tekst: syzyf
Aby P… wiedział chociaż odrobinę o czym jest mowa, bo widać że strzela na oślep w próżnię,
podam ostatnie dwa stopnie drabiny z której P. Głogoczowski wskoczył w nową realną rzeczywistość:
11. Wystąpienie przeciwko Bogu. Żywy trup
Zwycięstwo to nie nadchodzi. Mnożą się natomiast porażki.
Rzeczywistość. pomimo wszystkich manipulacji, pozostaje rzeczywistością. prawda. wbrew wszystkim wysiłkom. pozostaje prawdą. Prawo naturalne wciąż daje o sobie znać.
Bóg wciąż jest Bogiem. Panem stworzenia i Prawodawcą. a Jego obecność i działalność,
Jego miłosierdzie, od których nie można uciec, przypominają o ludzkiej
słabości, małości, bezradności, boleśnie godzą w podsycaną wciąż przez rosnące ciągle,
jak na drożdżach” pychę, „miłość” własną.
Żywy trup nie może pogodzić się z taką sytuacją.
Występuje otwarcie, wprost przeciwko Bogu. Już nie jest „nieśmiałym” uczniem szatana.
Jeśli świadomie uznawał go za swojego mistrza i przewodnika odrzucającego autorytet,
nawet, niekiedy, gardzi nim z powodu jego porażek.
To on – żywy trup będzie nosicielem światła – Lucyferem.
To on pokona Boga i zajmie Jego miejsce.
Układa sobie więc teraz plan „detronizacji” Boga.
Plan taki przybrać może różne postacie.
Niekiedy jest bardzo rozbudowany, precyzyjny. finezyjny, drobiazgowy.
Jego pierwszy punkt, jedyny zresztą, który udaje się żywemu trupowi zrealizować, jest zawsze taki sam: postępować tak jakby Boga nigdy nie było. Św. Bernard nazywa to „swobodą grzeszenia”.
W tym momencie żywy trup zaczyna głosić „wolność bez granic” i realizuje ją podejmując i gloryfikując
takie działania, co do których przypuszcza. że najbardziej zabolą Boga,
najbardziej w Niego ugodzą.
Grzech czyni swoim chlebem powszednim. „Nurza się” w nim i „tarza” jak świnia w błocie.
Wychwala jego „smak”. „Pieje” nad swoim „szczęściem”.
Drwi: „No i co, cóż na to Bóg, nic nie może, nie reaguje, jest bezsilny. nie ma go – umarł.”
Bada granice swojej niegodziwości, kroczy wciąż dalej i dalej. grzeszy coraz więcej. coraz częściej, coraz intensywniej.
To zjawisko świetnie uchwycił Henryk Sienkiewicz w „Quo vadis” gdzie Neron. w chwili szczerości. mówi: „Zabiłem nawet swoją matkę. by zobaczyć czy bogowie zareagują” .
Pozbywa się resztek niepokoju. jest coraz pewniejszy siebie, czuje się coraz silniejszy,
czuje się coraz bardziej bogiem.
Powoli. niedostrzegalnie. dla siebie, przekracza ostatnią granicę – wchodzi w ostatni etap
swojego „rozkładu”.
„Niestety. podobnie jak bywa z próbującym przejść rzekę w bród – stwierdza św. Bernard – i on z wolna pogrąża się w wirze grzechów”.
Dodajmy: by dotrzeć za życia, jeżeli to można jeszcze nazwać życiem,
do samego dna „piekła”.
12. „Już cuchnie”
To dno „piekła” św. Bernard nazywa „nałogiem grzechowym”.
„Gdy pierwsze występki – czytamy w traktacie ”O stopniach pokory i pychy” – unikną straszliwego wyroku Bożego, szuka się nowych rozkoszy; te zaś uwodzą coraz bardziej.
Rozbudza się pożądanie, rozum popada w stan uśpienia, a nałóg zacieśnia pęta.
Nieszczęśnik stacza się w przepaść zła i jako więzień poddany zostaje tyranii występków”.
Proces „rozkładu” żywego trupa kończy się w tym momencie.
Już nie ma w nim nic. co mogłoby jeszcze zgnić.
Nad niczym już nie panuje.
Jest tylko kukłą. którą wprawia w ruch. taka czy inna, teraz niejako samoistna, żądza.
Jest mumią. która porusza się ruchem robactwa. które ją toczy.
To dosłownie trup i to trup. Który ”już cuchnie”.
– Czego tu można nie rozumieć?!
Za wytykanie błędów błędów, dzięki, czekam na oficjalna ocenę i uwagę do Rodziców . . .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz