Metodą faktów dokonanych
Ponieważ dzień 28 stycznia, kiedy to przez nasz nieszczęśliwy kraj przewaliła się kulminacja Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy „Jurka” Owsiaka, już przeszedł do historii, to możemy puścić wodze fantazji i zastanowić się nad dalszym przebiegiem operacji przerabiania III Rzeczypospolitej na Generalne Gubernatorstwo, jako nierozerwalne ogniwo IV Rzeszy, której BND, a za nią Reischfuhrerin, pani Urszula von der Layen opatrzyła kryptonimem „Przywracanie Praworządności”.
Wielu Czytelników i Widzów oglądających moje nagrania zachodzi w głowę, dlaczego od pewnego czasu w przypadku pani Urszuli von der Layen używam niemieckiej intytulacji, podobnie jak w przypadku Umiłowanych Przywódców drobniejszego płazu, w rodzaju Reichsleiterin Very Jurovej, czy bawiącego u nas niedawno z wizytą Reichsleitera Didiera Reyndersa.
Otóż robię to ze względów pedagogicznych, żeby w ten sposób przygotować nasz mniej wartościowy naród tubylczy na to, co go już wkrótce czeka w Generalnym Gubernatorstwie.
Musimy przecież wyuczyć się nie tylko poszczególnych rang i tytułów w oryginale, ale również zapoznać się ze zwrotami, które już wkrótce znajdą się w powszechnym użyciu; jak na przykład „halt!”, czy „Hande hoch!”
Ignorancja w takich sprawach może okazać się szkodliwa, a nawet niebezpieczna. Wyobraźmy sobie bowiem sytuację, kiedy to funkcjonariusz w służbie Generalnego Gubernatorstwa, zwróci się do takiego jednego z drugim tubylca okrzykiem: „halt!” i „Hande hoch!” – a ten, jak gdyby nigdy nic, będzie kontynuował marsza ku swemu nieszczęsnemu przeznaczeniu?
Jedyna rzecz, jaka go w tej sytuacji może uratować, to jak najszybsze wrzucenie do puszki Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy jakiegoś datku, otrzymanie serduszka i przypięcie go sobie do ubrania. Na taki widok każdy funkcjonariusz od razu skapuje, że tubylec dobrze chce i strzelanie do niego byłoby karygodnym błędem. A po czym skapuje? To proste, jak budowa cepa: Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy od razu skojarzy mu się z bardzo popularną w swoim czasie akcją Winterhilfswerke, w której serduszka też były używane, na przykład – na kolei – i nawet opatrzone literami „wHw”i uskrzydlonym kołem.
W ten sposób wypełni się proroctwo św. Ildefonsa Gałczyńskiego, który jeszcze za sanacji przewidział, że „tych, co płacą, nic nie spotka.” Wprawdzie Judenrat „Gazety Wyborczej” uważa takie skojarzenia za „skandaliczne” – ale powiedzmy sobie szczerze – cóż innego ma mówić, kiedy wiadomo, że w domu wisielca nie wypada rozprawiać o sznurze?
Na szczęście 28 stycznia szczęśliwie przeszedł już do historii, więc teraz, kiedy pan „Jurek” Owsiak liczy, ile tego uzbierał i jak to porozdziela, możemy – jak już powiedziałem – puścić wodze fantazji tym bardziej, że już można się domyślić, w jakim kierunku operacja pod kryptonimem „Przywrócić Praworządność” będzie się u nas rozwijała.
Jak możemy się przekonać, realizowana jest ona metodą faktów dokonanych, którym przyświeca zasada: „cel uświęca środki”. Toteż vaginet Donalda Tuska nie przejmuje się żadnymi jurydycznymi dyrdymałami, tylko wysyła „silnych ludzi” i oni robią porządek, zgodnie z życzeniem BND oraz Reichsfuhrerin Urszuli von der Layen.
Minister-pułkownik Bartłomiej Sienkiewicz, przeniesiony z odcinka bezpieczniackiego na odcinek kultury, przeprowadza kurację przeczyszczającą w mediach, dzięki czemu nikt już nie podskoczy Donaldu Tusku i jego vaginetowi, a z kolei pan Adam Bodnar, minister sprawiedliwości, przeprowadza taką samą kurację przeczyszczającą w prokuraturze – nie tylko Krajowej, do której w celach pacyfikacyjnych posłał tak zwaną „atandę”, czyli oddział Służby Więziennej przeznaczony do pacyfikowania buntów w więzieniach.
Teraz wywala jednego po drugim prokuratorów okręgowych i rejonowych, a na ich miejsce wsadza takich, którym nie drgnie ręka przez żadnym zadaniem postawionym przez Volksdeutsche Partei. Wprawdzie ta kuracja przeczyszczająca wywołuje jakieś bezsilne złorzeczenia i protesty, ale nikt się nimi nie przejmuje w sytuacji, gdy od Reichsfuhrerin Urszuli von der Layen i Reichsleiterów w osobach Very Jurovej i wspomnianego Didiera Reyndersa, zarówno Donald Tusk, jak i wszyscy jego pretorianie mają carte blanche na forsowanie faktów dokonanych.
Toteż bawiąc w Brukseli, gdzie zdawał przed Reichseiterami sprawozdanie, pan minister Bodnar wyraził pragnienie serca gorejącego, by operację przywracania praworządności zakończyć do maja, wziąć od Rzeszy nagrodę i sprawiedliwie ją rozdzielić.
To ambitne marzenie, bo oprócz prokuratorów, trzeba będzie zrobić porządek z niezawisłymi sędziami. Pan prezydent Duda wprawdzie odgraża się, że „nie pozwoli” na podważanie prawomocności nominacji sędziowskich, ale w dniach ostatnich przekonaliśmy się, że tak naprawdę, to pan prezydent nic nie może. Zresztą on sam chyba też to wie, bo w Davos wypłakiwał się Reichsleiterin Verze Jurowej w rękaw, że dzieje mu się tutaj „gewałt”, na co ona, z widoczną Schadenfreude, oświadczyła mu, że Komisja Europejska nie zamierza ingerować w wewnętrzne sprawy Polski.
Mniejsza tedy już z tym całym panem prezydentem – ale co będzie, jak niezawiśli sędziowie będą sobie nawzajem wydawać wyroki o nieusuwalności? Co wtedy?
Najgorsze są nieproszone rady, ale skoro już trwa walka o praworządność, to w czynie społecznym, pozwalam sobie podsunąć panu ministru Adamu Bodnaru radę następującą. Wzorując się na bezcennym Izraelu, który właśnie kończy już operację ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej i nawet słynny trybunał w Hadze nie ośmielił mu się wyraźnie podskoczyć, również pan minister powinien przeprowadzić ostateczne rozwiązanie w niezawisłych sądach.
Pomocny może się tu okazać Zespół pana mecenasa Romana Giertycha. Pan mecenas trzymałby takiego niepokornego sędziego za ręce i nogi, a w tym czasie pan minister Bodnar by go rzezał – i w ten oto sposób spełniłby marzenie serca gorejącego, by operację przywracania praworządności zakończyć do maja.
Nie ulega wątpliwości, że ani Reichsfuhrerin Urszula von der Layen ani żaden z Reichsleiterów nie pisnąłby ani słowa krytyki, więc i haski trybunał też powinność swej służby by zrozumiał. Co więcej – ta radykalna metoda miałaby nieoceniony walor prewencyjny, bo cały mniej wartościowy naród tubylczy przekonałby się, że okres polskiego safandulstwa, do jakiego przyzwyczaił się w ciągu ostatnich 30 lat, właśnie dobiega końca i odtąd będzie już dyscyplina.
Teoretycznej podbudowy dostarczyłby oczywiście Judenrat „Gazety Wyborczej”, jako że na tym etapie Żydowie idą ręka w rękę z Niemcami w nadziei, że w Generalnym Gubernatorstwie odzyskają i utrwalą pozycję, jaką mieli w PRL w okresie stalinowskim – bo Reichsfuhrerin z pewnością nie powtórzy błędu wybitnego przywódcy socjalistycznego Adolfa Hitlera..
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz