Wysuwam projekty racjonalizatorskie
Po powrocie Naszych Umiłowanych Przywódców z Waszyngtonu, gdzie amerykański prezydent Józio Biden kazał im pożyczyć w Ameryce 2 miliardy dolarów, za które kazał kupić w Ameryce śmigłowce „Apacz” i 1700 pocisków rakietowych typu „powietrze-powietrze” i „powietrze-ziemia”, co wskazuje, że nie są one chyba przeznaczone do obrony przeciwlotniczej, a raczej – do napadu powietrznego – pogrążyliśmy się w uczuciach mieszanych.
Z jednej strony radujemy się – bo jakże tu się nie radować, skoro Nasz Najważniejszy Sojusznik dopuścił do ucałowania ręki nie tylko pana prezydenta Andrzeja Dudę, nie tylko Generalnego Gubernatora Donalda Tuska, nie tylko Księcia-Małżonka, którego amerykańskie media awansowały na „pana Applebaum” („Pan Applebaum idzie na wojnę”), ale nawet pana Pawła Grasia, który Donalda Tuska pilnował już podczas pierwszej kadencji w latach 2007-2014, potem również w Brukseli na salonach, no i teraz też, co chwalebnie świadczy o ciągłości naszego życia politycznego pod starymi kiejkuty – ale z drugiej strony się martwimy, jak spłacimy te 2 miliardy dolarów, zwłaszcza gdyby się okazało, że te śmigłowce i te rakiety będziemy musieli za darmo przekazać Ukrainie na podstawie umowy z 2 grudnia 2016 roku.
Wprawdzie parafował ją złowrogi Antoni Macierewicz, ale chyba nie z własnej inicjatywy, tylko na polecenie Naszego Najważniejszego Sojusznika, więc nie tylko Donald Tusk, ale nawet pan minister Sienkiewicz wie, że podważać jej nie wolno – i to jest drugi dowód ciągłości naszego życia politycznego w otoczeniu Naszych Sojuszników, którzy przecież lepiej wiedzą, co jest dla nas naprawdę dobre.
Więc ten dług, podobnie jak wszystkie inne, trzeba będzie spłacić i to szybko, bo nie sądzę, żeby banksterzy, którzy forsę nam pożyczali, chcieli czekać, aż Polska zostanie wepchnięta do wojny w Rosją. Wtedy bowiem będą tu trupy, ruiny i zgliszcza, więc nie będzie z czego zaspokajać nie tylko wierzytelności, ale nawet „roszczeń” które wiszą przecież nad nami na podobieństwo gradowej chmury.
Tą właśnie potrzebą tłumaczę sobie nacisk pana ministra Adama Bodnara, żeby konfiskować samochody kierowcom, którzy zostaną przyłapani na jeździe w stanie wskazującym. Akurat odwiedziła go pani Vera Jurova, która przybyła do naszego bantustanu, żeby nam podarować „silną demokrację”, która obmyśliła dla nas Reichsfuhrerin Urszula von der Leyen. Taka demokracja charakteryzuje się silną ręką, przed którą nie oprze się niczyja własność – zgodnie z życzeniem Klausa Schwaba, co to organizuje w Davos sabaty, podczas których obecne tam wory złota tłumaczą tym wszystkim mężykom stanu – jak ma być.
A ma być tak – jak mówił poeta – że „wszystko mu (to znaczy – obywatelowi) się odbierze, by mógł własnością gardzić szczerze”. W takiej sytuacji nie będzie się buntował nawet gdyby przeznaczono go na mięsko armatnie – jak to miało miejsce w przypadku sowieckiego żołnierza, którego przesłuchiwał politruk: „Wodku budziesz pit’? – Nie budu. – A kurit’ budiesz? – Niet, nie budu. – A j…t’ budiesz? – Nie budu. – A żizń za rodinu atdasz? – Atdam, na ch… mnie takaja żizń!” I o to właśnie chodzi, żeby obywatele nie mieli już nic do stracenia oprócz życia, które w tych okolicznościach także wydaje się niewiele warte.
Żeby jednak tempo odzyskiwania samochodów odpowiadało rozbudzonym oczekiwaniom banksterów, trzeba by wprowadzić do całej procedury bodźce materialnego zainteresowania. Pod koniec lat 60-tych próbował zrobić to towarzysz Bolesław Jaszczuk, a partia rozpętała nawet wokół tego dyskusję. Nikt co prawda nie wiedział, o co konkretnie chodzi, podobnie jak podczas dyskusji nad tak zwaną „synodalnością”, którą nakazał przeprowadzić papież Franciszek – ale przecież przy tego rodzaju przedsięwzięciach nie chodzi o żadne konkrety, tylko – żeby zrobić szum.
I to się udało, a teraz partia, to znaczy pardon – oczywiście nie żadna „partia”, tylko papież Franciszek ze swoimi kolaboranty zrobi, co tam będzie chciał, podpierając się „wolą ludu” wyrażoną podczas „konsultacji społecznych” – bo tak chyba trzeba zakwalifikować dyskusję nad „synodalnością”.
Żeby tedy nadać procesowi odzyskiwania samochodów znamiona konkretności, w czynie społecznym zgłaszam projekt racjonalizatorski, żeby policjant, którzy przyłapie kierowcę na jeździe w stanie wskazującym, a także niezawisły sędzia, który orzeknie konfiskatę samochodu – bo zakładam, że w ramach przywracania praworządności zaangażuje się do tego niezawisłe sądy – dostawali od każdego skonfiskowanego auta jakiś procent. W tej sytuacji każdego dnia konfiskowane będą tysiące samochodów, które można będzie sprzedać obywatelom Ukrainy i w ten sposób połączyć piękne z pożytecznym – a banksterzy będą zadowoleni i nie będzie mowy, by któremuś włosy stawały dęba – jak to było w roku 1980, kiedy to „legitymację partyjną oddał Wincenty Kalemba, a tam zachodnim bankierom włosy stają dęba” – śpiewał Andrzej Rosiewicz.
Ten projekt racjonalizatorski w czynie społecznym zgłaszam w momencie, kiedy nasz Generalny Gubernator Donald Tusk, prosto z Waszyngtonu, pogalopował na spotkanie „trójkąta weimarskiego”, podczas którego złoży sprawozdanie dla Reichsfuhrerin Urszuli von der Leyen, a z kolei ona – oczywiście po naradzie ze starszymi i mądrzejszymi – wyznaczy Donaldu Tusku następne zadania.
W trójkącie weimarskim bowiem – podobnie jak w trójkącie małżeńskim – ktoś musi zostać wydymany, a doproszenie tam Donalda Tuska pokazuje, kto to ma być. Nie jest to może zadanie zaszczytne, ale nie zapominajmy, że nie o zaszczyty tu chodzi, tylko o poświęcenie dla Polski, a w tych sprawach Donald Tusk nadaje się, jak mało kto.
W tej sytuacji tylko patrzeć, jak Nasi Sojusznicy z „trójkąta”, w porozumieniu z Naszym Najważniejszym sojusznikiem, wepchną Polskę do wojny z Rosją, to znaczy – nie tyle może z Rosją, bo w Rosji są porządni ludzie w rodzaju wdowy po Akleksieju Nawalnym i inni przyjaciele pana redaktora Michnika – co ze zbrodniarzem Putinem.
Tego właśnie nie może już się doczekać pan generał Roman Polko, któremu najwyraźniej życie tak obrzydło, że aż się rwie, by „powstrzymać bandytów Putina”. Szkoda, że pan generał niczym już nie dowodzi, ale od czegóż pomysły racjonalizatorskie?
Toteż w czynie społecznym składam wniosek racjonalizatorski, by panu generałowi Romanowi Polko powierzyć komendę nad brygadą, czy może nawet dywizją zwolenników tezy, że wojna, jaką USA prowadzą z Rosją do ostatniego Ukraińca, to jest „nasza wojna” – i wysłać ją na front. Jeśli zwycięży – to czegóż chcieć więcej, a jeśli zostanie rozgromiona, to czyż komukolwiek w Polsce pęknie od tego serce?
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz