej aktywna (i agresywna) stała się lewica „tożsamościowa” (woke), która z mało skutecznego pola konfliktu jakim była walka klas, skoncentrowała się na przejęciu „środków produkcji kulturalnej” – edukacji, mediów, sztuki, dziennikarstwa i rozrywki – czyli zbudowała nowe pola konfliktu.
Na czoło wybijają się tutaj przede wszystkim walka z religią, ekologizm („zielony utopianizm”) oraz odgrzewanie historycznego konfliktu rasowego – „black vs. white„- czyli coś, co można by nazwać „etnomarksizmem” (Dreher, Winegard).
Ten frontalny, globalny i dobrze przemyślany atak kulturowy na wszystkie dziedziny życia prowadzi do spustoszenia mentalnego w społeczeństwach europejskich, niszczy tradycję, więzi społeczne i porządek oparty o silną rodzinę (order of care), neguje partykularności społeczne i narodowe . Opisuję ten atak jako „zmodyfikowany i frontalny”, bowiem lewica neo-marksistowska zrozumiała, że oparcie swojej walki ideologicznej na klasycznej marksistowskiej walce klas i „walce z kapitalizmem” jest zupełnie nieskuteczne i należy front walki ideologicznej rozszerzyć na sprawy kulturowe, edukacyjne i biologiczne.
Hasła ogólnoświatowej ekspansji socjalizmu i komunizmu zawsze widniały na sztandarach lewicy. Jednak dawniej wierzyła ona w walkę klas i wybuch światowej rewolucji, marzyła o światowym zajaśnieniu „jutrzenki komunizmu”. Ten plan się zupełnie nie udał. Utopia lewicowa urzeczywistnia się teraz nie za pomocą rewolucji i terroru, lecz za pomocą systematycznego, totalnego prania mózgów, szyderstwa z tradycji i religii, politycznej poprawności i „cancel culture”
Pranie mózgów w powszechnej edukacji, opanowanie mediów i kontrola informacji, obniżenie standardów uniwersyteckich – wszystko to ułatwiło lewicową ekspansję. Strategia ta zajęła trochę czasu – około 40-50 lat – ale neomarksistowska lewica była bardzo cierpliwa i konsekwentna w swych działaniach.
Właśnie wspomniany etnomarksizm stał się dzisiaj głównym paliwem ideologicznym Nowej Lewicy. Mogłoby się wydawać, że korporacje i marksiści powinni być w wiecznym konflikcie. Stwierdzenie to jest prawdziwe w odniesieniu do tradycyjnego marksizmu, ale nie etnomarksizmu. W rzeczywistości etnomarksizm nie tylko nie jest wrogi interesom korporacji, ale może im sprzyjać. Etnomarksiści skutecznie odwracają uwagę od rzeczywistych problemów społecznych i ekonomicznych, jednocześnie tworząc lub zaostrzając w społeczeństwie konflikt między białymi a osobami kolorowymi. Każdy korporacyjny slogan Black Lives Matter jest dla korporacji nowym sposobem powiększania swoich zasobów, rozkręcaniem konsumpcjonizmu, a jednocześnie sposobem na antagonizowanie grup społecznych.
Szczególnie łatwo ten lewicowy projekt zmian tryumfuje dzisiaj w Europie Zachodniej, natomiast coraz większą irytację budowniczych Nowego Porządku wywołuje opór i niechęć akceptacji neomarksistowskich pomysłów przebudowy społecznej w krajach Europy Wschodniej. Tutaj neomarksiści coraz bardziej zaczynają dzisiaj okazywać swój brak cierpliwości.
Jest sprawą niewątpliwą, że w naszej części Europy poznaliśmy doskonale czym są lewicowe, totalitarne, utopijne i zbrodnicze pomysły przebudowy społecznej. Dzisiaj z wyczuloną ostrością widzimy ku czemu zmierza agresywny plan Nowej Lewicy i bronimy się przed tym tak, jak jest to możliwe. W Europie Zachodniej realizacja tych przemian okazała się o wiele łatwiejsza i skuteczniejsza. Powolne, planowe urabianie mentalności zachodnich społeczeństw zupełnie stępiło ich mechanizmy obronne dla własnych przekonań, zasad i tradycji.
Jako przykład społeczeństw zupełnie miękko poddających się lewicowej inżynierii przedstawia się społeczeństwa skandynawskie. Aby społeczeństwo poddawało się miękko, bez żadnych zastrzeżeń ideologicznym manipulacjom należało zniszczyć w tym społeczeństwie przede wszystkim jakiekolwiek elity – elity nie tylko niezależnie myślące, ale także na tyle odważne, aby przeciwstawić się narzucanej ideologii.
Komuniści w Rosji Sowieckiej starali się eliminować elity za pomocą zbrodni i terroru. (co prawda, nie udało im się zrealizować marzeń o całkowitej równości, gdyż po wymordowaniu elit ich miejsce zajęła partyjna nomenklatura, która przejęła przywileje tych, których wyeliminowała).
W Szwecji wyeliminowano elity z obiegu społecznego bez żadnego terroru.
Jak pisze Chantal Delsol: „W Szwecji przeciwko elitom nie zastosowano żadnego terroru, ale są one tak źle widziane, tak nadzorowane i tak wyśmiewane z powodu najmniejszego pretensjonalnego gestu, że wręcz wolą nie istnieć, egzystując w głębokim ukryciu…..”
„….w społeczeństwie szwedzkim nie lubi się ludzi inteligentnych i błyskotliwych; uważani są za arogantów…”
Jeżeli wyeliminuje się w dyskursie politycznym, społecznym, kulturowym aktywność elit i jednostek niepokornych, wówczas można oczekiwać bardzo szybkich rezultatów z prania mózgów i efektów narzucanych idei.
Egalitaryzm dąży do utworzenia posłusznego, biernego stada. Ten duch egalitaryzmu wyraża w Szwecji (ale także w pozostałych krajach skandynawskich) tzw. Prawo Jante [„Jantelagen” – admin]. Prawo to wywodzi się od twórczości Aksela Sandemose, duńskiego pisarza, (mieszkał i publikował także w Norwegii), który w książce „En flyktning krysser sitt spor” przedstawił „prawa” społeczne rządzące w małomiasteczkowej Danii. Z czasem prawa te stały się opisem stosunków społecznych w całej Skandynawii.
To 11 „przykazań”, których treść mówi sama za siebie:
1. Nie sądź, że jesteś kimś wyjątkowym.
2. Nie sądź, że nam dorównujesz.
3. Nie sądź, że jesteś mądrzejszy od nas.
4. Nie sądź, że jesteś lepszy od nas.
5. Nie sądź, że wiesz więcej niż my.
6. Nie sądź, że jesteś czymś więcej niż my.
7. Nie sądź, że jesteś w czymś dobry.
8. Nie masz prawa śmiać się z nas.
9. Nie sądź, że komukolwiek będzie na tobie zależało.
10. Nie sądź, że możesz nas czegoś nauczyć.
11. Nie sądź, że jest coś, czego o tobie nie wiemy
Oczywiście, z „Prawa Jante” starano się zrobić cnotę, perfidnie udowadniano w tym kontekście, że indywidualizm jest absolutnym złem, że tylko dostosowanie się do wartości dyktowanych przez grupę gwarantuje sukces i rozwój. Perfidnie zapominano, że indywidualizm nie wyklucza współpracy, („team work”), ale budowanie takiej grupowej współpracy z pozycji pojedynczych osób powstaje wtedy na innych zupełnie zasadach. Budowanie grupy, wspólnoty z takich pozycji ma wówczas charakter twórczy, a nie ograniczający, represyjny.
„Prawo Jante” bowiem to stawianie opinii i dyktatu lewicowych manipualtorów społecznych ponad wolnością i wartościami uznawanymi przez jednostkę, to zniechęcanie do wybijania się na twórczą indywidualność, a tym samym do przeciwstawiania się większości narzucającej swoje prawa.
Te „przykazania” mają wpływ na wszystkie aspekty życia codziennego, na wzajemne relacje między ludźmi. Dla mnie ich treść jest porażająca – myślę, że jest także ciągle bardziej przerażająca dla nas, w Polsce, niż dla społeczności w wielu krajach Europy Zachodniej. Gdy czytam tych „11 przykazań”, to wolę także, szczerze mówiąc, ten „nasz” tzw. polski indywidualizm ze wszystkimi jego wadami (już słyszę o „warcholstwie” i liberum veto….), niż „indywidualizm kontrolowany” i życie w społeczności formowanej według „Prawa Jante”.
Neomarksistowska lewica, aby odnieść sukces, musi wyeliminować opór elit, całkowicie zdławić wszelki twórczy indywidualizm i narzucić „tyranię swoich wartości”, jak to określał Carl Schmitt. Jeżeli nie przeciwstawimy się egalitarnym zapędom Nowej Lewicy i globalizmowi Neoliberałów, to obudzimy się w społeczeństwie totalnie kontrolowanym i pozbawionym jakichkolwiek szans na normalny rozwój.
Sławomir Starzyński
https://konserwatyzm.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz