Szatańskie oblicze unijnego globalizmu i jej amerykańskiego hegemona
W październiku dziennikarka zapytała przewodniczącą Parlamentu Europejskiego Robertę Metsolę, czy UE formalnie rozpocznie negocjacje akcesyjne z Ukrainą i Mołdawią po uzyskaniu przez te kraje statusu kraju kandydującego w 2022 r. – pisze Laura Ruggeri.
„Jeśli jakiś kraj patrzy na Europę, Europa musi szeroko otworzyć swoje drzwi. Rozszerzenie zawsze było najsilniejszym instrumentem geopolitycznym Unii Europejskiej”.
Chociaż Metsola po prostu przeformułowała oświadczenia szefowej Komisji Europejskiej Ursuli Von der Leyen i przewodniczącego Rady Europejskiej Charlesa Michela, jej dobór słów zapewnia doskonały wgląd w ideologiczne podstawy ekspansjonistycznego dążenia UE.
Metsola myli Europę z Unią Europejską, ale to nie jest tylko przejęzyczenie, Bruksela ma długą tradycję zakładania, że UE to Europa i że kraje poza jej granicami tak naprawdę nie są europejskie, w przeciwnym razie nie „patrzyłyby na Europę” ‚.Stać się Europejczykiem oznacza stać się „cywilizowanym”, ponieważ ludzie spoza „ogrodu Europy” żyją w „dżungli”, przynajmniej według Josepa Borrella, szefa spraw zagranicznych UE.
UE, postrzegana jako ucieleśnienie wartości nadrzędnych, ma moralny obowiązek otworzyć swoje drzwi i przyjąć te nieszczęsne kraje, które są obecnie wykluczone z tego ogrodu chwały, ratując je w ten sposób przed bliżej nieokreślonym zagrożeniem. Właściwie wariacja na temat kolonialnego motywu białego wybawiciela. Następnie Metsola przedstawia decydujący argument za rozszerzeniem: cóż, cóż, jest to instrument geopolityczny, dzięki któremu UE stanie się silniejsza.
Od dwóch dekad zdania są podzielone co do tego, czy ekspansja wzmocni blok, jak twierdzą jego zwolennicy, czy też przyspieszy jego implozję. Metsola dla wygody zapomina wspomnieć, że bez jednomyślnej zgody nie można nawet rozpocząć negocjacji akcesyjnych, ale eurokraci oczywiście nie pozwalają, aby fakty stanęły na przeszkodzie dobrej narracji.
Metafory użyte przez Metsolę (drzwi) i Borrella (ogród/dżungla) wzmacniają dychotomię przestrzenną wnętrze/zewnętrze, która kulturowo odzwierciedla opozycję między wartościami pozytywnymi i negatywnymi, cywilizacją i barbarzyństwem.
Bez „chaotycznej” atmosfery zewnętrznej, rzeczywistej lub wyobrażonej, struktura wewnętrzna nie wydawałaby się uporządkowana, a właściwie wcale: postać i tło zlałyby się w kontinuum. Istnienie niebezpiecznej dżungli, zamieszkanej przez barbarzyńców, jest niezbędne do utrzymania w niej iluzji porządku i uprzejmości.
Problem polega na tym, że z każdą rundą ekspansji entropia układu wzrasta. Historia pokazała, że gdy podejmuje się próbę ekspansji imperialnej bez niezbędnych warunków wstępnych – wystarczająco silnej armii i zdolnej do jej utrzymania gospodarki, skutecznego przywództwa i ideologii zachęcającej do dążenia do imperium i zdrowych powiązań instytucjonalnych między centrum a peryferiami – rezultatem jest nieuchronnie przesada i porażka.
Ale nie pytajcie naszych eunuchów o imperia, zwłaszcza o przeciążone imperium, któremu służą. Wierzą we własną propagandę i angażują się w „ochronę, promowanie i rozpowszechnianie wartości europejskich, obronę demokracji i praw człowieka w interesie ogólnym, interesie publicznym. Promowanie stabilności i dobrobytu na świecie, ochrona światowego porządku opartego na zasadach, to podstawowy warunek ochrony wartości Unii”.
W przypadku wypowiedzi z UE parodia jest zbędna, oryginał osiąga ten sam efekt komiczny.
To, czy dalsze rozszerzenie jest dobre, czy złe dla UE, stało się współczesnym odpowiednikiem starej bizantyjskiej debaty na temat płci aniołów i chociaż nie można osiągnąć porozumienia, proces ten w dużej mierze zatrzymał się po nadejściu największej fali nowych członków w 2004 r. i Chorwacji w 2013 r.
Dlaczego więc w ciągu ostatnich dwóch lat znalazła się ona na pierwszym miejscu w programach tak wielu eurokratów? Głównie dlatego, że zwolennicy rozszerzenia mieli nadzieję, że uda im się wykorzystać jedność, jaką UE zgromadziła w sprawie konfliktu na Ukrainie, do przeforsowania zastępczego imperialistycznego projektu napędzanego magicznym myśleniem Waszyngtonu.
Kamieniem węgielnym tego projektu było całkowite zajęcie Ukrainy, której armia wyszkolona przez NATO powinna była zadać Rosji decydujący cios. Jak wiemy, sprawy nie toczą się zgodnie z planem i jedność wydaje się obecnie równie niepewna jak przyszłość Ukrainy.
Ukrainie przez lata obiecywano status kraju kandydującego do UE i ostatecznie otrzymano go w zamian za krwawą ofiarę. Kraj ten najwyraźniej nie kwalifikuje się do członkostwa, a perspektywa siedzenia w zatłoczonej poczekalni z innymi kandydatami w dającej się przewidzieć przyszłości nie jest warta umierania. Bruksela musi najpierw znaleźć atrakcyjniejszą marchewkę, a potem nią machać w czasie, gdy sondaże wskazują na malejące poparcie dla Ukrainy.
Po obronie amerykańskiego „porządku opartego na zasadach” UE ma worek pełen IOU, osłabioną gospodarkę, a ogród rozkoszy Borrella coraz bardziej przypomina ciemny panel słynnego tryptyku Hieronima Boscha.
Można by pomyśleć, że mówienie o rozszerzeniu UE, gdy blok stoi w obliczu poważnych kryzysów, które wystawiają go na próbę do głębi, to szczyt szaleństwa. Niektórzy komentatorzy dostrzegli już podobieństwa między przywództwem UE a Neronem grającym na skrzypcach podczas pożaru Rzymu. Jednak Neron podobno zajmował się czymś innym niż grą na skrzypcach, za pożar obwiniał chrześcijan.
Prezentowanie wroga wewnątrz lub na zewnątrz to sprawdzona taktyka tłumienia sprzeciwu i konsolidacji władzy. I właśnie tego próbowała niemiecka minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock podczas niedawnej konferencji w Berlinie poświęconej rozszerzeniu UE. Powiedziała 17 ministrom spraw zagranicznych UE i krajów kandydujących, w tym Dmytro Kulebie z Ukrainy, że UE musi się rozszerzyć, aby nie narazić wszystkich na bezbronność.
„Moskwa Putina będzie w dalszym ciągu próbowała oddzielić od nas nie tylko Ukrainę, ale także Mołdawię, Gruzję i Bałkany Zachodnie. Jeśli te kraje mogą zostać trwale zdestabilizowane przez Rosję, to również czyni nas bezbronnymi. Nie możemy już sobie pozwolić na szare strefy w Europie”.
Co się stało z obietnicami wzrostu gospodarczego, inwestycji i dostępu do bogatego rynku? Ponieważ w 2023 r. wszystkie brzmią dość pusto, Baerbock wywołuje straszydło. Zniknęły wszelkie pozory, że UE i NATO realizują różne strategie.
Teraz, gdy drzwi NATO zamknęły się przed Ukrainą, a Waszyngton skierował swoją uwagę na Bliski Wschód oraz region Azji i Pacyfiku, ciężar wspierania Ukrainy „w obronie Europy” spadł na UE.
Przedstawianie Rosji jako zagrożenia od dawna jest wykorzystywane przez USA do utrzymania NATO przy życiu, jednak w ostatnich latach zostało wykorzystane do ujednolicenia polityki zagranicznej i obronnej państw członkowskich UE. Waszyngton promował i ułatwiał pionową konsolidację władzy w UE w celu przekazania Brukseli części funkcji policyjnych i karnych, które umożliwiają jej globalną akumulację kapitału i wspierają jej hegemonię.
Według wyliczeń Waszyngtonu łatwiej byłoby poradzić sobie z jednym zbiorowym wasalem, czyli UE, niż z kilkoma skłóconymi i konkurującymi ze sobą wasalami europejskimi. Strategia ta odzwierciedla słabe zrozumienie przez Waszyngton historii i złożoności Europy i dlatego jest mało prawdopodobne, aby przyniosła pożądane rezultaty, zwłaszcza że na amerykańskim ołtarzu poświęcono interesy europejskie.
Po wyssaniu bogactwa z krajów UE i ograniczeniu ich pola manewru, ciasto się skurczyło i naturalne jest, że konkurencja o kawałek będzie się nasilać. Grabież i kanibalizacja sojuszników nie jest zbyt mądrym posunięciem, ma posmak desperacji i jest wyraźnym sygnałem, że Stany Zjednoczone są nadmiernie obciążone finansowo i militarnie.
Upadek gospodarczy i przemysłowy w krajach UE wydaje się obecnie nie do zatrzymania. Nie może być inaczej, gdy jesteś uwięziony w związku opartym na nadużyciach i wyzysku, który pozbawia Cię wolności wyboru przyjaciół i partnerów biznesowych.
Gospodarczy i geopolityczny środek ciężkości przesunął się na wschód, jednobiegunowy porządek świata, który wyłonił się w latach 90. XX w., rozpada się, a na naszych oczach kształtuje się nowy, wielobiegunowy porządek. Zamiast podążać pragmatyczną ścieżką integracji eurazjatyckiej i wzmacniać wzajemnie korzystne więzi gospodarcze z Chinami i Rosją, UE podjęła samobójczą misję na rzecz swoich powierników w Waszyngtonie w skazanej na niepowodzenie próbie osłabienia Rosji i powstrzymania wpływów Chin.
Przez lata UE mogła czerpać korzyści z globalizacji kierowanej przez USA; rozwinęła stosunki handlowe i współpracę wielostronną z krajami sąsiadującymi i resztą świata. Zamiast zaakceptować pojawienie się nowej wielobiegunowej rzeczywistości, Stany Zjednoczone zdecydowały się odwrócić globalizację i podzielić świat na dwa bloki, twórczo przedstawiając konkurencję jako ideologiczną konfrontację demokracji z autokracją. Wzrósł protekcjonizm handlowy, inwestycje międzynarodowe zostały poddane wzmożonej kontroli ze względów bezpieczeństwa narodowego, wzrosły ograniczenia w przepływie danych, sankcje stały się normą.
Po skazaniu na geopolityczną nieistotność kraje europejskie wzywa się do uiszczenia rachunku za imperialne ambicje Stanów Zjednoczonych i zapewnienia pomocy wojskowej. W opublikowanym w listopadzie raporcie korporacji RAND uznano, że strategia i polityka obronna USA stała się niewypłacalna i zalecono inne podejście:
„Obowiązki, jakich rząd Stanów Zjednoczonych i jego obywatele na arenie międzynarodowej oczekują od swoich sił zbrojnych i innych elementów władzy krajowej, znacznie przekraczają zasoby dostępne do wypełnienia tych obowiązków.
Stany Zjednoczone nie mogą i nie powinny samodzielnie podejmować prób opracowania niezbędnych koncepcji operacyjnych, postaw i zdolności niezbędnych do realizacji tego nowego podejścia do pokonania agresji. Potrzeba udziału sojuszników i partnerów to coś więcej niż tylko generowanie zasobów potrzebnych do wiarygodnej połączonej obrony. Ponieważ odstraszanie to coś więcej niż zwykła siła militarna, solidarność między wiodącymi demokratycznie rządzonymi narodami jest konieczna także w wymiarze dyplomatycznym i gospodarczym. Bliższa współpraca i współzależność w dziedzinie obronności będą miały korzystne skutki uboczne w innych obszarach, ułatwiając skoordynowane działania mające na celu sprostanie wspólnym wyzwaniom”.
Aby lepiej pomóc umierającemu hegemonowi, mówi się UE, że musi się rozwijać i reformować. W rzeczywistości reformę uważa się za jeszcze pilniejszą niż ekspansję, ponieważ Stany Zjednoczone obawiają się, że zdolność UE do wykonania wyznaczonego jej zadania może zostać podważona przez kilka krajów korzystających z prawa weta.
W centrum rozmów znajduje się unijna zasada jednomyślności, co oznacza, że każdy kraj musi wyrazić zgodę, zanim blok będzie mógł podjąć decyzję w takich kwestiach, jak polityka zagraniczna, pomoc dla Ukrainy czy przepisy podatkowe.
To nie przypadek, że najgłośniejsze argumenty za rozszerzeniem UE i głosowaniem większościowym zamiast jednomyślności słychać w kręgach atlantyckich. Waszyngton musi wzmocnić kontrolę nad europejską polityką zagraniczną i bezpieczeństwa, w związku z czym zwiększył presję na Francję i Niemcy, a także na inne państwa europejskie, które sprzeciwiają się perspektywie przystąpienia Ukrainy, Mołdawii i Bałkanów Zachodnich do klubu.
Porwanie Europy
W takiej UE, o jakiej marzyły Paryż i Berlin 30 lat temu, kraje bałtyckie i Europy Wschodniej zapewniłyby swoim firmom tanią ziemię i siłę roboczą oraz nowe, niewykorzystane rynki – idealne Lebensraum dla ambitnych, przedsiębiorczych Europejczyków z Zachodu. Ten neokolonialny scenariusz byłby wspierany przez imperializm kulturowy i ułatwiony przez bliskość geograficzną.
Ale w euforii po zimnej wojnie francusko-niemiecki tandem nie zwrócił uwagi na Kamiennego Gościa: ekspansja NATO była znacznie szybsza niż ekspansja UE. Pomimo upadku Związku Radzieckiego i Układu Warszawskiego NATO nie zostało rozwiązane, ale jego misja „trzymania Rosjan z daleka, Amerykanów w środku, a Niemców na dystans” zyskała nowy impuls po tym, jak NATO powitało państwa, których nowe (agenturalne) elity polityczne były przygotowane dokładnie do tej misji.
Amerykanie nie tylko byliby głośniejsi niż wcześniej, ale mogliby także liczyć na większą liczbę sojuszników, którzy właśnie to zrobią. Wraz z przystąpieniem do UE nowych państw członkowskich ich nastroje antyrosyjskie również zaczęły odgrywać nieproporcjonalną rolę w kształtowaniu stosunków UE z Rosją. W istocie w państwach poradzieckich aktywnie kultywowano rusofobię, aby wspierać kruche, a w niektórych przypadkach całkowicie sztuczne tożsamości narodowe i legitymizować nowych władców.
Aby zjednoczyć nowych i starych członków oraz przyciągnąć więcej kandydatów, UE zamieniła problemy polityczne w problemy technokratyczne, opierając się na procedurach prawnych i przeznaczając lub wycofując zasoby finansowe, aby narzucić swoją „wizję”, stała się graczem ideologicznym i „globalnym nauczycielem” zasad neoliberalnych, „wartości” zachodnich i norm UE. Aby ukryć swój antydemokratyczny charakter i legitymizować inwazyjny aparat biurokratyczny całkowicie odłączony od szerszego społeczeństwa, UE zamieniła się w gigantyczną machinę PR, która kierowała zasoby na utrzymywanie pozorów.
Ze względu na brak legitymacji demokratycznej UE musiała zainwestować znaczne zasoby w stworzenie pozorowanej demokracji. Nie mając żadnego demo, musiała je wymyślić poprzez „misję cywilizacyjną”, podjętą z misyjnym zapałem. Aby stworzyć nowe „europejskie demos”, należało najpierw stopniowo, począwszy od przedszkola, osłabić (lub sztucznie nadmuchać) tożsamość narodową, kulturową i religijną, jeśli pełniła ona funkcję antyrosyjską, a następnie zastąpić ją tą czy inną. wake ersatz dostarczanym przez organizacje takie jak WEF i Open Society Foundations – ścieżka inżynierii społecznej do cywilizacji!
Należy pamiętać, że UE nie jest niezależnym graczem geopolitycznym ani „potęgą geopolityczną”, niezależnie od tego, co twierdzą Borrell czy Von der Leyen. UE została stworzona, aby odebrać władzę państwom członkowskim i podważyć ich suwerenność, tak aby nigdy nie stanowiły wyzwania dla amerykańskich interesów i władzy. W rezultacie UE nie jest większa niż suma jej części, jest geopolitycznym odpowiednikiem czarnej dziury. Jej architektura instytucjonalna, złożona sieć grup wsparcia, jest tak zaskakująca i odrętwiająca, że Henry Kissinger, będąc sekretarzem stanu USA, wygłosił słynną uwagę: „Do kogo mam zadzwonić, jeśli chcę zadzwonić do Europy?”
UE nie jest ani organizacją międzynarodową, ani państwem narodowym, ale można ją określić jako sztuczny ustrój ponadnarodowy. Przyjmuje to formę licznych przenikających się sieci powiązań społecznych, gospodarczych, politycznych i ideologicznych, które obejmują, na różnych poziomach i na różnych etapach, mechanizmy ponadnarodowe, rządy krajowe, władze regionalne, korporacje międzynarodowe i grupy interesu o zasięgu międzynarodowym, czyli całą globalistyczną mafię..
Kiedy więc mówimy o UE, musimy pamiętać, że jest ona prowadzona jak prywatny klub dla grupy firm transatlantyckich i elit finansowych. Ich lobby i zespoły doradców kontrolują wiedzę i informacje, które kształtują opinię publiczną i na podstawie których działają figuranci – przywódcy UE to niezmiennie nieudani politycy i przeciętniacy, których kariery polityczne ułatwiły te same lobby, które są ich właścicielami i dyktują ich program.
W miarę jak te transatlantyckie elity angażują się w globalną walkę o utrzymanie i poszerzanie swojej władzy oraz o przejmowanie i kontrolowanie zasobów, od danych cyfrowych po zasoby naturalne, tworzą kartele, gdy ich interesy są zbieżne, lub rywalizują o wpływy polityczne, gdy ich interesy są rozbieżne. „Wojny kulturowe”, które praktycznie uniemożliwiły racjonalną debatę na Zachodzie, są często podsycane przez te elity, ponieważ mają one środki do mobilizowania zasobów politycznych – ludzi, głosów i partii – wokół określonych stanowisk w kwestiach kulturowych.
Proces integracji europejskiej jest projektem imperialistycznym, zarówno w sensie relacji UE z resztą łańcucha imperialistycznego, jak i wewnątrz UE ze względu na nierówne stosunki między różnymi krajami.
Mnożą się oznaki głębokiego kryzysu integracji europejskiej, czego najwyraźniejszym, ale nie jedynym przykładem jest brexit. Narastający kryzys legitymizacji znajduje także odzwierciedlenie w reakcjach wyborców w krajach UE. W przeciwieństwie do oskarżeń o „populizm” i „nacjonalizm” kierowanych pod adresem każdego, kto jest krytyczny wobec integracji europejskiej, pojawia się większy strach wywołany poczuciem braku kontroli nad własnym życiem, niewiarą w niedemokratyczne ramy instytucjonalne i polityczne UE.
W miarę jak poziom życia stale się obniża, a obietnice dobrobytu i dobrostanu społecznego w europejskim ogrodzie pozostają w dużej mierze niespełnione, rośnie niezadowolenie i niezadowolenie, nie tylko wśród zwykłych ludzi. Niektóre elity narodowe również stały się bardziej niespokojne, gdy są karane przez wrogość UE wobec Rosji i, w coraz większym stopniu, Chin. Potencjał wzrostu gospodarczego UE został wyczerpany, a większość członków bloku cierpi na chroniczne deficyty budżetowe i nadmierny dług publiczny.
Ponieważ jednak Stany Zjednoczone potrzebują wszystkich rąk na pokład, aby utrzymać swoją szybko spadającą hegemonię, UE podwoiła swoją rolę podmiotu egzekwującego amerykańskie zasady, wplatając NATO i UE w architekturę kontroli i propagandy – rozpoczyna się wojna hybrydowa przeciwko Społeczeństwom Europy pod pozorem ochrony przed rosyjską dezinformacją.
W takim kontekście więcej środków przeznacza się na budżet obronności i bezpieczeństwa oraz na amerykańskich pełnomocników, takich jak Ukraina. Niezależnie od tego, jak na to spojrzeć, jasne jest, że tylko garstka dobrze skomunikowanych przedsiębiorstw czerpie korzyści ze wzrostu wydatków państw członkowskich na cele wojskowe oraz badania i rozwój.
Sytuacja nadzwyczajna związana z Covid-19 dała Stanom Zjednoczonym doskonałą okazję do sprawdzenia, czy wszystkie europejskie kaczki są w rzędzie. Po raz pierwszy w swojej historii UE przyjęła strategię wspólnych zakupów: wspólne zakupy szczepionek nie tylko przetestowały spójność, koordynację, zdolność do „szybkiego działania” i mobilizacji zasobów finansowych, ale także ustanowiły precedens, że wspólne zakupy ułatwiły zakup broni dla Ukrainy i nałożenie sankcji na Rosję.
Wyłączenie szczepionek rosyjskich i chińskich pokazało, że można ufać UE, że wykona rozkazy nawet wówczas, gdy są one sprzeczne z jej interesami gospodarczymi – amerykańskie szczepionki mRNA były droższe od alternatywnych i opierały się na technologii, której bezpieczeństwo nie zostało jeszcze ustalone. W unijnych mediach i debatach politycznych używano języka wojny, odnosząc się do „wojny” z Covid-19, z wirusem „walczono”, a lekarzy i ratowników medycznych opisywano jako „żołnierzy pierwszej linii”.
Poznawcza metafora wojny pomogła uporządkować postrzeganie rzeczywistości. Stan wyjątkowy został unormowany, co doprowadziło do zawieszenia praw konstytucyjnych. Pandemia stała się pretekstem do przeprowadzenia najdalej idącej operacji psychologicznej, jaką kiedykolwiek podjęto w czasie pokoju: brutalnie tłumiono wszelkie publiczne wyrażanie sprzeciwu lub nieprzestrzegania bezsensownych zasad, a korporacyjne media i media społecznościowe użyto jako broni do prania mózgu społeczeństwa i cenzury, zwiększono potencjał nowej unijnej armii „weryfikatorów faktów” i poszerzono zakres nadzoru cyfrowego.
Blokady doprowadziły do ogromnych strat gospodarczych (oraz zysków kilku, głównie amerykańskich firm technologicznych i farmaceutycznych), ale także do zmiany paradygmatu w polityce fiskalnej, pieniężnej i inwestycyjnej UE, w szczególności poprzez dostosowanie pomocy państwa, aby umożliwić państwom członkowskim wspieranie ich gospodarki poprzez bardziej bezpośrednią interwencję. Oznaczało to zerwanie z polityką oszczędnościową przyjętą po kryzysie finansowym w 2008 r.
W miarę jak państwa stawały się coraz bardziej zadłużone, musiały oddać UE jeszcze więcej suwerenności: strategie i cele rozwojowe państw członkowskich musiały być zgodne z priorytetami wyznaczonymi przez UE. Powstała UE, na której skorzystały głównie Stany Zjednoczone. Pułapkę zadłużenia przedstawiono jako plan naprawczy o wzniosłych nazwach, takich jak Next Generation EU (NGEU) – pożyczki o wartości 360 miliardów euro i dotacje o wartości 390 miliardów euro.
Jak to mówią, nigdy nie pozwól, aby kryzys się zmarnował. Nagła sytuacja stwarza poczucie pilności i konieczności szybkiego działania, co znacznie ogranicza zdolność prawidłowego myślenia. Takie podejście utorowało drogę do zaakceptowania jeszcze większych strat później, gdy UE nałożyła na Rosję sankcje, które wywołały bumerang. Wszelkie wahania przed rezygnacją z rosyjskiego gazu zostały szybko przezwyciężone przez amerykańskiego „partnera” poprzez sabotaż rurociągu Nord Stream.
Eurokraci, którzy uwielbiają być kochani, zwłaszcza w przejawach miłości za opłatą, są teraz na krótszej smyczy. Szacuje się, że w Brukseli zarejestrowanych jest 30 000 lobbystów, którzy od dziesięcioleci szerzą miłość. Jednak ostatnio jedynie lobbyści sprawdzeni przez USA otrzymali swobodę. Wydaje się, że aresztowania, które nastąpiły po Qatargate, były ostrzeżeniem dla eurokratów: przyjmowanie łapówek od niektórych podmiotów zagranicznych, takich jak Katar, nie będzie już tolerowane. Interesy transatlantyckie muszą zawsze być na pierwszym miejscu.
Rozszerzenie UE – cui prodest?
Chociaż rozszerzenie jest zapisane w oficjalnych dokumentach UE jako imperatyw geostrategiczny, UE stoi obecnie przed znacznie większymi wyzwaniami niż w latach po zimnej wojnie. Na początku lat 90. europejscy przywódcy debatowali nad tym, czy rozszerzać Unię o kraje bloku wschodniego, czy pogłębiać integrację. Próbowali obu, a rezultatem był niezrównoważony bałagan według wszystkich wskaźników społeczno-ekonomicznych, nawet zanim uwzględni się gwałtownie rosnące koszty pomocy dla Ukrainy, utratę przystępnych cenowo źródeł energii z Rosji i sankcje bumerangowe.
Zespoły doradców, eurokraci i media wzmogły ostatnio wysiłki, aby przedstawić przeszłe przykłady rozszerzenia UE jako sukces, a przyszłe rozszerzenie jako szansę, jednak poza ich komorami echa narasta sceptycyzm i pojawiło się zmęczenie rozszerzeniem.
Jeżeli w ogóle mówi się o ekspansji, to dlatego, że rozmowa jest tania. Wystarczy zapytać Macedonię Północną, kraj, który uzyskał status kraju kandydującego w 2005 r. i nadal znajduje się na liście oczekujących. W 2022 r. pośpiesznie przyjęto wniosek Ukrainy i Mołdawii o przyznanie im marchewki, wiedząc doskonale, że żaden z krajów nie spełnia kryteriów przystąpienia do unii. Co więcej, nadal lepiej dla UE będzie trzymać je w ryzach i nigdy nie przypieczętować porozumienia. Dziewięć krajów formalnie otrzymało tę samą obietnicę i nie można przyspieszyć przystąpienia Ukrainy i Mołdawii bez wywoływania urazy.
Ponieważ jednak Waszyngton obawia się, że „kraje wrażliwe politycznie i gospodarczo” stracą cierpliwość do UE i znajdą atrakcyjniejszych partnerów, którzy wesprą ich rozwój, a mianowicie Chiny i Rosję, UE musi w dalszym ciągu składać obietnice, a co ważniejsze, elity polityczne w krajach sąsiadujących finansowe, aby wzmocnić swoją władzę i klientelę.
Stany Zjednoczone liczą także na to, że UE sfinansuje wysiłki wojenne Ukrainy i odbudowę to, co pozostanie z tego upadłego kraju po zakończeniu konfliktu zbrojnego. Niech europejski podatnik zapłaci rachunek: wsparcie UE dla reżimu w Kijowie wzrosło obecnie do 85 miliardów euro, a Von der Leyen obiecała więcej w przyszłości. Komisja Europejska zaproponowała dodatkową kwotę 50 miliardów euro na „Instrument dla Ukrainy” na lata 2024–2027. W 2022 roku Parlament Europejski zatwierdził kwotę 150 mln euro na wsparcie marionetkowego rządu Mołdawii.
Ponieważ UE nie może się rozszerzać bez implozji, Francja i Niemcy zaprosiły 12 ekspertów do utworzenia grupy roboczej ds. reform instytucjonalnych UE. Przedstawili szereg propozycji konstrukcji wielu prędkości, która umożliwiłaby niektórym państwom członkowskim głębszą integrację w niektórych obszarach i nie powstrzymywała innych.
W raporcie zaproponowano zniesienie wymogu jednomyślności w głosowaniu, nawet jeśli usunięcie weta oznacza zaakceptowanie różnych poziomów zaangażowania. Przewiduje cztery poziomy członkostwa, z których dwa ostatnie znajdują się całkowicie poza UE. Te „kręgi koncentryczne” obejmowałyby krąg wewnętrzny, którego członków mogłyby łączyć jeszcze bliższe więzi niż te, które łączą istniejącą UE; sama UE; członkostwo stowarzyszone (tylko jednolity rynek); oraz luźniejszy, mniej wymagający poziom nowej Europejskiej Wspólnoty Politycznej.
Główną „korzyścią” dla Kolektywnego Zachodu jest to, że wszystkie kraje tej „Europy” zostaną odcięte od Rosji i Białorusi, ale nie jest jasne, jakie korzyści będą dla krajów warstwy zewnętrznej, biorąc pod uwagę, że będą one miały ograniczony lub zupełny brak dostępu do rynku wewnętrznego, ale oczekuje się, że zrezygnują z części własnej suwerenności narodowej na rzecz Brukseli, tracąc autonomię i pole manewru w wielobiegunowym świecie.
W październiku ubiegłego roku Europejska Wspólnota Polityczna – forum dyskusyjne skupiające przywódców krajów UE, kandydatów do UE, Szwajcarii, Norwegii, Wielkiej Brytanii, a nawet Armenii i Azerbejdżanu – spotkała się w Granadzie, aby omówić możliwe rozszerzenie bloku. Spotkanie miało wzmocnić determinację, a jedynie pogłębiło zastrzeżenia tych, którzy nigdy nie przekonali się do idei rozszerzenia UE kosztem obecnych członków.
Niektórzy członkowie dokonali już obliczeń i zdali sobie sprawę, że jeśli proponowane rozszerzenie UE dojdzie do skutku, będą musieli wpłacać więcej do budżetu UE i otrzymywać z niego mniej: odbiorcy netto staną się płatnikami netto. Co zrozumiałe, nie są zbyt podekscytowani tą perspektywą.
W miarę jak zwiększona integracja UE-NATO i ekspansja na wschód stworzyły nowe potężne lobby i nową klasę ultraatlantyckich eurokratów, państwa członkowskie UE utraciły wszelkie pozory strategicznej autonomii, a tym samym wszelkie szanse na wspieranie swoich interesów gospodarczych i geopolitycznych w celu ochrony lub promowania.
Początkowo to klasa robotnicza krajów Europy Południowej i Zachodniej poniosła ciężar rozszerzenia UE, ale potem także klasa średnia zaczęła odczuwać szczyptę. Obecnie PKB na mieszkańca Włoch spadł do poziomu Mississippi, najbiedniejszego stanu w USA; sytuacja we Francji jest nieco lepsza, plasuje się gdzieś pomiędzy Idaho a Arkansas, podczas gdy w Niemczech, motorze europejskiej gospodarki, dorównuje Oklahomie. Nie do końca jest to historia sukcesu .
Chociaż sceptycy wobec UE stali się w tych krajach coraz liczniejsi i głośniejsi, ich wpływ polityczny jest ograniczony. Ich przeciwnicy reprezentują interesy nowej elity politycznej i gospodarczej, która wyłoniła się zarówno w wyniku materialnego, jak i symbolicznego współtworzenia aparatu administracyjno-biurokratycznego UE. Elita ta może, przydzielając i wypłacając fundusze, egzekwować przestrzeganie przepisów lub nagradzać lojalność polityków. Mając kontrolę, może pełnić funkcję króla w dowolnym kraju UE.
Jest rzeczą oczywistą, że elita ta podziela habitus i neoliberalną ideologię elit ponadnarodowych, które bardziej zadomowiły się w Londynie i Nowym Jorku niż w Brukseli. Naiwnością byłoby oczekiwać, że będzie bronić europejskich interesów. Właściwie to nie. Kraje strefy euro, które 15 lat temu miały PKB nieco ponad trzynaście bilionów euro, obecnie zwiększyły go o dwa biliony , podczas gdy Stany Zjednoczone niemal podwoiły swój PKB (z 13,8 do 26,9 biliona euro) pomimo mniejszej populacji.
Według Financial Times gospodarka Unii Europejskiej wyrażona w dolarach stanowi obecnie 65% gospodarki Stanów Zjednoczonych . To spadek z 91% w 2013 r. PKB na mieszkańca w USA jest ponad dwukrotnie większy niż w Europie, a różnica w dalszym ciągu rośnie. Genialna praca!
Jeśli w negocjacjach międzynarodowych przywódcy UE rutynowo pomijani są na korzyść przywódców krajowych, dzieje się tak dlatego, że UE spełnia definicję papierowego tygrysa.
Konsensus w sprawie wojny zastępczej na Ukrainie nie może być długo utrzymany, a główni architekci amerykańscy i europejscy za rok stracą władzę.
Struktura polityczna Europy sprzeciwia się proaktywnej polityce zagranicznej i obronnej. Kiedy więc Borrell zachwyca się koniecznością przejścia Europy od miękkiej siły do twardej, wygodnie zapomina, że UE nie jest aktorem państwowym. Ma pewne cechy państwa – osobowość prawną, pewne wyłączne uprawnienia, służbę dyplomatyczną, a niektóre kraje UE mają wspólną walutę – ale ostatecznie jest hybrydą i jako taka nie jest przygotowana na stawienie czoła XIX-wiecznej „wielkiej grze”; grać w politykę siły.
I szczerze mówiąc, w nadchodzących latach nie będzie do tego przygotowana. „UE geopolityczna” pozostaje jedynie pocieszającą fantazją opartą na jej atrakcyjności i kolejce do przyłączenia się.
https://drnowopolskipolskapanorama.home.blog
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz